Ads 468x60px

wtorek, 11 grudnia 2012

Mark Hodder "Dziwna sprawa Skaczącego Jacka" - a ja nie skaczę



Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tytuł oryginalny: The Strange Affair of Spring Heeled Jack
Tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
Data wydania: 8 lutego 2012
Cykl: Burton & Swinburne
Ilość stron: 511
Cena: 44,90 zł
Wydawać by się mogło, że powinnam się zachwycić tą książką. Modna steampunkowa otoczka, ożywiona legenda ze świata anglosaskiego, bohater lingwista, dużo akcji, intrygująca zagadka, niezłe wykonanie - czegóż chcieć więcej? Toż to musi się podobać! Wychodzi na to, że znowu będę czarną owcą i zamiast beczeć zgodnym bekiem "beee", zabeczę: "aaaa...le".

O treści tej książki, będącej zaczątkiem trylogii (znowu), napisano już tyle, że aż mi się nie chce jej powtarzać. Mamy tu do czynienia z wiktoriańską Anglią, przy czym jest to Anglia dziwna, nie do końca zgodna z tym, co znamy z historii, zaludniona osobliwościami, jak na steampunkowe klimaty przystało. Czyli coś jakby alternatywna wersja historii. Główny bohater, sir Richard Burton, jest podróżnikiem, lingwistą, odkrywcą, trochę awanturnikiem, ale takim honorowym i królewskim agentem, który ma rozwiązywać niepojęte i straszliwe wydarzenia, od jakiegoś czasu wtrząsające Londynem. W mieście pojawiły się bowiem wilkołaki, z francuska zwane tu loup-garou, ponadto sieje grozę pojawiająca się znienacka postać osobnika na szczudłach, w cudacznym kombinezonie, w hełmie i chmurze błękitnych błyskawic, który napada na młode dziewczęta. Jak można przypuszczać, oba zjawiska łączą się ze sobą, a bohaterski sir Burton nie szczędzi mozołów, by dotrzeć do ich sedna, wspierany przez nietuzinkową postać poety o masochistycznych skłonnościach, Swinburne'a. 

Nie trzeba być żadnym bystrzakiem, by odnaleźć w powieści szereg autentycznych postaci historycznych, którym autor przypisał tu inną, alternatywną rolę. Również i tytułowa historia Skaczącego Jacka jest mocno zakorzenionym elementem kulturowym Anglosasów, tak oczywistym i rozpowszechnionym, jak nasza legenda o panu Twardowskim. Mark Hodder prezentuje tutaj zgrabne wyjaśnienie tej tajemniczej historii i umiejętnie kreuje wokół niej swój własny świat. I ten świat również jest fascynujący. Amatorzy stempunkowych gadżetów z pewnością będą usatysfakcjonowani ich mnogością, w dodatku autor nie poprzestaje na typowych wynalazkach inżynieryjnych, a wzbogaca swoją wersję świata produktami genetycznych eksperymentów, pośród których najbardziej urzekł mnie odpowiednik niegdysiejszych gołębi pocztowych, czyli papuga, posiadająca jednak maleńki efekt uboczny w postaci nieprzyjemnej skłonności do nadużywania przekleństw. I choć ptaki te jako posłańcy wiadomości były niezawodne, to jednak odbiorca poczty musiał pogodzić się z tym, że ptaszysko zmieszało go z błotem i zwymyślało od najgorszych.  

Skoro zaś już jesteśmy przy gadżetach, to stąd już rzut beretem do całej konwencji tej powieści. Właściwie aż żal, że została ona ujęta w formie epickiej, bowiem stanowi znakomity materiał na komiks. I tak się ją również czyta: jak płyciutką, przygodową opowiastkę z obrazkami. W zasadzie trudno się czepiać powieści przygodowej, że jest przygodowa, więc może przestanę w tym miejscu marudzić. Ale przyczepię się jednak do tego, że mimo wyraźnych wysiłków autora, by utrzymać tempo, by kalejdoskopowo zmieniać sekwencje obrazów, łuk napięcia wyraźnie pęka przed czasem, co dziwi tym bardziej, że i do momentu klapnięcia nie zawsze była w stanie utrzymać czytelnika w stanie nerwowego podniecenia (a przecież mamy tu do czynienia z przygodowym sztafażem, więc należy założyć, iż to właśnie jest jednym z celów autora). Co tu dużo gadać, nudziłam się w trakcie lektury, a to nie świadczy o niej zbyt dobrze, zważywszy na gatunek. 

Nie zaiskrzyło między mną, a Skaczącym Jackiem (a może sir Burtonem?), choć doceniam niektóre jak najbardziej udane aspekty tej książki. Daję trójczynę i raczej nie mam ochoty na kontynuację tego cyklu (3/5).

33 komentarzy:

  1. Szkoda, że Ci się nie podobała. :( Mnie za to bardzo i choć faktycznie pod koniec z tymi skokami nieco autor zakręcił, to sam klimat bardzo mi się podobał i już się szykuję do czytanie części drugiej, która czeka na półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać bardziej wpisała się w Twoje gusta:-) Ja się nie rozpływam, choć parę momentów naprawdę mi się podobało...

      Usuń
  2. Druga jest jeszcze lepsza :) Ja na 3 czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie siej wątpliwości, bo jak siebie znam, to wezmę i kupię ten drugi tom, choć nie zamierzałam:-)

      Usuń
    2. Poważnie :) Pierwsza część miała trochę dłużyzn, druga jest pod tym względem zdecydowanie lepsza. I sama akcja taka bardziej spójna.

      Usuń
  3. To już druga mało pochlebna opinia osoby, z której zdaniem się liczę. Jak wpadnie mi w ręce, to nie omieszkam przeczytać, ale wydawanie pieniędzy sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, to się zmartwiłam! Pierwsza część czeka u mnie nieczytana, miałam w ciemno kupować drugą, no bo jak steampunkowa Anglia, to pewnie jakiś cud miód! A tu taki klops... Wnioskiem z tego, przed dalszymi zakupami przeczytać muszę i stwierdzić, czy ja będę skakać, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepotrzebnie się zmartwiłaś! Ja tak mam, że marudzę, a książka, choć w moim odczuciu przeciętna, może się jednak podobać. Czy aż cud miód, nie wiem. Choć raczej, jeśli masz możliwość pożyczenia, zastanowiłabym się nad nią, zamiast wydawać 45 złotych:-)

      Usuń
    2. Wydam maksymalnie 32, hurtownia książek dobra rzecz. :D Ale pomijając detale, muszę się po prostu prędzej za ten pierwszy tom zabrać i albo się go pozbyć, albo dopiero wtedy polować na kolejne. Ale przyznam szczerze, że mimo wszystko liczę, że mnie się spodoba - każdy dobry steampunk jest u mnie na wagę złota. ;)

      Usuń
  5. Słyszałam już kilka podobnych opinii niepokornych owieczek ;-) ale chyba jednak po to sięgnę, bo jestem ciekawa tych gadżetów ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że ja nie beczę chórem, nie znaczy, że książka nie może się podobać:-) A w porywach była naprawdę niezła - choćby w kwestii wizji tego alternatywnego świata...

      Usuń
    2. Kiedy wszyscy zgodnie beczą, to ja się robię naprawdę podejrzliwa ;-)) Słyszałam, że druga część jest dużo lepsza, ale na razie spróbuję poskakać, zobaczymy, jak to wyjdzie...

      Usuń
  6. No właśnie mnie Honorata zachęciła, ale ta trójczyna to też nie tak zła znowu. Mam już zamówioną do pożyczenia, więc poczytam i zdecyduję co dalej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nie jest zła książka - w ramach wyznaczonych gatunkiem - tylko mnie nie urzekła, i tyle:-)

      Usuń
  7. Może być ciekawa, przekonam się na własnej skórze ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja jednak zaufam twoim indywidualnym odczuciom i nie skuszę się na tą książkę. Gdybym miała więcej czasu, to może jeszcze bym zaryzykowała, ale ostatnio nie mogę znaleźć wolnej chwili, więc spasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba słusznie robisz, poświęcając czas książkom, które mają większy potencjał "pewniaków".

      Usuń
  9. Nie przekonuje mnie ta alternatywna historia w takim razie pas i dobrze, że zrecenzowałaś tą książkę skoro nie iskry, to jak tu ropalić ogień. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie do książki wcześniej nie ciągnęło i teraz tym bardziej nie ciągnie, ale wspomniany loup-garou przynosi pozytywne wspomnienia - z "Santa Olivią" Carey (to ta od "Strzały Kusziela"). ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, znowu dźgnęłaś moje sumienie... Niewiele mi czasu zostało, a niby postanowiłam, że do końca roku przeczytam:-)

      Usuń
  11. Ja nie sięgnę po drugi tom, pozbyłem się pierwszego za Gaimana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie z kolei Gaiman nigdy nie przekonał :) Chociaż wszystko przeczytałam, mając nadzieję na nagłe olśnienie.

      Usuń
    2. Ja niewiele więc deal na pewno niezły :)

      Usuń
  12. Do tej pory spotykałam się z samymi zachwytami i strasznie się na tę książkę napaliłam... Teraz ciutkę mnie przygasiłaś, ale i tak mam zamiar przetestować ją na własnej skórze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przetestuj, niewykluczone, że podejdzie Ci bardziej:-) Wiesz przecież, że lubię pomarudzić...

      Usuń
    2. Konstruktywne marudzenie zawsze jest w cenie :)
      Jak widzisz, wystarczy trochę pogorączkować, by stać się wierszokletą (miało być "rymować", ale ten rym byłby już zbyt tandetny ;))

      Usuń
    3. Majaki oraz duuużo wolnego czasu na czytanie powinny osłodzić ci choróbsko;-) Bardzo ładny rym:-)))

      Usuń
  13. Dzięki Twojej recenzji poznałam legendę o Skaczącym Jacku - nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, a przecież nazywają go "dziadkiem" Batmana...
    Jak udało mi się "uchować" przed tą wiedzą...? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się coś tam obiło... ale na pewno ta postać nie jest zbyt mocno zakorzeniona w naszej kulturze. Dziadek Batmana jest dobry:-)

      Usuń
    2. Legenda dobra (znalazłam taką: kliknij), ale skoro książka nie bardzo, to raczej odłożę jej lekturę na "kiedyś w przyszłości" ;)

      Usuń
    3. Bardzo wyczerpujące opracowanie legendy:-)

      Usuń