Ads 468x60px

wtorek, 31 grudnia 2013

Arytmetyka na koniec roku

Białe więzienie książki, czyli Biblioteka Miejska w Stuttgarcie
Jest jakiś pęd w człowieku do sumowania, rachowania, porównywania i wyrażania liczbami świata. Jestem zupełnie niematematyczna, ale liczby są dla mnie tworami magicznymi. Nie oparłam się im i ja. Oto mój wkład w coroczne arytmetyczne ekwilibrystyki: dziś zacytuję za tygodnikiem Focus (wydanie specjalne "Bücher") parę frapujacych statystyk, które mogą dać do myślenia czytelnikom, a chyba jeszcze bardziej wydawcom w Polsce.

20% Niemców powyżej 14 roku życia chętnie spędza wolny czas na czytaniu.

W roku 2012 wydano w Niemczech 79 860 książek. Gdyby jakiś szalony bloger zechciał ułożyć z nich stosik, osiągnąłby on (stosik, nie bloger) wysokość 2400 metrów.

12,7 % wszystkich książkowych nowości na niemieckim rynku to przekłady z innych języków. To 11 564 tytułów. Dwie trzecie z nich stanowią tłumaczenia z języka angielskiego.

14,3 milionów nabywców kupiło w 2012 książkę dla dzieci lub młodzieży. Wydali na to 573,4 miliony euro.

25,9 % wszystkich beletrystycznych tytułów wydanych w 2012 roku należało do gatunku sensacja i kryminał. Tym samym jest to najpopularniejszy gatunek literacki.

Krimifantamania przeczytała w roku 2013 95 książek, o szesnaście mniej niż w roku poprzednim. 44 z nich przeczytałam po polsku, resztę po niemiecku, 21 to książki polskich autorów, 29 to dzieła autorów niemieckich, reszta to po trochu Anglosasi i Skandynawowie. Przetłumaczyłam 4 książki.

Do literackich olśnień tego roku zdecydowanie należą: David Woodrell (Winters Knochen), Jakub Arjouni (Bruder Kemal), Susanne Mischke (może będzie po polsku), Barbara Slawig, Reginald Hill (Rache verjährt nicht), Juli Zeh, usatysfakcjonowali Miłoszewski, Gutowska-Adamczyk, Głuchowski, spodobał Drwal, Osama, Zaginiona dziewczyna. Czytelniczo rok utrzymywał się w stanach wyższych i umiarkowanych, w porywach wysokich, prywatnie miał wszelkie znamiona trzynastki. W związku z tym spoglądam z optymizmem na kolejny, wyczekuję literackich olśnień, czego i Wam serdecznie życzę. Do Siego Roku!

A teraz idę dziabać mięso na fondue i zrobić się na bóstwo. Nowy Roku, przybywaj!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Mój dwupak



Po licznych perypetiach, fazach zwątpienia, euforii i rezygnacji, po wielomiesięcznym oczekiwaniu, wypełnionym nerwowym obgryzaniem paznokci, mogę wreszcie odetchnąć z ulgą: są, obie, i to w dwupaku, książki, nad którymi pracowałam przez sporą część minionego roku, obie z sensacyjnego poletka.

Pierwsza z nich to "Kołyska Judasza" Bena Berkeleya (nie sugerujcie się nazwiskiem, autor ma niemieckie korzenie, choć wychował się w USA i jest wziętym profilerem, pomagającym FBI w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek). Historia brzmi makabrycznie: psychopata montuje w samochodach młodych kobiet bomby i zmusza je do "wycieczki" na pustkowia. To, co następuje, to gehenna: uwięzienie, tortury, wreszcie śmierć. Sam Burke i Klara Swell to osobliwe duo, który zaangażowany jest w tę sprawę. On jest agentem specjalnym FBI, ona byłą agentką, odsiadującą karę, oraz królową włamywaczy. I jest jeszcze pewien niekonwecjonalny adwokat, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych... Jeśli ktoś spodziewa się tu jednak krwawych scen i epatowania brutalnością, to ich nie znajdzie. Tutaj dreszcz wywołuje to, co czytelnik sam sobie wyobrazi. Jest za to tempo, iście amerykańskie wolty i zwroty akcji, niespodzianki i sporo akcji. Acha, i sępy. Niebagatelną rolę odegrają tutaj sępy. I będzie wizyta w pewnym kultowym seksklubie dla ludzi o określonych preferencjach...


Drugi tytuł, "Operacja Blackmail" Jenka Saborowskiego, to historia pewnego zakrojonego na gigantyczną skalę szantażu. Jego ofiarą zostanie jeden z największych koncernów bankowych w Europie, a metoda, jaką stosuje znakomicie przygotowany przestępca, jest brutalna i niezwykle skuteczna: nieuchwytny zabójca co parę dni dokonuje zamachu na wybranego pracownika banku, i to tak długo, dopóki bank nie ustąpi i nie zapłaci gigantycznego okupu. Śledztwo prowadzi specjalna, tajna jednostka policji, operująca ponad granicami państw, stosująca niekonwencjonalne metody i wyposażona w niemal nieograniczone kompetencje. I tutaj ważną rolę odegra kobieta, agentka Solveigh Lang, obdarzona pewnymi specyficznymi umiejętnościami. Będzie też osobnik o nazwisku Mao, dla którego nie ma systemu nie do złamania, będzie były KGB-owiec, pracowicie wypełniający zlecenia, by wreszcie udać się na zasłużoną emeryturę, a także pewien Anglik ze szlacheckim tytułem, legenda brytyjskiego wywiadu. Dzieje się dużo, dzieje się szybko, a plenerami są między innymi Paryż, Frankfurt, Monachium, pewne greckie przedmieścia wielkiego miasta, potiomkinowska wioska pod Moskwą. Jest to pierwszy tom serii o agentce Slang i zdradzę, że drugi tom jest lepszy od pierwszego, zaś w styczniu ma się ukazać trzeci.

"Kołyska Judasza" już jest w księgarniach, a "Operacji Blackmail" spodziewajcie się pod koniec stycznia.

I tyle.

niedziela, 29 grudnia 2013

Lista bestsellerów tygodnika Spiegel - notowanie 01/2014



Nie rozpieszczałam Was ostatnio notowaniami niemieckiej listy bestsellerów, więc potraktujcie to wydanie jako swoisty prezent świąteczny: dziś zapraszam Was na ostatnie w tym roku wydanie listy, choć oklejonej już etykietką przyszłoroczną. A zatem, jedziemy z tym koksem: czym zachwycają się czytający Niemcy pod koniec roku 2013?

1. Jonas Jonasson Die Analphabetin, die rechnen konnte (oryg. Analfabeten som kunde räkna, pol. -
Kolejny po "Stulatku, który wyskoczył przez okno i zniknął" bestseller Szweda, kolejny przewrotny tytuł "Analfabetka, która umiała liczyć" i kolejny szał. Przyznam, że ani jednej, ani drugiej nie czytałam, a opinie o zabawnym staruszku obejmują pełen wachlarz od entuzjazmu po miażdżąca krytykę. Nie wątpię, że polscy wydawcy uszczęśliwią nas i tym tomem, a póki co niech zazdroszczą niemieckim. 
2. Khaled Hosseini Traumsammler (oryg. And the Mountains Echoed, pol. Góry odpowiedziały echem, wyd. Albatros, październik 2013)
Kolejna maszynka do zarabiania pieniędzy, czyli pewniak Hosseini. Czego się nie tknie, zamienia się w złoto, toteż i nic dziwnego, że trzeci bestseller jego pióra pnie się po listach bestsellerów. Lubicie?...





3. Robert Galbraith Der Ruf des Kuckucks (oryg. The Cuckoo's Calling, pol. Wołanie kukułki, pol. Wydawnictwo Dolnośląskie, grudzień 2013)
Całe zastępy krytyków, czytelników, publicystów, blogerów i samozwańczych znawców literatury łamią sobie głowę, czy ta Rowling w końcu umie pisać książki dla dorosłych, czy nie. Ja tam wiem. A jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, to niech zajrzy tutaj, gdzie pisałam o niejakim panu Galbraith. 



4. Sebastian Fitzek Noah (pol. - )
Fitzek płodzi i płodzi. Tuż przed świętami obdarował czytelników najnowszym thrillerem, który zapowiadano jako zupełnie coś innego niż dotychczasowe fitzkowe płody, coś globalnego, straszliwego, niesamowitego. Oczywiście, jako stworzenie łase na takie zanęty, zakupiłam była wersję czytnikową, która mruga do mnie od paru dni i nęci, nęci... Spodziewajcie się wkrótce relacji, ale czy się trzeba spodziewać rewelacji, tego już nie wiem...


5. Timur Vermes Er ist wieder da (pol. On wrócił, wyd. WAB luty 2014)
No wrócił, wrócił, już wiemy. Nawet do Polski, choć czekaliśmy na niego bardzo długo. A zatem obwieszczam publicznie i z całą odpowiedzialnością: książka Timura Vermesa, która okupowała przez ponad rok listę bestsellerów Spiegla i sądząc po ilości sprzedanych egzemplarzy, okupuje już połowę gospodarstw domowych w Niemczech, rozpoczyna podbój Polski. Licencję kupiło wydawnictwo WAB, choć chętnych na tę kąsek było wielu. Zobaczyły, czy tłumaczenie daje radę i czy Polacy będą się mogli pośmiać z Hitlera. Acha, kto jeszcze nie załapał, o co chodzi, to pisałam o książce tutaj

6. Jussi Adler Olsen Erwartung (oryg. Marco Effekten pol. - )
Efekt Olsena jest czymś frapującym. Pisałam już wielokrotnie, że Niemcy wielbią, a co ważniejsze, czytają, a co jeszcze ważniejsze, kupują tego pisarza, w związku z czym każda wydana książka tego pisarza z miejsca staje się hitem. Nie inaczej było z "Efektem Marco", o którym pisałam tutaj. O efekcie Olsena w Polsce pisaliśmy już również często i do znudzenia, marudziliśmy, psioczyliśmy, nie ustając w nadziei, że ktoś wreszcie złapie tę kurę znoszącą złote jajka i pozwoli znieść jajeczko i w Polsce. W końcu już parka kurczaczków jest... Pora na rodzeństwo, drodzy wydawcy!

7. Alice Munro Liebesleben (oryg. Dear Life pol. Drogie życie, wyd. Wydawnictwo Literackie, maj 2013)
O, jest noblistka! Popularność jej opowiadań świadczy, że jest chyba autorką nie tylko wyróżnioną, ale naprawdę czytaną, co zauważamy z dużym zadowoleniem.






8. Jo Nesbø Koma (oryg. Politi pol. Policja, wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, październik 2013 )
Tego tytułu nikomu przedstawiać nie trzeba, Nesbo ma się dobrze, mocna ósma pozycja! A kto jeszcze nie czytał, niech nadrabia, a kto zupełnie nie ma pojęcia, kto zacz, niech zajrzy tutaj, gdzie skrobnęłam parę bardzo afektowanych i emocjonalnych wrażeń po lekturze. 



9. Suzanne Collins Die Tribute von Panem 3 (oryg. The Hunger Games Mockingjay, pol. Igrzyska śmierci 3, Kosogłos)
A cóż to za wykopalisko?!... Aż się chce zakrzyknąć wielkim głosem: czy to się nigdy nie skończy?... Cóż, podejrzewam, że to efekt wprowadzanego właśnie do kin filmu, no bo któż jeszcze nie przeczytał do końca "Igrzysk śmierci"? (Poza mną oczywiście.)




10. Stephen King Doctor Sleep (oryg. Doctor Sleep, pol. Doktor sen, wyd. Prószyński i S-ka, październik 2013 )
No i to też jakoś nikogo nie dziwi. Król wprawdzie zamyka ostatnią dziesiątkę, ale miał mocną konkurencję. Ja wciąż jeszcze przed lekturą, ale wiem o tej książce tyle, że już prawie nie muszę jej czytać (uśmiecha się jadowicie), bo byłam na spotkaniu autorskim z Kingiem, a Wy nie, he he!




Lista, jak widać, jest kolorowa i dość rozrywkowa, ale przecież za pasem Sylwester, więc kto by tam czytał ponuractwa... Zaliczyliście już coś z tej listy?... A macie chęć?....


czwartek, 26 grudnia 2013

Johan Theorin "So bitterkalt" (Święty Psychol) - ... raz, dwa, trzy, kryjesz ty...


Wydawnictwo: Piper
Tytuł oryginału: Sankta Psyko
Data premiery: 10.09.2012
Liczba stron: 480
Cena: 19,99 euro

Ależ mnie wywiódł na manowce pan Theorin! Stara lisica dała się nabrać na zwodnicze numery jeszcze szczwańszego lisa... I dobrze, i bardzo dobrze. Znaczy, moje rentgenowskie spojrzenie nie przenika jeszcze przez najgrubsze mury labiryntów, ustawianych pieczołowicie przez mistrzów suspensu. Jeden z moich ulubionych Skandynawów nie tylko ucementował swoją niezachwianą pozycję na parnasie literatury kryminalnej, ale i pokazał, że potrafi knuć w sposób finezyjny i koronkowy.

A knucie to idzie tak: Jan Hauger, introwertyczny wychowawca przedszkolny, obejmuje nową posadę w placówce "Polana", miejscu szczególnym, bowiem znajdującym się przy szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze, w którym przebywają niepoczytalni, psychopatyczni przestępcy. Kontakt z własnymi dziećmi ma przyspieszyć ich rekonwalescencję, a przedszkolakom osłodzić rozstanie z osadzonymi rodzicami. Już samo miejsce jest dziwne - choć wypełnione dziecięcym gwarem, to jednak mroczne, tajemnicze, niejednoznaczne. I takiż jest Jan. Lakoniczny, skryty, nieprzystępny, a jednak o wielkiej wrażliwości. Łaknący towarzystwa dzieci i pośród nich rozkwitający. Dość prędko okazuje się, że Jan skrywa w sobie tajemnicę. Dlaczego objął posadę akurat tutaj, w tym niegościnnym, oddalonym o godzinę jazdy z Göteborga miejscu? Kogo spodziewa się spotkać za murami pilnie strzeżonego szpitala? I co tak naprawdę wydarzyło się kilka lat temu w przedszkolu "Ryś", w którym rozpoczynał pracę Jan?

Theorin przeplata płaszczyzny czasowe, przeskakuje z teraźniejszości w przeszłość, niespiesznie, oszczędnie, niemal beznamiętnie snując swoją opowieść. Dzierga swą koronkową sieć, zarzuca delikatną pajęczynę, by omamić i zwieść. I kiedy jesteśmy już niemal pewni ścieżki, którą nas prowadzi, okazuje się, że urywa się ona nagle nad przepaścią. A z otchłani, nad którą stajemy, nie nie spoglądają oczy pedofila, tylko człowieka zranionego, poharatanego przez mobbing, niekompatybilnego, kruchego jak jesienny liść.

Czytelnik spodziewający się spektakularnego "bum" z grubej rury i wartkiego strumienia akcji wyjdzie z tej lektury mocno rozczarowany, o ile w ogóle dotrwa do finału, który z namiastką wynagradza wielostronicowe czekanie na to, "aż coś się w końcu zacznie dziać". Ale to w tym czekaniu kryje się cały thrill, właśnie w tym rutynowym odhaczaniu codziennych czynności, w tym mozolnym odkrywaniu coraz większych fragmentów przeszłości, w tym, co niewypowiedziane. Między wersami. Subtelna emanacja podskórnego lęku, ponury, zimny mrok szpitalnych murów, za którymi czai się nieodgadnione - to są cieniuśkie szpile, którymi precyzyjnie operuje autor. I wbija je, wbija w czułe miejsca, drażni i podjudza, zwodzi i maltretuje. A kiedy wydaje nam się, że rozumiemy, wyciąga szpile, przygląda się, jak ścieka z nich maleńka kropelka krwi i wbija w inne miejsce.

Finał was zaskoczy. Zaskoczył i mnie, zostawiając z rozdziawioną paszczą. Nie jestem do końca pewna, czy mnie usatysfakcjonował, ale zaskoczył na pewno. Rozsmakujcie się w drodze do niego. Czasami to droga jest celem.



Pierwsze zdanie: "UWAGA, DZIECI - niebieską tablicę ostrzegawczą Jan widzi przez boczną szybę taksówki."
Gdzie i kiedy: Szwecja, współcześnie
W dwóch słowach: zwodnicza i klaustrofobiczna
Dla kogo: dla miłośników koronkowej roboty, zwodów i ciasnej, mrocznej atmosfery
Ciepło / zimno: 87°

niedziela, 22 grudnia 2013

Dennis Lehane "Nocne życie" czyli ballada o gangsterze


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: Live by Night
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Liczba stron: 504
Data premiery: 16.04.2013
Cena: 39 zł

Wszystko zaczęło się nie od kubła pełnego betonu, jak można by sądzić po pierwszym zdaniu tej opowieści, roztoczonej tu przez Denisa Lehane'a z rozmachem godnym Scorsese'a, a od osiemnastej poprawki do konstytucji Stanów Zjednoczonych, zakazującej produkcji, sprzedaży i transportu napojów wyskokowych. To ten zapis legł u podstaw niejednej oszałamiającej gangsterskiej kariery, w równym stopniu przyczyniając się do powstania fascynujących fortun, jak i bezlitosnych upadków. 

Tak było i z Joem Coughlinem. Syn szefa bostońskiej policji, młody utracjusz, trochę na bakier z prawem, nie kala się uczciwą pracą. Kiedy zakochuje się w pięknej Emmie Gould, nie może wiedzieć, że tym samym podpisuje na siebie wyrok. Dziewczyna jest bowiem kochanką Alberta White'a, jednego z bossów szmuglerskiej mafii, zbijającej profity na prohibicji. 
Wkrótce potem Joe po nieudanym napadzie na bank zostaje skazany na wiele lat więzienia, a Emma ginie w wypadku samochodowym. Młody wilczek walczy o przetrwanie za murami więzienia, uczy się trudnej sztuki zawierania sojuszów i popełniania zdrad, i czeka. Czeka na chwilę zemsty. 

"Nocne życie" to książka, która przewija się przed oczami czytelnika jak mroczny gangsterski film, i to wyreżyserowany ręką mistrza. Scorsese na zadrukowanych kartach. Albo Clint Eastwood. Albo Ben Affleck, bo to on będzie reżyserował film, który powstanie na podstawie tej opowieści. Wielkie nazwiska, które z banalnej historii o życiu pewnego gangstera mogą zrobić coś wyjątkowego, tak jak Lehane z banalnej historii, która odarta ze słów nie byłaby niczym szczególnym, zwykłą opowiastką w stylu "od pomywacza do milionera", zrobił powieść wybitną. I znów okazuje się, że do tego, by powstało dzieło wyjątkowe, nie wystarczy sama historyjka. To słowo nadaje jej prawdziwość, tchnie w nią ducha, sprawiając, że ożywa, dzieje się naprawdę, roznieca emocje. 

Autorowi udała się rzecz niemal niemożliwa: stworzenie z tak wyświechtanego materiału rozrywki na najwyższym poziomie, przy użyciu niewielu, ale za to niezwykle skutecznych środków. W efekcie czytelnik kończy oszołomiony, zachłyśnięty, przygnieciony. Ta lapidarność, z jaką kreśli dramatyczne koleje losów swych bohaterów, ta głębia ambiwalentnych, kontrowersyjnych postaci, ten rausz krwi, rumu, nocy i namiętności... Bierzcie i czytajcie. 



Pierwsze zdanie: "Parę lat później na holowniku w Zatoce Meksykańskiej stopy Joego Coughlina zostały zanurzone w kuble pełnym betonu."
Gdzie i kiedy: Boston, Ybor, 1926-1935
W dwóch słowach: hardboiled i noir
Dla kogo: dla miłośników "Ojca chrzestnego" i opowieści o wielkich emocjach, ukrytych w zwykłych lapidarnych opowieściach
Ciepło / zimno: 91°

sobota, 21 grudnia 2013

Chciałem go uśmiercić

Zdjęcie: ze zbiorów prywatnych autora

Zapraszam Was do lektury pewnego wywiadu. Pan na zdjęciu i przepytywany to Veit Heinichen, fantastyczna osobowość, myślący człowiek i pisarz, który ma coś do powiedzenia i nie ukrywa się za komunałami. Człowiek, który wiele lat temu wyjechał z kraju i osiadł w północnych Włoszech - czy naprawdę wolno się temu dziwić?... A kogo chcial uśmiercić i parę innych rzeczy dowiecie się na portalu Zbrodnia w Bibliotece, czyli tutaj. Zapraszam!

niedziela, 15 grudnia 2013

Robert Galbraith "Wołanie kukułki" czyli jak uciec od sławy


Wydawnictwo: Dolnośląskie
Tytuł oryginału: The Cuckoo's Calling
Tłumaczenie: Anna Gralak
Data premiery: grudzień 2013
Liczba stron: 452
Cena: 39,90 zł

Robert Galbraith napisał książkę. Klasyczny, niespektakularny kryminał, w starej, dobrej, angielskiej tradycji. Zainteresowanie dziełem było mierne, choć nieliczni czytelnicy jak najbardziej doceniali przymioty powieści. Potem okazało się, że to nie Robert Galbraith popełnił był to dzieło, tylko znana autorka megabestsellerów o młodym czarodzieju. Nagle okazało się, że niespektakularna powieść detektywistyczna bije rekordy sprzedaży.

Pomińmy cały ten marketingowy hype, zamierzony czy nie, i zatrzymajmy się na etapie Roberta Galbraitha, traktując go tak, jak sam(a) chciał(a), czyli jako debiutującego autora bez nazwiska i bagażu sławy. Niech sobie cynicy gadają. 

Kim zatem jest tytułowa kukułka i za czym lub kogo woła? Lula Landry, modelka i jedna z najbardziej kolorowych (także dosłownie, ze względu na mieszane pochodzenie) postaci londyńskiego światka celebrytów, nazywana Kukułką przez zaprzyjaźnionego projektanta mody, ginie pewnej mroźnej nocy z roztrzaskaną głową i skręconym karkiem na ulicy pod eleganckim apartamentowcem. Policja prędko ustala, że to samobójstwo - dziewczyna wyskoczyła z okna swego mieszkania, bez udziału osób trzecich. Kiedy nikt już, ani rozhisteryzowane media, ani śledczy, ani znajomi i przyjaciele Luly nie mają wątpliwości, że tak naprawdę było, do pewnego londyńskiego prywatnego detektywa zgłasza się brat zmarłej, zlecając wyjaśnienie okoliczności śmierci. Cormoran Strike, syn gwiazdora rocka, były żołnierz, który stracił w Afganistanie nogę, liżący rany po świeżo zakończonym toksycznym związku z Charlotte, prowadzący niedochodową agencję detektywistyczną i balansujący na grani upadku finasowego i osobistego, początkowo nie chce przyjąć beznadziejnej jego zdaniem sprawy (wszak policja, której patrzyła na ręce zgraja głodnych pismaków, wykluczyła morderstwo), kierując się osobliwym poczuciem honoru, skuszony podwójną stawką zgadza się jednak przyjrzeć okolicznościom śmierci modelki. 

I w ten sposób Strike, wyposażony przez autora w nową, niebrzydką i rzutką sekretarkę z agencji pracy tymczasowej, która dość prędko okazuje się osóbką o rozlicznych talentach, zaczyna przemierzać ulice Londynu, jego mniej i bardziej obsurne bary i miejsca spotkań celebrytów, odhaczając z mozołem kolejnych świadków, znajomych, krewnych i przyjaciół zamordowanej (tak, bo jednak detektyw niemal niezauważenie dla czytelnika nabiera jednak przekonania, że to nie było samobójstwo). To kuśtykanie za niedźwiedziowatym i sarkastycznym Strikiem, przysłuchiwanie się jego rozmowom, początkowo nużące i na pozór pozbawione większego sensu, wystawia na ciężką próbę cierpliwość czytelnika. I kiedy już wydaje się, że nic tego nie zmieni, a szansa na ciekawą intrygę prawie gubi się w niespektakularnych rozmowach i wizytach, okazuje się, że zaczynamy odczuwać osobliwą sympatię do tego dziwnie melancholijnego, ale wyjątkowo skrupulatnego profesjonalisty, gdzieś kiełkuje respekt przed jego wyjątkową wnikliwością i wielką wrażliwością ukrytą pod chropawą powierzchownością. Strike mrówczo kompletuje kawałki układanki, dostrzegając wzory i nieprawidłowości tam, gdzie przymulony czytelnik nawet nie spodziewa się dysonansu. 

Jakość tej opowieści nie mierzy się ilością przelanej krwi, nagłymi woltami czy pokręconą intrygą. Jej wartość polega na mistrzowskim portretowaniu londyńskich środowisk i niespiesznym, ale trafnym kreśleniu psychologicznych portretów jej przedstawicieli. Owszem, można się niekiedy przyczepić, że niektóre z nich są nazbyt archetypiczne (jak choćby pretensjonalny gej Guy, pusta Ciara czy ograniczona i pazerna matka Luli), ale nawet te przejaskrawienia komponują się w nader harmonijną i plastyczną całość.

Styl może się miejscami wydawać nieco zbyt barokowy, częstotliwość stosowania kuriozalnych figur retorycznych (dobrym przykładem są tu usta przypominające odbyt kota) zbyt męcząca, a samochodowa scena z masowaniem nogi jakby żywcem wyjęta z jakiegoś komiksowego czytadła w klimacie noir, ale to, co początkowo może razić, zdaje się ostatecznie dopełniać obrazu nostalgicznie staromodnego, klasycznego kryminału. Tak, niekiedy zalatuje tu szmirowatością, ale taką czarującą, rozbrajającą, jak wyświechtany i przykurzony chandler z antykwariatu za dwa złote. 

Robert Galbraith raczej nie spocznie i wypuści kolejny tom przygód Cormorana Strike'a. A ja niemal na pewno podążę za kuśtykającym olbrzymem o osobliwym imieniu i magnetycznym uroku, zgłębiając kolejne zagadki kryminalego Londynu.


Pierwsze zdanie: "Gwar na ulicy przypominał bzyczenie much."
Gdzie i kiedy: Londyn, współcześnie
W dwóch słowach: angielska i tradycyjna
Dla kogo: dla miłośników klasycznej powieści detektywistycznej i puzzli (tak od 2000 kawałków wzwyż) 
Ciepło / zimno: 88°

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Mariusz Zielke "Formacja trójkąta" - o fiutach i hochsztaplerach


Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: październik 2013
Ilość stron: 392
Cena: 34,90 zł
Fiuty, szpiedzy, hochstaplerzy, fortele, kłamstwa, gry, sztuczki wybiegi, zagrywki, kwity, wrogowie, przyjaciele, łapówki, wziątki, nielegały, przykrywkowdzy, szpiedzy, shomenuchi, katatori, KNF, ABW, CBA, CBŚ, GPW, giełda, gospodarka, analiza, fixing, monitoring, trendy, raporty, manipulacje, stanowiska, faceci, laski, bandyci, wóda, papierochy, seks, rżnięcie, emocje, wykańczanie, frustracja, odreagowanie, szkalowanie, niszczenie, etyka, cele, moralność, zło, materiał, rejestry, kaszana, ściema, pustaki, kutafony, kwasy, knajpy, ławeczki, ekspertyzy, świnia, tchórz, przyjaciółka, morderca, oszust, trup, miłość. 

I już. Wszystko jasne. Każde z tych słów występuje w tej książce i każde jest w jakiś sposób znamienne. Blurb dodaje jeszcze "pokaźny ładunek rozgrywek politycznych, szokujących afer politycznych" i "pokaźnej dawce erotyki". A tak naprawdę chodzi o śmierć prezeza warszawskiej giełdy, okrzykniętą początkowo samobójstwem, co prędko zrewidowano, gdy pewien żółtodziób dziennikarz i doświadczona i piękna pani major ABW wywlekają na światło dzienne nieprawidłowości, świadczące o czym wręcz przeciwnym. Rozpoczyna się na wpół legalne i amatorsko-profesjonalne śledztwo, prowadzące do dramatycznych wolt, nieoczekiwanych ustaleń, szeregu łóżkowych zbliżeń i oddaleń oraz dość intrygującego finału. 

Mariusz Zielke porwał się na gatunek, w którym bardzo łatwo stoczyć się z obranego szlaku w przepaść publicystyki i fanatyzmu z jednej, albo w otchłań śmieszności z drugiej strony. Wybrał chodliwy temat, ubrał go we współczesną otoczkę, nadał sprawom niezłe tempo, okrasił niemałą szczyptą seksu, trochę ponarzekał na "ten kraj" i ludzi i wyszła mu "formacja trójkąta". I to balansowanie na grani nawet autorowi wyszło, choć po drodze raz czy dwa niebezpiecznie potknął się i nie potrafił pohamować potoku słów, zbyt bardzo przypominające takie typowe perorowanie wiecznie niezadowolonego i będącego ekspertem we wszystkim Polaczka. Są to jednak poślizgi sporadyczne i kto wie, może nawet zyskujące aprobatę czytającej klienteli. Tym bardziej, że całość jest świetnie napisana, językiem żywym i bardzo zbliżonym do prawdziwego, żywego tworu, urabianego milionami polskich krtani, warg i zębów. 

Nie znalazłam też żadnych logicznych czy fabularnych kiksów, co tym bardziej cieszy, że gatunek politycznego thrillera jest na rodzimej scenie literackiej reprezentowany ubogo, i niestety bardzo często na żenującym poziomie. Raz już prawie go miałam (autora), już mi się wydawało, że przyłapałam go na jednej niewybaczalnej niespójności, ale nie - wybrnął, wytłumaczył, jak trza i zarobił wielkiego plusa. 

Nie wiem, czy to jest męska proza, bo powątpiewam w istnienie literatury męskiej czy żeńskiej, wiem tylko, że bywa nijaka. Ten kawałek prozy nijaki nie jest, typowo żeński (cokolwiek by to było) zapewne nie, więc jednak męska?... Na pewno dosadna, miejscami bardzo, na pewno wpisująca się w pewne schematy tematyczne, podobające się mężczyznom. Babą jestem, ale przeczytałam z przyjemnością, bo to sprawnie napisany thriller.


Pierwsze zdanie: "Ogarnięty wściekłością, wyrwał z sieci wtyczkę zasilania."
Gdzie i kiedy: Warszawa, współcześnie
W dwóch słowach: szybko i dosadnie
Dla kogo: dla miłośników twardej prozy i niewierzących w "ten kraj"
Ciepło / zimno: 70°

wtorek, 3 grudnia 2013

Smok tytanowy

Źródło: deviantart, autor: Dragon1988

Mamy teraz w domu smoka tytanowego. Smok tytanowy, jak sama nazwa wskazuje, różni się tym od zwykłego, że jest wzmocniony tytanem. Jest bardzo żarłoczny (pochłania wszystko), dużo śpi, przejawia spore zainteresowanie ruchomymi obrazami, na razie jest nieco niemrawy, ale to się pewnie zmieni. Niekiedy fuka i zieje ogniem, nie daje się dotknąć, ale zdarza się też, że przychodzi na pieszczoty... Ma potężny głos i jak ryknie, to aż się ściany trzęsą. Potrafi obsługiwać telefon oraz komputer (to chyba jakaś nowa generacja smoków) i uwielbia się nimi bawić, czym nie różni się zbytnio od osobników ludzkich oraz smoków nietytanowych (takiż egzemplarz również posiadamy). Smoki tytanowe chyba nie lubią czytać (a może to cecha indywidualna tego osobnika, nie wiadomo), bo podsuwane egzemplarze "Władcy pierścieni" są regularnie ignorowane. Smok nie lata.

PS. Wszystkim, którzy myśleli o smoczej rodzinie w zeszłą środę, trzymali kciuki, wspierali słowem i myślą, dziękuję z całego serca! Chyba pomogło (patrz wyżej).