Kochelsee (byłam w ostatni weekend) |
Pytacie się zapewne, dlaczego. Skąd to milczenie, dokąd ta ucieczka?... Mogłabym Wam opowiedzieć o ostatnim roku, który dokopał nam jak mało który. Mogłabym opowiedzieć o walce z wiatrakami (a właściwie wydawnictwami), które ostatecznie pozbawiły mnie złudzeń co do polskiego rynku wydawniczego, moralności wydawców i kultury prowadzenia biznesu w Polsce, mogłabym trysnąć jadem i polać goryczą. Mogłabym napomknąć o narastającej patologicznej awersji do blogowania, serwisów społecznościowych i internetu w ogóle. O pragnieniu zniknięcia, wtopienia się w tło. O buncie, negacji i tęsknocie. O inercji, zasklepianiu się w sobie i stanie przetrwalnikowym. O odchodzeniu bliskich, o spóźnionych pożegnaniach i godzeniu się na rzeczywistość. O przymusach i koniecznościach. O tchórzostwie i straceńczej odwadze. Mogłabym napisać o paru książkach, które pomogły mi przetrwać ostatnie tygodnie. I o tych, które zaczęłam i porzuciłam. Bo były zbyt miałkie, zbyt ą i ę, zbyt ponure, zbyt wesołe, albo po prostu nie wstrzeliły się w czas i klimat.
Ale ponieważ ten post jest zaledwie nieśmiałą próbą powrotu, to o niczym takim nie napiszę. Niczego też nie obiecam ani nie zadeklaruję. Tylko sprawdzę, czy jeszcze mam o czym pisać. I dla kogo.
PS. Dziękuję Ann RK, Kasi Hordyniec, Oisajowi, Jane Doe i wszystkim innym, którym moja nieobecność nie była obojętna.
Winnica w Markgräflerrand (byłam w poprzedni weekend) |
Oh, jak dobrze, że wróciłaś!!
OdpowiedzUsuń:-) Mam nadzieję, że na dłużej...
UsuńJak ktokolwiek mógłby zapomnieć? Witamy z powrotem :)
OdpowiedzUsuńPamięć ludzka krótką jest... :-) Ale się cieszę z odzewu!
UsuńJa wykańczam właśnie prowadzenie buisnessu w Polsce, mam dosyć, szczególnie porównując z austriackimi realiami. Ani metody, ani kultura i podejście w naszej ojczyźnie do prawdziwego buisnessu nie dorastają. I mam wrażenie, ze z każdym rokiem jest gorzej.
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś. Miałam pisać emaila do Ciebie, ale kurka myślałam, że może 4 litery będę zbytnio zawracać...
Masz rację, pod wieloma względami daleko nam do tutejszych uzusów. A zaczyna się od kultury (a właściwie jej braku) korespondecji, zwłaszcza tej elektronicznej. No i plaga niepłacenia... W Polsce niewywiązywanie się z zobowiązań płatniczych, nawet przez wydawałoby się renomowane firmy, jest na porządku dziennym i nikt się tym specjalnie nie przejmuje. Tylko tłumacz-pętak, który żebrze o dziadowskie honorarium...
UsuńJakbyś miała problem z niewypłacaniem czegoś w Polsce, to zapraszam na priv, może coś poradzimy.
UsuńNo stawki takie bardziej gów... (nie skończę żeby brzydko nie wyglądało), upokarzające wręcz, a, ze nieadekwatne do wysiłku i wiedzy oraz pracy tłumacza, to nawet nie wspomnę i gro osób wielce zdziwionych, że się ich za takie albo inne zlecenie nie całuje po rękach,. nogach i czym tam chcą.
UsuńJa ostatnio dostałam propozycję objazdu jako tłumacz po austriackich gospodarstwach rolnych, przetwórniach etc, z grupą rodaków. 7 dni ciężkiej pracy całe dnie tłumaczenia podałam stawkę w euro, a pan z biura w Polsce że w doopie mi się poprzewracało (dosłownie tak powiedział) jednocześnie podał stawkę w pln, ale 7x niższą niż gdyby moje oczekiwania w e przeliczyć na pln.
Podejrzewam, że walczysz o jakieś pieniążki z tytułu umowy o dzieło?! To chyba najgorsza z umów, ale i na jej niezapłacenie są sposoby, rady prawne.
Nagminnym jest proponowanie tłumaczowi (przynajmniej ja i koleżanka mamy taki "fart") stawki 10 pln (słownie dziesięć) za stronę A4 tłumaczenia, ale przy tym czysty zysk jak jedna pani określiła, bo stały napływ zleceń.
Viv, dzięki! Mam nadzieję, że to nie będzie koniecznie, chyba się coś ruszyło, ale nie wykluczam, że pójdę na wojnę :-) I wtedy chętnie skorzystam.
UsuńAnetko, na stawki to już mi się nawet nie chce narzekać, od dawna wiadomo, że są poniżające. Ale nagorsze jest to, jak się traktuje tłumaczy, przynajmniej tych literackich, w wydawnictwach. W najlepszym razie jak natrętnego petenta. I to boli najbardziej.
UsuńA co do Twoich doświadczeń, to jestem pewna, że tamtem pan od doopy znalazł jakiegoś leszcza, który się zgodził na wyjazd. Zawsze znajdą się tacy, których życie tak przyszpiliło, że wezmą wszystko, najgorszy ochłap. Co niestety wcale nie poprawia rynku.
Pewnie nie uwierzysz, ale dokładnie przedwczoraj sprawdzałam, czy czegoś nie napisałaś. Chyba mam jakieś szczęście, bo zajrzałam też na jeden blog dot. samorealizacji i dokładnie wczoraj po pół roku przerwy został wskrzeszony :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie jeszcze zapał do blogowania.
Musiałam Cię jakoś ściągnąć myślami, bo z tym wpisem nosiłam się od paru dni właśnie... Zapał zaś rośnie, jak widzę te komentarze:-)
UsuńBardzo się cieszę, że telepatycznie się spotkałyśmy :D
UsuńPowodzenia!
A ja byłbym wdzięczny za opis perypetii z wydawnictwami (mając nadzieję, że do tych zleceniodawców, którzy Pani podpadli, nie należę).
OdpowiedzUsuńPan akurat należy do tych nielicznych chwalebnych wyjątków, do których się nie mogę przyczepić, dosłownie o nic... A perypetie sprowadzają się właściwie do jednego: traktowania tłumacza jak zła koniecznego. Wydoić, spławić, zignorować. Możliwe, że jak czara goryczy się przeleje, to opiszę to wszystko. Ze szczegółami.
UsuńPamiętacie ;)
OdpowiedzUsuń:-)
Usuńufff, jesteś :)
OdpowiedzUsuńJednak tak. Chyba na dobre :-)
UsuńWelcome back!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńDziń dybry :D
OdpowiedzUsuńObły :-)
UsuńBędę wyczekiwać nowych postów :)
OdpowiedzUsuńBędą :-)
UsuńI ja się cieszę, że wróciłaś :) Chętnie tu zaglądałam i mam nadzieję na nowe inteligentne, humorystyczne i niebanalne, jak dotychczas, posty :D
OdpowiedzUsuńTo to postaram się nadziei nie zawieść :-)
UsuńNie jest łatwo, jak czytam, ale dobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńJuż lepiej. Dzięki :-)
UsuńO jak to dobrze, że już do nas wróciłaś. Czekałam z wielką niecierpliwością na Twój nowy wpis. Mam nadzieję, że nie będzie już problemów z wydawnictwami.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję :-)
UsuńWitam i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również:-)
UsuńProszę nie znikać, z przyjemnością Panią czytam. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! I też pozdrawiam:-)
Usuńno nareszcie:)
OdpowiedzUsuńWciąż mam Twojego bloga w ulubionych, więc bez obaw :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ślę pozytywne myśli :)
opty2
Czuję się już jakbym fruwała - to chyba moc tych pozytywnych myśli ;-) Dzięki :-)
UsuńSię Waćpanna nie kryguje jak jakaś pensjonarka, bo nie uchodzi, ja nie zapomniałem :)
OdpowiedzUsuńChwalić Boga :-)
UsuńOch, ciesze się, że jesteś - już się bałam, że kolejny z moich ulubionych blogów się wykruszył i co ja teraz będę czytać.) Trzymam kciuki za stały powrót.:)
OdpowiedzUsuńE, mnie tak łatwo się nie pozbędziecie ;-) W dodatku jak widzę te tłumy stęsknionych, to od razu nabieram ochoty na pisanie.
UsuńAgnieszko, bardzo, bardzo się cieszę, że znowu zawitałaś na blog! Są w życiu gorsze chwile, czasem przeradzające się w passę, ale wszystko ma swój koniec. Plaga niepłacenia lub płacenia ze znacznym opóźnieniem jest w naszym kraju (niestety) powszechna i to nawet ze strony wydawałoby się wiarygodnych i stabilnych firm. Współczuję przykrych perypetii i życzę, aby złe chwile były już całkiem niedługo tylko przykrym wspomnieniem.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ta zła passa się już skończyła. Dziś pierwszy dzień wakacji, Smoki przyniosły świadectwa i coś ze mnie opadło... Wszystkim perypetiom zdecydowanie mówię NIE :-)
UsuńAch, jesteś nareszcie! :)
OdpowiedzUsuńZbuduj jakiegoś fajnego mamuta i nie znikaj więcej. Tęskno nam.
Zobacz ile osób przyleciało tu zaraz jak opublikowałaś posta. A ilu jest takich, co nie pisze, ale zagląda w poszukiwaniu nowych tekstów? Na pewno wielu.
:)
No widzę właśnie i aż zbieram szczękę z podłogi :-) Jesteście kochani wszyscy!
UsuńNareszcie! Brakowało mi Twoich wpisów - recenzji, mamutów i list niemieckich bestsellerów. Trzymam kciuki, by wszystko się ułożyło, a nieśmiała próba będzie początkiem czegoś jeszcze lepszego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Będą mamuty, listy bestsellerów i recenzje, mam nadzieję, że także coś więcej. Nie spodziewałam się takiego odzewu, aż zaczynam żałować, że tak długo kisiłam się we własnych zgryzotach...
UsuńAgnieszko, bardzo się cieszę z Twojego powrotu. Spora część Twojego tekstu oddaje to, co przeżywam w roku bieżącym. Czerwiec był bardzo ciężki, ale to właśnie książki i blogi były zaciszną odskocznią od tego wszystkiego złego. Bo trzeba iść do przodu, iść wytrwale, krok za krokiem, na przekór słabości i beznadziei. Przesyłam Tobie moc dobrej energii - wytrwaj, pisz, nie zostawiaj nas !
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam
tommyknocker
Masz rację, książki i przyjaciele dają mnóstwo siły! Dzięki za zastrzyk energii - nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą te słowa...
UsuńMiło cię znów widzieć (czytać), zawsze Cię wypatruję na horyzoncie, mimo, że ostatnio sama też nieczęsto zaglądam w odmęty Internetów. Życie jakie jest, każdy widzi, czasem po prostu nie ma się czasu, głowy czy ochoty na blogowanie. Ale ty tu jesteś taką personą, że nawet roczna nieobecność nie wpłynęłaby znacząco na liczbę Twoich czytelników. Podobnie jak ktoś powyżej, nie chciałam zawracać gitary mailami, ale zaglądałam tu często, żeby sprawdzić, czy cię nie ma. Nie obiecuj nic, po prostu wróć wtedy, kiedy będzie na to najlepszy czas. My tu poczekamy :)
OdpowiedzUsuńW tej chwili to jestem personą głównie zszokowaną, że taki tu tłum wspaniałych ludzi! Aż mi skrzydła rosną... Dzięki!
UsuńJa się cieszę, że chcesz wrócić! Wróć! Masz do kogo :). W necie jest tyle ludzi, że zawsze się tu ktoś znajdzie, kto będzie Cię odwiedzał :). Polepszy się, zobaczysz :).
OdpowiedzUsuńWidzę, że naprawdę mam do kogo wracać :-) Dzięki wielkie za słowa pokrzepienia!
UsuńWszelki duch... :)
OdpowiedzUsuńAno, słowo się rzekło :-)
UsuńOgromnie się cieszę z Pani powrotu. Codziennie zaglądałam na Pani blog z nadzieją, że pojawił się nowy wpis. Jestem nauczycielką języka niemieckiego i między innymi dzięki Pani wiem, co czytają Niemcy. Wiele razy po lekturze Pani tekstów zamawiałam omawiane książki. Mam to szczęscie, że mogę i lubię czytac w oryginale. Pozdrawiam bardzo serdecznie i proszę o dzielenie się wrażeniami z kolejnych lektur. Bardzo mi Pani brakowało...Proszę się nie poddawac. Ma Pani tylu czytelników.
OdpowiedzUsuńCo za wspaniałe słowa otuchy! Widzę, że naprawdę nie mogę zamilknąć na zawsze :-) Bardzo dziękuję, to bardzo dużo dla mnie znaczy!
UsuńDziękuję za reakcję na mój wpis. Żebym nie była tak całkiem anonimowa, podpiszę się imieniem (wcześniej zapomniałam) - Alicja
OdpowiedzUsuńWięc witaj, Alicjo!
UsuńMam nadzieję, że druga połowa tego roku będzie zdecydowanie lepsza! Agnieszko ślij wieści co tam się u sąsiadów na rynku czytelniczym wyprawia tak jak do tej pory - trzeba trzymać rękę na pulsie:) A dzięki Tobie miałem powody do mobilizacji coby się tego niemieckiego znów poduczyć!
OdpowiedzUsuńNa coś się człowiek w końcu przydał... :-)
UsuńPostaram się więcej nie zawieść...
Tęskniłam i bardzo się cieszę, że wróciłaś :). Mam nadzieję, że wszystko wróci na właściwe - pozytywne - tory.
OdpowiedzUsuńDzięki za przemiłe słowa!
UsuńAgnieszko, jesteś! Siły życzę - no i żeby blogowanie sprawiało Ci frajdę. Spore rzesze czytelników czekają :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze już jesteś :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już jesteś. Wiem, jak bardzo potrafi dokopać życie. Siły i wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuń:) Wreszcie będzie znów co czytać (:
OdpowiedzUsuń