Ads 468x60px

sobota, 10 sierpnia 2013

Zboczenie


Gospoda "Do syta" w Aninie

Dziś zbaczam z utartych ścieżek. Zboczenie wynika ze świeżych wrażeń i doznań, jakich doświadczyłam przez cały miniony tydzień w Warszawie. Na każdy taki pobyt składa się wiele drobnych przeżyć, zachwytów i rozczarowań różnorakiego rodzaju. Tym razem intensywnie odkrywałam kulinarną stronę tego miasta, poszukując nowych miejsc i smaków. Starałam poruszać się z dala od turystycznych szlaków, bo to, co dla mnie ważne w kuchni, niewiele ma wspólnego z masowym zaspokajaniem pierwotnych potrzeb zwierza turystycznego. A ważny jest dla mnie smak, nastrój, jakość, prostota, przełamywanie stereotypów. Czy mój zamiar zakończył się sukcesem? Zapraszam na subiektywny, selektywny i stronniczy ranking warszawskich lokali, odwiedzonych w ciągu jednego upalnego sierpniowego tygodnia.

7. Haka Bar

Położony na Brackiej, z gwarnym i dość zapyziałym ogródkiem. Nikt tu nie zawraca sobie głowy przetarciem stolika po konsumpcji poprzednich gości, co daje organoleptycznie dość paskudny efekt. Karta mała, obiecująca, trochę tapas, trochę niedużych brunchowych dań. Zamawiamy m. in. burgery z kurczaka, skuszeni orientalnymi przyprawami przez obsługujące dziewczę. Smaków orientalnych nie dało się wyczuć. Burger był zjadliwy, choć podany w przypalonej bule, zaś zestaw tapas, złożony z kukurydzy i skrzydełek BBQ okazał się daniem wymagającym użycia łap. Na szczęście dziewczę przyniosło do opłukania tychże miskę z wodą i cytryną. Szczytem bezczelności okazała się "mrożona herbata", wyrabiana rzekomo na miejscu. Czekałam na nią...35 minut. Dziewczę, wyraźnie spłoszone, przyniosło coś, co przypominało rozcieńczony lodowatą wodą wyciąg ze herbatki z hibiskusa (takiej na sznurku, najtańszej). Obrzydliwa ciecz kosztowała 12 złotych. Nigdy więcej.

6. Słony Słodki

Lokal Magdy Gessler przy Mokotowskiej, oferujący rzekomo najlepsze wypieki w mieście. Wnętrze przecukrzone, odpowiednie dla pańć przychodzących na eklerki. Wybieramy herbatę mrożoną i normalnego earl greya, a do tego babeczki z poziomkami i malinami. Słodkości okazały się boskie, na kruchym, delikatnym spodzie, z niedużą ilością budyniopodobnego kremu, świeżymi, aromatycznymi owocami. Herbata mrożona zdumiewająco smaczna, ale earl grey podany w sposób wołający o pomstę. Na szczęście nie z podpaski, tylko sypany. Całość dyskwalifikuje cena, dwadzieścia dwa złote za niewielkie ciasteczko?... Hm. Wyszliśmy ubożsi o kwotę, za jaką gdzie indziej dostalibyśmy dobry obiad.


5. Gospoda Do Syta

Istniejąca od ponad pięćdziesięciu lat. Jeden z niewielu lokali w Aninie, za to zdecydowanie godny polecenia, o ile oczywiście jest się fanem tradycyjnej kuchni, pozbawionej dziwolągów i nowomodnych trendów. Karta niewielka, czyli taka, jaka powinna być, przypięta pinezką do ściany, zamawiać trzeba przy kontuarze. Miałam pewne trudności z wybraniem potrawy, bo wielką miłośniczką mięsnych i solidnych smaków nie jestem, w końcu stanęło na pierogach (ręcznie lepionych, grubych) ze szpinakiem, Smoki zamówiły rewelacyjne chrupiące placki ziemniaczane z sosem podgrzybkowym (hit!), zaś mój Tata gołąbki. Niespodzianek nie było, eksperymentów również nie, jedzonko domowe i smaczne. Ceny przyjazne dla portfela. Warto tu przyjść choćby dla niezwykłego wnętrza, będącego swoistą kroniką minionych epok, pełną staroświeckich przedmiotów tajemniczego przeznaczenia, nostalgicznych gadżedów z epoki peerelu i starych koronek. Na jednej ze ścian wypatrzyłam nawet bilet na rejs "Batorym"... Z głośników sączył się nienachalny jazz, a gości w dyskretny sposób obsługiwał pan o nienagannych manierach. Oaza.


4. Obiekt kulinarny 

Modny lokal mieszczący się w apartamentowcu przy ulicy Towarowej. Reklamuje się jako "coś więcej niż bistro, to nowoczesna forma gotowania z najlepszych produktów. Najwyższa jakość, profesjonalna obsługa, dobra energia". Czy dziwne, że postanowiłam przetestować to miejsce?... Dobrej energii jakoś nie uświadczyłam, ustyuowanie lokalu przy ruchliwej ulicy uniemożliwia spokojne spożycie posiłku w ogródku, zaś w środku gości bombardował upał i zbyt głośna muzyka. Nieduża karta zdaje się potwierdzać jednak pozostałe założenia. Smok Starszy zamówił penne z polędwicą z tuńczyka z sosem ze świeżych pomidorów (poprawne), Smok Młodszy roladki z kurczaka z camembertem zawinięte w szynkę parmeńską z sosem porto podane na zielonym groszku (udało im się to - mięsto z chrupiącą skórką rozpływało się w ustach, znakomite skrzyżowanie smaków), Mama Smoczyca zaś pojechała po bandzie i spróbowała burgera z soczewicy na wstążkach cukini z sosem jogurtowym (burger smakowity, obecność cukiniowych wstążek z sosem jogurtowym była dość szczątkowa). Dobór dań ciekawy, wybijający się z zalewu przeciętności i bylejakości. Ceny do przyjęcia, miejsce godne zapamiętania.

3. Bistro Syrena

Lokal, którego nie sposób znaleźć z ulicy. Odkryłam go, szukając wegetariańskich i slow-foodowych paszarni w Warszawie. Mieści się w teatrze Syrena, zakamuflowany, ukryty, o mrocznym, choć trochę stołówkowym klimacie. Karta minimalistyczna, taka jak lubię. Codziennie inna oferta lunchowa, za skromne 25 złotych głodny gość otrzymuje zupę oraz drugie danie, przyrządzone z najlepszych składników (nierafinowane oleje i cukry, pełnoziarniste mąki i ziarna, wysokiej jakości nabiał, ryby oraz mięsa ze sprawdzonych hodowli, wolnych od hormonów i antybiotyków) bez polepszaczy, z regionu, zgodnie z porą roku i gotowane wg metody "slow cooking". Zamówiłam chłodnik, a do tego solę z pieca w sosie limonkowym, z fasolką szparagową i kuskusem (nie wyglądało może pięknie, za to smakowało rewelacyjnie), Smok Starszy łososia z sałatą dębolistną i czerwonym ryżem (boskie), Smok Młodszy pierogi z żytniej mąki z jagodami (chyba najlepsze, jakich próbowałam). Dobre ceny, wyjątkowa jakość. Będę tam wracać.




2. Tea-Bar Dilmah

Miejsce, do którego wracam za każdym razem. Nie dla jedzenia - tego jeszcze nie kosztowałam, choć dania brzmią frapująco. Wracam, bo podają tu najlepszą herbatę w mieście (ostatnio próbowałam Special Finest Tippy Golden Flowery Orange Pekoe (SFTGFOP), czyli herbaty liściastej typu Assam, pochodzącej z jednej plantacji. Daje klarowny, żywy, bogaty napar o średniej mocy, łączący łagodną ziemistość z nutką korzenną - wszystko to prawda). Znakomity jest też Single Estate Darjeeling, jasna, delikatna, o muszkatelowym aromacie. Kiedyś podawano tu rewelacyjną szarlotkę na ciepło z lodami, teraz już jej nie ma, za to warto uraczyć się malinowym crumblem z lodami. Najbardziej jednak kocham to miejsce za wyjątkowy nastrój - to oaza spokoju pośrodku najbardziej ruchliwej okolicy Warszawy, gdzie czas zdaje się zatrzymywać i czekać, aż w spokoju skończymy partyjkę szachów lub scrabble'a. Do tego wyjątkowa obsługa, dyskretna, uprzejma, profesjonalna. To moje miejsce.

1. Mąka i Woda

To miejsce z tradycyjną pizzą neapolitańską, przygotowywaną z włoskich produktów (m.in mąka Caputo, pomidory San Marzano DOP, mozzarella di bufala Di Campania DOP), wypiekaą w piecu (dzieło Stefano Ferrary) opalanym wyłącznie drewnem. Przyznam, że nieufnym okiem spoglądam na tych wszystkich "włochów", lepiących placki na jedno kopyto posypane niezjadliwymi wiórami polskiego edamera i upstrzone klejoną z obrzynków szynką z supermarketu. Tymczasem pizza jest daniem prostym, łączącym w sobie pierwotne, ale cudowne smaki. I taka jest pizza w "Mące i wodzie". Przyszliśmy tu jak zwykle w porze lunchowej, zamówić można było tylko trzy rodzaje pizzy, ewentualnie panini i sałatę. Już sama sałata przeszła moje najśmielsze oczekiwania, delikatna, świeżuchna, krucha, polana najwyższej jakości oliwą o pięknym, orzechowym smaku. Do niej zamówiłam białą pizzę, na cieniuchnym spodzie ze smakowicie chrupiącym brzegiem, skalaną tylko włoskim serem, kuleczkami z mozarelli (tej prawdziwej, bawolej, rozpływającej się w ustach), delikatnymi wstążkami cukunii i niuansem cytryny. Więcej nie trzeba. Naprawdę. Poezja. Aż się boję, co mnie tu czeka, kiedy przyjdę wieczorem, zakosztować kunsztu z roszerzonej karty. Bo przyjdę. Na pewno.


A Wy? Znacie te lokale? Bywacie? Jakie są Wasze smaki i preferencje gastronomiczne?

18 komentarzy:

  1. Niestety nie bywam w lokalach. Jedynie w pizzerii w mojej miejscowości. Pizzę robią tam trzeba przyznać coraz lepszą, ale chętnie pozwiedzałabym lokale z dobrym jedzonkiem, ale musiałabym wyjeżdżać po za moje miejsce zamieszkania a z tym coraz trudniej. Lenistwo i takie tam różne inne przeszkody.Ta Do syta mi wpadła w oko. Lubie takie zagracone wnętrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja zwykle też się nie szwendam po lokalach, ale raz na jakiś czas pozwalam sobie na szaleństwa. Warto było:-)

      Usuń
  2. Nie znam tych lokali, nie to miasto :) A moje preferencje gastronomiczne są jak na studentkę przystało: nieważne co, byle było tanie. Inaczej by mi brakło na książki... :)

    22 zł za małe ciasteczko. He, he, he...

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie male ciasteczko za taka cene az prosi sie o sfotografowanie ;)
    Nie bywam w stolicy, ale wszedzie, gdzie bywam i jadam szukam miejsc podobnych do Twoich.
    I te herbaty! Uwielbiam dobra herbate, ale ze mieszkam w UK, wiec takowych nie znajduje, tylko siekiery Tetley zaprawione mlekiem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciasteczko sfotografuję może przy okazji kolejnego pobytu, o ile nie będzie mi szkoda kasy na odrobinę grzechu...
      Herbatę uwielbiam, ale naprawdę nie jest łatwo znaleźć lokal, gdzie potrafią ją parzyć:-)

      Usuń
  4. Dzięki za ten wpis! Tak jak wspomniałam na fb, przyda mi się wkrótce. Z przedstawionych knajpek znam jedynie Słodki...Słony, i to już sprzed dwóch lat. Absolutnie się zgadzam, że wystrój koronkowo tandetny, ale to chyba styl Gesslerowej, ceny kosmiczne, absolutnie kosmicze...ale...ciastka są na prawdę rewelacyjne. I to potwierdzam ja, osoba BARDZO wybredna, jeśli chodzi o ciastka (nie lubię i tyle). Zamówiliśmy bodajże trzy różne, każdy z nich przecięliśmy na czworo (daje się łatwo bo ciastka są spore) i powiem Ci, że tylko jedno było typowym, przesłodzonym ulepkiem, reszta wyborna, wspaniała. Tylko że naprawdę cholernie drogo :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie miłego testowania wkrótce:-) Może znajdziesz też coś, co mogłabyś polecić i mnie?...

      Usuń
  5. Aż sobie musiałam coś przekąsić hyhy
    W stolicy bywam bardzo rzadko, więc nie podyskutuję, ale bardzo mi się wpis podobał i uważam, że każdy powinien o swoich doświadczeniach pisać, bo wtedy wiadomo, co fajne, co omijać.
    Ciastka w Słodkim może i wyborne, ale jak takie drogie, to jednak nie na moją kieszeń, lubię słodkie, ale nie za cenę całej blachy ciasta w domu, są jakieś granice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że wybierając miejsca, które tu odwiedziłam, kierowałam się właśnie subiektywną opinią bywalców, taką z blogów, gastronautów i innych. Choć i tu pewnie można się naciąć (jak dowodzi moja wpadka z Haka-Barem), bo gusta i potrzeby są różne, a i lokale nie trzymają poziomu.
      No i te drogie ciastka... czysta dekadencja:-)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy wpis ! Kuchnia pani Gessler rzeczywiście bardzo smaczna, ale niestety droga. /tommy/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smaczna, ale droga, a pewnie czasem i przereklamowana. Z reguły mnie nie ciągnie do takich okrzyczanych miejsc, ale Słony Słodki napatoczył się niejako po drodze:-)

      Usuń
  7. No popatrz, ja niby z Warszawy, a żadnego z tych lokali nie znałam. Na pewno odwiedzę "Tea-Bar Dilmah" - do tej pory gościłam zawsze w "Samych fusach", ale nie zawsze chce mi się iść aż na starówkę. "Mąka i Woda" też brzmi interesująco, jako miłośniczka pizzy chętnie kiedyś spróbuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Same fusy" mignęły mi gdzieś po drodze, nawet się zacukałam nad śmieszną nazwą, ale do środka nie wstąpiłam. Nadrobię innym razem, może po sezonie turystycznym, bo Starówka latem jest miejscem przeokropnym (dla mnie). Życzę zatem miłęgo próbowania:-)

      Usuń
  8. Tak trochę nie na temat, ale już widzę te kfiatki z wyszukiwarki^^ Vide tytuł Twojego posta :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawy reportaż:) Najbardziej podobała mi się siedmio członowa nazwa herbaty:) Ostatnio gdy byłam w kawiarni poprosiłam o herbatę o nazwie "Smocze perły", moja koleżanka wzięła coś z "porankiem" w nazwie - i dostałyśmy... to samo...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli ktoś chce pobiesiadować to polecam Banja Lukę ostatnio przeniesioną na ulicę Szkolną. Nie wiem jak tam z daniami wegetariańskimi ale pewnie też można znaleźć. Znakomita restauracja to Borpince na Zgody 1 - węgierska, dobre wina i genialna zupa estragonowa, tutaj urządzałem przyjęcie weselne.
    Jeśli zaś herbaciarnia to Ganders na Francuskiej. W lecie polecam miejsce na zewnątrz lokalu. Francuska to ulica, która ma naprawdę sporo uroku. Herbaty zacne, dobrze serwowane. Z pewnością na znajdziesz tu moczonego "szczura". A deser? W lecie oczywiście lody i tu proszę nawiedzić lodziarnię Malinovą w alejach Niepodległości. Mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już układam listę lokali, które odwiedzę przy okazji klejnego pobytu w Polsce i wdzięcznam bardzo za podsunięte propozycje. Zupe estragonowa brzmi frapująco, kuchni węgierskiej nie znam (poza gulaszem, ale to się nie liczy), a na Francuską wybieram się od dawna, zwłaszcza że w okolicach bywam niekiedy i sporo dobrego słyszałam.

      Usuń