Wydawnictwo: Bastei Lübbe (Lübbe Hardcover)
Tytuł oryginału: Noah
Data premiery: 20 grudnia 2013
Liczba stron: 560
Cena: 19,99 euro
Przyznam, że pierwsze sto stron najnowszego płodu autorstwa niemieckiego mistrza psychothrillera przeczytałam jak w transie. Zachwyt sprawił, że na bezdechu przewracałam wirtualne strony czytnika, próbując przeniknąć rozpoczętą wielowątkowo, dramatycznie i z przytupem intrygę. A przytup jest tym razem taki, że hej. Fitzek wyszedł bowiem poza zwykle ramy pisanych przez siebie pokręconych psychothrillerów i podjął próbę stworzenia thrillera globalnego, zamaszystego, ogarniającego zatroskanym okiem całą naszą dojoną do maksimum Ziemię. Miało być globalnie, dramatycznie i spiskowo.
I nie da się ukryć, że koncept miał autor przedni. Wprowadza nas weń oczami Alicii, młodej matki żyjącej w slumsach Manili. Alicia gotuje kamienie na kolację dla siemioletniego syna, który jako jedyny żywiciel rodziny haruje na toksycznych wysypiskach śmieci, uprawiając swoisty recycling biedoty. Przy zwiotczałej i pustej piersi Alicii tkwi noworodek Noel, zbyt osłabiony z głodu, by ssać. Beznadzieja, nędza, obezwładniający brak perspektyw na jakąkolwiek poprawę dramatycznej sytuacji.
Jednocześnie w Berlinie towarzyszymy bezdomnemu mężczyźnie, cierpiącemu na amnezję. Noah, nazywany tak przez swego towarzysza ze względu na tajemniczy tatuaż na dłoni, nie pamięta kim jest, skąd się wziął na stacji metra i nie wie, dlaczego przypadkowy artykuł w znalezionej gazecie tak bardzo nim wstrząsa, wywołując z otchłani niepamięci pierwsze, mętne wspomnienia. W artykule tym poszukuje się nieznanego autora pewnego obrazu, który swą ekspresją przywodzi na myśl prace Rothki, obrazu, wartego zapewne miliony. Osoba, mogąca udzielić informacji o malarzu, proszona jest o kontakt pod nowojorskim numerem telefonu. Nagrodą jest milion dolarów. Kiedy Noah, wiedziony osobliwym impulsem, dzwoni do redakcji amerykańskiego dziennika, inicjuje szereg wydarzeń, które stawiają na głowie nie tylko jego świat, ale i przyszłość ludzkości.
Powiem szczerze: pokochałam tę książkę za rozmach i bezkompromisowość, z jaką rozprawia się ze współczesną cywilizacją i stylem życia rozwiniętych społeczeństw dobrobytu i nadmiaru. Chylę czoła nie tylko przed refleksją na temat ceny naszego komfortu i czystego sumienia, ale i płomiennością głoszonych tutaj tez i bezkompromisowym piętnowaniem schizofernicznego systemu, w jakim żyjemy, choć zapewne niejeden cynik skwituje je pobłażliwym uśmiechem. Szanuję Fitzka za tę nieporadną trochę próbę ubrania w rozrywkowe szatki tematów ważkich i ważnych, najważniejszych chyba dla każdego myślącego i czującego człowieka. Posłowie, jakim okrasił swą powieść Fitzek, wiele wyjaśnia, sporo naświetla, jest zaangażowane, szczere, nieudawane, choć można zadać sobie pytanie, czy autor wybrał właściwe forum i formę dla prezentowania swych poglądów.
Ale okazuje się, że nie wystarczy płomienny zapał i zaangażowanie, nie wystarczy wrzucić do kociołka wszystkich popularnych teorii spiskowych ostatnich dziesięcioleci, począwszy od konferencji Bilderberg, poprzez świńską grypę po "chemiczne ślady", podsypać wątkami nowej pułapki maltuzjańskiej, tezami Klubu Rzymskiego, wymazać jednemu bohaterowi pamięć, a innego postawić w sytuacji bez wyjścia. Trzeba jeszcze pamiętać o sumiennym nakreśleniu intrygi i unikaniu wpadek. Z tym Fitzek zwykle radzi sobie po mistrzowsku, kręci, pętli, kombinuje, by na koniec brawurowo znaleźć rozwiązanie, ocierające się wprawdzie o granice prawdopodobieństwa, ale akceptowalne. Tym razem miejscami czułam się jak w kiepskim amerykańskim filmie, w którym cud goni cud, bohater co dziesięć stron dziwnym trafem wyślizguje się ze szponów złych facetów, a na co dwudziestej przychodzi mu z pomocą niesamowity zbieg okoliczności albo anioł stróż skrzyżowany z Supermanem. Do tego dochodzi masa nieścisłości, logicznych błędów, niedoróbek, a i zdania się autorowi zdarzały, jakby napisał je nie doświadczony stylista, a uczeń gimnazjum, i to raczej taki, który nie jest orłem w pisaniu wypracowań. Odnoszę wrażenie, że gdyby autor i redaktor zainwestowali nieco czasu i wysiłku w dopieszczenie, dopracowanie, wypolerowanie i wycyzelowanie tego i owego, wyszedłby z tego znakomity, pierwszoligowy thriller. A tak, wyszło rozczarowująco.
Mimo wszystko lektury nie żałuję. Niech szydzą besserwiserzy, prześmiewcy i cynicy. Niech się uśmiechają z politowaniem. Niech nadal obojętnie patrzą na zarzynanie matki Ziemi dla profitu i komfortu grupki uprzywilejowanych. Ale może lektura tego rozrywkowego, może powierzchownego i naiwnego thrillera pobudzi kogoś do myślenia, nakłoni do refleksji nad sobą samym i swoim miejscem w świecie. I nad tym, co po nas zostanie. Bo, jak cytuje autor w posłowiu: "pesymizm w głowie nie wyklucza optymizmu woli".
Ajjj...Ja i tak chyba przeczytam jak ta książka u nas się pojawi, bo mimo minusów kusi. :)
OdpowiedzUsuńA to niech kusi, myślę, że Fitzka w Polsce jeszcze będą wydawać... ;-)
UsuńHm... jest krytyka, a i tak czuję się zachęcona :) A tak w ogóle to brakowało mi Twojego boskiego pióra :)
OdpowiedzUsuńBoskiego?!... Od razu zachciało mi się nadrobić braki w recenzjach ;-) No fakt, ostatnio coś kiepsko z czasem...
UsuńDokładnie boskiego :) Świetnie mi się czyta Twoje teksty niezależnie od tematu :)
UsuńPo maratonie, jaki urządziłam sobie z Fitzkiem, jeszcze nie jestem gotowa na jego nowe dzieło. A z tego co widzę, aż tak napierać nie ma potrzeby:)
OdpowiedzUsuńNapierać rzeczywiście nie ma co, choć to zupełnie inny Fitzek niż te wydane w Polsce. Na tego też trzeba będzie trochę poczekać, jak sądzę, więc się nawet dobrze składa... :-)
UsuńTo jest ten pisarz od strasznych opisów? Bo tak mi się kojarzy z poprzednich recenzji... Patrząc na opis u dołu, jak i wnioskując z recenzji, obawiam się, iż powieść ta nie stanie się moim absolutnym priorytetem na najbliższy czas. Ale dobrze widzieć, że Krimifantamania znów zaczyna mi na bloigrollu wyskakiwać :)
OdpowiedzUsuńStrasznych opisów?!... O Jezu, nie wiem, czy Fitzek ma straszne opisy, może rzeczywiście było coś w tej napisanej wspólnie z medykiem sądowym... Cieszę się również, że Ci wyskoczyłam i aż mi głupio, że moja częstotliwość publikacji spadła do żałosnego poziomu. Ale przynajmniej ktoś na mnie czeka ;-)
UsuńZ jednej strony krytykujesz, w innym miejscu piszesz tak, że jednak mam ochotę sama sięgnąć po tę książkę i przekonać się, jak to właściwie z nią jest :) Namieszałaś mi w głowie :D
OdpowiedzUsuńMieszanie w głowach to moja specjalność. Juhu, cel osiągnięty! :-)
UsuńBrzmi trochę jakby książkę Fitzka napisał Dan Brown :P Ja niemieckiego autora lubię, więc jeśli tylko Noah pojawi się po polsku to pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ktoś już porównywał tę książkę do Browna, i to porównanie wypadło z korzyścią dla... Fitzka :-) Nie wiem, trudno mi oceniać, bo ostatniego "Inferno" jeszcze nie czytałam, ale rzeczywiście pod względem wykorzystania rozmaitych teorii spiskowych jest tu pewna zbieżność...
UsuńOooo... Początek sugerował świetną lekturę. Nic to, i tak jestem jej ciekawa.
OdpowiedzUsuńPoczątek wbił mnie w fotel, naprawdę! Potem było znacznie gorzej, koniec trochę rekompensował straty... Zapewne to i tak dużo lepsza książka niż niektóre na rynku, ale ja jestem zawzięta bestia i stawiam wysoko poprzeczkę;-)
UsuńAuć. Przedostatni akapit mnie zabolał, ale skrytykowałaś tę książkę w bardzo pozytywny sposób, wręcz wyciągając na wierzch wszystkie niedoróbki, akurat takie, które niesamowicie mnie drażnią, i jednocześnie akcentując, jak ważny jest sam wydźwięk tej powieści. Pewnie, że przeczytam, bo to Fitzek, to raz, dwa, jestem bardzo ciekawa, co on takiego ma do powiedzenia o otaczającym nas świecie.
OdpowiedzUsuńMa do powiedzenia niejedno, w wielu punktach nawet jego poglądy pokrywają się z moimi, stąd może moje wielkie zaangażowanie w lekturę i tym większa irytacja z powodu wpadek... Nie musiało ich być, nie w przypadku tak doświadczonego pisarza. Byłam na niego zła, poważnie.
UsuńNapisałaś o tej książce z takim ogniem, że to końcowe 58 stopni jest jak wiadro zimnej wody na głowę po wyjściu z sauny ;)
OdpowiedzUsuńAle i tak mnie zachęciłaś, bo lubię wojowników o lepszy świat (oczywiście, mam na myśli tych, którzy walczą z palcami na klawiaturze a nie na cynglach...) ;)
Może rzeczywiście surowo go potraktowałam... Czy za surowo, nie wiem, w końcu można od niego wymagać, jestem pewna, że mógł zrobić to lepiej. Tak czy siak, za samą tematykę ma moją dozgonną wdzięczność:-)
UsuńCzytałam tylko dwie książki Fitzka, ale jestem pod wrażeniem jego pisarstwa, więc biorę wszystko w ciemno. Nawet, jeśli również rozczaruje mnie ta książka to trudno, każdemu może zdarzyć się spadek formy :)
OdpowiedzUsuńAno może się zdarzyć spadek formy. Kładę to na karb szalonego tempa, w jakim Fitzek rzuca książki na rynek, nie tak dawno temu był "Lunatyk", teraz "Noah", rozumiem, że kasa, terminy i tak dalej, ale mógł trochę dopieścić tę książkę...
UsuńPrzeczytałem chyba ze 3 książki tego autora, najbardziej podobała mi się "Klinika".
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy
Ja mam jeszcze nieprzeczytanych parę Fitzków, w tym zdaje się "Klinikę", ale wolę nie przesadzać z dawkowaniem, bo go znienawidzę... :-)
UsuńMiałam wrażenie, że to jakaś postapokalipsa albo metafizyka :) Brzmi super. Pierwsze akapity. Rzecz jasna. Ale rozczarowanie? FITZKIEM??? Niemożliwe... Powiem zatem tak: i tak bym chciała przeczytać. Ale ja se mogę mówić, bo obiecałam sobie Fitzka wszyściuteńko, a dotychczas przeczytałam tylko jedną knigę. Więc mam czas. Dopóki "Noah" u nas nie wyjdzie, może zdążę łyknąć co jeszcze...
OdpowiedzUsuńWiesz, to jest kwestia stawiania poprzeczki, wymagań, oczekiwań i tych rzeczy... Jestem pewna, że Fitzek i tak wyprzedza wielu autorów, pod względem pomysłów i plątania jest niezrównany, umie jak nikt przykuć uwagę, jest jak magnes, ale... tu trochę za szybko i po łebkach chciał skończyć. Na tę książkę i tak trzeba będzie pewnie trochę poczekać, więc i Ty i ja nadrobimy jeszcze przez ten czas parę zaległości :-)
UsuńTrzeba się rozprawiać z globalizmem i tu każda forma jest dobra.Tak jak piszesz można liczyć na to, że czytelnik spojrzy inaczej nawet na swoje miejsce na Matce Ziemi i przestanie jej szkodzić.
OdpowiedzUsuńNie znam Fitzka, ale chętnie poszukam jego powieści w bibliotece.
Poszukaj, choć akurat tego szczytnego przesłania trudno szukać w innych jego książkach...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńchyba nie dla mnie nie lubie takich książek, ale podziwiam, że inni potrafią po nie sięgnąć i czytać. Ja wole fantasy, o innych kulturach lub o życiu jak np Bojowa pieśń tygrysicy lub Moty;
OdpowiedzUsuńMam dwie książki tego autora, ale żadnej jeszcze nie przeczytałam :P
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, ja jestem jego wielką fanka i czekam z niecierpliwością na jego nowe dzieła. Przeczytałam wszystkie jego książki i moim zdaniem najlepsza była Der Nachtwandler �� teraz jestem w trakcie czytania passanger 23
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytac takie wpisy :)
OdpowiedzUsuńCiekawy i inspirujący wpis :)
OdpowiedzUsuńHaha! Super tekst!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńciekawe informacje i fajny blog
OdpowiedzUsuńTen wpis dał mi do myślenia.
OdpowiedzUsuńno tak sie robi dzis
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, zachęca do dalszego śledzenia, zostanę tu na dłużej ;)
OdpowiedzUsuń