Wydawnictwo: Feder & Schwert
Tytuł oryginału: Something from the Nightside
Data premiery: 1.11.2006
Liczba stron: 201
Cena: 10,95 euro
Skrzyżowanie Marlowa z Harrym Dresdenem. Tak w skrócie można scharakteryzować postać głównego bohatera cyklu Nightside, którego pierwszą część połknęłam jednym kłem w paru wolnych chwilach.
John Taylor, prywatny detektyw z bagażem osobliwych doświadczeń, wrażliwy na wdzięki postawnych blondyn i mający doskonałe rozeznanie w podziemnym światku Londynu, wyposażony jest we wszelkie znamiona szablonowego noir-detektywa. I kiedy w jego nędznym biurze, pełniącym jednocześnie rolę sypialni, kuchni i jadalni pojawia się przepiękna blondyna i prosi o pomoc w odnalezieniu zaginionej córki, miękkie serce Johna po prostu nie może inaczej, jak przyjąć zlecenie i wbrew własnym postanowieniom raz jeszcze udać się do Nightside, do mrocznych i znanych tylko wybranym zaułków Londynu, by niczym rycerz na białym koniu odszukać zaginioną dziewoję. John Taylor ma pewien szczególny dar. Potrafi znajdować rzeczy. I osoby. Nic się przed nim nie ukryje.
Sam początek tak ocieka stereotypami, że właściwe można by się zabawić w odgadywanie kolejnych scen, ba, kolejne słów. Simon R. Green chyba jednak świadomie operuje kliszami, czerpiąc z obfitych zbiorów popkultury i skrupulatnie starając się nie pominąć niczego, co kiedykolwiek zrodziło się w chorych wyobraźniach mistrzów fantastyki i kryminału. Nightside bowiem jest kwartałem wąskich zaułków i uliczek w samym sercu miasta, dzielnicą nędzy i tanich czynszówek, prastarą i mroczniejszą od samej nocy kolebką wszelkiego zła. Wszystko, czego się kiedykolwiek baliście lub co nawiedziło was w najgorszych koszmarach, chadza tu sobie wolno, albo czeka na was w spelunach. W Nightside znajdziesz wszystko, chyba że to coś najpierw znajdzie ciebie. Wszystko jest tu intesywniejsze, większe, jaskrawsze. Jakby się przeszło z czarno-białego filmu w technikolor.
Okładka wydania polskiego |
I ten zlepiony ze zgranych kawałków świat robi apetyt na więcej. Jak smakowita przystawka przed obfitym posiłkiem. I jest to raczej horsd’œuvre, a nie chamska zagrycha. Bo prawdziwy smak tego świata jest trudno wyczuwalny, jest zaledwie obietnicą, zachętą, podnietą bez zaspokojenia. Autor w zarysach zaczął coś tutaj konstruować, kłaść podwaliny pod coś, co jak się domyślam, będzie rozwijać się z każdym tomem tego cyklu (na razie ukazało się dziesięć tomów i, jak mówiąc, dopiero od szóstego robi się naprawdę ciekawie). I tak właśnie rozumiem ten pierwszy tom: jako rozgrzewkę. W każdym innym przypadku lektura tego chudziutkiego tomu, zawierającego niezbyt odkrywczą opowieść o średnio poprowadzonej intrydze i takim sobie zakończeniu byłaby rozczarowująca.
Apetyt na więcej groteski, perwersji i osobliwych wytworów chorej wyobraźni został rozbudzony... i nic poza tym. Jakoś na razie żadna z postaci nie wzbudziła we mnie większych emocji, nie chciało mi się ani kochać, ani nienawidzieć, a tylko dość obojętnie śledzić poczynania mężnego Johna Taylora. I od tego, co będzie dalej, zależy, czy będzie mi się chciało przebijać się dalej, czy odłożę kolejny tom z niesmakiem, ostempluję etykietką "słaba kopia Nigdziebądź", czy łaknąc więcej, rzucę się na kolejne przystaweczki. A może i główne danie. I deserek.
W dwóch słowach: detektyw i blondyna
Dla kogo: dla łaknących nieskomplikowanej rozrywki, miłośników mariażu kryminału i fantastyki
Ciepło / zimno: 53°
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania miejskiego u Viv (Krakowskie Czytanie).
Londyn noir - to brzmi intrygująco. Szkoda jednak, że to tylko książka na przystawkę :)
OdpowiedzUsuń"Nigdziebądź" mam w planach - Gaiman na pewno nie zawiedzie.
pozdrawiam
tommy
p.s. gratuluję kolejnego przekładu - "Dom róż" już niebawem u nas. Napisz coś o tej książce :)
Może się mylę, ale Gaiman to chyba inny kaliber. Simona R. Greena trzeba na razie obdarzyć kredytem zaufania i czekać na kolejne tomy...
UsuńP.S. Gdzie Ty to wypatrzyłeś?!... Napiszę, pewnie, że tak :-)
Monitoruję na bieżąco zapowiedzi wprowadzane do sklepu empik.com, no i przy tej książce pojawiło się Twoje nazwisko jako tłumacza :)
Usuńtommy
Te kręte uliczki mnie tu nęcą, oj nęcą, a i pożyczki z popkultury lubię, gdy są celowo umieszczane tam, gdzie są umieszczane. Toteż myślę, że poszukam wkrótce okazji do przeczytania tego kryminału, bo nie mogę przecież przepuścić dobrej serii kryminalnej, co nie?
OdpowiedzUsuńAkurat intryga kryminalna jest tu mocno kulejąca, zasadza się niemal wyłącznie na misji z blondynką i cudownym darze dzielnego detektywa. No, jest wprawdzie jeden moment zaskoczenia i jedna sytuacja bez wyjścia, ale... Cóż, mistrzostwo świata to to nie jest, ale klimat fajny :-)
UsuńPołknęłaś jednym kłem...? :)
OdpowiedzUsuńDawno tak fajnego bloga nie widziałem :)
OdpowiedzUsuńFajny ten post!
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać, ostatnio udaje mi się przeczytać dwie książki w miesiącu, korzystam z poleconych tutaj tytułów.
OdpowiedzUsuńTo chyba jakaś nowość na rynku, muszę koniecznie przetestować, lubię takie polecajki.
OdpowiedzUsuń