Ads 468x60px

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą postapokalipsa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą postapokalipsa. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 marca 2013

Justin Cronin "Die Zwölf" (Dwunastu) - przepraszamy, wyhodowaliśmy wampiry



                                                                                                                                                                                                                       

Wydawnictwo: Goldmann
Tytuł oryginału: The Twelve
Przekład: Rainer Schmidt
Data premiery: 14.01.2013
Liczba stron: 832
Cena: 22,99 euro 


Trzy lata. Trzy długie lata trzeba było czekać na kontynuację "Przejścia", którym Cronin zapoczątkował monstrualną apokaliptyczną sagę o świecie "po". Już pierwszy tom swymi rozmiarami i rozdrobnieniem wątków oraz namnożeniem postaci stanowił niejakie wyzwanie, a trzy lata to jednak długo, wystarczająco długo, by mgiełka zapomnienia zdążyła pozacierać kontury i ukryć to i owo w katakumbach czasu. Druga część cyklu przypomina zanurzenie w znajomych wodach, ale mętnych, mulistych, w których widać tylko niejasne zarysy, a szczegóły wyostrzają się dopiero wtedy, gdy przepływamy obok nich o wyciągnięcie ręki.

By złagdzić nieco wyrwę spowodowaną upływem czasu, autor na wstępie przypomina czytelnikowi  okres u zarania apokalipsy. W "Przejściu" chodziło o skutki fatalnego w skutkach eksperymentu US Army, w którym dwunastu skazanym na śmierć kryminalistom wszczepiono pewien wirus. Eksperyment kończy się największą katastrofą w dziejach ludzkości, bowiem wirus przemienia uczestników testu w  "wirole", istoty nieco przypominające wampiry, ale bynajmniej nie te dobrotliwe, znane ze "Zmierzchu", ani nawet nie te z klasycznych opowieści o Draculi. Wirole w krótkim czasie dziesiątkują niemal całą ludność Ameryki. Ostają się nieliczni, rozrzuceni po zamkniętych enklawach, hermetycznych i autarkicznych koloniach bez kontaktu z resztą świata. Wydarzenia te Cronin łaskawie przypomina w przypominającym ewangelię świadectwie, kronice tamtych czasów z silnym pierwiastkiem mistycznym, religijnym.

"Dwunastu" jest wprawdzie bezpośrednią kontynuacją pierwszego tomu, ale autor nie stosuje linearnej narracji. Trzeba się przygotować na kilka drastycznych skoków w czasy tuż po wybuchu epidemii, a potem niemal trzy czwarte stulecia naprzód, by wreszcie trafić w okres, na którym zatrzymała się opowieść w pierwszej części. Zabieg ten zapewne miał na celu doświetlenie niektórych elementów, dopowiedzenie niedopowiedzianych wątków z pierwszej części, zgłębienie i wyostrzenie obrazu świata. I to się udało, ale tylko częściowo. Niektóre z rzuconych tu wizji są znakomite, genialne w sile wyrazu, detalu, emocjach i dramatyzmie (jak choćby scena z zaćmieniem słońca, w której dreszcz wędrował mi po plecach jak podczas lektury najlepszych horrorów Kinga), inne ocierają się o tani sentymentalizm. Tropienie losów poszczególnych bohaterów staje się zajęciem żmudnym i irytującym, bowiem skakać musimy nie tylko po epokach, ale i po bohaterach - ledwie zdążyliśmy się zaprzyjaźnić z jednymi, już ich trzeba pożegnać na kolejne sto stron, by pokochać lub znienawidzieć następnych. Cliffhanger sprawdza się w przypadku szybkich, pełnych akcji thrillerów, w przypadku rozbudowanej, monumentalnej sagi o pewnych ambicjach przypominał siekanie tasakiem. Niespójność i pourywane narracyjne nici nie ułatwiają lektury, nie sposób się również oprzeć wrażeniu, że przestrzeń pomiędzy nimi wypełniona jest niepotrzebną watą, zapchana mnogością pustych szczegółów i jałowym ględzeniem. Elementy błyskotliwe mieszają się z banalnymi, trywialność i pretensjonalność z elementami o epickim rozmachu i dobitnym ciężarze.

Próżno tu czekać na wyjaśnienie zagadek, odpowiedzi na pytania, które pozostały po lekturze pierwszego tomu. Owszem, pojawiają się znane postacie, wraz z główną bohaterką, osobliwą dziewczynką Amy, zdającą się łączyć w sobie wszystkie wątki, ale zamiast odpowiedzi, pojawia się jeszcze więcej pytań. Dlaczego wirus działa na niektóre osoby inaczej? Na jakiej zasadzie komunikują się ze sobą roje wiroli? Kim lub czym jest Amy? Kim lub czym jest Alicia?... Obraz zaciemnia się dodatkowo pod koniec, kiedy autor raczy nas paroma onirycznie mistycznymi scenami, wyposażonymi w silny religijny akcent, jakby stworzonymi po to, by pokrzepić wątpiących i nawrócić niewierzących - coś, co jest mocno zakorzenione w kulturze amerykańskiej i czytelników europejskich niekiedy może drażnić.

Okładka polska, wyd. Albatros,
czerwiec 2013
Czyli co, do śmietnika?... Nie, raczej nie. Wydaje mi się, że chociaż powieść ma wszelkie słabostki środkowego tomu trylogii, ma w sobie coś, co wyróżnia ją spośród zalewu podobnej tematycznie sieczki. Pamiętajmy, że rynek dystopii jest w tej chwili przesycony produkcją taśmową, w większości o pośledniej jakości. Cronin plasuje się na pewno w wyższej strefie tego typu literatury. Na jego plus przemawia wiarygodna koncepcja i dopracowana wizja świata, w niektórych punktach zdumiewająca oryginalnymi rozwiązaniami. Na uwagę zasługuje wątek z przypominającymi obozy pracy koloniami, w których podejmuje się pierwsze próby stworzenia podstaw koegzystencji wiroli i ludzi, nieodparcie nasuwający skojarzenia z nazizmem. Owszem, Cronin korzysta ze znanych motywów (legendarny "Bastion", tokienowski motyw podróży i misji), ale nie kopiuje ich bezmyślnie, raczej tworzy z nich własną, złożoną kompozycję. Czasami tylko odnosiłam wrażenie, że wymiary komponowanego dzieła zaczęły się mu wymykać spod kontroli i żyć własnym życiem. Oby okazało się to wrażeniem złudnym, a autor miał w zanadrzu dobry pomysł na wyprowadzenie tej gmatwaniany na prostą, w sposób nie budzący niesmaku i rozczarowania. Trochę się tego obawiam...


Pierwsze zdanie: "I stało się tak, że na świecie zapanował chaos, a wojna zagościła w sercach ludzi." 
Gdzie i kiedy: Ameryka, w przyszłości
W dwóch słowach: monumentalna i rozdmuchana
Dla kogo: dla miłośników dystopii, wampirów i gigantycznych sag, wyposażonych w lupę do śledzenia pogmatwanych wątków
Ciepło / zimno: 66°