Ads 468x60px

niedziela, 17 lutego 2013

Marta Kisiel "Dożywocie" - to w końcu śmieszne czy nieśmieszne?...



Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data premiery: 11/2010
Seria wydawnicza: Asy polskiej fantastyki
Liczba stron: 416
Cena: 33,50 zł

Czy kiedykolwiek próbowaliście zdefiniować komizm? Dlaczego coś jest śmieszne? Albo dlaczego coś, co śmieszy jednego, innego nuży lub napawa niesmakiem? Gdzie przebiega granica między komizmem a jego brakiem? Pytania, na które niełatwo znaleźć odpowiedź, zresztą zapewne płynna granica tego, co zabawne, dla każdego przebiega nieco inaczej, markując obszary rechotu, uśmiechu błąkającego się na ustach i serdecznego śmiechu i oddzielając je od niezrozumienia, zdegustowania czy znudzenia.

W konsekwencji tego, wypuszczając pozycję z etykietką "humorystyczne", trudno oczekiwać, że wszyscy odbiorcy będą chichotać unisono. I tak się właśnie stało z powieścią Marty Kisiel "Dożywocie" - jednych śmieszy, innych zupełnie nie.

Nie ulega wątpliwości, że "Dożywocie" w założeniu jest opowiastką lekką i krotochwilną. Główny bohater, pisarz Konrad Romańczuk, dostaje w spadku dom. Początkową eforię i wizję upajania się rolą pana na włościach mąci fakt, że dom nie jest nawet w przybliżeniu tak reprezentacyjny, jak wyobrażał sobie świeżo upieczony właściciel, poza tym leży w miejscu, gdzie nawet psy odwłokami szczekają, czyli bardzo odległym i odludnym, a w dodatku został przejęty wraz z dobrodziejstwem inwentarza. A inwentarz jest barwny i dość... niezwykły: Licho, czyli aniołek w koszulce z komiksową postacią i różowych bamboszkach, cierpiący na alergię na pierze, Krakers, czyli potwór z mackami, z oddaniem pełniący funkcję nadwornego kucharza, panicz Szczęsny, czyli upiór samobójcy z ubiegłego stulecia, oraz stado utopców, namiętnie okupujących wannę lub przydomową sadzawkę.

Konstelacja ta, sama w sobie frapująca, mogłaby posłużyć za kanwę do naprawdę pasjonującej historii. Tak się jednak nie dzieje. Fabuła nie wychodzi poza migawkowe, oderwane od siebie epizody, których nie spina żadna nadrzędna, trzymająca w napięciu klamra - no bo trudno zaliczyć borykanie się Konrada ze zgrają nieziemskich cudaków do motywów epickich czy wbijających w fotel. I jest to chyba największy zarzut, jaki mogę postawić tej książce - owszem, jest krotochwilnie, miejscami akcja faktycznie nieco przyspiesza, a nawet podejmuje wysiłki lekkiego zapętlenia, ale struna napięcia przez większość czasu zwisa smętnie, nawet nie próbując się napinać.

Czym zatem zachwyca ta powieść licznych ukontentowanych czytelników? Przede wszystkim sytuacyjnym i charakterologicznym humorem. Są tu obrazki tak absurdalne, że nie sposób się przynajmniej nie ucieszyć. Jest sporo humoru słownego, są rozkoszne dialogi, drobne śmiesznostki, które mile łechtają duszę czytelnika. Ale nie każdego i nie wciąż. Momentami faktycznie odnosiło się wrażenie, że jest tu tego za dużo, a to, co w zamierzeniu miało śmieszyć, trochę razi sztucznością.

Pochwalić muszę autorkę za perfekcyjne posługiwanie się warsztatem - język jest tu bez zarzutu, żywy, obrazowy, momentami autentycznie przekomiczny, cięty, ironiczny, przypominający najlepsze dokonania Chmielewskiej rodem z absurdalnego "Lesia". Niejedna pointa, niejedno wyrażenie, zaokrąglone gdzie trzeba, naostrzone w odpowiednim miejscu, podobało mi się do tego spopnia, że aż zieleniałam z zazdrości i kraśniałam z zachwytu (o ile to fizycznie możliwe...). Jeśliby tylko autorka potrafiła zachować właściwe proporcje, pokusić się o nieco umiaru, nie starając się na siłę okraszać każdego akapitu jakąś krotochwilą, a w dodatku wykoncypowała sobie nieco ciekawszy suspens, otrzymalibyśmy książkę doskonałą. A tak, wyszła pozycja lekkuchna, ale dość banalna, miejscami nużąca, nietrzymająca w napięciu, ciurkająca sobie niespiesznie od gagu do gagu.

Do zastępu zagorzałych wielbicieli Licha alleluja raczej się nie zapisuję, ale owszem, było fajnie. Miejscami.


Pierwsze zdanie: "Wszystko było nie tak."
Gdzie i kiedy: zadupie czyli Lichotka, Polska, współcześnie
W dwóch słowach: pocieszna, banalna
Dla kogo: dla ceniących absurdalny słowny humor i niespieszne, leniwie ciurkające fabularne nurty
Ciepło / zimno: 61°

32 komentarzy:

  1. A tu mamy w druga stronę, u mnie Dożywocie miałoby ponad 80° :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w sumie ocena wahała się miejscami nawet do setki, by chwilę potem opaść do trzydziestki... Nierówne odczucia, w sumie wyszło tyle, ile wyszło.

      Usuń
    2. Ale jak masz "doła" to znakomicie się sprawdza. Mam nadzieję, że będzie rzeczywiście druga część i tu już podbijesz temperaturę do 80 :)

      Usuń
  2. U mnie też ponad 80° :) ale rozumiem, że nie wszystkich Lichotka może bawić. Mój mąż w ogóle nie podjął tematu...a przecież mamy podobne poczucie humoru ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nawet bawiło, ale tylko momentami. Lubię taki krzywy humor, przemawia do mnie, ale książka miała jednak parę innych słabostek...

      Usuń
  3. Autorka pisze powieść numer dwa i liczę, że te słabości debiutu znikną, chociaż jest ogromna presja na Dozywocie bis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zarzekała się, że nie wróci do tematu :)

      Usuń
    2. Temat jest chyba inny, ale styl pozostał. No ale na razie Marta prezentuje drobne fragmenty i wiele się może zmienić:)

      Usuń
    3. Ja ten styl nawet kupuję, byle autorka nie przesadziła i starała na siłę uśmiesznić każde zdanie. Ale ten absurd słowny momentami jest genialny! Nie mówię nie, być może kolejny tom otrząśnie się z tych "chorób wieku dziecięcego" i dostaniemy kawał świetnej zabawy...

      Usuń
  4. Lubię absurdalny humor w książkach, ale bardzo łatwo jest przedobrzyć i wtedy dostajemy sztuczne, wymuszone sceny. "Dożywocia" nie czytałam, ale mam mieszane odczucia i niespecjalnie mnie do niego ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę, Kasiu, czasem nastawienie przesądza o odbiorze książki, o czym Oisaj dobrze wie;-)

      Usuń
    2. Jak znam siebie, teraz się zarzekam, że nie, ale pewnie i tak sięgnę kiedyś po tę książkę. Pamiętam, jak kilka lat temu zrobiłam pierwsze podejście do Wędrowycza i odrzuciło mnie po kilku stronach. Teraz to jeden z moich ulubionych bohaterów i gdyby był jakieś 60 lat młodszy to bym się pewnie zakochała ;)

      Usuń
  5. Hmm mam mieszane odczucia i jednak nie podejmuje rękawicy. To nie dla mnie może dlatego, że nie za bardzo trawię tego typu poczucia humoru;). Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam zupełnie takie same odczucia przy lekturze. Aniołka kupiłam z jego alergią, ale Krakersa już w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też Krakers średnio bawił, ale inne rzeczy już tak:-)

      Usuń
  7. Mnie najpierw bardzo bawiła, aż sobie notowałam te językowe wygibasy, ale potem zmęczyła, wydawało mi się na siłę wesołe, potem się podniosło, i tak w kółko.
    Wszystko chyba dlatego, ze już target wiekowy nie ten, widzę na blogach, że młodsze czytelniczki zachwycone bez wyjątku.
    Nie mówię, żeś stara, ale młodsze mam na myśli od liceum, poprzez studia, do wczesnego macierzyństwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też korciło, żeby sobie zapisać parę gagów;-) Masz rację, tak samo miałam z tym zmęczeniem i rozbawieniem.
      Kasiu, ja w ogóle mam odczucie, że często się mijam z targetem, ale z tym wiekiem to mi zabiłaś klina;-)...

      Usuń
    2. Wiesz Agnieszko, tutaj nie tyle chodzi o to, ile kto lat, ale jak ma się wiele doświadczeń, wiele lektur za sobą, wiele się przeszło siłą rzeczy, to pewnie sprawy już ot tak nie bawią z byle powodu. To samo z treścią, czyż może mnie zachwycić powieść o problemach młodej dziewczyny, którego wybrać chłopaka, czy dobrotliwego biednego, czy buńczusznego syna bogatych rodziców, który jest dobry, a który nie tak naprawdę - no proszę cię, to już było, teraz to juz trzeba mnie czymś innym zadziwić. I dlatego wspomniałam o wieku

      Usuń
    3. Tak samo to widzę, zresztą wraz z bagażem lat i doświadczeń kompletnie odwracaja się człowiekowi priorytety i zainteresowania... Akurat w przypadku tej książki nie jestem pewna, czy zachwyca wyłącznie naiwne dziewczątka - weź na przykład taki Oisaj - ani on dziewczątko, ani niewinny - nie ujmując mu w niczym - a podobało mu się:-)))

      Usuń
    4. :) Raczej nie jestem zbyt wymiernym barometrem. Na przykład budząca zachwyt Dziwna sprawa Skaczącego Jacka i okrzyknięty objawieniem Player One zupełnie mi się nie podobały :)

      Usuń
  8. Nie znam tej książki. Okładka gdzieś mi się już rzuciła w oczy, ale nie zwróciłam na nią uwagi. Raczej nie dla mnie ta książka, czuję, że niezbyt przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdybym tak spróbowała z Tobą rzeczowo polemizować, to pewnie musiałabym przyznać Ci rację, dlatego nie będę się za to zabierać:) Podchodząc zaś do sprawy nierzeczowo, ja dałabym więcej, a to za pogodną atmosferę, jaka tworzy się wokół czytającego. Pomysł przesympatyczny, anioł cudowny, Krakers mi nie przeszkadzał. Ok, od połowy wszystko faktycznie siadało, a końcówka była zupełnie nie bardzo, ale i tak uśmiecham się, gdy myślę o tej książce. A do literackiego Nobla autorka chyba nie pretenduje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pretenduje i chyba nie musi - w końcu nie czytamy samych noblistów;-)

      Usuń
  10. Ja siadałam do "Dożywocia" oczekując zaśmiewania się przez całą książkę do łez i byłam gotowa od razu wpisać je na listę książek ulubiobych, ale w trakcie lektury mój entuzjazm zgasł. Owszem, czasem było zabawnie, nawet bardzo, ale całość raczej mnie rozczarowała - w kontekście oczekiwań oczywiście, bo abstrahując od nich to fajna książka. Ale jednak nie genialna. Momentami ta zbytnia zabawność mnie trochę męczyła. I dobrze spotkać się z opinią innego nie całkiem zachwyconego czytelnika, bo jak wszyscy chcą nosić Licho na piersi i chodzić w bamboszkach zaczynam się zastanawiać, czy ze mną aby jest wszystko w porządku. Rozumiesz, bo jak zachwyca, jak nie zachwyca? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak nawet dość często z tym zachwycaniem-niezachwycaniem... Wszyscy zachwycają się Olgą Rudnicką, ja tego bełkotu pięciu idiotek nie mogłam zdzierżyć, ludzie mdleją na samo hasło "Cyrk nocy" - ja się wynudziłam jak mops. Tutaj znalazłam parę momentów, które mnie urzekły, ale właśnie tak od połowy to już się bardziej przemęczyłam.

      Usuń
  11. Wychodzi na to, ze jestem w gronie tych nielicznych, co nie czytali. Jako mnie nie ciagnelo do tej ksiazki, z powodu wlasnego, specyficznego poczucia humoru, zazwyczaj roznego od ogolu. Teraz jednak mam watliwosci, a przede wszystkim jestem zaintrygowana, wiec pewnie kiedys przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo nie tracisz, nie czytając, ale jeśli najdzie Cię ochota na eskperymentowanie - czemu nie? Tylko się nie spodziewaj dzieła wiekopomnego;-)

      Usuń
    2. Dzieki za ostrzezenie:)

      Czytajac rozne zachwyty mialam wrazenie, ze to cud nad cuda jest;)

      Usuń
  12. 'Dożywocie' przeczytałam ja, a potem moja dwunastoletnia córka, a że mamy podobne poczucie humoru, to obie 'kupiłyśmy' 'Lichotkę' z jej niezwykłymi bohaterami :)
    Masz rację, nie każdego śmieszą te same rzeczy, ja miałam podobnie z książką Chmielewskiej 'Wszystko czerwone'. Aż sama się sobie dziwiłam, no, bo jak to? Każdemu się podoba, każdego śmieszy, to co ze mną jest nie tak? Po prostu powieści z założenia 'humorystyczne', tak jak napisałaś, jednych śmieszą, drugich nie. Nic na siłę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze śmieszeniem jest w dodatku tak samo jak ze straszeniem i wzruszaniem - każdy reaguje na co innego. Też uważam, nic na siłę:-)

      Usuń
  13. Chyba się skuszę. Opis przypomina mi nieco film "Skarbonka", który niegdyś zapamiętale i wielokrotnie oglądałam :D

    OdpowiedzUsuń