Ads 468x60px

niedziela, 3 marca 2013

Raquel J. Palacio "Wunder" (Cud), miód i orzeszki?...



Wydawnictwo: Carl Hanser Verlag
Data premiery: 28.01.2013
Tytuł oryginału: Wonder
Liczba stron: 384
Cena: 16,90 euro
Polecany wiek: 10 - 12 lat 
To był spontaniczny zakup. Ot, przechadzałam się po dziale młodzieżowym monachijskiego Hugendubla, a tamtejsi pracownicy mają w zwyczaju opatrywać wybrane książki karteczkami z osobistymi polecankami. Ta książka mrugnęła do mnie okiem, zaśmiała się i wreszcie zatupała nóżkami, żeby zwrócić na siebie uwagę. 

To co pani z Hugendubla napisała na karteczce, było frapujące i obiecywało wielkie emocje. Miała rację? I tak, i nie. Muszę przyznać, że książka nie tylko potrafiła zwrócić na siebie uwagę, ale i bez reszty pochłonęła mnie z zębami i kopytami. Początek zmiótł mnie z nóg do tego stopnia, że zaniedbałam rodzinę, pracę i w ogóle wszystko wokół siebie, by poświęcić się bez reszty Augustowi. Auggie ma dziesięć lat i nie jest normalnym dziesięciolatkiem. Urodził się z niezwykle rzadkim genetycznym defektem, a właściwie rzucający kośćmi los zabawił się jego kosztem i obdarzył niemal nieprawdopodobną mieszanką kilku anomalii w chromosomach. W efekcie przez pierwsze lata lekarze nieustannie walczyli o życie chłopca, a potem o to, by nadać mu w miarę ludzki wygląd. W zasadzie nie powinien był przeżyć. Cud.

"Cud" w całym tym nieszczęściu miał niezwykłe szczęście - rodziców, którzy przyjęli go takim, jakim jest i bezgranicznie pokochali. Takim, jakim jest - czyli jakim? Auggie nie opisuje swego wyglądu, twierdząc, że jakkolwiek byście sobie wyobrażali jego twarz, rzeczywistość jest gorsza. Znacznie gorsza. I tak przez pierwszą część powieści to wyobraźnia czytelnika, połączona z opisem reakcji ludzi na Augusta, gra centralną rolę. Dopiero gdzieś później, z opowieści innych osób, dowiadujemy się o braku uszu, o oczach, osadzonych niesymetrycznie i nie tam, gdzie znajdują się u innych ludzi, o nieproporcjonalnie wielkim i mięsistym nosie, o cofniętym, szczątkowym podbródku, który lekarze wyczarowali mu z kości biodrowej i wszczepili w miejsce, gdzie ziała dziura. 

August dopiero w wielu dziesięciu lat po raz pierwszy idzie do szkoły - przedtem uczyła go w domu matka, ze względu na częste operacje i stan zdrowia syna. I tak pierwszy dzień szkoły rozpoczyna najbardziej traumatyczny, posępny i najbardziej obfity w wydarzenia okres w jego życiu, który zmieni go w sposób nieodwracalny. Muszę przyznać, że opowieść Auggiego niemal do samego końca jest zgodna z tym, co obiecywała pani z księgarni: frapująca, chwytająca za serce, dotykająca do głębi, wyciskająca łzy z oczu. To wspaniały hymn na temat obcości i wyalienowania, potępiający dwulicowość i hipokryzję. To również refleksja na temat sedna człowieczeństwa, siły odwagi oraz znaczenia przyjaźni. Opowieść o wielkich pytaniach i wielkich problemach małego człowieczka. 

A jednak, mimo wszystko, niech mi ktoś odpowie na pytanie, dlaczego w finalnych scenach, kiedy dobro zwycięża, a zło przegrywa, kiedy dyrektor szkoły wygłasza płomienną, chwytającą za serce mowę, miałam wrażenie, że znalazłam się w ckliwym, tanim, amerykańskim wyciskaczu łez, w którym chodzi o polityczną poprawność i przesłodzony happy end? Dlaczego nie mogę odpędzić myśli, że w prawdziwym życiu wszystko potoczyłoby się nieco odmiennym torem?... Naprawdę jestem taką cyniczną babą, która wszędzie doszukuje się fałszu i nie potrafi otworzyć na "cud"?... 

Zastanawiam się, czy naprawdę tę książkę ratuje fakt, iż przeznaczona jest dla młodziaków, dziesięcio-dwunastolatków. I czego taki młody czytelnik potrzebuje bardziej: jednoznacznego wskazania drogi i prymitywnego dydaktyzmu, czy bodźców, które zmuszą go samodzielnego myślenia i otwarcia serca na innych...


Pierwsze zdanie: "Wiem, że nie jestem normalnym dziesięciolatkiem."
Gdzie i kiedy: Nowy Jork, współcześnie
W dwóch słowach: ckliwa i dydaktyczna
Dla kogo: dla lubiących uronić łezkę i szukających jednoznacznych werdyktów
Ciepło / zimno: 50°

15 komentarzy:

  1. Temat jest ciekawy i z chęcią zapoznałabym się z nim bliżej. Pomimo Twojej niechęci do zakończenia jestem skłonna sięgnąć po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to będziesz miała okazję, bo Albatros ma tę powieść w zapowiedziach:-)

      Usuń
  2. Ja tam lubię takie ckliwe, hollywoodzkie zakończenia, bo nie przepadam za smutnymi (zwykle bardziej realnymi) rozwiązaniami. Doładowuję sobie nimi emocjonalne baterie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj pewnie naładowałabyś się na pół roku, bo na koniec jest baaaardzo emocjonalnie i optymistycznie:-)

      Usuń
  3. Ckliwe zakończenia książek, czy filmów to taka 5 kolumna wśród rzeszy zwykłych śmiertelników, którym po przeczytaniu/obejrzeniu książki/filmu może się wydać, że wszystko zrozumieli i teraz będą jeszcze lepsi, bo przecież już są dobrzy. To pobożne życzenia, które nigdy się nie sprawdzą. Kiedyś bajki uczyły odróżniania zła od dobra, teraz bajek prawie nikt nie pisze, a tęsknota pozostała. Wszyscy lubimy bajki i je dostajemy, w tej czy innej formie, amerykańskie czy europejskie, aby zakończenie się zgadzało:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozpatrywałam tego jeszcze pod kątem tęsknoty za lepszym światem, ale tak, oczywiście, masz sporo racji... Wydaje mi się, że jestem raczej wyjątkiem - wprawdzie mnie zakończenie zgrzytało, ale większość czytelników, sądząc po opiniach na Amazonie, rozpływa się w zachwytach, więc zapotrzebowanie na happy end jest widać ogromne. Może faktycznie byłam za surowa w ocenie tej książki...

      Usuń
  4. Nie dlaczego, też uważam, że przesłodkie zakończenia są oszustwem wobec czytelnika, bo przecież wiemy, jak wygląda rzeczywistość. Tyle, że my sami chcemy szczęśliwych zakończeń i lubimy jak wszyscy i "żyli długo i szczęśliwie". Inaczej na taki problem spojrzy doświadczony dorosły, a inaczej dzieciak i chyba o to chodzi:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dzieci potrzebują happy endów, one pomagają im w uporządkowaniu świata. Ale czy nastolatek, nawet ten młody, ma takie same potrzeby, jak dziecko? A może warto zaoferować mu coś, co pobudzi wrażliwość, zmotywuje do myślenia i działania, ale niekoniecznie w nachalny i kiczowaty sposób. Tutaj mi jechało fałszem na kilometr, choć poruszona problematyka jest naprawdę frapująca, a i wykonanie niezłe, wyjąwszy poprawne zakończenie.

      Usuń
  5. Nie dla mnie chyba. Domyślam się, że na końcu poczułabym się oszukana wielkim happy endem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z jednej strony takie nieprawdopodobne happy endy jada mi falszem na kilometr i nie lubie, z drugiej - czasami czuje sie niemile rozczarowana, jesli opowiesc nie ma happy endu, a ja przeciez tak trzymalam kciuki za bohaterow... no, sama juz nie wiem. Na pewno przeczytam :-)).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja uważam, że młodzieżowe książki dające do myślenia są lepsze, bo uczą dokonywania wyborów i formułowania swoich własnych opinii. Bardzo potrzebnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach cyniczna babo ;-) Podejrzewam że właśnie od młodego czytelnika chodzi, że jednak trzeba karmić go pewną dozą tkliwości, żeby wierzył, że happy end czasem naprawdę się zdarza. Rozumiem dlaczego zakończenie wyprowadziło Cię z równowagi jednak ogólnie tematyka wydaje mi się całkiem ciekawa. Jakoś specjalnie pewnie szukać jej nie będę ale jak się nawinie to czemu nie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń