Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
Tytuł oryginału: Keine frage das Geschmacks
Przekład: Maria Skalska
Data wydania: wrzesień 2013
Liczba stron: 484
Cena: 35 zł
Frapujący tytuł, prawda? Trawestacja tytułu klasycznego utworu literackiego znakomicie oddaje treść siódmego (w Polsce drugiego)
tomu cyklu o komisarzu Proteo Laurentim, a przy tym polski tytuł w
znaczący sposób odbiega od oryginału. Niemieckie „Keine Frage des
Geschmacks” („To nie kwestia smaku”) trudno byłoby zgrabnie i trafnie
oddać po polsku, toteż zabieg wydawnictwa (tłumaczki?), by w ten sposób
ominąć językową rafę, zasługuje na pochwałę.
Zamierzony rozziew w tytule stanowi pierwszą
wskazówkę na pomieszanie wątków, z którymi przyjdzie się zmierzyć
triesteńskiemu komisarzowi. No bo jak połączyć ze sobą zbrodnię
popełnioną na niemieckim filmowcu, który kręci w mieście nad Adriatykiem
kolejny odcinek kiczowatego serialu kryminalnego, sprawę wyjątkowo
obrzydliwego szantażu brytyjskiej posłanki za pomocą pornograficznych
zdjęć i kradzież kawy – nie jakiejś tam pospolitej kawy, tylko cennych i
rzadkich ziaren, za które smakosze gotowi są zapłacić zawrotną cenę? A
jednak, jak zwykle u Heinichena, te niezwykle rozbieżne wątki mają
wspólny mianownik. Ich splot, choć niewidoczny dla Laurentiego, jest
wyraźny dla czytelnika. To może nieco dławić napięcie, pozbawiać całość
swoistego „thrillu”, ale za to wprowadza w rolę wszechwiedzącego
obserwatora, który panoramicznym okiem ogarnia całość relacji i powiązań
tam, gdzie śledczy nawet się ich nie domyślają.
Leitmotivem powieści są tym razem zdjęcia. Powstają
jawnie i ukradkiem, podlegają retuszowi i służą manipulacji, są
wszechobecne i wieczne, a tym, którzy wiedzą, jak się nimi posłużyć,
dają nieograniczoną władzę i pieniądze. Wie o tym pozbawiony skrupułów
przedsiębiorca Lele Raccaro, właściciel największego prywatnego archiwum
fotografii w Europie, wie o tym jego nieślubny syn, doskonale wpisujący
się w stereotyp włoskiego żigolaka i nieroba, dowie się również i
Laurenti, uwieczniony podczas schadzki z kochanką w nadmorskim lasku.
Wszystko to jest jednak tylko pretekstem do napiętnowania znacznie
głębszych zjawisk, toczących niczym czerw europejskie (bo choć Heinichen
skupia się głównie na włoskim światku, to nie są one specjalnością
wyłącznie Italii) społeczeństwa. Korupcja, układy i układziki, niejasne i
półlegalne powiązania między światem biznesu i polityki, koterie i
kliki, splecione ze sobą w rozmaitych finansowych zależnościach i
klinczach – w to właśnie godzi autor. Jak sam mówi, nie interesuje go
klasyczny kryminalny „whodunnit”, woli tworzyć socjogramy. Jego powieści
mają być lustrem, w którym przegląda się konkretna epoka i konkretne
miejsce, a jego miejscem i epoką jest współczesna Europa i jej
społeczeństwa.
Dalszy ciąg, czyli co było dobre, a co nie bardzo, przeczytacie na stronie portalu Zbrodnia w Bibliotece, czyli tutaj.
Pierwsze zdanie: "Od czasu podróży włoskiej Goethego oraz długiego pobytu w tym kraju lorda Byrona i Shelleyów nikogo nie dziwił już widok osobliwie poubieranych turystów."
Gdzie i kiedy: Triest, współcześnieW dwóch słowach: zbrodnia i kawa :-)
Dla kogo: dla smakoszy i miłośników środziemnomorskiej niespieszności
Ciepło / zimno: 69°
Nie wiem, ale ten komisarz kojarzy mi się z Brunettim Donny Leon..., Brunettim inaczej:)
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej zachwytu u Ciebie nie wzbudziła, ja kojarzę tylko okładkę z pojawiających się tu i tam recenzji i niech tak zostanie.
No tak, skojarzenie uzasadnione: Laurenti to włoski komisarz niemieckiego autora, Brunetti - Amerykanki... Nie wiem, na ile Donna Leon naprawdę zna włoskie realia. Heinichen w każdym razie wie, o czym pisze, bo od trzydziestu lat mieszka w Trieście. Pod tym względem jego proza jest bardzo realistyczna, trzeba mu oddać sprawiedliwość. Nie znam wielu jego powieści, właściwie tylko trzy, to trochę za mało może, żeby wyrokować, ale wydaje mi się, że akurat "Zbrodnia i kawa" do tych najlepszych nie należy. On potrafi lepiej!
UsuńZ najlepszych ziaren, czyli z tych najdroższych, z przewodów, ekhm... ;) Tak, książka ma wiele odcieni, podobała mi się, widzę 69 stopni, poza oczywistym skojarzeniem to jednak stosunkowo nisko, ale po naszej niedawnej dyskusji na tematy ocen to nie zatrzymam się przy tym dłużej. Narrator wszechwiedzący - tak, czasem to dobre, fajne i wygodne, a czasem wkurzające, ale w tym wypadku mi się podobało. Nie wyobrażam sobie zresztą, by tu miało być inaczej, zważywszy na to, że samo śledztwo nie było na tyle spektakularne, by to tylko nim "zapełnić" całą książkę. Miałaby wtedy ze 100 stron... ;) A tak to - różne perspektywy, różne wątki, pozornie ze sobą niezwiązane, i ten fascynujący świat kawy - doskonale smaczna książka :) I język mi się bardzo podobał. A że tytuł taki przewrotny? Zwiastuje co prawda lekką lekturkę, a to wprowadzenie w błąd. Niemniej - pasuje jak ulał, mimo wszystko!
OdpowiedzUsuńNie spoileruj! ;-)
UsuńTo, co mi się nie podobało w tej książce, to te dziennikarskie wstawki. Autor bardzo się angażuje i to dobrze, znakomicie odrabia lekcje, i to też jest dobre, ale ja wolę, kiedy prezentuje swoje poglądy w sposób mniej mentorski, dosłowny, a bardziej zaowalowany. Natomiast fajnie skonstruował intrygę, zgrabnie połączył wątki i słusznie zauważyłaś, że nie dało się ich pokazać tylko z perspektywy Laurentiego. Ale można było trochę podkręcić napięcie:-)
Tak czy siak, autor jest wyjątkowym człowiekiem, światłym, mądrym, myślącym, wrażliwym - właśnie opracowuję wywiad z nim i jestem zachwycona!
Sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńniezla gra slow
OdpowiedzUsuńwspaniały blok i fajne treści
OdpowiedzUsuń