Wydawnictwo: Solaris
Tytuł oryginału: Deathworld
Tłumaczenie: Wacław Niepokólczycki
Data wydania: 17-01-2013 (rok premiery: 1960)
Liczba stron: 244
Cena: 29,99 zł
Nie ulega wątpliwości, że Harry Harrison zapisał się w historii fantastyki jako twórca nurtu barwnego, przygodowego, humorystycznego i lekkiego, zaś "Planeta śmierci", pierwsza powieść pisarza i pierwszy tom cyklu o Jasonie dinAlcie, całkowicie przystaje do tego schematu. Książka, napisana pół wieku temu, zestarzała się w oczywisty sposób pod względem opisywanej technologii, ale raczej nie antropologicznym.
Historia jest prosta i - jak na dzisiejsze standardy - banalna. Jason dinAlt, hazardzista obdarzony zdolnościami parapsychologicznymi, dostaje propozycję zagrania o naprawdę wielkie pieniądze. Oczywiście wygrywa, zaś zleceniodawca, przedstawiciel nieznanej planety Pyrrus, zgarnia większość puli i kupuje za nią gigantyczne zapasy śmiercionośnej broni - najlepszej, jaka jest dostępna na intergalaktycznym rynku. Zaintrygowany szuler postanawia odwiedzić tajemniczą planetę. Okazuje się, że opowieści Pyrrusanina nie są ani trochę przesadzone: planeta, jej żywioły i wszystko, co na niej żyje, zdają się mieć jeden tylko cel: natychmiastowe uśmiercenie każdego człowieka i zniszczenie niewielkiej, walczącej o przetrwanie kolonii.
Bystry Jason, jako człowiek z zewnątrz widzący pewne rzeczy w innym świetle niż rdzenni Pyrrusanie, prędko zaczyna jednak podejrzewać, że mordercze ataki fauny i flory nie są przypadkiem, a historia kolonii, zapomniana i nieistotna w obliczu nieustannej walki o przetrwanie, pozwala przypuszczać, że planeta nie od razu była tak niegościnnym i wrogim miejscem. Dlaczego zatem ten świat zwrócił się przeciwko człowiekowi i z nieugiętym uporem i śmiertelną konsekwencją dąży do jego eksterminacji, tworząc coraz to nowe, trujące, agresywne, mordujące formy życia? Odpowiedź na to pytanie staje się centralnym motywem misji Jasona.
"Planeta śmierci" powstała oczywiście, by bawić. Harrison sprawnie upraszcza co trzeba, ubarwia co się da, idzie na skróty tam, gdzie nuda i rozwlekłość są niewskazane, daje czadu z akcją i tempem narracji. Bohaterów wyposaża odpowiednio do misji, jakie mają wypełnić: ma się dziać, ma się dziać dużo i szybko, zaś wszelkie hamletowskie rozterki i rozdrapy są nie tylko niepotrzebne, ale i szkodliwe. Ale nie jest tak, że ta powieść jest wyłącznie powierzchwną i krotochwilną strzelanką. Frapujące są wątki, pokazujące, jak warunki bytowe determinują rozwój, a właściwie regresję społeczeństwa, redukując istnienie do elemementarnego przeżycia i eliminując wszelkie przejawy kultury. Sztuka, dziedzictwo kultury, historia, więzi społeczne - wszystko to staje się zbędnym kaprysem, płochą fraszką, niebezpiecznym balastem, zaś edukacja ogranicza się do wyćwiczenia zasad survivalu w ekstremalnych warunkach.
Warto zwrócić uwagę na nienachalne, ale obecne aspekty ekologiczne, przemycone pod płaszczykiem akcyjniaka. Początek lat sześćdziesiątych to narodziny ekologii społecznej, postulującej wizję harmonijnego współżycia człowieka z przyrodą i echa tych teorii pobrzmiewają i tutaj, ale oczywiście nie w pogadankowy, moralizatorski sposób. Harrison raczej rzuca pewną modną i aktualną tezę, ale nie rozpętuje żadnej burzy, ani nie prowokuje dyskusji. Zdumiewające jest jednak to, jak niewiele stracił na aktualności pokazany tu brak gotowości człowieka do opuszczenia utartych ścieżek. Zachowawczość i konserwa są immanentymi cechami człowieka i potrzeba wizjonerskich, łamiących schematy jednostek, by popychnąć ludzkość do przodu.
Pewną uciechę może sprawić śledzenie technologicznych anachronizmów, uroczych i komicznych z perspektywy pięćdziesięciu lat. Lekki zapaszek kulek na mole nie przeszkadza jednak w rozkoszowaniu się - hm, ciekawą po prostu - historią. Nie przeszkadza też brak rozmachu, schematyczność charakterów, kompaktowość, zupełnie nieprzystająca do dzisiejszych wymogów objętościowych. Tak się wtedy pisało, a spotkanie z tą lekko anachroniczną z jednej, ale i zaskakująco aktualną historią z drugiej strony u jednych wywoła łezkę nostalgii (wszak wielu z dzisiejszych konsumentów fantastyki wychowało się na Harrisonie), u innych tylko satysfakcję z miło spędzonych, bardzo rozrywkowych dwóch, trzech godzin. Zapewniam, lepsze to, niż jeden współczesny film.

W dwóch słowach: szybka i komiksowa
Dla kogo: dla nadrabiających zaległości w klasyce gatunku i tych, którzy chcą czegoś lekkiego w przerwie
Ciepło / zimno: 61°
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Eksplorując nieznane".