Pierwszy raz w tym roku zaglądamy na najbardziej znaną i prestiżową listę bestsellerów tygodnika Spiegel. Jest o czym pisać, bowiem zrobiło się naprawdę spektakularnie.
1. Michel Houllebecq Unterwerfung (oryg. Soumission, pol. w zapowiedziach WAB jesienią 2015)
I to jest sensacja! Książka francuskiego literata, który, powiedzmy sobie szczerze, zazwyczaj nie jest czytany przez masy, w kilka dni po premierze wstrzeliła się na pierwsze miejsce listy bestsellerów, stając się takim samym manifestem jak słynna fraza "Je souis Charlie". Manifestem - bowiem osobiście wątpię, czy każdy z tysięcy schodzących jak świeże bułeczki egzemplarzy rzeczywiście zostanie przeczytany. Niezwykły hype spowodowany jest tym, że premiera książki, traktującej o Francji pod dyktatem islamistycznego prezydenta, zbiegła się w osobliwy sposób z tragicznymi zamachami, wywołując istną histerię czytelników, pragnących przekonać się, czy Houllebecq miał proroczą wizję. Swoją drogą ciekawe, czy książka odniesie podobny sukces w Polsce, gdzie ukaże się dopiero jesienią, gdy większość zapomni już o Charlie... chyba że wydarzy się coś, co przyćmi ostatnie wydarzenia we Francji. Czego nikomu nie życzę.
2. Ian McEwan Kindeswohl (oryg. The Children Act, pol. w zapowiedziach Albatrosa na maj 2015)
Kolejna mała sensacja: McEwan pokonuje z palcem w nosie rozmaitych bestsellerowych fitzków... Książka, bedąca zbiorem sądowo-moralnych impresji, powiązanych luźno opowieści, przypominających odrobinę twórczość von Schiracha, wyraźnie się Niemcom spodobała. Może spodoba się także i Polakom - szanse na to są duże, bo ukaże się w maju w Albatrosie. Krimifantamania oblizuje się i przyczaja...
3. Sebastian Fitzek Pasaggier 33 (pol. -)
Fitzek, jaki jest, każdy widzi. No, każdy, kto przeczytał choć jednego. Spętlona do granic możliwości intryga, karkołomne wolty, drenaż mózgu, nieprawdopodobne zbiegi okoliczności i w ogóle zabili go i uciekł. W większości przypadków (mowa o tych starych, dobrych fitzkach) autorowi udawało się nie przekraczać tej niewidzialnej granicy między dobrym thrillerem a nieprawdopodobnym kiczem. O tej książce niestety nie da się tego powiedzieć. Choć idea była przednia: rzewcz traktuje o wielkich wycieczkowych statkach i o tym, co się dzieje w mroku ich kajut i ładowni. I bynajmniej nie chodzi o ginących pasażerów, o nie. Tym razem chodzi o pasażerkę, która nagle na takim krążowniku się pojawiła, choć nie powinna... Wydawałoby się, że to znakomity materiał na kolejny drenaż mózgu, ale tak nie jest. Fitzek chyba nie powinien ulegać presji produkowania kolejnego bestsellera co rok, bo to, co wychodzi spod jego pióra, jest już tylko żenujące. Niedorozwinięci emocjonalnie (a czasem i intelektualnie) bohaterowie, przegięcia fabularne, niedoróbki... To najniższy level literatury rozrywkowej. Ale się sprzedaje, jak widać...
4. Ken Follet Kinder der Freiheit (oryg. Edge of Eternity, pol. Krawędź wieczności, wyd. Albatros 2014)
Follet ma się dobrze, nie ma to jak monumentalne trylogie z gwarancją sukcesu... Cieszy się autor, cieszy wydawnictwo, cieszy czytelnik, mamiony nazwiskiem i rozmachem wizji, która zdaje się niekiedy przerastać i samego autora. Takie przynajmniej chodzą słuchy. Podobno to już, niestety, nie ten Follet co kiedyś...
5. Nele Neuhaus Die Lebenden und die Toten (pol. Żywi i umarli, zapowiedź Media Rodzina maj 2015)
Neuhaus staje się powoli czarną damą niemieckiego kryminału. Polacy ją polubili, autorka "Złego wilka" jest w tej chwili najpoczytniejszą z autorek zza Odry. Zdarza jej się popełnić kryminały błyskotliwe, poruszające, znakomicie skonstruowane, zdarzają się też żenujące wpadki. Do tych ostatnich zaliczam niestety tę powieść, o czym pisałam tutaj. Myślę, że wielbicieli tej autorki zupełnie to nie zniechęci. Szykuje się wielki hit i w Polsce.
6. Jürgen von der Lippe Beim Dehnen singe ich Balladen (pol. -)
Małe zaskoczenie. Po pierwsze, że von der Lippe wydał książkę, po drugie, że z miejsca wdrapała się tak wysoko. Autor jest znanym znakomitym komikiem i laureatem wielu prestiżowych nagród. Jego humor ma finezję, pazur, jest inteligentny i nienachalny. Coś, co powoli staje się w mediach wielką rzadkością. Książka, będąca zbiorem krótkich opowiadań i skeczy, podobno skrzy się dowcipem, jest pełna przytyków, gorzko-ironicznych refleksji, jest komiczna, ale i miejscami bolesna. Aż się chce czytać.
7. Robert Seethaler Ein ganzes Leben (pol. -)
Ta książka pojawiła się na liście już w zeszłym roku i nie jest, jak widać, efemerydą. Niemiecka odpowiedź na "Profesora Stonera" opowiada historię prostego parobka, którego życie wypełnia ciężka fizyczna praca i miłość do kobiety. Utracona miłość. Powieść, która na dzisiejsze czasy ma zatrważająco niewielką objętość, niesie w sobie ogromny ładunek emocji i wzruszeń. Zamierzam przetestować.
Szał na "Circle" nie ustaje. Przyznaję, że próbowałam się zmierzyć z tą książką, ale poległam, nie dochodząc nawet do półmetka i nie mogąc pojąć jej fenomenu. Może przedwcześnie, a może to jednak jest przereklamowany produkt dzisiejszych czasów. Dystopijna tematyka, zagrożenie wszechobecną obserwacją, niepohamowane gromadzenie danych, z którymi nie wiadomo co się potem dzieje (a czasem właśnie wiadomo, o zgrozo) - to wszystko chodliwe, bardzo aktualne strachy. Problem z tym, że tylko niewielu autorów potrafi je umiejętnie wykorzystać i stworzyć coś, mającego jakąś wartość. W Polsce na tę książkę na razie się nie zanosi, choć autora już wydawano (m. in. Wstrząsające dzieło kulejącego geniusza, My to mamy speeda, Dzikie stwory). Ja tymczasem zainteresuję się innymi dziełami Eggersa, bo a nuż, widelec...
Wiadoma rzecz, Bones, niezwykle popularny serial, truposze, antropologia. Wysoka pozycka Reichs nikogo nie dziwi, i choć już dawno przestałam śledzić serię o Temperance Brennan, to czasem chętnie zerknę na jej nieprawdopodobne przygody na ekranie.
10. Jo Nesbø Sohn (oryg. Sønnen pol. Syn, wyd. Dolnośląskie 2014)
Tu już każdy komentarz jest zbędny. Król norweskiego kryminału jest czczony zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Niemieckie wydanie tej powieści spoza serii z Harrym Hole ukazało się z paromiesięcznym opóźnieniem w stosunku do polskiego, toteż premierę niemiecką powitałam z chłodną wyższością osoby, która ma to już za sobą. Zdarza się i tak.
A co Wy na to? Rusza Was któryś tytuł? Dziwi? Frapuje?... A może wypowiecie się na temat okładek? Macie jakąś faworytkę?
A co Wy na to? Rusza Was któryś tytuł? Dziwi? Frapuje?... A może wypowiecie się na temat okładek? Macie jakąś faworytkę?
No widzisz, a mnie cała Trylogia Stulecie bardzo się podobała, chociaż nie ukrywam, iż 1. i 2. tom były najlepsze. Fakt to nie ten sam Ken F., ale nic dziwnego, tyle lat i książek upłynęło od np. Igły, wszystko z biegiem czasu się zmienia. Z tym, że w przeciwieństwie do wielu autorów Follett i tak doskonale się "starzeje literacko".
OdpowiedzUsuńJa czytałam tylko pierwszy tom, ale to już dawno temu było i chyba większość zapomniałam... Drugi tom czeka :-)
UsuńNie każdemu tomy muszą się podobać, jak każda książka. Ale nazwanie tego np. gniotem, jak jakiś czas temu przeczytałam na pewnym blogu jest lekką przesadą.
Usuń3. tom Stulecia ma jedną zasadnicza wadę- jest za długi, tzn. za dużo w nim wydarzeń i przez to niektóre potraktowane są po łebkach. Powinien zostać podzielony na dwa tomy i dopracowany.
Prędzej czy później przeczytam, ale boję się, że będę musiał odnowić sobie pierwszy tom, bo naprawdę już niewiele pamiętam...
UsuńAaa Fitzka muszę sobie kupić. Ciekawe jak bardzo jest fitzkowata t apozycja:)
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera, nie polecam :-( Jeśli już, to kup przedostatnią jego książkę, "Noah". Fitzkowata, z przesłaniem, dużo lepsza od "Pasażera".
UsuńDzięki to Noaha ściągnę w formie ebooka..jest rozumiem dostępny ebook?
UsuńJest :-)
UsuńFitzek zdecydowanie odpada, do dziś odbija mi się z nim maraton, przedawkowałam i jestem na dożywotnim odwyku.
Usuń"Syn" Nesbo - wiadomo :)
Ken Follett do lamusa, doprawdy monumentalne gnioty o monumentalnych gabarytach.
Reichs od lat nie czytuję, bo mnie nudzi.
Swobodnie przejechałam się po kim mogłam, wcale mi nie ulżyło i czekam na ten maj :)
Współczuję przedawkowania Fitzka, choć doskonale rozumiem, może się odbijać... Ten najnowszy to zupełne nieporozumienie. Reichs też już nie czytam, ale Folleta spróbuję. Nie cierpię pozaczynanych i niepokończonych cykli :-)
UsuńTeż czekam na maj :-)
Zaintrygowała mnie ta niemiecka odpowiedź na Stonera, daj znać jak przeczytasz. Kiedyś zaczywałam się w Fitzku, ale z każdą jego kolejna książką było co raz gorzej, wiec odpuściłam.
OdpowiedzUsuńDam znać, pewnie:-) Czekam tylko, aż się pojawi w mojej bibliotece, bo chudzinka taka, ale cenę swoją ma...
UsuńFitzek ma świetne pomysły, ale brakuje mu czasu na docyzelowanie swych książek. Pisze je na kolanie, zapomina o psychologicznej głębi i rachunku prawdopodobieństwa. I takie są efekty, niestety...
A ja właśnie czytałam o tym, że w Polsce prawie się nie wydaje niemieckich autorów...
OdpowiedzUsuńTo niestety prawda... Wydawcy preferują anglosaskich autorów, a niemiecka literatura to już tylko dla odważnych :-(
UsuńNa nowego McEwana czekam, Reichs i Folletta porzuciłem przed laty. Co do Fitzka, podobał mi się "Trakt", "Istota" mnie wynudziła, a "Schemat" czeka nieprzeczytany.
OdpowiedzUsuńtommyknocker
Ale czekaj, "Trakt", "Istota" i "Schemat" to przecież Arno Strobl. "Istota" bardzo mi się podobała, ale po pierwsze słuchałam, nie czytałam, po drugie było po niemiecku (nie wiem, jaki jest polski przekład), a po trzecie to była wersja audiobooka skrócona, co mogło odegrać pewną rolę. Czytałam jeszcze "Trumnę" Strobla, i to już była katastrofa...
UsuńRzeczywiście, nie wiem, jak to się stało, ale pomyliłem Fitzka ze Stroblem !
OdpowiedzUsuńtommyknocker
:-))
UsuńHm... chyba tylko McEwan by mnie zainteresował. No i Neuhaus przeczytam, mimo słabszej pozycji. Fizek mi się przejadł, Follett i Raich nie czytam już. A Nesbo to Nesbo, wiadomo :)
OdpowiedzUsuńopty
o i tak to jest nie?
OdpowiedzUsuń