Ads 468x60px

środa, 7 marca 2012

Marta Guzowska "Ofiara Polikseny" albo dlaczego kobiety kochają drani

Wydawnictwo: W.A.B. Data wydania: 08.01.12
Stron: 432
Cena: 39,99 zł


Pierwsze zdanie: "Mario - spytała nagle - czy mógłbyś zabić człowieka?"

Tak jakoś ścichapękiem nadeszła ta książka, niepozorna, o burej okładce, trudnym, niechwytliwym tytule. W księgarni pewnie pozostałaby niezauważona, leżąc na półce i nie wołając krzykliwościami. I gdyby nie zachęta pewnej osoby na pewnym forum, pewnie nadal tkwiłaby w ukryciu, mały, zakurzony diamencik w kamiennej, szarej otoczce...

Bo że "Ofiara Polikseny" to diament, perełka, połyskująca bladym świtem kropelka rosy na pustyni - co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Dawno już żadna książka mnie tak nie urzekła, nie zaczarowała, nie porwała w wir wydarzeń, nie zaatakowała plastycznym, obcym dla mnie światem, niepięknym ale jakże prawdziwym.

Autorka porywa nas do współczesnej Anatolii, na wykopaliska archologiczne w rejonie niejgdysiejszej Troi. Nuda, powiecie. A figa tam. Nie ma tu nawet kapki nudy. Wprawdzie na trupa trzeba poczekać parę stron, zresztą, że się pojawi, jest rzeczą dość oczywistą, w końcu nie po to osadza się akcję kryminału pośród archeologów i antrolopoga, by w końcu nie wygrzebać spod twardej ziemi jakiegoś szkieletu. Czyżby odkopany szkielet należał do Polikseny, legendarnej torjańskiej księżniczki, zamordowanej przez poderżnięcie gardła? Wkrótce pojawia się też trup całkiem świeży - na jednym z dwóch starożytnych ołtarzy z poderżniętym gardłem znaleziona zostanie jedna z uczestniczek ekspedycji. Nie wszystko okazuje się jednak takie, na jakie wygląda...  Jeśli myślicie, że od tego momentu wszczęte zostanie profesjonalne śledztwo, na scenę wkroczy prężny i inteligentny detektyw, by po odpowiednich perypetiach rozwiązać w trymiga zagadki śmierci kobiet, to się mylicie. To Turcja, panie. Koniec świata, psy odwłokami szczekają. Po zdawkowym przepytaniu archeologów, podczas którego najbardziej dociekliwe pytania dotyczyły personaliów, policji tu nie zobaczymy. Nie będzie analizy mikrośladów i DNA na miejscu zbrodni. Koniec, finito.

Czeka nas za to deprymujący, przytłaczający nastój tamtego miejsca: lejący się z nieba żar, smród potu, hektolitrów cienkiego piwa, tanich papierosów, brzęk wszechobecnych much, ujadanie kundli, odganianie natrętnych komarów, i ten skwar, pył i kurz... Nie jest to świat, jaki przywykliśmy kojarzyć z pocztówkowymi widoczkami z katalogów biur podróży. To świat, atakujący turpizmem. To duszne, klaustrofobicze obrazy, organoleptyczny gwałt na elementarnym poczuciu estetyki. Apogeum tych klimatów była dla mnie scena wywiezienia ambulansem pewnych zwłok (nie powiem czyich) z terenu obiektu turystycznego. Mistrzostwo świata!

To także portret środowiska archeologów, chyba prawdziwy, bo przecież autorka sama spędziła wiele czasu na wykopaliskach i jest archeologiem z zawodu. Kto lubi zawodowe podglądactwo, ten znajdzie tu coś dla siebie - lubię, gdy w powieści autor wiedzie czytelnika w rejony autentyczne, a nie wyszukane w Wikipedii przy pomocy "kopiuj i wklej", umożliwia wgląd w hermetyczne, zamknięte światki odmiennych od własnych profesji. Marta Guzowska czyni to ponadto w wyjątkowo szarmancki sposób, z przymrużeniem oka wkładając w usta antropologa spostrzeżenia w rodzaju: "Miał identyczną figurę jak matka i całkowicie łysą, brachycefaliczną czaszkę, a dolną część trzewioczaszki ozdobioną gęstą brodą w tym samym odcieniu, co włosy Lale". Mario notabene tak opisuje swoją byłą: "Miała najpiękniejszą na świecie czaszkę, proporcjonalną, gracylną, o delikatnej morfologii, wysokich oczodołach, lekko wystających kościach jarzmowych, z pięknie zaznaczonym prognatyzmem zębodołowym". Ha! I jak tu się nie zachwycić!...

Skoro już dotarłam do postaci Mario, to zatrzymam się na nim na minutkę, bo warto. Nie spodziewajcie się jednak Indiany Jonesa, wyposażonego w pejcz i inne męskie atrybuty, ratującego dziewice z opresji i starożytne skarby z rąk złoczyńców. Mario Ybl, profesor antropologii, to skurczybyk jakich mało, wiecznie zamajaczony smakującym jak siki piwskiem lub raki, obrażający wszystkich i każdego, nie znający autorytetów, skutecznie zniechęcający do siebie nawet najbardziej łagodne i przychylnie usposobione osóbki, abnegat, pajac, leń, niechluj, a w dodatku cierpi na nyktofobię... Koleś, którego można tylko nienawidzić, albo kochać (wypisz wymaluj House). A jednak to on, jako jedyny, próbuje kiwnąć palcem, podczas gdy cała reszta ekipy trwa w odrętwieniu lub obojętności po makabrycznej śmierci koleżanki z grupy... Nie chcę się czepiać, ale pod koniec autorka nie uniknęła pewnych stereotypów i w finalnej scenie kazała mu jednak rozprawić się ze zbrodniarzem wedle wszelkich prawideł filmowej sztuki. A niech tam. 

No dobra, spytacie, a co z zagadką kryminalną? Jest. Jest nawet dość ciekawa, choć czytelnik nie zostaje skonfrontowany z nią od razu, a klasyczne roztrząsanie kwestii "kto zabił i dlaczego" pojawia się relatywnie późno. To także intryga z drugim, a nawet trzecim dnem. Dość pasjonująca, choć nie zwalająca z nóg. I to nie zagadką kryminalną żyje ta książka, a postaciami, scenerią, świetnym rysem obyczajowym, specyficznym humorem. Znalazłam w tej książce wszystko, co powinna mieć dobra, wciągająca, inteligentna powieść kryminalna. I to wszystko wyszło spod pióra polskiej autorki, ba, debiutantki. Niemożliwe? A jednak. Przekonajcie się sami. Ja tam już teraz czekam na kontynuację - autorka już pracuje nad "Głową Niobe". Oby tak udaną, jak "Ofiara Polikseny". 

Moja ocena: 5/5 (coś za dobre książki ostatnio czytam...)

Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece  




15 komentarzy:

  1. Znowu zaczarowalam sie recenzja i pobieglam szukac ksiazki... znalazlam w katalogu mojej biblioteki i troche usmialam sie widzac, ze jestem pierwsza w kolejce do ksiazki, ktora jest w bibliotece dopiero "w opracowaniu" ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej będziesz pierwszym czytelnikiem... :-)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, ale musze kupić, sama jestem z wykształcenia archeologiem:) a do tego dobry kryminał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, Aneta, koniecznie!

      Usuń
    2. Sobie już zamówiłam w empiku. Kliknęłam zamów, żebym juz nie miała odwrotu:)

      Usuń
  3. Mnie tam się okładka bardzo podoba. :)
    Może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się, skuś. Skoro nawet okładka ładna :-)

      Usuń
  4. Mmm, ale ładnie to napisałaś, że aż sprawdzę, czy jest u mnie w bibliotece! :):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mnie zaintrygowałaś tą recenzją. Będę musiała przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak powiedziałam, tak zrobiłam, chociaż z "lekkim" opóźnieniem i w wersji audio - Ofiara Polikseny jest za mną :)
      Podobała mi się, choć może nie tak entuzjastycznie jak Tobie :)

      Usuń
  6. słyszałam, słyszałam, ale jeszcze jej nie mam. Spodziewałam się, że dobra, Twoje zdanie tylko potwierdza przeczucia

    OdpowiedzUsuń
  7. Rychło w czas - ale przeczytałam ostatnio "Ofiarę Polikseny" i dla mnie to był jakiś koszmar. Książka-koszmarek. Ybl mnie tak bardzo irytował, że aż mi słów brakuje - jemu bym jakąś krzywdę zrobiła. Wcielenie chamstwa, ordynarności i prostactwa jak dla mnie :P A przez to moim zdaniem też mocno dialogi ucierpiały - dużo jest tutaj kwestii, które się powtarzają i nie wnoszą do powieści totalnie nic ciekawego. Sama zagadka kryminalna b. słaba. Doceniam oczywiście realistyczny wgląd w pracę archeologów, ten cały duszny, potliwy, gorący klimat, generalnie - brud i smród, świetne opisy, aczkolwiek reszta dla mnie leży i kwiczy. Myślę, że postacie powinny być zbliżone jak najbardziej do rzeczywistości - ale Ybl to gruba przesada. Mógłby być trochę bardziej okrzesany. Akurat mi zepsuł w dużej mierze czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrzacie, przykro bardzo, że spotkało Cię takie rozczarowanie. Choć moja opinia o tej książce była zgoła inna, to rozumiem. Ybl może irytować, może wzbudzać niechęć i odrazę. Gdzieś ostatnio czytałam, że sama autorka miała duże trudności ze stworzeniem tej postaci, a słowa, których używa Mario, w realu nie przechodzą jej przez gardło.
      Tak naprawdę trudno powiedzieć, co sprawiło, że tak odmiennie odebrałyśmy tę książkę - mnie ten mroczny klimat bardzo zauroczył, zahipnotyzował wręcz. Słaba zagadka?... Nie odebrałam tego tak, zresztą, chyba nawet nie ona stanowiła dla mnie jakość tej książki. No ale cóż, jak wspomniałam, rozumiem.
      Notabene, czytałam też "Głowę Niobe" i wydała mi się sporo słabsza - tu to dopiero kulała zagadka, nie mówiąc o umotywowaniu zbrodni. Ybl zaś nieco złagodniał (może na skutek złego odebrania przez czytelników właśnie), przez co zrobił się niezrozumiale mdły. Bo nie wiadomo, skąd ta jego nagła łagodność.
      A tak w ogóle, to się nie mamy co przejmować, bywały książki, które podobały nam się obu tak samo:-)

      Usuń