Ads 468x60px

wtorek, 27 marca 2012

Tess Gerritsen "Blutmale" (Klub Mefista): straszny diabeł?

Audiobook
Wydawca: Random House Audio
Czyta: Mechthild Großmann
Tytuł oryginału: The Mephisto Club
Zgrzeszyłam. Po raz pierwszy w życiu sięgnęłam po audiobooka. Na usprawiedliwienie mogę dodać, że uczyniłam to nie z lenistwa, nie z braku czasu, nie po to, by oszczędzać wzrok, nie dlatego, że byłam w podróży, nie. Krok ten był świadomy i celowy. Chciałam słuchać Mechthild Großmann i jej niesamowitego, głębokiego barytonu (tak, JEJ BARYTONU). Na świecie nie powinno być kobiet z takim głosem. Ton, wydobywający się z krtani tej kobiety, to wynaturzenie, wybryk natury - ewentualnie jeszcze efekt intensywnego łajdaczenia się. Ten głos zaczarował mnie do reszty, kiedy tydzień temu na spotkaniu autorskim z Tess Gerritsen aktorka czytała fragmenty "Milczącej dziewczyny". Kiedy odezwała się po raz pierwszy, by powitać czytelników, audytorium zbaraniało, szukając męskiego źródła GŁOSU. Nie tylko niesamowita barwa, ale i intonacja, stopniowanie napięcia - to wszystko sprawiło, że jak nikt inny potrafiła wytworzyć atmosferę grozy, diabelskiego zagrożenia, niemal namacalnej obecności ZŁEGO. Magia, mówię wam.

Okładka wydania polskiego
Zgrzeszyłam. Takie słowa widnieją także na ścianie pomieszczenia, w którym znaleziono zmaskarowane zwłoki kobiety. Napisane nie krwią, ale antycznym barwnikiem koloru ochry, pochodzącym znad Morza Śródziemnego. Nie jedyne to zwłoki w tej powieści, będącej szóstym tomem serii Rizzoli & Isles. I nie jedyny tajemniczy napis, który mordeca zostawia przy pozbawionym głowy i ręki trupie. Dziwne symbole, zostawione w pobliżu zamordowanych kobiet, pozwalają przypuszczać, że mordercą jest satanista. Do tego jeszcze czarne świece, odwrócone krzyże i szereg innych szatańskich atrybutów - wkraczamy w krainę mistyki, okultyzmu, pradawnych kultów... Znane? Owszem. Przez pewien czas tematyka szatańska zdawała się być programem obowiązkowym każdego szanującego się pisarza bestsellerów. Nie dziwi, że i Tess Gerritsen uległa trendom i odsuwając na bok swoje ulubione tematy medyczne wkroczyła na ścieżkę okultyzmu.
Nie jestem do końca przekonana, czy wyszło to tej powieści na dobre. Owszem, autorka nie poszła na łatwiznę i odrobiła lekcje, pakując do swej opowieści sporo informacji o szatańskiej symbolice i historii kultów satanistycznych, dość powierzchownych wszak, bo kryminał to jednak nie odpowiednie forum do chwalenia się szczegółową wiedzą. Miejscami odnosiłam jednak wrażenie, że upchnięcie tych wszystkich mistycznych wątków odbywa się nieco na siłę, jakby Gerritsen koniecznie chciała napisać książkę z tym niesamowitym, ponadnaturalnym pierwiastkiem. Cała ta otoczka słabo jednak wpisuje się w ramy całej reszty powieści, a w szczególności nijak nie koresponduje z pobudkami, kierującymi zbrodniarzem.
Nie znaczy to, że książka jest zła, choć w wielu recenzjach spotkałam się z opiniami, że to najsłabsza pozycja w tej serii. Rozumiem też, dlaczego wielu czytelnikom akurat ta powieść mogła się nie podobać. Nie wszyscy lubują się w brutalnych, krwawych scenach o podłożu satanistycznym. Nie każdy też jest podatny na tchnące ze stronic książki sugestie, jakoby zbrodni dokonał nie człowiek, a istota z gruntu zła, personifikacja lucefera. Niektórzy też będą się krzywić z niesmakiem, czytając o związku Maury z Danielem Brophym.
Mnie to wszystko zupełnie nie przeszkadzało. Lubię mistyczną otoczkę w kryminałach, pod warunkiem, że ostatecznie nadnaturalna tajemnica znajdzie realistyczne rozwiązanie. Krwawych scen się nie boję, nie przeszkadza mi również, że pani doktor tarza się w pościeli z księdzem. Podobała mi się także trójwątkowa narracja, podobały mi się włoskie plenery i wątki je europejskiej tułaczki Lilly (choć jej umotywowanie z kolei budzi moje głębokie wątpliwości). W ogóle chyba nasłabszą stroną tej powieści jest brak psychologicznej głębi charakterów, nieprzekonujące, płaskie postacie, przewidywalność, powielane stereotypy, jakże typowe dla thrillerów, zwłaszcza amerykańskich, płycizny i skróty. Średnio inteligentny czytelnik już w połowie domyśli się, o co chodzi. Także sposób działania tytułowej fundacji Mefista, a zwłaszcza jej zaangażowanie w śledztwo, wydaje się kompletnie pozbawiony realnych podstaw. Choć owiana tajemnicą, demoniczna postać Sansone wyjątkowo autorce się udała.

Za plus poczytuję autorce umiejętnie tworzoną atmosferę grozy i takie wplecenie niezaprzeczalnych faktów i strzępków informacji historycznych w fabułę, że miejscami chciało się niemal wierzyć w istnienie namacalnego, fizycznego belzebuba. Kolejnym plusem jest jak zwykle u Gerritsen wartka akcja, wysoki współczynnik "wciągania", nawet jeśli towarzyszy mu podprogowe przekonanie, że ów wartki potok jest dość płytki.

Kto Gerritsen lubi, ten przeczyta "Klub Mefista" z przyjemnością. Czytelnika wyrobionego, szukającego treści ambitnych, należy ostrzec. To tylko niezbyt wysokich lotów rozrywka. 

Moja ocena: trójka z plusem (3+/5).

 Recenzja syndykatu Zbrodni w Bibliotece

16 komentarzy:

  1. Klub Mefista, uwielbiam - to chyba nie jestem czytelnikiem wyrobionym:) Każdy wielbiciel Tess powinie przeczytać, coby wiedzieć skąd pożniej w życiu Maury pewien pan sie co i rusz pojawia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to ja się też do tych niewyrobionych zaliczę :-). Ja tam z Tess nie zamierzam zrezygnować, niektóre rzeczy czyta się i tak...
      Apropos pana pojawiającego się, to podobno właśnie o to najczęściej pytają autorkę czytelnicy. Nieważne, kim jest morderca, ważne, czy oni dalej...

      Usuń
    2. Ja to sie zastanawiam, czy oni w ogóle będą razem bo z tego co mi świta (o ile mi się nie pomieszało) to on ją wielbi, pomaga a ona na pewien dystans...

      Usuń
    3. No wiesz, nie chcę spojlerować, bo pewne tematy wyjaśniają się w ostatnich dwóch powieściach, poza tym Tess Gerriten napomknęła coś na spotkaniu autorskim...

      Usuń
  2. Słuchanie audioboków to przecież nic złego:) Też ciekawa forma! Hm, dałaś dosyć niską ocenę;) Pozostanę więc przy tym, co już czytałam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo nie mam nic przeciwko audiobookom, ale dopiero po fakcie zosrientowałam się, że powieść czytaną okrojono. A tego już nie lubię.
      Ocena może wydawać się niska, ale wszystko, co powyżej trójki nadal jest godne polecenia;-)

      Usuń
  3. Jeszcze nic nie czytałam Tess Gerritsen (pewnie jako jedyna na planecie...). Co byś poleciła na pierwsze spotkanie z autorką? Bo powyższą pozycję zostawię sobie na odległą przyszłość, kiedy już wyrobię sobie opinię o jej książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viv, jeszcze ja jej nic nie czytalam, wiec jestesmy dwie ;-)). Ja chyba zaczne od Chirurga, na biblionetce widnieje jako pierwsza czesc cyklu Jane Rizzoli / Maura Isles - ale moze Agnieszka cos innego poleci na poczatek?

      Usuń
  4. Viv, Czasie Odnaleziony, zdecydowanie Chirurg - raz że pierwszy w cyklu, dwa - naprawdę dobry.

    OdpowiedzUsuń
  5. W ogóle nie powinnam zabierać głosu, bo widzę, że jako jedyna przestałam czytać Gerritsen i to właśnie albo po "Klubie Mefista" (piękna Maura znów w opałach), albo po Mumii. I jeśli już o wyrobieniu mowa, to chyba jest odwrotnie, jeśli 9 z 10 osób powieść się podoba, to coś nie halo z tą 10:).
    W każdym razie thrillery medyczne odstawiłam, wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ zabieraj głos, proszę Cię! Najciekawsze i tak są te głosy kontrowersyjne... Ja też się często zastanawiam, co ze mną nie halo, bo mój gust bardzo często mija się z tak zwanym powszechnym. A nie uważam się za czytelnika zbytnio wyrobionego, za dużo tych książek, które jeszcze muszę przeczytać... "Mumii" jeszcze nie czytałam, nawiasem mówiąc. Poza tym czy to nie jest tak, że w tych książkach one na zmianę są w opałach?...
      Nad tą etykietką "thriller medyczny" też się zastanawiam, bo i w "Klubie Mefista" i w "Milczącej dziewczynie" nijak nie mogę znaleźć niczego medycznego (a w przeciwieństwie do Ciebie, lubię!), poza może jedną autopsją.

      Usuń
    2. Ten thriller medyczny zapewne siłą rozpędu leci, no a poza tym piękna Maura kroi zwłoki, więc może dlatego.
      To podzielę się refleksją na temat lubienia/nie lubienia powieści. Niektórzy bardzo osobiście traktują krytykę ulubionej lektury i strzelają focha, choć przyznam, że bardzo rzadko czyta się recenzyjne negatywne notki. Przyznam, że też mi się nietęgo robi, gdy ja rozpływam się nad przeczytanym dziełem, a komuś ono nie pasuje i zjeżdża równo(też tak robię i nie doszukuję się jakiegoś pozytywu drugiego lub trzeciego dna), ale w duchu myślę sobie, kurde, taka fajna książka i się nie podoba:).

      Usuń
    3. Mnie też jest łyso w takich sytuacjach i zaczynam myśleć, czy aby naprawdę czytałam tę samą książkę. No, ale de gustibus...
      Nawiasem mówiąc, gdyby tak iść tylko po ilości entuzjastycznych recenzji w blogach, to musielibyśmy mieć w księgarniach same wybitne dzieła, tudzież książki o nieporównanych walorach rozrywkowych.

      Usuń
  6. Kiedyś pewnie przeczytam (oczywiście w języku polskim - języki obce nie są moją mocną stroną, niestety ;)), a aktualnie jestem w trakcie lektury "Grawitacji". Jak dotąd najbardziej podobała mi się "Mumia", ale jeszcze sporo powieści Gerritsen przede mną :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Grawitacji" nie czytałam, na razie skupiłam się jednak na cyklu Rizzoli&Isles, zresztą po dwóch książkach Gerritsen niemal naraz odczuwam w tej chwili lekki przesyt i muszę zrobić sobie kwarantannę...

      Usuń