Ads 468x60px

poniedziałek, 21 maja 2012

Anna Fryczkowska "Starsza pani wnika" czyli zemsta moherowych beretów


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 08.05.2012
Liczba stron: 440
Cena: 35,00 zł


Bardzo czekałam na tę książkę. Po świetnej "Kobiecie bez twarzy", która przekonała mnie o potencjale, drzemiącym w polskich współczesnych autorach, parających się literaturą kryminalną miałam nadzieję na kolejny kąsek z polskiego kryminalnego bufetu. Apetyt na nowy kryminał Fryczkowskiej zaostrzył intrygujący i chwytliwy tytuł. Ciekawa byłam, czy autorce uda się utrzymać poziom, czy też może nawet podniesie poprzeczkę i stworzy opus magnum, na które wszyscy tak bardzo czekamy. No właśnie, udało jej się?

"Starsza pani wnika" kontynuuje wypracowany już w "Kobiecie" styl i konwencję. Już poprzedniej powieści Fryczkowskiej zarzucano, że nie jest kryminałem. Tym razem wydawca już z góry ostrzegł, że "to więcej niż kryminał", ucinając wszelkie polemiki na ten temat. I faktycznie, jest w tej książce "więcej".

I tym razem mamy porządnego trupa, także i w tej książce brak porządnego policjanta - ba, nie spotykamy w ogóle żadnego śledczego z prawdziwego zdarzenia. Jest za to fajtłapowaty, pomieszkujący u babci Jaro, były nauczyciel wuefu z brzuszkiem, nieposkromionym apetytem i brakiem pomysłu na życie, który spontanicznie podejmuje działalność detektywistyczną (jak ja nie cierpię takich dyletanckich śledczych, którym wydaje się, że potrafią rozwiązywać zagadki kryminalistyczne nie gorzej od Wallandera, i, co gorsza, nawet to robią - w powieściach oczywiście). Tu jest nawet gorzej, bo z rozmamłanym Jarciem w detektywistycznych zapędach konkuruje jego babcia, staruszka rezolutna, cwana i niezwyciężona. Zagadek zaś jest więcej - do trupa nauczyciela angielskiego, znalezionego we własnym mieszkaniu z przeciętą tętnicą szyjną i wyraźnymi śladami tortur, dołącza starsza kobieta, która z dnia na dzień znika bez śladu. Obydwie sprawy - samozwańczego zamordowanego casanovy i zaginionej Agnieszki Zaufał przejmuje Jarcio, a za jego plecami również i wścibska babcia.

Nie można powiedzieć, by akcja się wlokła, wręcz przeciwnie, dzieje się dużo, sprawy się gmatwają, a autorka umiejętnie odsłania przed czytelnikiem kolejne okoliczności. Warsztatowo i językowo powieść jest absolutnie bez zarzutu. Więcej - językowo sprawiła mi bardzo dużo przyjemności, bowiem styl jest żywy, autentyczny, pełen trafnych, dobitnych wyrażeń, słów niezwykłych acz soczystych (jak choćby lampa, która nie świeciła, a bździła...). Przyznam, że zwłaszcza na pierwszych kilkudziesięciu stronach sposób narracji bardzo przypominał mi najlepsze wytwory Chmielewskiej, był wyjątkowo lesiowaty, w najlepszym tego słowa znaczeniu. W miarę czytania ironia i humorystyczne wtręty zaczynają się jednak zatracać, a na karty powieści wkracza powaga, a wręcz groza życia, a uśmiech, który co chwila zakwita na ustach czytelnika, odpływa, by ustąpić nucie refleksji, a miejscami nawet dołującej posępności.

Przejdźmy do intrygi, bo do niej mam najwięcej zarzutów. Kto pamięta wczesne książki Chmielewskiej, ten potwierdzi, że fabuły tych najlepszych nie zawsze grzeszyły wysokim stopniem prawdopodobieństwa. Ale przecież nie o to w nich chodziło. Miało być śmiesznie, wciągająco i tak absurdalnie, by czytelnik tylko kręcił głową. I właśnie ten stopień absurdu spotykamy w "Starszej pani". No bo jak, jeśli nie absurdem nazwać wątek bandy podstarzałych kociar, obezwładniających mordercę kotów, rozważających tortury, następnie taszczących go skrępowanego po schodach, by wreszcie przygwoździć do ściany śmietnika i tam zostawić na pastwę losu? Co z tą genialną babcią i sierotą Jarciem, którzy bez trudu wywlekają na światło dzienne wszystkie informacje niezbędne do rozwiązania zagadki? Jeśli zostalibyśmy przy slapstickowej konwencji, moglibyśmy się przy tym dobrze obśmiać. Jeśli potraktować jednak rozwój tej opowieści bardziej serio, pewne wątki stają się przerysowane, niewiarygodne, na wyrost. Być może jednak przejaskrawienie pewnych sytuacji było celowe, by ukazać coś jeszcze poza śmieszną historyjką o wyjątkowo skutecznej starszej pani o detektywistycznych zapędach.

Jest bowiem w tej książce coś jeszcze, co wyjątkowo dobitnie dotarło do mnie przez mgiełkę komediowości. Otóż dostrzegłam w tej powieści nie tyle drugie dno, co pewien zabarwiony goryczą wgląd w świat nie do końca mi znany. Świat ludzi starszych, często opuszczonych przez bliskich, zapomnianych i niewidzialnych dla reszty. Hermetyczny, czasem absurdalny, i w większości przejmująco smutny. Fryczkowska pokazała tu aspekty starości, których nie widzimy i nie chcemy widzieć - dla wielu może śmieszne lub nudne, dla mnie - przerażające. Scena w "pensjonacie" na dalekiej prowincji, w której w niedzielne przedpołudnie zasuszone staruszki wyczekująco przyklejają nosy do szyb - tego się nie zapomina...

Podobały mi się też opisane realia - i nie mówię tu tylko o znajomych miejscach w Warszawie, ale o nowych zjawiskach społecznych, o zderzeniu nowoczesnego świata z jego fejsbukami, przedłużonymi espresso, jutjubami z odchodzącym światem starszego pokolenia. Chłonęłam tę prawdziwą atmosferę teraźniejszej Polski - nigdy mi tego za wiele...

No i owacji na stojąco nie ma, ale są rzęsiste brawa za sprawnie napisaną powieść (nie)kryminalną, za niekłamaną przyjemność czytania, za chwilę refleksji i prarę bolesnych prawd o dzisiejszym świecie, wreszcie za wskrzeszenie lesiowatości i, co tu dużo mówić za dobrą rozrywkę.

Daję mocą czwórę z plusem, naprawdę ogromnym (4+/5). 

Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece


26 komentarzy:

  1. Właśnie kończę, może jutro coś skrobnę, ale w zasadzie to co myślę o książce, już napisałaś:).

    OdpowiedzUsuń
  2. W najbliższym czasie będę miała okazję przeczytać "Kobietę bez twarzy" tej autorki i już się nie mogę doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznaję, że jakoś nie mogę się do tej książki przekonać. Sama nie wiem dlaczego. Jednak, skoro tak pozytywnie ją opisałaś, to nie będę się bronić gdyby przypadkiem wpadła mi w ręce:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jednak nie wzięłam tej książki do recenzji, gdyż jakoś nie mogłam się do niej przekonać i mimo twojej pochlebnej opinii nie czuje magii przyciągania do tej pozycji. Czasami nieraz tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wyznaję zasadę, że człowiek nie musi czytać wszystkiego:-)

      Usuń
  5. nie czytałam dotąd nic tej autorki, ale widzę, że będę musiała nadrobić swoje zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro mimo tych niedociągnięć dałaś tak wysoką ocenę to chyba grzechem byłoby nie przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona po prostu świetnie pisze, stąd ocena!

      Usuń
  7. Hehe - o książce już słyszałam wiele dobrego, więc mam na uwadze!! :):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie jestem miłośniczką kryminałów, ale to porównanie z Chmielewską chyba mnie zachęciło (a reszta kadłuba gdzie?). Poza tym bardzo się cieszę na myśl o książce o starych ludziach; ostatnio coraz bardziej interesuje mnie ta tematyka. Pewnie dlatego, że mieszkam na takim osiedlu staruszków, którzy są dosyć aktywni, towarzyscy i zdają się walczyć z taką właśnie smutną, samotną i przyklejoną do szyby starością. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać niedługo i podzielić się wrażeniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, starość to niewdzięczny i niemal przez wszystkich pomijany temat, a tutaj przemycony w zabawnej otoczce - chapeau bas!

      Usuń
  9. No, dooobrze, sprobuje, chociaz "Kobieta bez twarzy" mnie nie zachwycila ;-)).

    Ale lesiowatosc - jak dawno juz nie czytalam nic lesiowatego! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że z odpowiednim nastawieniem może ci się spodobać - nie wolno tylko oczekiwać technicznego kryminału z policyjnym śledztwem:-)

      Usuń
  10. Najpierw zabiorę się za "Kobietę bez twarzy", a potem pomyślę o nowej powieści autorki. Trochę szkoda, że mniej tu kryminału, ale może też będzie ciekawie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Starszej pani" pojawiają się epizodowo dwie postacie z "Kobiety"... Ale to raczej na zasadzie ciekawostki.
      Kryminał jest, tylko policji nie ma:-)

      Usuń
  11. Za polskimi autorami nie przepadam, jednak do tej książki mnie przekonałaś. Fabuła wydaje się bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś też omijałam polskich twórców, ale to było w czasach, kiedy w kryminalnych tematach nie mieli zbyt wiele do zaoferowania. Teraz to się zmieniło:-)

      Usuń
  12. Książka ma bardzo fajny tytuł i początkowo byłam nią zainteresowana, ale widzę, że to jednak nie dla mnie. Takie rozmemłane Jareczki zawsze mnie irytowały ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja przymierzam się do "Kobiety bez twarzy". Zobaczymy, czy mi się spodoba. Było już parę pań naśladujących styl wczesnej Chmielewskiej i niektórym wyszło to całkiem nieźle. :)

    OdpowiedzUsuń