Ads 468x60px

środa, 9 maja 2012

Marc Elsberg "Blackout" - austriackie gadanie?





Wydawca: Blanvalet
Ilość stron: 800
Język: niemiecki
Data premiery: 19.03.2012
Cena: € 19,99

Znacie to? Nie ma prądu. Ciemno. Nie można obejrzeć ulubionego serialu. Laptop się rozładował, nie możesz wejść do internetu. Zapalasz świeczkę, czekasz, aż włączą. Po dwóch godzinach prąd znowu jest. Następnego dnia nie pamiętasz, że była awaria.

Ale mogło być inaczej. Po dwóch godzinach nie włączyli prądu. Ani po trzech. Ani na następny dzień. Po dwóch dniach w toalecie zaczyna cuchnąć, bo nie ma też wody. Nie działa lodówka, ekspress do kawy, kuchenka. Z zamrażarki wycieka syf, twoje zapasy przypominają niezjadliwą papkę i też zaczynają śmierdzieć. Sieć stacjonarna i komórki nie działają. Bankomaty też. a razie ludzie mają jeszcze paliwo, ale stacje benzynowe też potrzebują prądu. Już wkrótce ulice pustoszeją. W nielicznych otwartych sklepach szaleją tłumy rozdrażnionych klientów i garstka przemęczonychkasjerek, na piechotę zliczają wypakowane konserwami i wodą wózki. W bankach zaczyna brakować gotówki, w aptekach leków. Szpitalom kończy się diesel, dzięki któremu działa zasilanie awaryjne. Śmierdzisz. Marzysz o gorącej kawie i kąpieli. Nie masz kasy i nie wiesz, czy przeżyjesz. Po tygodniu zaczyna kwitnąć czarny rynek. Płacisz rodową biżuterią babki za worek pomarszczonych jabłek i paczkę makaronu, którego nie masz jak ugotować. Telewizja i radio już dawno przestały nadawać. Sytuacja zaczyna robić się groźna, gdy nawala chłodzenie awaryjne reaktorów atomowych. Dochodzi do pierwszych katastrof. Nie wiesz, dlaczego nie ma zasilania w całej Europie. Wydaje ci się, że rząd i wszystkie służby nic nie robią. Kto za tym wszystkim stoi?...

To tylko namiastka tego, co rozgrywa się na ośmiuset stronach katastroficznego thrillera, który wyszedł spod pióra austriackiego dziennikarza Marca Elsberga i z miejsca zawojował listy bestsellerów. Jego wizja jest jeszcze gorsza, realna, groźna, szokująca. Wystarczyło tak niewiele, by całkowicie sparaliżować sieć energetyczną całej Europy, a po niej Stanów Zjednoczonych. Zmanipulowane "mądre" liczniki prądu w Szwecji i we Włoszech, do tego zmieniony kod oprogramowania w paru elektrowniach. I następuje Armageddon.

Immanentną cechą thrillerów katastroficznych jest granie na ludzkich emocjach. Jest ich w tej ekstremalnie grubej powieści pod dostatkiem, ale to nie szokujące dramaty bohaterów postawionych w sytuacjach ekstremalnych są jej solą. To, co porusza najbardziej, to realizm. Autor wykonał tytaniczną pracę i roztoczył brutalną wizję bezbronnego świata bez energii, nie szczędząc detali. Obraz ten jest bardzo techniczny - nie sposób bowiem ogarnąć rozmiarów klęski bez znajomości funkcjonowania tego świata. Autor zgłębił tajniki działania elektrowni i sieci energetycznych, przeniknął w hermetyczne środowisko hackerów i sposoby działania globalnych sieci komputerowych. Lawina technicznych szczegółów wyjaśnia wiele, fachowcom zapewne więcej niż laikowi, który może się poczuć przytłoczony tymi informacjami.

W ten sposób to, czego często brakuje innym thrillerom - odpowiednia doza realizmu, przemyconej fachowej wiedzy i nagromadzenie technicznych detali - staje się największą słabością tej powieści. Bowiem ekstremalne urealnienie tej książki, pedantyczne i precyzyjne rysowanie apokalipsy przegrało ze dramatem zwykłego człowieka. Bo te osobiste dramaty, choć obecne, zostały potraktowane nieco po macoszemu. 

Mimo to rozmach namalowanej przez Elsberga wizji powala. Przyznam, że w czasie lektury zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrobić sobie w piwnicy zapasów wody i żarcia na parę tygodni. Przydałby się też agregat i spory zbiorniczek z dieslem, tylko gdzie to trzymać?... A i pamiętajcie, żeby mieć w domu zapasik gotówki, nigdy nic nie wiadomo. Nie tak dawno przecież wyszła afera z sympatycznym wirusem Stuxnet. Jakby poszperać głębiej, to okazałoby się, że już poprzedniej zimy Europa o krok uniknęła energetycznej zapaści...

Ale dość tych wycieczek - thriller jest realistyczny aż nadto. Ma bohatera, zwykłego człowieka, nie jakiegoś tam Bonda, który ratuje świat przed anarchią, tropiąc odpowiedzialnych za chaos szubrawców i pokonując niezliczone przeciwności losu, w tym aresztowanie, postrzelenie przez gorliwego policjanta, uwięzienie w nieludzkich warunkach, brak środku transportu, gotówki, leków, jedzenia i picia. Jest akcja, jest tempo, ale są też dłużyzny i nudne relacje z gabinetu niemieckiego kanclerza. Jest drobiazgowe wyliczanie kolejnych aspektów katastrofy. Słowem, mogło być lepiej. Ale też dużo gorzej. Chapeau bas za rozmach i realizm, a także mrówczą pracę autora. Minusy za czyste walory literackie i niepotrzebne rozciągnięcie książki do 800 stron.

Moja ocena: 4 z minusem (4-/5).

Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece

28 komentarzy:

  1. Lubię takie klimaty postapokaliptyczne. Sam zastanawiam się nad tym jak kruchy jest nasz dobrobyt. Ludzie w wielkim miastach bez dostępu do prądu nie przetrwaliby długo...

    I jak robię zakupy w supermarkecie to zawsze biorę dodatkowe ilości jedzenia w puszkach:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przezorny zawsze ubezpieczony... Tylko co robić z tym jedzeniem w puszkach? Prędzej czy później się przeterminuje...

      Usuń
    2. No tak:) Dlatego nie kupuję na tony:) Chodzi o nawyk, żeby w domu zawsze było więcej jedzenia długoterminowego. Puszki są zużywane na bieżąco, ale zawsze jest ich o kilka więcej niż potrzeba:)

      Usuń
  2. Widzę, że warto przeczytać, więc z niecierpliwością czekam premiery ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie muszę czytać tej książki, przy czytaniu recenzji już się bałam ;). Thriller to wo ogóle nie mój cyrk, ale, kurcze, zainteresowałaś mnie. A skoro książka wywołała w Tobie takie emocje, że o mało nie zrobiłaś zapasów w piwnicy, to najlepiej świadczy o powieści. Tylko faktycznie - 800 stron to trochę dużo, zdecydowanie lektura na wakacje.

    Wystarczy, że nie ma Internetu przez kilka godzin, a ja już wpadam w popłoch, o prądzie nawet nie ma co wspominać... Kończę, idę do bankomatu... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może przy okazji kupisz też parę puszek?... Nigdy nie wiadomo...

      Usuń
    2. Dziś na jednej ze stron internetowych była taka animacja - puszka fasolek, kiedy się na nią kliknęło, to wybuchała, zostawała jedna fasolka, która zaczynała się strasznie wydzierała... Obawiam się, że moje puszki tak wy wyglądały, bo pewnie bym o nich zapomniała... :)

      Usuń
  4. hmmm... chyba jednak książka nie dla mnie, mam nieco książek w kolejce, więc wpierw im dam pierwszeństwo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się. Takie wizje mrożą krew w żyłach, a czasem nawet zmieniają myślenie czytelnika na dłużej!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię kiedy thriller jest niezwykle realistyczny i wcale mi to nie przeszkadza, jednak przeraża mnie trochę ilość stron i czy aby autor nie za bardzo rozciągnął niepotrzebnie fabułę tej książki zbędnymi opisami.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z jednej strony mam ochotę przeczytać, bo opisywana wizja świata jest naprawdę przerażająca i co gorsza realistyczna. Z drugiej jednak niedawno czytałam parę książek w podobnym tonie i nie wiem czy nie lepiej odpocząć od tej tematyki. Innymi słowy, zastanowię się :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wodolejstwa jak widzę trochę jest, ale i tak mam ochotę na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tematyka bardzo mi się podoba. Chciałabym sięgnąć po tą książkę jeśli pojawi sie na polskim rynku.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja na pewno przeczytam. Jest to w wersji ebookowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest na Kindla za 15,99, a wersja audiobookowa nawet za okazyjne 13,99 euro, jak kto lubi;-)

      Usuń
  11. Książki nie czytałam ale na pewno po nią sięgnę przy najbliższej okazji.Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki.Dodałam się do obserwowanych ponieważ bardzo podoba mi się Twój język i styl pisania recenzji.Jeśli chcesz dodać się do obserwowanych u mnie będzie mi bardzo miło.Serdecznie zapraszam na:
    www.in-world-book.blogspot.com
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Opis świata przedstawionego kojarzy mi się trochę z "Miastem ślepców" Saramago. Szkoda tylko, że fabuła do niego nie dorasta. Lubię realistyczne i przemyślane koncepcje, bardzo doceniam tę mrówczą pracę autora, o której piszesz, ale powieść powinna mieć też trochę "mięska", a cóż to za mięsko rozklepane na 800 stron? Mam poważne wątpliwości. Ale jednak ten realizm nęci. Spróbuję, jeśli natrafię - dzięki za polecenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Miasto ślepców" to jednak trochę inny kaliber...
      Spodobało mi się określenie "rozklepane mięsko":-)
      I witam na blogu:-)

      Usuń
    2. Bardzo mi przyjemnie, będę zaglądać :)

      Pewnie, że Saramago to inny kaliber, ale akurat odświeżałam sobie niedawno i te sceny, które opisywałaś, skojarzyły mi się mocno z jego sposobem przedstawiania upadku cywilizacji. Zresztą sam motyw jest w ogóle bardzo przejmujący. Aż strach pomyśleć, jak długo i w jakim kształcie przetrwałaby ludzkość, prawda?

      Usuń
    3. Ja myślę, że w tym kształcie ludzkość nie przetrwałaby zbyt długo. I dlatego właśnie to takie kusząca dla anarchistów i rozmaitej maści ekstremalnych rewolucjonistów...

      Usuń
  13. Właśnie przeczytałam polskie tłumaczenie tej książki. Podobała mi się, przeraziła mnie i wprawiła w osłupienie. Ale masz rację, zabrakło oceny, obserwacji katastrofy z punktu widzenia zwyczajnego człowieka zmuszonego walczyć o przetrwanie. Jest dosłownie kilka fragmentów, z których dowiadujemy się jakie okropieństwa zalały ziemię...(Jeszcze w tym tygodniu moja opinia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miejscami byłam przerażona... Sugestywne były niektóre opisy sparaliżowanego świata.

      Usuń
  14. O, a gdzie stopka?

    Zastanawiałam się, czy wziąć sobie Blackout do recenzji, ale zrezygnowałam. Po pierwsze, nie przepadam za thrillerami (choć akurat w tym przypadku, sądząc po objętości mogłam spodziewać się działa o rozmachu "Bastionu" Kinga, który bardzo lubię. I któremu, moim zdaniem, wyszłoby na dobre wyeliminowanie wątków metafizycznych). Po drugie, to nie są moje lęki, nie potrafiłabym zawiesić niewiary. Ze wsi jestem, tam jest studnia, stara kuchnia na drewno i ogródek, tak więc głód, pragnienie i zimno raczej nie zagrożą (a i diesla trochę jest, traktory i kombajn muszą mieć zapas). Dlatego ta dzika histeria opisywana w blurbie do mnie nie trafia.Choć, skoro piszesz, ze dobre, to może jednak kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, i tu się mylisz :-) Bo na wsi będziesz bezpieczna tylko wtedy, jak masz twierdzę, w której się obronisz przed zalewem zdesperowanych i głodnych mieszczuchów...

      Usuń
    2. A, a stopka i aktualny system punktacji pojawiły się nieco później....

      Usuń
  15. Właśnie kupiłam Blackout. Po pierwszych stronach jestem wciągnięta na maxa:) A i zapasy konserw zawsze mam, gotówkę, wodę gdyby jednak coś... Tak to jest z mężem zapalonym survivalowcem:P

    OdpowiedzUsuń