Ads 468x60px

sobota, 8 grudnia 2012

Monachium na lekkim gazie - zapraszam na grzańca


Są pewne aspekty życia w Niemczech, których nie zamieniłabym na nic innego na świecie. Kiedy zbliża się adwent, a ja dostaję alergii na widok czekoladowych mikołajów i bombek w supermarketach, zalegających na półkach od października, wystarczy, że przejdę się raz przez tutejszy Christkindlmarkt i natychmiast odchodzi mi cały nerw i po paru przystankach przy co ciekawszych straganach wracam rozanielona i na leciutkim gazie, by z utęsknieniem czekać na Boże Narodzenie.

Napijcie się dziś ze mną grzańca - wirtualnie chociaż - zapraszam! Ja dziś się uraczyłam winkiem grzanym jeżynowym, znakomicie rozgrzewającym, aromatycznym i siejącym w łepetynie błogi zamęt. Tylko cena dziwnie nieprzyjemna i szarpiąca trzos - 4 euro... Czy mi się zdaje, czy jeszcze nie tak dawno płaciło się 2,5 euro za kubasek?


Po pierwszej stacji na straganie z Glühweinem przemkniemy się w samo serce monachijskiego kiermaszu, na Marienplatz. Drzewko się Monachijczykom w tym roku udało - w zeszłym roku wyglądało sromotnie, zbierając piętrowe przekleństwa i cierpliwie znosząc wybrzydzania, a nawet będąc obiektem szyderstw i drwin. W tym roku iglak jest symetryczny i nieprzełysiały, choina jak się patrzy! I nie trąci kiczem, jak nie wytykając palcami sztuczny produkt drzewkopodobny na Placu Zamkowym w Warszawie. Monachijski Christbaum jest, by go pochwalić z cudzoziemska - au naturel.


Z Marienplatzu można się cichaczem wymknać na chwilę do Hugendubla, czyli mojej ulubionej księgarni, rozłożonej dekadencko na sześciu piętrach. Z najwyższego rozpościera się widoczek na Marienplatz i drepczące po nim mróweczki. W Hugendublu nabywamy "Metro 2033" i zmykamy na Rindermarkt, gdzie budek stoi może niewiele, ale wszystkie są klasy deluxe.


Po drodze można zakąsić świeżym daktylem, mandarynką z listkiem, czereśniami albo persimonem - albo po Bożemu suszonymi owocami, jak przystało na zimową porę roku.


Przystanek na grzańca - tym razem wiśniowego. Dla frakcji bezalkoholowej kilka smaków ponczu do wyboru.


Jest pewien rodzaj klientów Christkindlmarktu, który obok takich cudowności nie potrafi przejść obojętnie. Niektóre panie co roku wydają spore sumki na kolejne świąteczne durnostojki i połyskujące cacuszka. Znajdzie się tu coś na każdy gust i smak, choć nie na każdą kieszeń. Kiermasze są zdecydowanie dla tych zasobniejszych kieszeni.


Jeśli komuś za mało szumi w głowie, to może wstąpić do gorzelni - tu podają większe kalibry, jest jagatee, rozmaite smakowe wódeczki i naleweczki, sznapsiki i gorzałeczki. Stąd już mocno chwiejnym krokiem zmierzamy...


... w stronę budki z nostalgicznymi zabawkami, ale ponieważ jesteśmy po kielichu, automobila nie kupujemy, tylko sycimi wzrok i idąc za nosem...


... wpadamy na dyżurne danie każdego kiermaszu, czyli Reibedatschi mit Sauerrahm, czyli placki ziemniaczane z duuuuużą ilością śmietany.

I tym optymistycznym akcentem kończymy spacerek mroźnymi ulicami Monachium. Zum Wohle!

46 komentarzy:

  1. Chętnie bym sobie golnęła takiego grzańca, zwłaszcza dzisiaj, w taki ziąb. A te budki wyglądają rewelacyjnie, aż od razu poczułam się bardziej świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kiermasze to poprawiacze nastroju, ale też wyciągacze pieniędzy, niestety:-)

      Usuń
  2. Mniam, takiego placka ze śmietanką to bym sobie zjadła. Za grzańcem nie przepadam, ale lubię jego zapach. Kojarzy mi się ze świąteczną atmosferą. Moja siostra co roku jeździ na taki świąteczny kiermasz do Austrii. Przywozi zawsze jakiś drobiazg, bo wiadomo, ceny są dla nas trochę zaporowe, ale zdjęcia i wrażenia, bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te austriackie kiermasze chyba są podobne do niemieckich. Nawet taki drobiazg to miłe coś. Pozdrów siostrę!

      Usuń
  3. Parę razy piłam tego grzańca. Dzięki za poczęstunek. Od razu mi się cieplej zrobiło :) Śliczny ten kiermasz, taki "ujutny" :)
    Automobil rulez :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ujutny" to świetne określenie, biorę je! Moje smoki już automobilami się nie interesują, i dobrze, bo pokusa była spora:-)

      Usuń
  4. Dzięki za oprowadzenie,tylko czemu mi się tak w głowie kręci?:D Czyżby jeden stragan z grzańcem za dużo?Nic to,placki wszystko wynagrodzą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co tam popijasz ukradkiem:-) Zaś placki, pocieszę Cię, wyglądały lepiej niż smakowały...

      Usuń
  5. Zaszumiało mi już w głowie od samego patrzenia i chyba muszę już teraz usiąść, aby napić się tego grzańca :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od samego patrzenia? To niebezpieczne miejsce, taki kiermasz, dla Ciebie!

      Usuń
  6. Grzańca bym się napiła, a co! W moim mieszkaniu jest taka temperatura jak na dworze, cała się trzęsę. No dobrze, troszkę przesadzam. Ale zimno jest! Lubię popatrzeć na te świecące pierdółki, lubię podjeść trochę smakołyków i... chętnie wybieram się do księgarni. Gdyby nie ten mróz, częściej wychodziłabym z domu. Robi się tak pięknie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że pokrewna dusza jesteś - czyli zmarźluch:-) Mnie tam też zawsze trzęsie, bynajmniej nie jest to delirium...

      Usuń
  7. Post klimatyczny wielce, ale oczywiście najbardziej mnie zaciekawiło jak też wyglądało to zeszłoroczne psu z gardła monachijskie drzewko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj jest link do fotki:
      http://www.google.de/imgres?imgurl=http://www.geo.de/reisen/community/bild/regular/463704/Muenchen-Christbaum-am-Marienplatz.jpg&imgrefurl=http://www.geo.de/reisen/community/bild/463704/Muenchen-Deutschland-Muenchen-Christbaum-am-Marienplatz&usg=__joCJh6kdLmh5lIFckKzaRk5WznY%3D&h=709&w=550&sz=422&hl=de&start=2&zoom=1&tbnid=ZrsnDQPJHZpe5M:&tbnh=140&tbnw=109&ei=pWLEUIX_CeT74QT5_IHYAQ&itbs=1&gbv=1&sei=qGLEUJimPLTa4QT6jIHgAg

      Faktycznie nieciekawe, prawda?

      Usuń
  8. Rekordelig zimowy w lodowce, zaraz go podgrzeję.... A zjadlabym pierogi.... I te placki też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mi już nie mów o pierogach... W ogóle taki spacer po kiermaszu powinno się wykonywać z korkiem w nosie, żeby nie niuchać tych wszystkich smakowitych zapachów: prażone migdały, placki, grzaniec, kiełbaski z grilla...

      Usuń
  9. Grzańca jeżynowego bym skosztowała i te apetyczne placki. A potem tylko spacer, by obejrzeć wszystkie błyskotki na straganach oraz wyroby spożywcze:)Na koniec księgarnia. Miły fotoreportaż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżynowy jest naprawdę niezły... ale i tak najlepszy grzaniec wychodzi mojemu miałżonowi. Tajemnica tkwi w tym, żeby wziąć dobre wino i dobrej jakości przyprawy:-)

      Usuń
  10. Mmm grzańcem to bym się poczęstowała, co z tego, że głowa słaba ;p Choinka zaiste wygląda cudnie, jest duża i nie nadmiernie przystrojona. Nie wiem jak w tym roku na Placu Zamkowym, ale w zeszłym strasznie się choinka jarzyła kolorami, może jutor będzie okazja żeby przejść się na Starówkę i obejrzeć. Kiermaszu zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam w wiadomościach to warszawskie drzewko - pewnie niektórym się podoba, ale... kicz to mało powiedziane.

      Usuń
  11. Ślicznie tam i mało "tandetnie".

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie się z Tobą wędrowało.Tyle, że na trzeźwo niestety.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem na trzeźwo lepiej... Taki kiermasz to eldorado dla kieszonkowców, a nie ma łatwiejszej ofiary niż ktoś rozanielony i lekko ubzdryngolony...

      Usuń
  13. Mój mąż uwielbia grzańce :)
    nawet ostatnio musiałam mu kupić herbatę o tym smaku ;] jakaś namiastka :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny post:) Ja uwielbiam austriackie jarmarki. Na niemieckim jeszcze nie była, ale podejrzewam, że niewiele się od siebie różnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bawaria i Austria miają sporo wspólnego, więc pewnie i jarmarki są podobne:-)

      Usuń
  15. Zazdroszczę jarmarku! U nas w Bielsku będzie 15-16 grudnia. Skromniutko na nim jest, ale winka się można napić i pierniczki też są. Poza tym za niedługo jadę na spacer za miasto i napiję się grzańca oraz zjem marlenkę:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Pieknie :-). Ja uwielbiam takie klimaty, po roznych jarmarkach w roznych miastach przewloczylam sie juz dziesiatki razy :-).

    OdpowiedzUsuń
  17. Pogapiłabym się na te cuda, ale z bezpiecznej odległości, bo tłum ludzi, poszturchiwanie i przepychanie, oraz sapanie za plecami, doprowadzają mnie do białej gorączki. Zjadłabym placki ziemniaczane ze śmietaną, ale dodatkowo poprosiłabym o cukier, odmówiłabym grzańca, bo zawsze po nim boli mnie głowa. Taak, urodzona malkontentka i maruda, to ja...
    Ale w tym Monachium to ładnie jest i świątecznie, żeby nie było:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sapanie za plecami... aż się musiałam uśmiechnąć, bo mam to samo natręctwo:-) Z tego względu jarmark odwiedziłam we wczesnych godzinach przedpołudniowych, jak się zagęściło koło południa, wolałam umknąć w bezpieczne regiony.

      Usuń
  18. Moze za rok odwiedze Monachium. Twoje zaproszenie jest kuszace :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękna wirtualna wycieczka, chętnie kiedyś znalazłabym się w takim miejscu w rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
  20. piękna choinka! rzeczywiście można poczuć się jak w bajce, troszkę zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozumiem doskonale pierwsze zdanie postu - zazdroszczę Niemcom Weihnachtsmarktów i tego, jak potrafią się nimi cieszyć. To jedna z tych rzeczy, za którą najbardziej tęsknię. I te niemieckie są wyjątkowe, urokliwe - byłam kiedyś na takim markcie w Strassburgu. I to kompletnie nie to.

    OdpowiedzUsuń
  22. O! super spacerek, jakbym tam była :) Troszkę szumi w głowie ale po plackach wszystko wraca do normy. Ładne te monachijskie kiermasze, może i u nas kiedyś tak będzie?
    Jeszcze wystrój księgarni na 6 piętrach (o rany!)by sie przydał do ogladania :)
    Zum Wohle!
    opty2

    OdpowiedzUsuń
  23. O matko:):) Super:) Uwielbiam takie klimaty. A placki? Mmmmmm:) Pyszności!

    OdpowiedzUsuń
  24. Grzane winko jeżynowe brzmi kusząco, ale bardziej zelektryzowała mnie myśl, że wkrótce napiszesz o "Metrze 2033" ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ależ zazdroszczę takich marketów, a u nas w centrach handlowych tylko kawa i cola. A chodząc w tym szalonym tłumie, chętnie bym coś mocniejszego wypiła ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Oj tak... wspaniała sprawa :-) Szkoda że w tej mojej mieścinie jarmark taki malutki ale i tak lubię zaszywać się w tą okolicę choćby dla zapachu... Co do ceny cudownego napoju to prawdę mówiąc myślałam że w tej Twojej wielkiej mieścinie biorą jeszcze więcej. A tu prawie jak u nas... Z powodu tej ceny niestety na jarmark chodzę poniuchać a napoje jednak robimy w domu... Ale na takie placki bym się skusiła... jaka szkoda że ich u nas nie ma...

    OdpowiedzUsuń