Wydawnictwo Amber
Tytuł oryginału: The Woman in Black
Przekład: Jan Jackowicz
Ilość stron: 224
Data wydania: 14.02.2012
Cena: 29,80 zł
Są książki przereklamowane, po których obiecujemy sobie cudów na kiju, a lektrura przynosi czczą pustkę. Powieść Susan Hill "Kobieta w czerni", która falą godną tsunami przetoczyła się przez niemal wszystkie blogi, miała wszelkie zadatki na miano obietnicy i rozczarowania roku. Bardzo znana za granicą, wyczekiwana w Polsce, a w dodatku świeżo sfilmowana i to w gwiazdorskiej obsadzie - to nie mogło skończyć się dobrze.... Toteż nie obiecywałam sobie zbyt wiele.
I to być może było właściwym nastawieniem do rozpoczęcia przygody z tą książką. Wzięłam ją sobie do samolotu, bo gabaryty książeczki były przyjazne dla podręcznego bagażu, objętość możliwa do pokonania podczas dwóch godzin lotu, a i tematyka nieabsorbująca. I, być może znowu Was zaskoczę - bingo! To było to.
Fabułę zapewne większość z Was zna, czy to z własnej lektury, czy z filmu (ja go nie widziałam), więc ograniczę się tylko do lakonicznej wzmianki, że chodzi o młodego notariusza, który zostaje wysłany gdzieś na angielskie pustkowia, by uregulować sprawy spadkowe niedawno zmarłej kobiety. Zamieszkiwany przez nią samotnie Dom na Węgorzowych Moczarach jest trudno dostępny, leży pośród bagien i nad samym morzem, gdzie dojechać można tylko wąską dróżką wijącą się przez zdradliwe moczary, zalewaną w czasie przypływów. A zatem, kto się tam zapuści i przegapi porę przypływu, musi zaczekać, aż bezlitosne morze uwolni go z pułapki. W zasadzie od początku wiadomo, w którym kierunku będzie zmierzać ta historia młody prawnik podczas pogrzebu widzi wymizerowaną kobietę w czerni, mieszkańcy niechętnie mówią o tajemniczym domu i jej zmarłej mieszkance, gdzies w tym wszystkim kryje się jakaś straszliwa tajemnica... W dodatku notariusz, w zamiarze prędkiego uporania się z papierami, pragnie spędzić na odludzi parę dni.
Klasyczna konwencja powieści grozy: wiadomo, że będzie strasznie, wiadomo, co się za chwilę stanie, a mimo to lęk podpełza nam do gardła, wywołuje zimny dreszcz grozy i każe mimowolnie zamykać oczy, by nie czytać dalej... Przewidywalne? Ograne? Wyświechtane? "Kobieta w czerni" na pewno nie oferuje niczego nowatorskiego. Nie wkracza na nigdy nie dotnięte piórem pisarza obszary, nie eksploruje niezbadanych zakątków psyche i nie straszy niczym nowym. Jest cudownie klasyczna w zamierzeniu i nie epatuje nowinkami. I tak jest dobrze. Staroświeckość, niespieszność narracji to solidny fundament tej opowieści, wpasowujący się harmonijnie w całość.
Sama historia nie jest zbyt zawiła i da się streścić w paru zdaniach. Tak, może pozostawić niedosyt. I owszem, jest mistycznie i irracjonalnie. Osób szukających na wszystko jakiegoś rozumowego wytłumaczenia do lektury nie zachęcam, bo jest tu o duchach i jest o zjawiskach niewytłumaczalnych, a autorka bynajmniej nie ma aspiracji wyjaśniania tu czegokolwiek. Wszak najbardziej boimy się Nieznanego. Nie dla zawiłej intrygi czy zaskakującego rozwiązania zagadki czyta się opowieści o duchach. Bo tak naprawdę najważniejsza jest tu atmosfera, budowany misternie i powolutku klimat grozy, malowane pędzlem impresjonisty angielskie mgliste i mroczne pejzaże. Miłośnicy takich posępnych, gotyckich klimatów powinni rozpłynąć się w zachwycie, a najlepiej nauczyć się na pamięć fragmentów opisujących opuszczone domostwo na krańcu świata, zapomniane przez Boga, ale nie przez demony i ludzi.
Może się obnażę, zdemaskuję fragment siebie, który wolałabym trzymać w ukryciu, ale powiem Wam, że "Kobieta w czerni" uwiodła mnie i zaczarowała atmosferą. Pozwólcie i Wy, by wsączyła się w Was, dajcie się ponieść wyobraźni, nie spieszcie się, niech te obrazy ukształtują się w Was do końca, osiądą w duszy i zapiszą w siatkówce oka. Nie pędźcie dalej, zatrzymajcie się i poczujcie... grozę tych miejsc. Nawet jeśli przeszkodzi Wam stewardessa, przynosząc sok pomidorowy....
Dla mnie to był uratowany lot. Jeden z bardziej mistycznych i gotyckich lotów życia. I takich również Wam życzę...
Daję mocną czwórkę (4/5).
Acha, książkę przeczytałam w ramach wyzwania Sardegny trójka pik, jako powieść z wątkiem XIX-wiecznej Anglii.
wczoraj oglądałam z mężem film na podstawie tej książki i nawet nam się spodobał, ma fajny mroczny klimat, a zakończenie... no cóż, troszkę nie tego się spodziewałam
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam, ale sądzę, że zakończenie w książce jest takie samo. Cóż, można dyskutować o tym, czy było prawdopodobne, czy nie, albo przyjąć z wraz z resztą "inwentarza" i zaakceptować...:-)
UsuńPodejrzewam, że książka jest o niebo lepsza od filmu. Daniel R. w roli notariusza wygląda dość komicznie, dlatego też przygody z filmem nie zaliczam do udanych :)
OdpowiedzUsuńRadcliff będzie wiecznie kojarzony wyłącznie z Harrym, niestety. Filmu nie widziałam, ale po książce mnie nie ciągnie. Lektura stworzyła w mojej wyobraźni takie kino, że innego mi nie potrzeba:-)
Usuń"..cudownie klasyczna.." - bardzo trafne ! Mnie też ta książka oczarowała :) tommy
OdpowiedzUsuńWiem, pamiętam Twoją recenzję i między innymi ona skłoniła mnie jednak do lektury:-)
UsuńTo mnie teraz zaskoczyłaś, bo czytając inne recenzje raczej spodziewałam się kichy, a tu taka miła niespodzianka. Dziękuję za to światełko nadziei na dobrą lekturę, może także po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem żwietna, ale trzeba lubić te klimaty. Z odpowiednim nastawieniem - prawdziwa uczta...
UsuńZakochalam sie w Twojej recenzji, wiec przypuszczam, ze ksiazka rowniez stanie sie obiektem moich goracych uczuc - tym bardziej, ze jestem wielbicielka Susan Hill, czytalam wiekszosc jej wydanych w PL ksiazek i wlasciwie tylko "Pani de Winter" mi sie baaardzo nie podobala, reszta byla dobra albo bardzo dobra.
OdpowiedzUsuń(no, ale zeby dopisywac ciag dalszy do "Rebeki" Daphne du Maurier ... to sie nie moglo udac ;-))) )
No to jestem ciekawa, jak Ci się spodoba... Susan Hill nie czytałam w ogóle NIC, oprócz "Kobiety"...
UsuńKsiążki nie czytałam, ale za to oglądałam film i był to fajny dreszczowiec, gdyby nie Harry Potter w roli notariusza (nie mogłam się przekonać do Radciffaa w roli tatusia :P) Podobny klimat ma film "Szepty" z ciekawym, niejednoznacznym zakończeniem.
OdpowiedzUsuńZapamiętuję "szepty", bo też nie widziałam, a lubię takie klimatyczne dreszczowce:-)
UsuńGotyk? I to w klasycznym wydaniu? Hm... Brzmi smakowicie. I zdejmuje ze mnie nieco uprzedzeń, wywołanych - tak, to będzie małostkowe - Harrym Potterem w ekranizacji, której pewnie i tak nie obejrzę, bo czasem nie potrafię wzbić się ponad swój niechętny, kręcący nos. Ale sama powieść?... Ląduje na liście rzeczy do schrupania :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie ciągnie mnie do filmu, choć Radcliffa nawet lubię, ale jako tatuś?!...
UsuńNa początek planuję zacząć od filmu. Co prawda zwykle robię odwrotnie, ale po prostu książek w kolejce już mam zbyt wiele, film łatwiej mi będzie wcisnąć. A potem zobaczymy, zależy, na ile mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńDla zachęty dodam, że książka jest niewielka objętościowo - w dzisiejszych czasach niektórzy piszą dłuższe opowiadania - i błyskawicznie się czyta:-)
UsuńOglądałam film i bardzo mi się spodobał, więc po książkę również sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZachęcam gorąco:-)
UsuńOjej, a ja byłam całkowicie na nie, a tu takie zaskoczenie, Dziękuję, teraz wiem, że nie ma co odkładać tej lektury na później - muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńNo to się cieszę, że kogoś przekonałam:-)
UsuńRozumiem, o czym piszesz, ale powiem ci, że ja się wynudziłam śmiertelnie. Klimat (dobrze ujęty) mi nie wystarczył. Akcja rozwijała się w tak ślimaczym tempie... Za to film znakomity, nie mogłam po nim spać w nocy...
OdpowiedzUsuńPoważnie? A to mnie zaskoczyłaś... Ja się nie nudziłam w ogóle, ale skoro mówisz, że film taki świetny, to może jednak się skuszę...
UsuńNo, mnie się podobał właśnie ze względu na uchwycenie tej atmosfery... Ale będziesz mega zaskoczona - scenariusz jest zupełnie przebudowany!!! Więc się przygotuj:)
UsuńChciałam obejrzeć film, ale jak dowiedziałam się, że jest książka to oczywiście postanowiłam się wstrzymać do momentu przeczytania. Cieszę się, że powieść tak Cię oczarowała, oczekuje od niej tego, co wymieniłaś :)
OdpowiedzUsuńJa też wolę najpierw książkę, potem film:-)
UsuńFilmu nie widziałam i jakoś nie planuję. Recenzją książki natomiast wzbudziłaś we mnie zainteresowanie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka z listy do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością przeczytam i oglądnę film ;))
OdpowiedzUsuńTrzeba było sobie wyobrazic, że to była "Krwawa Mary" ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoja recenzja, gdybym na nią nie trafiła z pewnością przez myśl by mi nie przemknęło, by po nią sięgnąc:)
Tej ksiażki jeszcze nie czytałam, ale dla mnie Hill jest taką..nierówną autorką. Ma w dorobku świetne pozycje, ale ma też lekko i delikatnie to ujmując przereklamowane gniociki:).
OdpowiedzUsuńNa książkę zapisałam sie u siebie w bibliotece. Jestem 6ta w kolejce, wiec mam nadzieję, ze do Bożego Narodzenia przeczytam.
Jak ci tam w Warszawie na starych śmieciach? Pogodę kiepską przywiozłaś.
Do Bożego Narodzenia to akurat jak znalazł, zwłaszcza że ksiązka rozpoczyna się od sceny światecznej:-)
UsuńNa starych śmieciach jest mi jak zwykle ambiwaletnie: z jednej strony rozpływam się w sentymentalnych wspomnieniach i zachwytach, z drugiej irytuję z powodu byle g., kręcę głową nad różnymi absurdami życia codziennego i zastanawiam się, czy potrafiłabym się tu jeszcze przyjąć... No i ciągnie mnie do księgarni:-)
No i kolejna książka, która chcę przeczytać. Jeśli książka Ciebie uwiodła i zaczarowała, to nie ma zmiłuj, muszę ją dorwać w swoje łapki ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki i nie oglądałam tego filmu ale mnie dość mocno zaintrygowałaś więc może i ja sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńFilm nie zachwycił i nie chciałam już sięgać po książkę. Właśnie zmieniłam zdanie :)
OdpowiedzUsuńnie słyszłam o filmie, nie słyszałam o ksiązce ale jakoś na razie sobie odpuszcze.,
OdpowiedzUsuńWszystko niby ładnie pieknie, ale nie znosze jak na okładce ksiązki są zdjęcia z ekranizacji, które już w jakiś posób narzucają nam identyfikowanie postaci zamiast pozwolić działać wyobraźni
OdpowiedzUsuń