Ads 468x60px

poniedziałek, 11 lutego 2013

True crime: krzyżówkowe morderstwo




Niemcami po raz drugi wstrząsnęła zbrodnia, popełniona w Halle ponad trzydzieści lat temu. Wówczas było to najbardziej szeroko zakrojone śledztwo w historii NRD i jedna z głośniejszych spraw kryminalnych w ogóle, dziś sumieniami naszych sąsiadów wstrząsają okoliczności, w jakich prokuratura kilka dni temu wznowiła dochodzenie, mimo iż mordercę dawno pojmano i osądzono. A wszystko to przez pewną książkę...

15 stycznia 1981 w miejscowości Halle-Neustadt zaginął bez śladu siedmioletni Lars Bense. Wszczęto poszukiwania, ale bez skutku. Dwa tygodne później pewien dróżnik znalazł przy trasie kolejowej Halle - Lipsk podniszczoną walizkę, którą ktoś najwyraźniej wyrzucił z pociągu. W środku były zwłoki chłopca, zawinięte w plastikową folię. Obdukcja wykazała, że dziecko zostało wykorzystane seksualnie, a następne uderzone w głowę tępym narzędziem - ze skutkiem śmiertelnym.


W tej samej walizce znajdowały się również stare gazety z częściowo rozwiązaną krzyżówką - jak się okazało, jedyny ślad, który mógł zaprowadzić do mordercy. Dopływ Wołgi: Moskwa. Miejsce toczenia walki: arena. Produkt zwierzęcy: jajko. Zaczęto systematycznie sprawdzać próbki pisma mieszkańców miasta - przeanalizowano wówczas blisko 500 tysięcy próbek - licząc, że dzięki analizie grafologicznej uda się odnaleźć osobę, która uwieczniła się w krzyżówce - może mordercę, a może kogoś, kto będzie mógł do niej doprowadzić śledczych. Blok po bloku pobierano grafologiczne próbki mieszkańców i poddawano analizie. Wśród nich była mieszkanka bloku 398, która w tym czasie pracowała sezonowo nad morzem. Jej pismo było identyczne z tym, którym wypełniono krzyżówkę z walizki - pierwsze światełko w tunelu po dziesięciu miesiącach żmudnego śledztwa. Ślad naprowadził policję na chłopaka jej córki, Matthiasa S., który odpowiadał profilowi mordercy. Aresztowany po intensywnym przesłuchaniu przyznał się do zarzucanego mu czynu. To on zwabił siedmiolatka do swego mieszkania, gdzie najpierw go wykorzystał seksualnie, a następnie, ze strachu przed wydaniem, zadał kilka ciosów młotkiem w głowę. Ciało zapakował do walizki i wyrzucił z jadącego pociągu. Matthias S. został skazany na dożywocie. Później, w 1991 proces został wznowiony, ze względu na to, że w chwili popełnienia morderstwa sprawca nie miał jeszcze osiemnastu lat i powinien być sądzony wedle prawa dla nieletnich. Karę zrewidowano. W międzyczasie odsiedział swoje i wyszedł na wolność.

Dlaczego więc prokuratura teraz, po trzydziestu latach, wznawia śledztwo? Przez książkę. A ściślej mówiąc, przez powieść kryminalną, opartą na faktach, autorstwa Kerstin Apel, ówczesnej dziewczyny skazanego mordercy. Wtedy twierdziła w zeznaniach, że nic o niczym nie wiedziała. W książce opisuje co innego - nie tylko wiedziała o zbrodni, ale to ona odkryła siedmiolatka w mieszkaniu swego chłopaka. Nie wiadomo, czy jeszcze wtedy żył. W powieści jednak to ona pomaga swemu chłopakowi w pozbyciu się ciała. Tłumaczy, że wywierał na nią, wówczas siedemnastolatkę, psychiczną presję. We wstępie do książki Kerstin Apel pisze, że to powieść, oparta częściowo na faktach, a częściowo zmyślona. Szef wydawnictwa, które opublikowało jej dzieło, twierdzi, że "wszystko, co opisuje, wydarzyło się naprawdę".

Książka odniosła spektakularny sukces. Nie ma jej w księgarniach, drukarnie pracują pełną parą, by dostarczyć czytelnikom dodruk. Prokuratura bada rozbieżności między ówczesnymi zeznaniami Apel, a wersją opublikowaną w książce.

Nieuchronnie nasuwa się refleksja - czy dziś wszystko jest na sprzedaż? Nawet zbrodnia, nawet spekulacje odnośnie jej okoliczności, nawet cierpienie rodziców chłopca, którzy dziś, dzięki pani Apel, przeżywają ten koszmar na nowo? A to dobrze, że prawda wreszcie ujrzy światło dzienne?...



26 komentarzy:

  1. Czyżby ją ruszyło sumienie, czy raczej się zorientowała, że może zarobić na tej historii.
    Raczej chyba to drugie, gdyż inaczej nie chciała by ponownego cierpienia rodziców.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając tego posta, mimochodem przypomniałam sobie sprawę Madzi, i artykuł o rodzajach celebrytów, którzy występują w przyrodzie - nekrocelebrytach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuchając takich historii zdaję sobie sprawę z tego, że świat schodzi na psy i naprawdę sprzedać można absolutnie wszystko. Aż strach pomyśleć jak dalej potoczy się ta medialna pogoń na tego rodzaju historiami. Przecież to jest jakieś totalne szaleństwo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, tak sobie czytam to co napisałaś i myślę. Zbrodnia co najmniej straszna, ale chłopcu już nic życia nie wróci, a sprawca został osądzony. No i ta książka... zawsze w takich przypadkach mam wrażenie, że miała mieć funkcję terapeutyczną (jak "Kato-tato" czy pamiętniki tej dziewczyny przetrzymywanej przez Fritzla). Cierpienie bliskich ofiary jest rzeczą oczywistą, ale i bliscy mordercy mogą przeżyć nielichą traumę, gdy się okazuje z jakim człowiekiem mieszkali pod jednym dachem/wiązali przyszłość. Może napisanie kryminału miało pomóc przepracować tę traumę? Insza inszość, czy autorka powinna swój tekst publikować, ale mogła liczyć na to, że w czymś jej to pomoże...
    Może jestem naiwna, ale wierzę, że ludźmi nie zawsze kierują pobudki czysto finansowe.;)
    Jeszcze insza inszość, czy powieść jest rzeczywiście taka świetna, czy rozgłos zapewniło jej nazwisko autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może faktycznie książka miała być czymś w rodzaju katharsis. Gdzieś w jakims wywiadzie autorka przyznała, iż spodziewa się wznowienia dochodzenia. Myślę, że to prawda - musiała zdawać sobie sprawę, jakie będę konsekwencje wyjścia z cienia. Pytanie tylko, co tak naprawdę nią kierowało - może wszystko po trochu?...

      Usuń
  5. Nie wiem czy wiesz, ale w Polsce jakiś czas temu też miała miejsce podobna sytuacja. Tym razem nie chodziło jednak o ujawnienie dodatkowych okoliczności, ale o wykrycie sprawcy w ogóle. Proces miał charakter poszlakowy, a jednym z dowodów była właśnie napisana przez sprawcę książka. Prawniczo fascynujące, po ludzku (i z matczynego punktu widzenia) zupełnie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam sprawy, ale podejrzewam, że gdyby tak dobrze poszukać, znalazłoby się podobnych przypadków i więcej... Fascynujące - owszem, także z punktu widzenia ludzkiej psychiki. Co mnie zawsze uwiera w takich momentach, to element komercyjny...

      Usuń
  6. Cieszę się, że to nie ja jestem matką tego siedmiolatka...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kojarzy mi się film.. Kobieta jedzie pociągiem, ma w walizce coś, co wycieka, wprowadza się do jakiegoś domu... Potem zabija kilka osób, wyrzuca zwłoki do stawu... Cholera, nie mogę sobie przypomnieć!!!!

    A co do tej historii... Jejciu, jak z filmu. Dość przerażające. Ale po trosze zgadzam się z Moreni - nie wierzą, by tu chodziło TYLKO o pieniądze i rozgłos.. Bo jeśli tak, to autorka nie ma serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałam sobie!!! "Keeping Mum" z 2005 roku. Musiałam przebrnąć przez pół filmwebu :)

      Usuń
  8. Wszystko jest na sprzedaż, a ludzie to kupią, bo są żądni wrażeń. Prawda moim zdaniem powinna znaleźć swój finał, ale nie na łamach książki, która mimo iż jest podana w postaci fikcji literackiej budzi stare i mściwe demony. Ludzie ludziom zgotowali ten los i mimo okropieństw I i II Wojny Holocaustu, Szeolu, komór gazowych i ludzkiego perfidnego bestialstwa okresu stalinizmu. Nie ma refleksji i wciąż słyszymy, czytamy i dowiadujemy się o wstrząsającej i drastycznej śmierci niewinnych istot, które nic nikomu nie zawiniły. Jak żyć nadzieją, że to co się dzieje znajdzie swój kres. Trudny temat, ale osobiście nie zainteresowałbym się tą książką. Nie chciałbym dać zarobić komuś kto żeruje na cierpieniu rodziców. Pozdrawiam w obawie o los mojego nienarodzonego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawę podzielam, jak chyba każdy rodzic. A Dzieciątku i Rodzicom życzę wszystkiego naj!:-)

      Usuń
  9. Ostatnio tyle słyszałam o wydawcach, wywierających nacisk, wymuszających zmianę treści książek ... że nie zdziwiłabym się gdyby to on stał za tą nową sensacją. Dziewczyna może na nadmiar pieniędzy nie cierpi i wpadła na koszmarny pomysł napisania książki na temat tamtych zdarzeń a wydawca się zgodził pod warunkiem, że napisze to tak jakby sama brała w tym udział...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nigdy się tego nie dowiemy, choć myślę, że są wydawcy, przypominający krwiożercze piranie... Wydawnictwo, które wydało książkę, do gigantów raczej nie należy, więc rozgłos zapewne jest mile widziany.

      Usuń
  10. O matkojedyna, co za horror!
    Najwyraźniej wszystko jest na sprzedaż, paskudne są te tabloidowe czasy.
    A czy sama Kerstin nie zostanie poddana karze? Jak ona mogła tak długo żyć z taka wiedzą, nieprawdopodobne.
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie zostanie ukarana, choćby za współudział (jeśli jej się to da udowodnić, w co wątpię), a już na pewno za utrudnianie śledztwa (wiedziała, a nie powiedziała), ale jakiż będzie ten wymiar kary?...

      Usuń
  11. Moim zdaniem w takich sytuacjach powinno się stosować jakieś przepisy dotyczące zakazu czerpania korzyści z czynów zabronionych - jeśli sprawca/współsprawca przestępstwa chce wydać książkę, proszę bardzo, ale tantiemy powinna otrzymać albo ofiara, albo jej rodzina, albo jakaś organizacja pomagająca ofiarom przestępstw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, że do momentu wydania książki nikt nie przypuszczał (może poza samym wydawcą), że opisuje ona nie fikcję... Prawnie chyba nie do zrobienia, ale się nie znam.

      Usuń
    2. Można odbierać kasę po fakcie - kiedy sytuacja jest jasna... Ale ja też się nie znam - tylko wewnętrzne poczucie sprawiedliwości mówi mi, że tak powinno być...
      A jeśli chodzi o to, co jest (nie) do zrobienia, to wydaje mi się, że do zrobienia byłoby nawet to, co Sekielski opisał w "Sejfie" ;)

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzałam się wprawdzie zbaczać w tym kierunku, ale już jest zamówienie, to może rzeczywiście?;-)

      Usuń
  13. Ciekawa jestem jak skończy się ta historia i do czego doprowadzi wznowienie śledztwa. Trudno mi uwierzyć, żeby ta kobieta napisała książkę po to, żeby przyznać sie do winy. Gdyby gryzły ją wyrzuty sumienia po prostu mogłaby się przyznać, a nie robić taki cyrk... Co do książki, to jej temat brzmi dość niepokojąco, ale nie mogę jej ocenić, skoro nie czytałam. Może jest w niej coś innego niż tylko komercja i pogoń za sensacją? Pisarze przecież czasami bazują na prawdziwych wydarzeniach (np. książka "Psychoza") i nie potępiałabym tego w ciemno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę sprawę śledzić, bo sama jestem ciekawa. W tym wypadku nie chodzi nawet o potępianie tego, że oparła się na prawdziwym wydarzeniach, ile na tym, że czerpie profity prawdopodobnie z własnego współudziału...

      Usuń
  14. Myślę, że chyba ubarwiła swoją historię w celach marketingowych. Nie ona pierwsza, nie ona ostatnia. Niemniej chciałabym przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń