Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 13.11.2014
Liczba stron: 424
Cena: 34 zł
Polska prowincja jest wyjątkowo wdzięcznym settingiem. Zwłaszcza depresyjną porą, gdy hula wiatr, niebo płacze strugami deszczu, rozdziobują nas kruki i wrony. Wszechobecna brzydota i szarość. I ludzie, o, jakże zgrabnie się kreśli prowincjuszy: bo albo prostoduszni, albo niekonwecjonalni, tacy pokrzywieni trochę. Świetnie się to wszystko komponuje z opowieściami tragicznymi, infernalnymi, kasandrycznymi.
Takoż jest i w przypadku tej powieści. Nadmorska miejscowość Brzegi po sezonie, wiatr, plaża i brzydkie pensjonaty, gdzie straszne baby gotują niedobitkom wczasowiczów okropne jedzenie. I już jest ten klimat. Klimat ten pogłębia się jeszcze, kiedy poznajemy dwie główne bohaterki tej historii: Mariannę - "dwumiesięczną", jak sama na siebie mówi - i Wandę - "kobietę-jeża". Dwa, trzy słowa, a jakaż pełna charakterystyka!... Obie skrywają w sobie tajemnicę, obie czegoś szukają - jedna własnego życia, które uciekło w niebyt pamięci, druga - odpowiedzi, zemsty i zapomnienia. Łączy je więcej niż przypuszczają, więcej niż wiadomo czytelnikowi. Ale czytelnik wie, przeczuwa, że ta wieź gdzieś istnieje, bo inaczej przecież nie byłoby suspensu, intrygi, szarady.
Rozczaruje się jednak ten, kto będzie oczekiwał tu klasycznego kryminału, takiego jak pan Bóg przykazał: z trupem, śledczym, dochodzeniem. Fryczkowska przyzwyczaiła nas już, że kryminalne historie są dla niej jedynie tłem, pretekstem do pokazania czegoś więcej. Nie inaczej jest tutaj. Kryminalne wątki, choć determinują poczynania bohaterów, implikują akcję, nie wysuwają się na pierwszy plan. Tu królują kobiety: kobiety i ich emocje. Znakomicie się udały autorce ich portrety, zwłaszcza Marianna, z jej naiwną i bezkompromisową ciekawością świata, edukująca się na podstawie polskich seriali, próbująca układać sobie otoczenie i siebie samą ze strzępków przeszłości i okruchów teraźniejszości. Mocna postać, frapująca, niezwykła. Nie inaczej jest z Wandą, usiłującą poskromić śmierć, przechodzącą wszystkie podręcznikowe etapy żałoby i dużo więcej niż żałoby. Jej doznania są przytłaczające, może nawet zbyt druzgocące dla niektórych czytelników, który zechce odwrócić się od niej ku nieco bardziej oszczędnej w emocjach Mani.
I to właśnie ich wzajemne relacje są motorem tej książki, jej największym atutem. One i ewoluowanie, zmierzające w zaskakującym kierunku. Fanatycy szuflakowania będą mieli problem z przyklejeniem odpowiedniej etykietyki dla tej prozy - no bo skoro nie kryminalna, to jaka? Obyczajowa? Feministyczna? Kobieca? Same chybione określenia, dyskryminujące, obrzydliwe. Niepotrzebne. Fryczkowska wytrwale kontynuuje swoją pisarską wędrowkę drogą środka, i robi to w sposób warsztatowo doskonały. I jej warsztat, i poruszane tematy, niezmiernie ważkie tematy - kobiece i męskie role, odkrywanie siebie, definiowanie swojego miejsca w życiu, uporanie się ze śmiercią bliskiej osoby, przetasowanie uczuć po stracie - sprawiają, że autorka staje się postacią na literackiej scenie, której nie sposób ignorować. I choć wiadomo, że jej twórczość nie zostanie zaliczona do elitarnej (czy by tego chciała, to już inna kwestia), to jednak zaczyna tworzyć pewien nurt, dotychczas nieobecny wśród polskich twórców - literatury środka. To jeszcze nie są artystyczne wyżyny, ale już nie pisarstwo trywialne. Po prostu dobra proza, mocna, autentyczna, emocjonalna, bez zadęcia, bez większych zgrzytów. Taka dla ludzi.
Pierwsze zdanie: "Miasteczko było paskudne, typowa nadmorska dziura ożywała od maja do września, w pozostałych miesiącach przypominała trupa z plamami opadowymi w postaci zagrzybionych tynków."
Gdzie i kiedy: Brzegi, Warszawa, współcześnie
W dwóch słowach: kobieta i kobietaDla kogo: dla ceniących literaturę środka, wątki kryminalne i emocje
Ciepło / zimno: 86°
Mimo że książki jeszcze (akcent na jeszcze :) nie czytałam, ale mam pewność, że po lekturze książki podzielę Twoje zdanie.
OdpowiedzUsuńTak coś czuję, że może Ci się spodobać :-)
UsuńMam wielką ochotę na tę książkę od kiedy wyszły zapowiedzi. Podejrzewam, że będzie bardzo w moim guście, choć bywało, że się myliłam:)
OdpowiedzUsuńJa od jakiegoś czasu biorę książki Fryczkowskiej, jak wychodzą. Jeszcze się nie rozczarowałam :-)
UsuńBrzmi szalenie intrygująco. Swoją drogą to fakt, prowincja o tej porze roku bywa szalenie przygnębiająca. Zwłaszcza ta w sezonie tętniąca życiem - to chyba przez ten kontrast.
OdpowiedzUsuńMasz rację. W tej chwili czytam książkę osadzoną na amerykańskiej prowincji (wprawdzie nie w listopadzie, ale też jest ponuro) i aż mi się chce wyć...
UsuńWciąż na półce mam nieprzeczytaną powieść "Kobieta bez twarzy". Jeśli przypadnie mi do gustu to z pewnością będę chciała poznać więcej książek Fryczkowskiej.
OdpowiedzUsuń"Kobieta bez twarzy" była świetna. Nie zwlekaj! :-)
UsuńPodobała mi się Fryczkowska w "Kobiecie bez twarzy" więc i ta książka, już jak czytam co piszesz to wiem, że spodoba mi się z pewnością.
OdpowiedzUsuńTaką prozę ze świetnie zarysowanymi postaciami, a jeszcze kobiet lubię.
Okładką nie jestem zachwycona.
UsuńDobra charakterystyka postaci to mocny atut tej książki, a okładka... no cóż, może nieuważnie czytałam, ale pani w łódce jakoś nie odkryłam ;-)
UsuńPierwsze zdanie powala...
OdpowiedzUsuńTo prawda. Więcej jest tu takich...
UsuńJuż jedną książkę tej autorki mam za sobą i chętnie sięgnę i po tę. Czytając twoją recenzję cały czas miałam w pamięci właśnie tę drugą książkę, która podobnie jak "kurort amnezja" mocno naciskała na emocje, relacje międzyludzkie a nie na klasyczny kryminał.
OdpowiedzUsuńTo prawda, klasyczne kryminały wyglądają inaczej, autorka chyba znalazła swój sposób na opowiadanie frapujących historii i nie potrzebuje do niego tradycyjnego "procedurala".
Usuń