Studenci w Jenie, 1750 |
Czternastoosobowe jury językoznawców wydawnictwa Langenscheidt ogłosiło niemieckie młodzieżowe słowo roku. Słowo roku 2014 może budzić pewną konsternację, składa się bowiem ze słów trzech. Läuft bei dir. Nie dziwcie się, jeśli nic Wam to nie mówi, albo mówi, tylko jakoś inczej. "Läuft bei dir" znaczy tyle, co dawne "krass" czy "cool", jest szeroko rozpowszechnione wśród młodzieży, używane jest niezależnie od ograniczeń społecznych czy regionalnych i w perfekcyjny sposób odzwierciedla typową młodzieżową sytuację językową, jak można przeczytać w uzasadnieniu jury.
Niektórzy z Was zastanawiają się teraz pewnie, o co chodzi. No więc w skrócie chodzi o to, że Langenscheidt co roku wybiera spośród kilkunastu nominowanych słów i wyrażeń młodzieżowych (częściowo nadsyłanych przez użytkowników języka, częściowo mozolnio tropionych na rozmaitych czatach i w internetach) tak zwane słowo roku. Wybór ten jest może z jednej strony posunięciem marketingowym, ponieważ równocześnie z nim pojawia się słowniczek slangu młodzieżowego. Lektura tej niewielkiej (ok. 150 stron) publikacji może okazać się tyleż krotochwilną co wywołującą refleksje nad kondycją języka w ogóle, a także nad wnikliwym zmysłem obserwacji osób nastoletnich. Wystarczy przyjrzeć się zwycięskim słowom z lat poprzednich, tudzież nominowanym w tym roku, by przekonać się, że oni (w sensie młodzież) nie tylko mają swój osobny, bywa że hermetyczny język, ale i są wyjątkowo krytyczni wobec pewnych zjawisk społecznych, mają niezwykłe wyczucie ironii i lubią nią krasić swe narzecze.
W roku 2013 na przykład wygrało słówko Babo. Babo oznacza bossa, lidera, pochodzi z tureckiego, stało się popularne dzięki utworowi muzycznemu niemiecko-kurdyjskiego rapera zatytułowanego "Haftbefehl" ("Nakaz aresztowania") i sporo mówi o kondycji niemieckiej kultury językowej. Z tego samego języka zapożyczono słowo Hayvan, czyli zwierzę. Hayvan może mieć wydźwięk pozytywny lub negatywny, w zależności od kontekstu. Może być synonimem "mięśniaka" lub wiernego przyjaciela, a nawet osobę nierozgarniętą. O ile polskich uczących się niemieckiego mogą dziwić zapożyczenia z języka tureckiego (mnie nie dziwią), to już aglicyzmy i amerykanizmy zapewne spotkają się z niejakim zrozumieniem. I tak w roku 2012 słowem roku zostało Yolo, czyli skrót od "You only life once", zaś rok przedtem Swag (od angielskiego swagger), oznaczające nonszalancją, godną pozazdroszczenia emanację, charyzmę. W tym roku wśród nominowanych kandydatów znalazło się Suglie, czyli selfie z umyślnie wykrzywioną facjatą.
Nieco dłuższego komentarza wymagają inne przecudne słowa, które u osób odrobinę znających niemieckie konteksty kulturowe wywołują na ustach uśmiechy uznania i szczerego rozbawienia. No bo jak nie pokochać czasownika tebartzen? Tebartzen oznacza "pławić się w luksusie" i nawiązuje do osoby niemieckiego biskupa Tebartza van Elsta, który wsławił się wyjątkową rozrzutnością. Legendy o zbytkach zaplanowanych (i wykonanych) w siedzibie biskupa, łącznie z wanną za 30 tysięcy euro i bliźniaczymi muszlami klozetowymi ustawionymi paralelnie do siebie (pytanie, po co?) będą zapewne krążyć przez wiele lat. Biskup okrył się złą sławą i może być dumny nawet z własnego czasownika. Podobnego sarkazmu można dopatrzyć się także w czasowniku obamern, pochodzącym od Baracka Obamy i oznaczającego podsłuchiwanie. Złośliwy wydźwięk miał też czasownik, który wygrał w roku 2009, czyli hartzen. Co to jest Hartz IV, może niektórym obiło się o uszy - to nazwa zasiłku dla bezrobotnych, pochodząca od nazwiska autora reformy tychże zasiłków. Hartzen zaś Polakom może kojarzyć się z harcowaniem - blisko, choć nie do końca trafnie, bo to obijanie się, leniuchowanie na zasiłku. Pewne rozbawienie może budzić Senfautomat, czyli (dosłownie) automat do musztardy. Senfautomat to osoba przemądrzała, wszystko zawsze wiedząca lepiej i wszędzie dorzucająca swoje trzy grosze. No właśnie, i stąd do się wzięło. Polacy dorzucają trzy grosze, Niemcy dokładają swojej musztardy.
Jako że posiadam w gospodarstwie domowym dwóch przedstawicieli gatunku "młodzież", mam ten luksus, że większość z opisanych tu zjawisk językowych mogę obserwować z bliska, na własne uszy, że tak powiem. Smoki rzucają niekiedy frazami, brzmiącymi jakoś znajomo (to znaczy, jest mi znane znaczenie poszczególnych części składowych), ale o znaczeniu wymykającym się memu zrozumieniu. W pewnej przelotnej fazie co druga wypowiedź kończyła się słowami Gönn dir. Owo zagadkowe sformułowanie, które dosłownie znaczy "nie żałuj sobie", zajęło drugie miejsce wśród tegorocznych zwycięzców. Okazuje się, że nastolatki używają tego w znaczeniu "Viel Spaß dabei". I tu wymiękam jako tłumacz, bo choć wiem, że to znaczy "miłej zabawy", to ni cholery nie wiem, jak powiedziałby w adekwatnej sytuacji nastolatek polski. Ktoś wie?... Do tej samej kategorii należy Hängs!, ale tu już łatwiej to wy- i przetłumaczyć: to po prostu "zapomnij!". Słodki jest za to Blub. Blub jest wyrazem niezrozumienia i niewiedzy. Jest idealnym słowem, nasuwającym mi się dla skwitowania tych dywagacji. Blub!
Mam w domu dwie nastolatki i często nadstawiam uszu na ich dyskusje. Czasem mam ochotę złapać się za głowę, czasem parsknąć śmiechem a czasem mam wrażenie, jakby rozmawiały w obcym języku. Z tych wszystkich często słyszę Yolo - znalazłam w necie wytłumaczenie, co to za dziwoląg słowny :) Chyba sobie przyswoję Bluba :)
OdpowiedzUsuńCzyli jedziemy na tym samym wózku :-) Czy u Was też są takie fazy, w których ekstremalnie często używają pewnych słówek? To bywa szalenie irytujące. A potem, nagle, przestają. I przynoszą do domu inne wyrażenia. Mam wrażenie, że to bardzo przelotne mody :-)
UsuńOkazuje się, że nastolatki w różnych krajach są do siebie podobni :) A dzisiaj zauważyłam na zeszycie młodszej "swaga" - pomyślałam, że szybko zajrzę do Twojego posta, bo pamiętałam, że o tym pisałaś :) Też mi się wydaje, że to przelotne. Kiedyś często używane było "cool", o którym już prawie zapomniałam ja i moje dziewczyny :) To dopiero było irytująco często powtarzane!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
U mnie jeszcze nie ma slangu, a teraz pewnie, gdy mieszkamy poza Niemcami, dzieci nie podchwycą takich wyrażeń. Yolo jest super:)
OdpowiedzUsuńSlang na dobre pojawił się u nas od czasu gimnazjum. Bywa naprawdę ekstremalnie, ale jak wszystkie mody, przemijają i te "słówkowe". Twoje pewnie podchwycą portugalskie :-)
UsuńBardzo ciekawy post. :D Muszę przyznać, że nie słyszałam żadnych z tych wyrażeń w mojej szkole, ale to też jest pewnie zależne od landu... Muszę sobie parę powiedzonek zapamiętać.
OdpowiedzUsuńMoje Smoki, przepytane ze znajomości powyższych słówek, też nie znały wszystkiego, ale tym się nie należy przejmować:-)
UsuńMiałam juz dawno pochwalic notkę, ale jakos tak wyszło, że nie pochwaliłam. Więc chwalę.:)
OdpowiedzUsuńI zapraszam do Libster Blog Award.:)
Ja do tłumaczenia na slang młodzieżowy polski, polecam poniższą stronę: http://www.miejski.pl/
OdpowiedzUsuńIstna kopalnia :D