Ads 468x60px

sobota, 11 lutego 2012

Anna Fryczkowska "Kobieta bez twarzy"



Wydawca: Prószyński i Ska
Data wydania: 16.06.2011
Liczba stron: 416
Cena detaliczna: 34,00 zł


Swego czasu dość głośno było o tej książce. Powieść, która wypłynęła na fali coraz liczniejszych i, trzeba przyznać, coraz sprawniej i ciekawiej pisanych polskich kryminałów, podzieliła fanów sceny kryminalnej na oczarowanych i tych, którzy rzucili się do gardła pisarce, monitując, że to w ogóle nie jest żaden tam kryminał, a po drugie, to polska wieś i prowincja wcale tak nie wygląda. I praca w szkole też nie...

Cóż, przy takich kontrowersyjnych opiniach nie pozostało mi nic innego, jak przekonać się samemu. Pierwsze wrażenie, jakie mi się nasunęło, to że powieść czyta się świetnie. Nieczęsto się zdarza, by dzieło polskiego autora wchodziło jak przysłowiowy nóż w masło, a etykietkę "pageturner" można przykleić naprawdę niewielu książkom znad Wisły. "Kobieta bez twarzy" spokojnie i dumnie może taką etykietkę nosić. Mało tego, autorce udało się obejść niebezpieczne mielizny i płycizny, bo często lektury, które łatwo się czyta, noszą znamiona trywialności, są szablonowe, wymienialne, czarno-białe. Tutaj można chłonąć doskonały język, wiarygodne, autentyczne charaktery, pokazane jednak z lekkim przerysowaniem, jakby pisarka chciała mrugnąć do czytelnika okiem, mówiąc "hej, to sarkazm, nie bierz tego serio". Niemało tutaj trafnych obserwacji tła obyczajowego i społecznego i w tym punkcie rzeczywiście trzeba przyznać trochę racji tym, którzy zauważyli przesunięcie ciężaru gatunkowego z kryminału w stronę współczesnej powieści obyczajowej z elementami kryminału, a nawet grozy.

Bohaterką jest kobieta dźwigająca ciężkawy bagaż życiowych doświadczeń, którą odumarł mąż, decydując się na samobójczy krok na tamten świat i zostawiając ją z dwójką dorastających dzieci. By odciąć się od toksycznej przeszłości i rozpocząć nowe życie, Hanna Cudny decyduje się osiąść na wsi. Wraca na prowincję, w strony znane jej z wakacji, które spędzała tam jako dziewczę. Zamiast ukojenia i rozlewiskowych sielskich obrazków, zastaje jednak typowe polskie prowincjonalne piekiełko. Mało tego, jej córka znajduje w stawie trupa, syn zaczyna zachowywać się w sposób niepokojący i nadel osobliwy (skądinąd Maks jest dla mnie postacią numer jeden tej książki - trzynastolatek, wchodzący jedną nogą w okres dojrzewania, na umór zakochujący się w pięknej Ukraince, jego teksty, zachowanie - miodzio!), a jakby tego było mało, znika bez śladu jej przyjaciółka, we wsi prawdopodobnie grasuje pedofil, a w dodatku przyczepia się miejscowy absztyfikant, zamiast bukietów róż obdarowujący wybrankę pętami własnej roboty kiełbasy... Cóż za klimaty. I klimaty te zagęszczają się, momentami przybierając nawet dość klaustrofobiczne, z lekka psychodeliczne wymiary, kiedy to czytelnik zaczyna podejrzewać każdego i wszystkich o najgorsze. Jest w tej książce parę scen, których się nie zapomni, jest też kilka takich, które ocierają się o absurd, a przynajmniej wywołują uczucie niedowierzania - scena gorącego prawie-seksu w miejscowym pubie na przykład, albo nocne wyprawy dziecięcia na cmentarz.

Nie można się zatem do niczego poza tym przyczepić? Można. Próżno szukać w tym kryminale solidnego policyjnego śledztwa czy silnego, błyskotliwego komisarza o pociągającej osobowości, dźwigającego brzemię tragicznej przeszłości lub borykającego się z innymi przypadłościami. Można się nawet przyczepić, czy rozwikłanie tych wszystkich zagadek nie jest zbytnio przekombinowane, sztuczne, nieprawdopodobne, a motywy działań niektórych postaci nieco naciągane.

Ale suma sumarum, przeważają plusy, z jednym, wielkim plusiskiem - to powieść, która dobrze się czyta, zaskakuje, kiedy trzeba, dostarcza niemałych emocji, we właściwych momentach wywołuje uśmiech i uznanie dla trafnych spostrzeżeń. Pani Fryczkowska zdaje się zmierzać właściwą pisarską drogą i już teraz wiem, że nie odwrócę się od jej następnych dokonań.

Moja ocena: solidna czwórka! 4/5.

Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece



21 komentarzy:

  1. Witam!
    Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie przepadam za polskimi kryminałami. Zresztą, w ogóle jakoś nie ciągnie mnie do tego typu gatunków. Ale postaram się kiedyś skusić, chociażby z powody tego cudownego klimatu - moim zdaniem to właśnie on stanowi w głównej mierze udaną powieść. ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ew

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ew, powinno Ci się spodobać, bo ten kryminał taki mało kryminalny. Mimo że polski, naprawdę niezły. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czytałam ją jakiś czas temu i mi się bardzo podobała, w ogóle w tej serii wyszło dużo świetnych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero zaczyna przeczesywać tę serię i mam nadzieję, że znajdę jeszcze jakieś parełki.

      Usuń
  3. Mnie Kobieta bez twarzy bardzo się podobała. Czytałam jeszcze w okresie przed blogowym:) więc recenzji na blogu niestety nie zamieściłam. A seria faktycznie jest doskonała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneta, a pamiętasz, że na forum wiele osób odmówiło oddania głosu na "Kobietę", bo nie kryminał?... A co jeszcze czytałaś z tej serii? Możesz coś polecić?

      Usuń
  4. Zaskakujesz mnie tym, że ciągle znajduje u Ciebie książki, które po przeczytaniu recenzji bardzo chciałabym przeczytać, ale umknęły mi wcześniej na rynku wydawniczym. Dziękuję za inspiracje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa i fajnie, że się na coś przydaje ta bazgraniana. A i ja się inspiruję zaprzyjaźnionymi blogami... :-)

      Usuń
  5. Z polskimi kryminałami większej przyjemności nie miałem.
    Ale kiedyś trzeba spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesli to jest kryminał, to bardzo niekryminalny ;)
    Według mnie jest to książka obyczajowa z małym wątkiem kryminalnym. A największą jej zaletą jest styl samej pisarki, tu sie zgodzę. Natomiast w zwartosci jest masa niepotrzebnych wątków, do niczego nie prowadzących i niedokończonych, przez to książka jest "przeładowana".
    Najbardziej przypomina mi pisarstwo Chmielewskiej. Gdyby książka nie była rekomendowana jako kryminał, to o wiele lepiej bym do niej podeszła.
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, że na odbiór czytanej książki ma duży wpływ nastawienie, z jakim zaczynamy. Chcę horroru, zaczynam coś czytać, okazuje się, że to młodzieżowa powieść fantastyczna - efekt wiadomy z góry: rozczarowanie.
      Muszę bez bicia przyznać, że czytałam już mniej "kryminalne" powieści, sprzedawane jako kryminały właśnie.

      Usuń
  7. mimo, że w kryminalne to śledztwo powinno być najważniejsze, ja najbardziej cenie sobie wątki, które autor zbudował nad dochodzeniem. prywatny świat bohaterów jest dla mnie znacznie ciekawszy, niż policyjne sprawy. dobrze skrojona zbrodnia staje się wtedy przysłowiową wisienką na torcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sądzę, że wszzytko musi mieć właściwe proporcje, zbrodnia też nie może być tłem dla prywatnego życia detektywa, a ostatnio właśnie dużo takich książek, zwłaszcza tych seryjnych, taśmowych.

      Usuń
  8. Właśnie listonosz przyniósł mi 3 nowe książki, zamówione w polskiej księgarni.
    " Kobieta bez twarzy", potem "C.C Fischer-"I odpuść nam nasze winy" i "Morderstwo tuż za rogiem"-Zofia Małopolska-debiut, pierwszy kryminał, zupełnie nie znanej mi autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę miłej lektury! Napisz, jak Ci się podobał Fischer i Małopolska, bo Kobieta na pewno Ci przypadnie do gustu.

      Usuń
  9. Przeczytałam i „Kobietę bez twarzy” i „Morderstwo tuż za rogiem”.Czyta się lekko i szybko, akcja jest płynna, ładny język.Po przeczytanych recenzjach nie nastawiałam się na typowe kryminały.Bo takimi faktycznie nie są, szczególnie „Kobieta bez twarzy”. To raczej powieść przygodowa z wątkiem kryminalnym.Obie książki są „kryminalnymi” debiutami, i to da się odczuć.Mimo że trup się ściele, krew się leje, śledztwo, podejrzani itp.nie wyczuwa się tej atmosfery typowej dla kryminałów z prawdziwego zdarzenia. Zbyt grzecznie jest,miejscami zbyt sielankowo, brak zręczności w budowaniu napięcia jakie towarzyszy „profesjonalnym” kryminałom, wyrazistości.Za to wątek psychologiczny, obyczajowy szeroko rozwinięty.
    Ale przeczytałam chętnie i nie uważam że straciłam niepotrzebnie czas.Na dodatek „Morderstwo tuż za rogiem”poprowadziło mnie po miejscach mojego dzieciństwa i wczesnej młodości, znam te wszystkie miejsca i ten typowy dla Krakowa klimat.
    Jeszcze taka moja mała dygresja.
    Z książkami to tak jak z muzyką.Ja mam dwa ogólne kryteria. Muzyka potrzebna i muzyka niepotrzebna.Książki potrzebne i książki niepotrzebne.Muzyka to przede wszystkim dźwięki, nie słowa(chyba że jest to poezja śpiewana).I ta muzyka żeby była potrzebna musi wchodzić pod skórę, do głowy, do serca . Podobnie jest z książkami, tam zamiast dźwięku potrzebne są takie słowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Alicja, "Moderstwa za rogiem" nie czytałam, ale skoro Ci się podobała, może pora sięgnąć.
    A tak nawiasem mówiąc, może pora na własnego bloga?...

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam do końca "I odpuść nam nasze winy" CC Fischera.Czytałam na raty.Absolutnie zgadzam się z Twoją recenzją.To nie jest lektura odskocznia, dla zabicia czasu i rozrywki.Czyta się ciężko, w tym sensie, że właśnie trzeba"strawić" a nie tylko "przełknąć".Przytłaczająca, deprymująca atmosfera.Bardzo trafna uwaga że "Autor stworzył nowy rodzaj powieści psychologiczno-kryminalnej, w której w pełen napięcia sposób konfrontuje zbrodnię popełnioną przez człowieka ze zbrodnią dokonaną przez naturę".Sięgnę po dalsze jego powieści, chociaż nie od razu,potrzebna będzie dłuższa przerwa.Jedyna moja krytyczna uwaga, że miejscami treść jest zbyt"przeintelektualizowana" ale tych miejsc jest niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam już następną na podorędziu. I widziałam w bibliotece parę audiobooków, zastanawiam się nawet, czy nie sięgnąć po nie, ale trochę mnie odstręcza to, że te wersje są okrojone.

      Usuń
  12. Szczęściara z Ciebie że możesz korzystać z w miarę dobrze zaopatrzonej biblioteki.U mnie kultura jest tak niedofinansowana że największa miejska biblioteka to miejsce na książki ;-) a nie z książkami.Obraz nędzy i rozpaczy.80% zasobów to tak zwane cegły.O jakieś atrakcyjniejsze pozycje trzeba walczyć, rezerwować (za dodatkową opłatą), czekać tygodniami a i tak mało kiedy są dostępne.Mają również dział z literaturą polską, a jakże ! tyle że połowa pozycji jaka jest, to z moich, prywatnych, osobistych zbiorów.Podarowałam bibliotece chyba ze 150 książek polskich.Pani bibliotekarka odpowiedzialna za ten dział przyrzekła mi dozgonną wdzieczność ale niestety nie mam z tego powodu żadnych "chodów";-). Nie mam cierpliwości czekać w kolejce, kupuję w księgarniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, bibliotekę mamy naprawdę świetnie zaopatrzoną, natychmiast sprowadzają wszelkie nowości. Wprawdzie i u nas za rezerwację się płaci 1 euro, ale to kwota, którą można przeboleć. Dużym plusem jest to, że bez przerwy poszerzają ofertę mediów nieksiążkowych, czyli filmów, kompaktów, audiobooków, programów komupterowych. Tylko fantastykę traktują po macoszemu. W tej dziedzinie wszystko muszę kupować sama. No i polskich książej nie uświadczysz - te tylko w Monachium.

      Usuń