Ads 468x60px

wtorek, 19 czerwca 2012

Marek Krajewski "Rzeki Hadesu" - unurzanie w występku i obrzydliwości

Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 5/2012
Liczba stron: 269
Cena : 32,90 zł
 
Wstręt. Głęboki, przenikający do szpiku kości, wywołujący gęsią skórkę, namacalny wstręt. Tym jednym słowem mogłabym podsumować odczucia, jakie wywołała we mnie kąpiel w rzekach Hadesu, płynących przez karty najnowszej powieści Krajewskiego, i to począwszy od wizualnej kontemplacji okładki, która sama w sobie stanowi zapowiedź niewyobrażalnej perwersji.
 
Nie jest to przyjemna lektura. Nic na upalne letnie popołudnie, na delektowanie się lekką bryzą w ogrodzie, buczeniem pszczół, smakiem dobrej herbaty - chyba, że potraktujemy to nasze błogie popołudnie jako swoisty kontrapunkt lub kotwicę, która uratuje nas przed porwaniem przez nurt mrocznych piekielnych wód.
 
No dobra, dosyć tego górnolotnego ględzenia. O co chodzi w tej książce? Telegraficznie: to dalsze, powojenne losy Popielskiego (nieznających tej postaci odsyłam jednak do lektrury wcześniejszych powieści Krajewskiego, która lepiej naświetli rzecz), wyrwanego z ukochanego Lwowa, przeniesionego wichrami wojny do Wrocławia, gdzie los konfrontuje go z przeszłością i każe stawić czoła perfidnemu i inteligentnemu pedofilowi. No, telegraficznie wprawdzie nie było, ale już wiadomo, o co chodzi. Stawka jest wysoka - ubecja przetrzymuje i torturuje kuzynkę Popielskiego, Leokadię, która w kazamatach wrocławskiego więzienia przechodzi piekło, ale znanego jej miejsca pobytu Edwarda nie zdradza. Jeśli ukrywającemu się pod koloratką byłemu lwowskiemu śledczemu uda się wpaść na trop zboczeńca, który porwał dziecko szefa bezpieki, uratuje Lodzię i siebie. I tak Popielski pierwsze kroki kieruje do... konfesjonału, gdzie podczas swoistej spowiedzi przenosi czytelnika do przedwojennego Lwowa, gdzie raz już miał sposobność zetknąć się ze zwyrodnialcem, a przyjaciela, Eberharda Mocka, znanego z wrocławskiego cyklu kryminałów, wprowadza w sprawę. Niezwykły ten duet razem podejmuje trop.
 
Podzielona na dwie epoki, dwa odmienne światy wręcz (lwowski przedwojenny i wrocławski powojenny) intryga jest przemyślana, spójna, choć nie zaskakująca, a wytrawny czytelnik nie będzie miał kłopotów z wytypowaniem sprawcy - tym razem nie morderstwa, a wstrętnego molestowania najbardziej bezbronnych wśród bezbronnych - niepełnosprawnych umysłowo dzieci. Nie zawiłości kryminalnej intrygi stanowią walory tej książki. To wierne, nadzwyczaj plastyczne i wnikliwe odzworowanie minionej epoki, wskrzeszenie umarłego świata, zarejestrowanie na kartach powieści zapachów, barw i smaków tamtego Lwowa - wspominanego z sentymentem i rozrzewnieniem, ale i ukazującego swe mroczne i cuchnące rewiry, wysuwającego groźny pazur i wykrzywiającego kryminalne oblicze. Krajewski jest erudytą, filologiem klasycznym i pokazuje to niemal w każdej scenie. To jego precyzyjna narracja, nie zawsze łatwowchłanialne, ale brutalnie dobitne frazy są solą tej powieści. To się czyta, kontempluje i z przerażeniem rejestruje dreszcz obrzydzenia, wstrętu, bo rysowane tu wizje godzą mocno, boleśnie i bezlitośnie. I znowu jesteśmy przy wstręcie.
 
To nie jest powieść dla mimoz, wrażliwych dusz, wzdrygających się przy bezpośrednich opisach najgorszego ludzkiego bestialstwa. Sceny więzienne, a potem relacja z wykorzystania dziecka to apogeum obrzydliwości. Wydawałoby się, że ten poziom degeneracji osiągnięto dopiero w dwudziestym pierwszym wieku, że to cywilizacja i postęp zaraziły zgnilizną ludzkie dusze. Okazuje się, że oni przed wojną i tuż po niej też mieli swoich zboczeńców, i to nie gorszych niż wszystkie hanibale lectery współczesnej literatury kryminalnej razem wzięte.
 
To nie jest powieść dla lubiących kalejdoskopowe szybkie sekwencje, tempo, akcję. To także nie jest powieść dla tych, którzy chcą być zaskakiwani przez autora co dziesięć stron kolejnym zwrotem akcji. Nie znajdziecie też wyposażonego w atrybuty supermena detektywa, który siłą ostrego jak skalpel intelektu rozstawia po kątach zbrodniarzy. Popielski jest pod tym względem zaprzeczeniem obiektu westchnień pochłaniających prędkie thrillery dam. Jest jakiś taki... wstrętny. Jego fizis odstręcza, obyczajowe nawyki i to, co się dzieje w jego alkowie, nie są ani specjalnie chwalebne, ani zbytnio apetyczne. Ba, współczesne feministki i pogromcy ksenofobii zatrzęsą się pewnie z oburzenia, wyławiając spośród rzucanych tu i ówdzie dygresji i dywagacji przedstawicieli tamtej epoki świadectwa ówczesnych światopoglądów. Jeden z niemieckich czytelników wydanej niedawno u naszych sąsiadów "Głowy Minotaura" wytknął obu bohaterom, że cały czas tylk żrą, chleją i się łajdaczą - i trudno mu zarzucić, że całkowiecie mija się z prawdą...  Ale to przecież także element tamtej rzeczywistości, niepiękny, uwierający, prawdziwy.
 
Ci, którzy Krajewskiego nie trawią, pewnie go po tej książce nie polubią. Fani, a także czytelnicy ceniący pewną literacką "wartość dodaną" wyjdą z lektury usatysfakcjonowani. I jedni, i drudzy będą musieli przyznać, że to elita polskich kryminalistów.
 
Moja ocena: przy wszystkich wspomnianych minusach jednak piąteczka (5/5).
 

Pięć papryczek od... kurczę, nie mam rymu! Kto pomoże?
Baza recezji syndykatu Zbrodni w Bibliotece
 
 

27 komentarzy:

  1. Ci, którzy Krajewskiego nie trawi ą...to właśnie o mnie, tzn. nie trawię to może za dużo powiedziane (napisane)- nie lubię serii wrocławskiej, toleruję (tzn. wg. mnie zdatna do czytania) serię lwowską. Mój maż za to kocha wręcz Krajewskiego:) dla niego kupilam książkę.
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej książce zdecydowanie jest więcej Lwowa niż Wrocławia.
      Może się jednak skusisz:-)

      Usuń
  2. autora co prawda nie znam, nie czytałam jego wcześniejszych książek, bynajmniej Twoja recenzja zachęca mnie do tego tytułu, nie należę do osób, które są jakieś wrażliwe i nie potrafią czytać o tego typu sprawach, więc sięgnęłabym po tę pozycję
    dziękuję za recenzję!
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krajewskiego trzeba przynajmniej spróbować polubić:-)

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc, to nic Krajewskiego nie czytałam, a zaczynanie z nim przygody od tej akurat książki nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Ale tekst naprawdę dobry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej zacząć od początku, choć może cykl lwowski faktycznie jest nieco lepszy:-)

      Usuń
  4. Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Krajewskiego, ale czeka na mnie trylogia z Popielskim właśnie. Tak więc prędzej czy później sięgnę. :) A że od czasu do czasu lubię takie 'wstrętne' książki, które będą gnębić moją wyobraźnię, jednocześnie przyciągać do lektury i od niej odpychać - to powinno mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już jestem "po" Krajewskim, generalnie jestem pod wrażeniem ... marketingu :-), jaki udało się zrobić wokół jego powieści. Nie ukrywam, że padłem jego "ofiarą". Początkowy brak zachwytu nad jego "breslau'ami" złożyłem na karb swojego "wyrafinowanego smaku" :-) i dał mu szansę trzykrotnie, zgodnie z zasadą omnes trium perfectum, ale niestety - utwierdziłem się tylko w opinii, że jest to drętwa proza wykorzystująca tylko sentyment czytelników do miejsc (Wrocław, Lwów), ces't la vie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozazdrościć w takim razie "marketingu";-)
      A wyrafinowanym smakiem się nie przejmuj, też go mam...

      Usuń
  6. Przeczytałam dwie czy trzy książki z serii wrocławskiej, ale potem już "odpadłam". Miałam wrażenie, że za dużo sztafażu, za mało treści się zrobiło. Chyba jednak powinnam sprawdzić serię lwowską, zwłaszcza po Twojej recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam "Erynie" Krajewskiego i bardzo wciągnęła mnie, więc chętnie sięgnęłabym również po "Rzeki Hadesu". Mam nadzieję, że przytrafi mi się taka okazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po polecam wpierw "Liczby Charona", lepiej się sharmonizuje:)

      Usuń
  8. Co by nie powiedzieć, Krajewski pisze dobrze. Już fakt, że czytając jego powieści, czujemy smród niemytych ciał, przetrawionego alkoholu, wstrętem przejmują nas obleśni ludzie, niezależnie od statusu społecznego, świadczy o świetnym warsztacie pisarza.
    A "Rzeki Hadesu" też mi się podobały, a miałam obawy. W każdym razie, ciekawa jestem, czym teraz zaskoczy czytelnika pan Krajewski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak tak, obleśni to dobre słowo!
      Swoją drogą, to ciekawa kwestia, za co się weźmie teraz autor:-)

      Usuń
  9. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nigdy nie potrafiłam przekonać się do tej książki. Twoja recenzja jednak wywołała we mnie iskierkę ciekawości i chyba w wolnej chwili dam szansę tej powieści. Mam nadzieję, że ,,nie taki diabeł straszny, jak go malują''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę tylko polecić, choć to niełatwa lektura:-)

      Usuń
  10. Jeszcze nie miałam okazji czytać książek tego pana. Nawet tych "bardziej znanych", jednak wszystko jest otwarte. Czy mi się spodoba? Nie wiem. Ale wiem, że się nie dowiem, jak nie spróbuję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja na Krajewskiego w końcu się kiedyś skuszę;) Wszyscy polecają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, może nie wszyscy, jak widać, ale ja na pewno:-)

      Usuń
  12. Mnie do siebie zraził powieścią "Koniec świata w Breslau". Może jestem mimozą (choć raczej się o to nie podejrzewam, a przynajmniej nie jeśli o literaturę chodzi), raczej po jego książki więcej nie sięgnę. Nawet przy tak zachęcających recenzjach.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze nic nie czytałam tego autora ... może, może ... zobaczymy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. BArdzo dobra recenzja :) A na książkę mam chęć od dnia premiery :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem mimozą :-) Sama okładka mnie odrzuca, a po Twojej recenzji widzę, że przeczucie estetyczne mnie nie myli;-) Słowem, ja zostanę przy herbacie i pszczołach^^ Chyba, że polecisz jakiegoś Krajewskiego najbardziej light;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Okładki tej książki nie cierpię...;) ale jej wnętrze już mnie kusi. :) I tak wojuję sobie wewnętrznie od dnia jej premiery. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam pierwszą powieść Krajewskiego i szału nie było. Mam zamiar poznać dalej jego twórczość, ale nie nastawiam się na fajerwerki.

    OdpowiedzUsuń