Wydawnictwo: WAB
Data premiery: czerwiec 2013
Liczba stron: 352
Cena: 38,49
Kiedy zobaczyłam zapowiedzi nowej książki Miłoszewskiego, podskoczyłam i oddałam się rozkosznym palpitacjom serca. Kiedy przyjrzałam im się bliżej, po mych żyłach rozlało się gorzkim syropem rozczarowanie. Łeee... skarby jakieś. O kolekcjonerach. O poszukiwaniach. O zagrabionych arcydziełach. Indiana Jones w wersji siermieżnopolskiej, qurka wodna, pomyślałam jadowicie. I książkę kupiłam. W końcu to Miłoszewski. Przecież nie mógł tak po prostu z dnia na dzień stoczyć się na pisarskie dno. Łasa choćby na nędzne popłuczyny po Miłoszewskim, ledwie zapchajdziurę w przerwie między kolejnymi "szackimi", łaskawie zgodziłam się na lekturę, nie spodziewając się niczego dobrego i ostrząc pazury na złośliwe natrząsanie po niej.
Z pazurami wyostrzonymi, że aż jęczy klawiatura, żyłami pełnymi jeszcze buzujących endorfin, sercem przepełnionym żalem po ostatniej linijce, zasadziłam się, żeby... nie, nie natrząsać się. Ale nie wiem, czy gotowi jesteście na pochwalne hymny w moim wykonaniu. Bo może ja fałszuję?...
O treści się nie zająknę, bo większość z Was albo już książkę czyta(ła), albo przynajmniej ma jakie takie pojęcie, w czym rzecz. Moje obawy co do niej niestety się sprawdziły co do joty: rzecz naprawdę traktuje o poszukiwaniach obrazu. Tajemniczego skarbu, malarskiego Świętego Graala, narodowej świętości... jak zwał tak zwał. Szczerze?... Przeczytałam już setki książek brownopodobnych, w wersjach mniej lub bardziej udanych, znam wszystkie tricki wymyślających tego typu historie, emocjonowałam się nimi dziecięciem niemal w powijakach będąc i tak sobie myślę: czemu ostrząca pazury wyga raz jeszcze miałaby się złapać na ten haczyk? Zwłaszcza że Miłoszewski z iście ułańską fantazją pakuje w swoją powieść wszelkie możliwe stereotypowe wątki wykopane w rozmaitych powieściach przygodowych, sensacyjnych i szpiegowskich. Aż ryknęłam śmiechem, kiedy jedną z głównych postaci okazał się historyk sztuki i marszand, jeżdżący - uwaga - rzadkim modelem ferrari, na widok którego ślinią się jak debile wszyscy faceci. Nożesz!... Pan Samochodzik jako żywo, trochę uwspółcześniony, z nieco bardziej ciętym językiem, ekologicznymi inklinacjami (choć nie wiem, czy pędzony własnoręcznie samogon zalicza się do produktów eko), znakomitym gustem i sercem szarpanym miłością życia!...
Śmiać mi się chciało również w wielu innych miejscach, ale nie był to śmiech cynicznej baby, szukającej dziury w całym, tylko radosny rechot jak podczas lektury przekomicznych lapsusów Chmielewskiej (kto nie pamięta "długoszcza"?). Tutaj rechot wywoływały lapsusy arystokratycznej Szwedki po przyśpieszonym kursie polskiego w zakładzie karnym w Grudziądzu, przemawiającej zdaniami w stylu Wszyscy konserwanty by cię zajebały. Ale śmiech, a raczej uśmiech, gościł na mojej twarzy częściej - przy co trafniejszej szpili, wbijanej tu i ówdzie, i to po równo wszystkim, bez oszczędzania tych na dole i tych na górze, domniemanych wrogów i sojuszników (choć ci niekiedy zamieniali się miejscami). Pojawiał się też uśmiech uznania dla trafności pewnych obserwacji, a także podziwu dla tytanicznego researchu, nie pozostawiającego najmniejszego marginesu na pobłażliwu uśmiech wiedzącego lepiej czytelnika. A na koniec uśmiech pełnej refleksji zadumy nad clou powieści...
Książka bawi tam, gdzie ma bawić, ale fantazja autora nie ogranicza się do powielania zużytych szablonów, gonienia bohaterów od zagadki do zagadki i odgrzewania dobrze znanych numerów z rozmaitych akcyjniaków (choć przy tym z pogonią po ściętym lodem Bałtyku, wahadło prawdopodobieństwa niebiezpiecznie wychyliło się w stronę czerwonego pola z napisem "przegięcie"). Miłoszewski nie posłał swych bohaterów, czwórki wspaniałych, wyłącznie w pościg za mrzonką mrzonek, tylko wykoncypował sobie historię, której wymiary wręcz onieśmielają rozmachem. I dobrze to sobie wykoncypował, bo historia ta ma nogi i ręce, a także serce, bijące w rytm, który doskonale harmonizuje z rozmaitymi głosami krytycznymi, nie lękającymi się nikogo, a zwłaszcza wielkiego sojusznika Polski zza oceanu. Miłoszewski okrasił ją również lekkostrawnym dyskursem o sztuce, zwłaszcza tej zagrabionej w czasie wojny, sprawiając, że nawet nieobeznany z malarstwem laik poczuje dreszcz emocji, kiedy trop Rafaela okazuje się bardziej realny, niż ktokolwiek przypuszczał.
To, co sprawia, że "Bezcenny" przestaje być tuzinkową szmirą napędzaną testosteronem, to instrument pisarza (tak, wiem, jak to brzmi, ale mam na myśli pióro - a może pędzel?...). Pióro ma Miłoszewski tak znakomite, że przeczytałabym nawet instrukcję obsługi odkurzacza jego autorstwa. Rzadki to dar, który sprawia, że figury, naszkicowane jak do komiksu, tknięte nim, ożywają, nabierają kolorów, miejscami przejaskrawionych, a miejscami muśniętych tylko pastelem. Ze świecą szukać postaci tak żywych jak choćby stuletnia dama na wózku, w powłóczystej sukni, spod której przezierają pończochy na podwiązkach i... pielucha (dama owa, wspominając cielesne uciechy sprzed lat, milknie na moment, robiąc pauzę na sikanie). Ale to wychwalane pióro nie tylko umie kreować charaktery, ono z wyczuciem komponuje, uderza z właściwą siła w odpowiednie nuty i sprawia, że z banalnej powieści sensacyjnej robi się coś, co niebezpiecznie zbliża się do ideału.
A o co chodzi z tym kotem bez uśmiechu?... To już musicie zgłębić sami.
Pierwsze zdanie: "Śnieg."
Gdzie i kiedy: Polska, USA, Szwecja, Ukraina, współcześnie
W dwóch słowach: pędzlem i szpilą
Dla kogo: dla dorosłych fanów "samochodzików", cierpiących na narodowy kompleks niższości (przekonają się, że Polak potrafi) i tych, którzy lubią wsłuchiwać się w złośliwy chichot historii
Ciepło / zimno: 99°
Aż 99? ;O
OdpowiedzUsuńUwielbiam kryminały o Szackim, jednak... chyba już za dużo nieczytanych książek zalega na moich półkach, by sięgać i po tą ;)
Nie wiem, czy kiedykolwiek dam setkę, ale tu było dobrze, bardzo dobrze:-) A z Szackim ta książka niewiele ma wspólnego...
UsuńWłaśnie to mnie przede wszystkim zniechęca :)
UsuńHaha, Indiana Jones w wersji siermiężnopolskiej:D
OdpowiedzUsuńNie wiem - ja Miłoszewskiego czytałam raz, "Uwikłanie" - umęczyłam się tą książką jak rzadko którą, Szacki mnie niekompetencją i kryzysem wieku średniego doprowadzał do szewskiej pasji, generalnie skupianie się na instrumencie (i tym razem nie chodzi o pióro) głównego bohatera było mocno lejm, a tu teraz czytam, że główny bohater też maczo. Jakoś chyba jako jedyna talentu Miłoszewskiego nie potrafię docenić, więc chyba resztę jego dorobku ominę szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńPS Dałoby się wyłączyć tą identyfikacje obrazkową, please? :)
"Uwikłanie" mnie nie zachwyciło, ale "Ziarno prawdy" już tak. I choć Karola w tej powieści można nazwać maczo, ale to maczo w takiej dość czarującej wersji. A poza tym mamy spory wgląd w głowę niewspomnianej tutaj pani doktor Zosieńki, więc stężenie testosteronu da się wytrzymać. Więc nie omijaj łukiem!
UsuńPS. Dobra, wyłączam na próbę, może już ten spamujący kretyn odpuścił... bombarduje mnie reklamą, czasem nawet 80 komentarzy w ciągu godziny.
Aha, to tego nie wiedziałam, myślałam, że się znowu dziadostwo automatycznie włączyło (wiadomo, że lubi z nienacka, a potem autor bloga pisze, że nie wiedział). Jakby się troll uaktywnił to włączaj znów, masz moje błogosławieństwo! :D
UsuńPowiem tak - jak mi się trafi za darmo pożyczka, to spróbuję, może dostrzegę to pióro co go nie dostrzegam ;)
Wiem, sama nie lubię, jak muszę wpisywać te koszmarne szyfry, ale usuwanie ręczne pięćdziesięciu komentarzy, rozrzuconych po wszysktich postach to średnia rozrywka...
UsuńOj, aż się czuję zobligowana do udowodnienia, że autor instrument ma, i już:-)
Jestem już w połowie i bardzo mi się podoba. Nareszcie polska książka z rozmachem, podtrzymująca najlepsze tradycje dobrej powieści sensacyjnej.
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej:)
Podpisuję się pod wszystkim, tylko nie pod ostatnim zdaniem... Aż mi szkoda było, kiedy skończyłam czytać:-)
UsuńO matko! 99 stopni? Zbliża się do ideału??
OdpowiedzUsuńZaczynam sobie gratulować, że dziś dałam się skusić promocją i nabyłam, choć Szacki bardzo mi nie podszedł. Chyba przyspieszę lekturę!:)
To jest zupełnie inna para butów niż Szacki. Ale naprawdę świetna!
UsuńOch, ja będę zgłębiać, a jakże! Już czekam na Miłoszewskiego, a ja z tych, jak Ty, że nawet gdyby przewodnik wędkarski napisał, to biorę... Świetna recenzja:)
OdpowiedzUsuńTo miłego zgłębiania życzę! Dzięki;-)
UsuńKręciłam nosem na "Bezcennego" i jak zobaczyłam Twoją ocenę to zdębiałam :) W dzieciństwie uwielbiałam Pana Samochodzika, złośliwie porechotać też lubię więc na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja też była nastawiona... powiedzmy, sceptycznie, ale Miłoszewski naprawdę brawurowo sobie poradził.
UsuńJuż przeczytałaś? Ja dopiero czekam na ksiażkę, ale cieszę się, ze tka wysoką ocenę dałaś.
OdpowiedzUsuńW wesji elektronicznej była parę dni wcześniej, więc skorzystałam:-)
UsuńMam, ale jeszcze nie przeczytałam. Świetnie, że tak Ci się podobała, to dobrze rokuje:)
OdpowiedzUsuńTo nie czekaj, CZYTAJ!...:-)
UsuńChyba w końcu awansujesz do listy blogów na które nie należy zaglądać. Kolejna książka na która mam ochotę, kiedy ja to zdążę wszystko przeczytać? :)
OdpowiedzUsuńJuż się chciałam na Ciebie obrazić, ale doczytałam do końca:-) W sumie też czasem sobie myślę, że nawet gdyby nikt już nie napisał żadnej książki na świecie, to i tak nie zdechłabym z głodu...
UsuńMnie znajoma ostatnio po Camillerim podsunęła Donnę Leon i kolejna seria do czytania :), więc w sumie mam podobnie. A do tego dzięki pożyczkom obronię się pewnie przed czytnikiem :)
UsuńPierwszy raz widzę tę książkę. Ma niezwykłą okładkę i raczej bym się na nią nie skusiła. Na szczęście twoja recenzja przedstawia "Bezcennego" w całkiem innym, znacznie bardziej pozytywnym świetle niż myślałam, dlatego będę miała na uwadze tę pozycje a tymczasem w kolejce czeka na mnie ,,Uwikłanie'' tego autora.
OdpowiedzUsuń"Bezcenny" to dla mnie zaskoczenie roku, pozytywne oczywiście!
Usuń99 stopni ! Gorąco :) Fajnie, że autor nie zawodzi. "Bezcennego" już mam i muszę w lipcu przeczytać ! /tommy/
OdpowiedzUsuńJest naprawdę gorąco!... Spodoba Ci się, wiem to:-)
UsuńTeż mnie "Uwikłanie" nie zachwyciło, za to następna już tak. "Bezcennego" na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńWięc masz jak i ja:-)
UsuńEch, jak zobaczyłam w zapowiedziach, że to Miłoszewski to byłam pewna, że to kolejna powieść z Szackim. I się pomyliłam niestety :( Nie przepadam za takimi fabułami jak w "Bezcennym", ale przez wzgląd na autora przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne obiekcje, ale niepotrzebnie, naprawdę!
UsuńCzekam na tę książkę i aż się zaczęłam ślinić w miarę zagłębiania się w Twoją recenzję. No i jeszcze te 99 stopni. Super! Już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńTylko sobie nie zakap klawiatury...:-) Spodoba Ci się, na pewno!
UsuńKlawiatura już jest zaprawiona w boju, bo to nie pierwszy raz, zwłaszcza gdy wchodzę do Ciebie :)
UsuńEch, jak zobaczyłam w zapowiedziach, że to Miłoszewski to byłam pewna, że to kolejna powieść z Szackim. I się pomyliłam niestety :( Nie przepadam za takimi fabułami jak w "Bezcennym", ale przez wzgląd na autora przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Miłoszewskiego. Już zakupiłam i cieszę się na lekturę
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba...
UsuńCzyli jednak książka okazała się być rewelacyjną lekturą :) Chyba będę musiała się z nią zapoznać :) Zwłaszcza, że nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z twórczością Miłoszewskiego.
OdpowiedzUsuńW takim razie to dobry początek. Nie rozczarujesz się:-)
UsuńMatko!! 99??? Jane potwierdza, że książka jest genialna. Heh, mam nadzieję, że pojawi się w mojej bibliotece!
OdpowiedzUsuńJane się nie myli:-) Biblioteko, stań na wysokości zadania!
UsuńTy chwalisz, Jane Doe chwali... Przepadłam. Muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńbardzo dobra recenzja do znakomitej ksiazki.przeczytalam juz 3/4. dla mnie to polaczenie Indiana Jonsa i Dana Browna. tylko nie trzeba od razu przeczytac "nie boskiej komedii" zeby ksiazka wciagnela. ja lubie takie historie, troche spiskowe i samokrytyczne, w tym wypadku o naszej po nad wszystko "dumie narodowej" i naszym troche "zasciankowym patriotyzmie". no i znakomite i dachowe opisy wspinaczek gorskich. widac, ze autor sam to uprawia.
OdpowiedzUsuńKsiążkę dobrze się czyta, ale poczucie humoru autora niestety siermiężne i niesmaczne. Podobnież opisy seksu, szczególnie tego 'radosnego' w ośrodku wypoczynkowym. Od wizji polskiego Bonda latającego radośnie po korytarzach z 'klejnotami' na wierzchu może zrobić się słabo. A łomotanie na garach to już wręcz obrzydliwe. Żenada!
OdpowiedzUsuń45 year-old Staff Accountant III Luce Tomeo, hailing from Sainte-Genevieve enjoys watching movies like Parasite and Fishing. Took a trip to Ha Long Bay and drives a Econoline E150. mozesz szukac tutaj
OdpowiedzUsuńksiazka na swieta
OdpowiedzUsuń