Wydawnictwo: Fischer
Data premiery: 18 lutego 2013
Liczba stron: 512
Cena: 9,99 euro
Zapalony fotograf-ornitolog obserwuje przez obiektyw aparatu gniazdo żurawi na bagnach. Cyka parę zdjęć, ale ponieważ posługuje się analogową lustrzanką, na odbitki musi trochę poczekać. Czy mu się wydawało, czy jeden z ptaków naprawdę trzyma w dziobie fragment ludzkiej ręki?... A może to tylko osobliwa gałąź... Zdjęcia utwierdzają go w przekonaniu, że przypadkiem odkrył ludzkie zwłoki. Kiedy prezentuje swoje fotografie policji, zostaje przez jednego z funkcjonariuszy wyśmiany, przez innego z zainteresowaniem wysłuchany. Ornitolog ma rację. W bagnie leżą zwłoki dziecka. Spreparowane zwłoki. A właściwie tylko skóra napięta na drucianym stelażu. Ktoś zrobił sobie lalkę. Jednocześnie w pobliskim miasteczku Norden ktoś w biały dzień uprowadza z dziecięcego wózka niemowlę - bliźniaka. Policja dwoi się i troi, nie podejrzewając, że oba przypadki łączą się ze sobą.
Niewiele kryminalnych opowieści jest w stanie zwalić mnie z nóg. Swoje przeczytałam, swoje wiem i nie kupuję byle czego. Przyznam jednak, że ta historia, a zwłaszcza jej początek, sprawiła, że wczepiłam się w czytnik pazurami, przyklejając wzrokiem do wyświetlacza i ignorując świat wokół, stając się na parę godzin wyrodną matką i żoną. Co za makabryczne wątki, wijące się pośród szalonych preparatorów zwierzęcych trucheł, biorące na cel pedofilskie siatki zboczeńców udających wspierających trudną młodzież dobrodziejów! Co za mnogość tropów, którymi mógłby podążać rasowy śledczy, nieodrywający wilgotnego nosa od bagnistego podłoża! Niestety, nie w tej powieści. Pani komisarz Ann Kathrin Klaasen miota się między rodzinnymi problemami, zdolnymi wyeliminować najbardziej twardego gracza a pracą, jej luby, też policjant, zastanawia się, jak dopełnić obrazu mężczyzny doskonałego, zaś "znawca kobiet" z własnego mianowania Rupert, jako żywo przypominający do reszty zidiociałego Carla Moercka z powieści Jussi Adler-Olsena, na własną rękę prowadzi swoje własne, maczowskie śledztwo. Po drodze zaś pochylamy się nad psychologicznym studium patchworkowej rodziny na rozdrożu, zdumiewamy się naiwnością nastoletnich, szarpanych dojrzewaniem ptasich móżdżków i grzęźniemy w trzęsawisku ludzkich namiętności, skrzywień i emocjonalnych zmagań.
Jest nieźle. Ciekawa kryminalna sprawa i przepiękne, północnomorskie kulisy Wschodniej Fryzji, białe plaże, czarne bagna, wiatr i znakomicie oddana atmosfera nadmorskich kurortów po sezonie. I trafność, z jaką autor charakteryzuje ów osobliwy dumny lud Fryzyjczyków, będących bohaterami niezliczonych dowcipów z gatunku tych naszych o Wąchocku. Wszystko to czyni z tej książki naprawdę niezły kryminał, wywołujący gęsią skórkę, fascynujący makabrą, zawiły i wciągający. Ale mogło być lepiej. Świetnie zarysowane wątki rozłażą się gdzieś, obierając sztampowe, ograne tory. Główna policjantka irytuje głupotą, niepozbieraniem i zachowaniem głupiej kozy na szkolnym podwórku, dużyrny kretyn Rupert jest tak przerysowany, że z jego szowinistycznych przekonań nawet nie chce się człowiekowi śmiać.
Dodam, że to siódmy już tom przygód pani komisarz - poprzednich nie znam, co nie przeszkadzało mi w kontemplowaniu fabuły, zaś Ci, którzy śledzą je od początku, niewątpliwie korzystają z bonusu serii - wszak nawet najgłupsze seriale mają to do siebie, że wciągają. Jak bagno.
Gdzie i kiedy: miasteczko Norden we Wschodniej Fryzji, współcześnie
W dwóch słowach: bagno i bliźnięta
Dla kogo: dla amatorów wielowątkowości, makabry i atmosfery nadmoskich kurortów po sezonie
Ciepło / zimno: 76°
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy kryminały u Anety, w kategorii "małe miasteczko".
Zastanawia mnie, czy będzie polski przekład :)
OdpowiedzUsuńO tym to już zadecydują wydawcy... choć ich łaska na pstrym koniu jeździ...
UsuńOooo...coś dla mnie. Szkoda tylko, że po niemiecku:( Siódmy tom...a u nas chyba żaden nie wydany niestety.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Siódmy, owszem, ale nie jestem pewna, czy te pierwsze trzymają poziom...
UsuńPoczytałabym ale od początku, bo może w pierwszych tomach ta pani komisarz nie jest taka głupia, tylko ja w tzw. międzyczasie zidiociło? Tak czy siak, puki nie ma tłumaczenia, się nie dowiem :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale pewnie jeszcze sięgnę kontrolnie po jeden czy dwa wcześniejsze tomy...
UsuńNo tak.. Chętnie bym poczytała, ale mój niemiecki leży i kona :D
OdpowiedzUsuń