Wydawnictwo: Jaguar
Tytuł oryginału: Grim. Das Siegel des Feuers (vol. 1)
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn, Krzysztof Żak
Ilość stron: 632
Data premiery: 08.05.2013
Data premiery: 08.05.2013
Cena: 49,90 zł
Jak ugryźć tę książkę? Jak ocenić takie rozbuchanie wyobraźni i gęstość wątków, wydarzeń i bohaterów? Czy to jeszcze jest literatura, czy wytwór udręczonej hiperaktywnością fantazji? Gesa Schwartz zadebiutowała tą powieścią trzy lata temu. Ci, którzy podczytują czasem moje opinie, wiedzą, że do debiutów podchodzę nieufnie. Niezmiernie rzadko się zdarza, by już pierwszy miot rozpoczynającego przygodę z tworzeniem "pisacza" zadowolił wymagającego czytelnika, zwracającego uwagę na wyważenie treści, dojrzałość tekstu, odpowiedni poziom językowy. Debiutom zwykle nie brakuje impetu, namiętności, a debiutom młodych pisarzy dodatkowo swoistej młodzieńczej naiwności, zapalczywości i bezkompromisowości. I właśnie tego wszystkiego po trochu możemy spodziewać się po tej powieści.
Nie sposób odmówić tej historii widowiskowości i rozmachu. Gdyby zechcieć jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ta książka, to twierdzenie "o ratowaniu świata przed tyranią i uciemiężeniem" chyba nieźle by spełniło ten wymóg. Misji ratowania świata podejmuje się nierówna dwójka: zgorzkniały gargulec (wzbraniam się pisać nazwę tego ludu wielką literą, jak to uczynili tłumacze, którzy koboldów, wampirów, wróżek, elfów, wilkołaków i całej masy innych ras nie zaszczycili tym wyróżnieniem) i kilkunastoletnia Mia, posiadająca niezwykły dar widzenia rzeczy, niedostępnych dla oczu zwykłych ludzi. Gargulec Grim, którego samo już imię jest znamienne - z jednej strony ze względu na oczywiste skojarzenia ze słynnymi braćmi, z drugiej zaś z powodu nasuwającego się niemieckiego słówka "grimmig" (gniewny, opryskliwy, mrukliwy), które doskonale charakteryzuje tę kamienną istotę. Trzeba przyznać, że ów Grim udał się autorce pierwszorzędnie - już sam pomysł ożywienia tych uskrzydlonych figur, pilnujących nieruchomo wielu budynków Paryża, jest przedni. Gargulce są strażnikami, pilnującymi granicy między światem ludzi, jakim go znamy, a Innoświatem - światem baśniowych, mniej lub bardziej fantastycznych stworzeń. A nasz Grim nie tylko jest zrzędą, odludkiem i dziwakiem, ale momentami przypomina samotnego wilka, detektywa z kryminału noir, innym razem zaś jest wstrząsanym wątpliwościami wrażliwcem, poszukującym prawdy o sobie. Mia zaś, podobnie jak jej brat Jakub, widzi elementy tego świata, ponieważ należy do rzadkiego rodzaju - jest hartydą, widzącą możliwe. Dziewczyna o swym talencie dowiaduje się dość nagle i w dramatycznych okolicznościach. Jej brat odbiera sobie życie. Tuż przed śmiercią Jakub daje jej jednak na przechowanie owinięty w skórę pakunek, zawierający pergamin z niezwykle silnym magicznym zaklęciem. Zrządzenie losu, przypadek, a może przeznaczenie sprawia, że ścieżki Grima i Mii splatają się ze sobą, prowadząc do Ghrogonii, podziemnego magicznego świata, gdzie czeka ich mnóstwo niebezpieczeństw, niespodzianek, przedziwnych zwrotów akcji i jeszcze dziwniejszych stworzeń.
Nie oczekujcie ode mnie, bym choć z grubsza nakreśliła fabułę tej powieści. Nie da się. Nagromadzenie wydarzeń, spętlenie przygód i wrzucenie niezliczonej ilości magicznych stworów przekracza możliwości percepcji normalnego człowieka (przyznam, że w którymś momencie zaczęłam na serio podejrzewać, że Gesa Schwartz nim nie jest). Autorka garściami czerpie z obfitości fantastycznych mórz i zaludnia je gargulacmi (nie myślcie, że istnieje tylko jeden rodzaj, gargulców, o nie, są rzygarze, plwacze i cholera wie jakie jeszcze), są hybrydy, hartydy, gnomy, skrzaty (w różnych odmianach), koboldy, wróżki, anioły, elfy, wampiry, jednorożce, harpie, pegazy, bogowie, wampiry, wilkołaki, drudy (żywią się trupami), latające osły, centaury... mało? W tym miejscu nie odmówię sobie małej dygresji translatorycznej: tłumacz (tłumacze - bo nie wiem, który z obu panów jest odpowiedzialny za ten pomysł) nie pokusił się o research i z niemieckiego Gestaltwandler zrobił Przemieniacza (nie wiem, czemu wielką literą), a ze ślicznego i często spotykanego w germańskich legendach Wiedergänger Powracacza, nie wiedząc, lub ignorując fakt, że w literaturze fantastycznej powszechnie występują zmiennokształtni i ożywieńcy. Choć przyznam, że w obliczu obfitości występującego w powieści luda uchybienie to blednie i traci na znaczeniu. Autorka dosypuje jeszcze do tej piekielnej zupy mnóstwo innych przypraw: legend, mitologicznych wątków i symboli niemal z całego świata. Jeśli kiedykolwiek słyszeliście o jakimś dziwnym i rzadkim fantastycznym motywie, niemal na pewno odnajdziecie go tutaj w jakiejś formie. W "Pieczęci ognia" egzystuje wszystko, cokolwiek kiedykolwiek zostało wymyślone, łącznie z magicznym dworcem i pociągiem przypominającym świat stworzony przez Rowling.
Efekt?... Miejscami genialny (jak choćby w znakomicie wykreowanej postaci Karciarza - mojej ulubionej chyba obok samego Grima), miejscami chwytający za gardło głębią przesłania, miejscami napawający odrazą, miejscami wstrząsający do głębi (niepotrzebnym) okrucieństwem i brutalnością niektórych scen, miejscami dobijający mrocznym klimatem, miejscami zniesmaczający łatwością, z jaką bohaterowie popadają w tarapaty i niemal natychmiast się z nich ratują, miejscami zaś zwalający z nóg intensywnością i mnogością. Życzyłabym sobie, żeby Gesa Schwartz niekiedy poskromiła swą wyobraźnię - czasem mniej oznacza więcej.
Historia jest jednak spójna, przemyślana i ma dobre tempo, choć nie sposób się oprzeć wrażeniu, że wiele wydarzeń i spotkań z osobliwościami Innoświata sprawia wrażenie wypełniacza, a pewnej odchudzenie dobrze by tej opowieści zrobiło. Wątek miłosny moim zdaniem nie do końca jest przekonujący - Grim jest świetny jako postać literacka, ale czy na pewno zakochałaby się w nim nastolatka? Skoro już się czepiam, to przyczepię się również do ograniczonego repertuaru gestów: nie wiem, czy ktoś policzył, ile razy ktoś bierze głęboki wdech, wypuszcza powietrze lub ściąga brwi - i nic poza tym - ale szacuję, że rezultat obliczeń zaskoczyłby nawet samą autorkę. Składam to na karb pisarskiego niedoświadczenia i przymykam wyrozumiale oko, bo mimo wszystko jestem przekonana, że Gesa Schwartz ma to "coś", co czyni z niej autorkę nieruzinkową, zdolną do, kto wie jeszcze jakich, niebanalnych osiągnięć. I na nie czekam.
Pierwsze zdanie: "Grim siedział bez ruchu w kucki na krawędzi dachu nad siódmym piętrem i wysoko nad głowę uniósłszy czarne skrzydła, wpatrywał się w ulicę na dole."
Gdzie i kiedy: Paryż, Rzym, Innoświat, współcześnie
W dwóch słowach: rozbuchanie i kreatywność
Dla kogo: dla tych, którzy lubią gęste światy fantasy
Ciepło / zimno: 69°
Proszę, ile tu fantastycznych stworzeń! Zachęciłaś mnie, mimo że niezmiernie rzadko sięgam po debiuty czy urban fantasy. Muszę się też przyznać: uwielbiam gargulce! To uwielbienie zapoczątkowało chyba przekomiczne trio, Victor, Hugo i Laverne, z Dzwonnika z Notre Dame. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jeśli lubisz gargulce, to polubisz i Grima:-) Pozdrawiam takowoż!
UsuńTy tom mi zawsze zagwozdkę zorganizujesz - czekałam na tę recenzję, a teraz mi jakoś głupio czytać, bo już za chwileczkę, już za momencik sama się dorwę do powieści. Ale nic to, czytam.;)
OdpowiedzUsuńBtw, ten "pierwszy miot" wywołał u mnie wizualizację koszyka małych, ślepych jeszcze kociątek z futrem w literki.:D
"...latające osły, centaury... mało?" - smoków nie ma. Smutnam.:(
Ale ogólnie zapowiada się nieźle, myślałam, że będziesz miała więcej powodów do narzekania. Tylko które z niemieckojęzycznych Za to ze swojej strony mogę dodać jeden pewnik - będą fanarty.^^ Uwielbiam rysować fantastyczne dziwadła.;)
Miało być: Tylko które z niemieckojęzycznych źle przetłumaczonych stworzeń jest które, bo nie załapałam...
UsuńGestaltwandler = zmiennokształtny (w tłumaczeniu jest: Przemieniacz)
UsuńWiedergänger = ożywieniec lub martwiak (w tłumaczeniu jest Powracacz)
Brzmi jakoś średnio, prawda?...
A ten ożywieniec to to samo, co nieumarły (znaczy, jakaś odmiana zombie, bo chyba nie wampir raczej)?
UsuńAle faktycznie, wygląda dość kiepsko, zwłaszcza, że wprowadza niepotrzebny chaos. Ja w takich przypadkach zawsze mam zagwozdkę, czy chodzi o znane i lubiane od dawna stworzenie, czy też może autor jakieś novum wymyślił...
Ożywieńcy to wszystko, co zmarło i po śmierci w jakiejś tam formie, cielesnej czy nie, powróciło na ziemię. Teoretycznie wampiry mogą się zatem do nich zaliczać, nie?
UsuńKwestia terminologii w fantasy jest niezmiernie ważna, właśnie ze względu na wątpliwości, o jakich wspominasz. Jeśli coś jednak istnieje już w świecie fantasy, to chciałabym, jako czytelniczka dzieła przetłumaczonego, tak to odebrać.
Jak ja mogłam zapomnieć o smokach?!!... Są smoki, oczywiście!
OdpowiedzUsuńZa mało narzekałam?... Jak chcesz, to się mogę jeszcze popastwić. Na przykład nad samym poronionym pomysłem, by powierzyć książkę dwóm tłumaczom - nie muszę mówić, że każdy tłumacz odciska na tekście nomen-omen właśną pieczęć, tworzy go niejako przez własny idiolekt, niekiedy nieuchwytny, niekiedy dość wyraźny, obecny w specyficznym wyborze leksyki, składni. I to cięcie tutaj widać. Dlaczego to, po co?... Jest też sporo stylistycznych niezgrabności w rodzaju "Mimo woli Grim się wstrząsnął" (od razu mi się nasuwa James Bond) albo kompletne niezrozumienie słów ("zackig" to wcale nie jest "zygzakiem" albo "klucząc" tylko błyskawicznie, co tutaj doprowadziło do wypaczenia znaczenia całej sceny, kiedy Grim leciał w oryginale błyskawicznie, a w tłumaczeniu kluczył sobie w powietrzu). I tak dalej... Są też literówki i niedoróbki redaktorskie, w paru miejscach pourywane zdania, zdradzające, że coś tam majstrowano przy tekście, ale zapomniano wykończyć i tak dalej. Ale są też miejsca przetłumaczone genialnie, przepięknie i dobrze stylistycznie. Myślę, że zawinił pośpiech.
A kociątka w literki - sama słodycz:-)
Też mnie ta praktyka niepokoi. Zwłaszcza, że wskazuje na pośpiech - wiadomo, że teoretycznie dwóch tłumaczy przełoży szybciej niż jeden. Tylko żeby to miało ręce i nogi, to redaktor musi się postarać, o co w pośpiechu trudno... I koło się zamyka. Mam nadzieję, że kolejne tomy (o ile wyjdą) będą miały więcej czasu na tłumaczenie i redakcję.
UsuńZainteresowałam się tym tytułem, jak tylko zobaczyłam pierwsze zapowiedzi :) Moje klimaty, zatem będę polować tak długo, aż książka znajdzie się na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miłośniczka Książek
magicznyswiatksiazek.blogspot.com
Ciekawa jestem, jak Ci się spodoba. Bo są osoby, które nie mogą przebrnąć, mówią, że "za dużo tego"...
UsuńHa! Raczej nie czytam takich ksiazek, ale mimo silnego przeczucia, ze mi sie nie spodoba, na "Pieczec ognia" sie skusze :-).
OdpowiedzUsuńNo to już się cieszę na ewentualną recenzję, w której ewentualnie będziesz "czyścić" tę książkę;-)
UsuńHihi, nie, nooo, co to znaczy "czyscic"?? ;-)))))))
UsuńNiestety książka nie dla mnie, bo daleko mi do znajomości świata fantasy, a co więcej, nagromadzenie tylu różnych postaci i gatunków nie zachęca do poznawania gatunku przez pryzmat tej powieści.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, przy całkowitej nieznajomości świata fantasy mogłoby być ciężko...
UsuńMnie zaczarowała ta książka, dosłownie. Sam Grim jest postacią rewelacyjnie wykreowaną i ma takie cechy charakteru, które mimo, że są uciążliwe, to jednak sprawiają, że od razu pała się do niego sympatią. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się ta historia :)
OdpowiedzUsuńSą jeszcze dwa opasłe tomiszcza z tej serii, więc na pewno będzie się działo:-)
UsuńA ja ostatnio kupiłam coś spoza niej, nowość tej autorki, o jakichś Nephilimach (cokolwiek to jest). Zobaczymy, jak się sprawdzi w innych tematach...
Zakrzyknę "tak tak tak!" - to zdecydowanie coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńA odbiegając od tematu:
Kochana, życzę Ci Zdrowia, Szczęścia i spełnienia wszystkich, zwłaszcza tych najskrytszych marzeń :)
A ja, odbiegając od tematu, serdecznie dziękuję. A z tymi najskrytszymi marzeniami to trzeba ostrożnie, bo a nuż się spełnią;-)
UsuńA niech się spełniają na zdrowie, potem trzeba będzie wymyślić nowe ;)
UsuńNo nie wiem. Chyba tego za dużo, jak na moją głowę. Rozumiem, że 632 strony trzeba było czymś zapełnić, ale żeby od razu taki tłum?
OdpowiedzUsuńTwoje uwagi co do tłumaczenia moim zdaniem są miażdżące - wypadałoby jednak wiedzieć cokolwiek o świecie, w który się leksykalnie wchodzi, nie?
I przyłączam się do życzeń Katarzyny - moc uścisków! (I teraz już wiem, czemu Cię lubię - ja miałam urodziny tydzień temu!:P)
Zainteresowałaś mnie.
OdpowiedzUsuńW powodzi książek o wampirach, zmiennokształtnych i innych bytach powtórnie ożywionych można obecnie utonąć. Czasami można trafić na coś smakowitego ale jak to wyłowić z tej ławicy wtórności? Poszukam, zainteresowało mnie:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę posiadam - całkowicie moje klimaty i sądzę, że przypadnie mi do gustu. Niezłe tomiszcze z niej :)
OdpowiedzUsuńbrzmi jak cos dla mnie
OdpowiedzUsuń