Wydawnictwo: Rogner & Bernhard
Tytuł oryginału: Osama
Tłumaczenie na niemiecki: Juliane Gräbener-Müller
Data premiery: 20.05.2013
Liczba stron: 302
Cena: 22,95 euro
To chyba najdziwniejsza książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Kosztowała mnie mnóstwo zaangażowania, po dyktatorsku zawładnęła moim czasem i uwagą, wyżęła, wyczerpała, ale również nagrodziła niezwykłą narracją, pokrętną fabułą, która okazała się wyzwaniem nawet dla starej kryminalnej wygi, nietuzinkowym językiem i poezją, ukrytą w obrazie ukrytym za słowami.
Już sam tytuł, okładka, informacja, że książka została wyróżniona nagrodą World Fantasy Award 2012, tworzą mieszankę zaczepną, prowokującą, budzącą ciekawość i niepokój. Osama. Wiadomo, o kogo chodzi. To słowo i postać rozpoznawalne na całym świecie, budzące jednoznaczne skojarzenia. A jednak bohater powieści, Joe, nie wie, czym są wieże World Trade Center. Nie kojarzy też wielu innych rzeczy. Nie wie, co to jest iPod, nie wie, jak działa telefon komórkowy, nie słyszał nigdy o Gwiezdnych Wojnach, Shenzou 5, rakietach Scud. Ale słyszał o bin Ladenie. Osama bin Laden jest bohaterem serii kiepskich, ale kultowych thrillerów klasy C, wydawanych przez podrzędne wydawnictwo typu krzak. Joe zaczytuje się nimi, choć opisywane w nich zamachy terrorystyczne napawają go lękiem.
Joe jest prywatnym detektywem, z upodobaniem do papierosów i mocnych trunków. Wypisz wymaluj twardziel z najczarniejszych kryminałów noir. Pewnego dnia do naszego detektywa zgłasza się kobieta, zlecając mu odnalezienie autora szmatławych powieści, Mike'a Longshotta. Kobieta, jak chce klasyka, jest tajemnicza, zlecenie nietypowe, w dodatku kiedy zaraz popierwszym wstępnym rekonesansie ktoś strzela do niego, Joe, jako rasowy śledczy, podejmuje trop i udaje się do Paryża, gdzie mieści się siedziba wydawnictwa. Trop ów prowadzi go dalej, do Londynu, Nowego Jorku, Kabulu, przez świat, w którym niewielkie nieprawidłowości sprawiają, że rozmywają się granice realności. Oto w Paryżu zaraz po wylądowaniu Joe widzi pomnik de Gaulle'a. Roztrzepany czytelnik nie zauważy, że na pomniku stoi data śmierci słynnego Francuza: 1944. Ewentualnie pominie też taki drobiazg, jak wiszący w hotelu obraz byłego prezydenta Francji Saint-Exupery'ego. Czytelnik wnikliwy zaś natknie się na więcej takich tropów, poutykanych dyskretnie tu i ówdzie, prowadzących do konkluzji, że coś się tu bardzo, ale to bardzo nie zgadza. "Raymond Chandler meets Philip K. Dick" - pisze wydawnictwo. Coś w tym jest.
To poczucie niepewności, zawieszenia w próżni, niemożności zakotwiczenia się w bezpiecznym i znajomym wymiarze będzie nam towarzyszyć do samego końca, zaś zagadka wokół głównej postaci (kim lub czym jest Joe? Umarłym? Duchem? Ofiarą zamachu w śpiączce? Mieszkańcem świata równoległego lub alternatywnego? A może wytworem czyjejś fantazji? Bohaterem szmatławej książki?) stanie się centralnym motywem tej historii. Lavie Tidhar prowadzi pełną wirtuozerii, wysublimowaną grę z czytelnikiem, nigdy nie dopowiada niczego do końca i pozwala na bardzo szeroki margines interpretacji. Nie twierdzi, nie wyrokuje, nie prowadzi za rękę. Sugeruje, igra, podsuwa prawdziwe i fałszywe tropy, respektuje inteligencję czytelnika i daje pole jego wyobraźni. A przy tym jest wymagającym graczem, nie do końca zdradzającym reguły swej gry, za to domagającym się pełnej uwagi. Zero kompromisów. Albo wejdziesz w to do końca, bez reszty, albo nie zrozumiesz, o co w tym chodzi.
Przy wszystkich tych spekulacjach jedno jest pewne: Lavie Tidhar w niezwykły sposób złożył w tej powieści hołd wszystkim ofiarom zamachów terrorystycznych na świecie. Sam parokrotnie o mały włos uniknął śmierci z rąk zamachowców, zaś swoje emocje i refleksje z tych wydarzeń zawarł w opowiadaniu "My Travels with Al-Qaeda", które stało się osnową "Osamy". Rozdział tej książki, w którym pozwala przemawiać duchom ofiar, to jedna z najbardziej przejmujących relacji (złe słowo, bardzo złe) o tej tematyce, jakie zdarzyło mi się czytać. Jeden niewielki rozdział, a niesie w sobie taki ładunek emocji, jak bomba, która zmiotła z powierzchni Ziemi Hiroshimę. Chapeau bas.
Na koniec słówko o okolicznościach lektury, które sprawiły, że przez kilka dni poczułam się jak pasażerka luksusowego statku. Tę obsługę klasy deluxe zapewnił mi portal LovelyBooks oraz samo wydawnictwo, które nie tylko dostarczyło piętnastu egzemplarzy wybranej grupie czytelników, ale od początku do końca towarzyszyło im, służąc informacją, radą, komentarzem, spekulacją, domysłem, niezwykłą kompetencją i dobrym słowem. Byłam jedną z czytelniczek. I jeszcze nigdy przedtem lektura książki nie była dla mnie tak intensywnym doświadczeniem. I za to wydawnictwu Rogner & Bernhard serdecznie dziękuję. Osoby zainteresowane dyskusją o tej powieści zapraszam tutaj.
Pierwsze zdanie: "Hotel Hilltrop stoi przy Ngiriama Road w samym rodku Nairobi."
Gdzie i kiedy: Wientian, Paryż, Londyn, Nowy Jork, Kabul, współcześnie (?)
W dwóch słowach: noir i terror
Dla kogo: dla główkujących, fantazjujących, myślących i głęboko czujących, a przede wszystkim dla oczytanych
Ciepło / zimno: 93°
U nas ma wyjść w UW i szczerze mówiąc, miałam zamiar olać to wydarzenie. Ale takie rzeczy piszesz o tej książce, że zaczynam się poważnie zastanawiać nad nabyciem (ten wspomniany rozdział o duchach ofiar najbardziej mnie przekonuje). I też pomyślałam o Dicku.^^
OdpowiedzUsuńA mogłabyś coś więcej na temat komfortowych warunków napisać? Bo mnie się to jawi jako jakiś społeczny eksperyment i przyznam, że nie wiem, dlaczego taką atencją obdarzono grupę czytelników.
Książka jest niesamowita, choć naprawdę niełatwa w odbiorze. Niektóre akapity czytałam po trzy razy, bo mi umykały istotne rzeczy. Podejrzewam, że dopiero po drugim albo trzecim czytaniu całości da się wyłapać wszystkie wskazówki autora. Na przykład, czy kojarzy Ci się z czymś Nangilima?...
UsuńA teraz o komfortowych warunkach: na wspomnianym portalu wydawnictwa lub autorzy wybranym czytelnikom (czasem losują spośród chętnych, czasem trzeba napisać coś mądrego, żeby wybrali akurat Ciebie) udostępniają swoje nowości. "Osamę" dostało 15 osób. W specjalnie utworzonej zakładce czytelnicy mogli dzielić się na bieżąco wrażeniami. I w tym nie ma jeszcze nic szczególnego. Komfort polegał na tym, że osoba z wydawnictwa, która z tą książką była obeznana dość perfekcyjnie, również pisała komentarze, dyskutowała wraz z czytelnikami, dzieliła się sugestiami i informacjami z pierwszej ręki, czyli od autora, który niestety nie zna niemieckiego i nie mógł uczestniczyć w projekcie. Na koniec każdy pisze parę słów podsumowania lub recenzję. Przyznam, że w ten sposób czyta się dużo intensywniej. Pełniej.
Muszę przyznać, że Nangilima mi się nie kojarzyła z niczym, ale musiałam zapytać wujka Google i już mi się kojarzy. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że nie miałam prawa znać tego odniesienia, bo nie znałam źródła, do którego się odnoszono. Ale odniesienie smakowite, czuję się jeszcze bardziej zachęcona.^^
UsuńEch, gdyby któryś z naszych portali coś takiego zorganizował... Pal sześć darmową książkę, ale dyskusja z autorem (bo jeśli dobrze zrozumiałam, niemieckojęzyczni pisarze uczestniczą w projekcie osobiście?) w trakcie lektury to by było coś...
Ja Nangilimę jak nic bym zignorowała (mam to samo usprawiedliwienie, co Ty), ale dzięki kompetentnej pani z wydawnictwa wiedziałam, czego się spodziewać. I to właśnie mam na myśli, chwaląc ten projekt - czytając w samotności, bez trafnych uwag ww. pani niektóre rzeczy by mi umknęły. Portal oferuje non-stop tego typu "czytanie w grupie", rozdając przy tym książki i owszem, autorzy chętnie biorą w tym udział (niemieckojęzyczni). Wprawdzie jeśli chodzi o repertuar, to większość jakoś mija się z moimi zainteresowaniami, ale jak zobaczyłam "Osamę", to wiedziałam, że muszę to mieć. Zresztą samym portalem zainteresowałam się tylko dlatego, że wydawnictwo zareklamowało akcję na swoim profilu FB...
UsuńJak tylko będę miała okazję, to bez dwóch zdań spróbuję się z Osamą.
OdpowiedzUsuńTeż komfortowo, na sofie:)
Tylko uważaj, żebyś z niej nie spadła;-) Ja miałam problemy z zachowaniem równowagi...
UsuńPrzyznam, że nie miałam wcześniej pojęcia, o czym w ogóle jest ta książka, tylko w ciemno zaklepałam do czytania, bo w końcu wychodzi w UW. Po Twojej recenzji jestem jeszcze bardziej spokojna i obstawiam, że powinna mi się spodobać. Co prawda za Chandlerem jakoś specjalnie nie przepadam, ale w połączeniu z Dickiem może być interesująco.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa Twojej opinii! Poza tym bardzo mnie intryguje, kto ją przetłumaczy, a przede wszystkim JAK. Jest tam parę dziwnych, acz kluczowych pojęć, zobaczymy, jak poradzi z tym sobie tłumacz.
UsuńCoz moge rzec po takiej recenzji... obowiazkowo! :-))
OdpowiedzUsuńPS. Okladka swietna, ciekawe, czy polska tez bedzie fajna :-).
Jeśli książka wyjdzie w Uczcie Wyobraźni, to pewnie dadzą jakąś swoją... Niemcy wzięli oryginalną, i chyba dobrze:-)
UsuńChyba jestem tu najbardziej nieobeznaną, bo nawet o planach UW nie słyszałam (tak, wciąż kręcę nosem na fantastykę), ale po takiej recenzji... no wiadomo. ;)
OdpowiedzUsuńW kwestii fantastyczności można się w przypadku tej książki nieźle naciąć... World Fantasy Award - i człowiek od razu myśli: smoki, magia, te rzeczy. Guzik. To zupełnie inna bajka, owszem jest miejscami fantasmagorycznie, ale jeśli ktoś jest zaprogramowany na słówko "fantasy", to spotka go spora niespodzianka. Myślę, że Tobie mogłaby się ta książka spodobać:-)
UsuńPo tytule spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale całkowicie mnie kupiłaś tą recenzją. I cieszę się ogromnie, że u nas też się wkrótce ukaże :)
OdpowiedzUsuńCzuję się dostatecznie zaaferowana... takie dziwne, że musi być dobre...
OdpowiedzUsuńZapowiada się dość niezwykle, ale lubię takie klimaty, kto wie, może przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńWow, chyba jeszcze nie czytałam czegoś podobnego! I robota wydawnictwa jest niesamowita... :)
OdpowiedzUsuń