Cape Cornwall. Źródło zdjęcia |
Ufff!... Uroczyście rozkułam zardzewiałe kajdany i łańcuch, którymi przykułam się do komputera parę tygodni temu, by wraz z romantycznymi bohaterkami przeżywać uniesienia w pięknej i bardzo stormy Kornwalii. Bohaterki wygładziłam, wyszlifowałam, doprowadziłam do pięknego zakończenia i oddycham z wieeeeeelką ulgą. Zatęskniłam za krwistym kryminałem (nie miałby ktoś odpowiedniego, mrocznego zlecenia na podorędziu? Nie policzę dużo...)
Jednocześnie zapewniam Was, że nadal żyję (i to jak intensywnie!...). Zamierzam nadrobić wszystkie zaległości, doczytać, co się działo w blogosferze, podczas gdy oddawałam się wielkim uczuciom, a także popełnić z jedną czy dwie notki (z góry przepraszam za możliwą łzawość, melodramatyzm i w ogóle przesadyzm - to skutek obcowania. Nie żeby jakoś cieleśnie, broń cię panie boże, duchowo. Z literaturą konkretnego typu).
Jestem, żyję, wracam!
PS. Powiedzcie, że się cieszycie!...
Cieszymy się :)
OdpowiedzUsuńUff. :-)
UsuńJa tam czekam na notkę tym nowym-starym Simmonsie. Jak Trupia otucha nie jest mroczna, to ja już nie wiem :-)
OdpowiedzUsuńNo ja właśnie liczę na to, że będzie mroczna:-) Kiedy tylko skończę nowego Grishama (książka wepchnęła się bez kolejki, ale jest z biblioteki, więc mam mało na nią czasu), biorę się za trupy.
UsuńCieszymy się i czekamy cierpliwie na Twoje notki :)
OdpowiedzUsuńNotki pojawią się już wkrótce. Mam kilometrowe zaległości...
UsuńNo ba! Pewnie, że się cieszymy:)
OdpowiedzUsuńTo ja się cieszę, że się cieszycie :-)
UsuńPiękna ta Kornwalia !
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z Twojego powrotu. Widzę, że czytasz Joe Hilla..
/tommy/
Kornwalia jest boska! Kiedyś na pewno ją odwiedzę, i to nie ze względu na uniesienia moich romantycznych bohaterek, tylko na magię tych miejsc...
UsuńA Joe Hilla porzuciłam. Nie podeszło mi. Może wzięłam się za tę książkę w złym momencie... Nie wykluczam, że zrobię drugie podejście, za jakiś czas. Notabene, ta książka ma się niedługo ukazać w Polsce, pod bardzo fajnym, oryginalnym tytułem NOS4A2 :-)
Zdjęcie cudne.
OdpowiedzUsuńA co to było z tą Kornwalią - już sama nazwa mnie podrywa.
Ja rzadko zaglądam - ostatnio w ogóle rzadko gdzie byłam, ale cieszę się i będę częściej bywać.
Moja wizyta w Kornwalii była raczej wirtualnej natury - przez ostatnie cztery miesiące tłumaczyłam literaturę (kobiecą, ale chyba nie trzeba tego dodawać), osadzoną właśnie w tamtych magicznych okolicach...
UsuńTak to rozumiałam, ale wołałam dopytać.
UsuńBardzo się cieszymy! :)
OdpowiedzUsuńCieszymy się bardzo i, jak zawsze, czekamy na kolejne morderstwa, kolejnych psycholi i KREW. Ja przepraszam, ze tak na czerwono mi dzis, ale zostalam zmuszona przez sily wyzsze do lektury niejakich "Ludzi szczesliwych" co to pija kawe i czytaja ksiązki i teraz I SEE RED.
OdpowiedzUsuńO rety. To chyba podobne w stylu do tego, z czym się borykałam przez ostatnie miesiące... Też w niektóre dni widziałam krew i łapałam się na tym, że z dziwną rozkoszą przyglądam się różnym ostrym narzędziom:-)
UsuńPsycholi trochę się nazbierało, więc spokojna głowa...
Aaaa, to Kornwalia Cię porwała bez reszty:)
OdpowiedzUsuńCieszymy się z zerwanych kajdan i czekamy na nowe recenzje i wieści z list czytelniczych.
opty2
Kornwalia to przemagiczne miejsce. Można się w nim zatopić bez reszty...
OdpowiedzUsuńtego właśnie szukałam dla mnie to cos nowego oby tak dalej!!
OdpowiedzUsuń