Konrad Duden |
Niemcy z regularnością szwajcarskiego zegarka robią generalne porządki w swoim słownictwie. Język niemiecki liczy około 500 000 słów, z tego 140 000 zawarto w lingwistycznej biblii czyli słowniku Dudena. Duden jest zatem kwintesencją niemczyzny, odzwierciedla najbardziej aktualne trendy i czule reaguje na nowe słowa, nie przesadzając jednak z nowinkami (świadczy o tym choćby fakt, że dopiero teraz umieszczono w nim słowo Facebook). I w przeciwieństwie do polskich słowników co kilka lat jest aktualizowany. W zeszłym tygodniu ukazało się 26 wydanie słownika Dudena, zmieniając poprzednie z 2009 roku. Dokonano około 5000 zmian, eliminując słowa, które uznano za wymarłe, oraz dodając te, które pojawiły się w języku niemieckim w ciągu kilku ostatnich lat.
Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że redakcja Dudena oddaje bastion po bastionie aglicyzmom. Kiedy czyta się oficjalnie dozwolone nowe "niemieckie" słowa, włosy stają dęba na widok osobliwych tworów w rodzaju Me-Too-Produkt, Low-Fat-Diät, czy niezywkle popularnego wśród młodzieży słówka lol (od laughing out loud). Błogosławieństwo sztabu lingwistów otrzymały również: Shitstorm, Flashmob, Digital Native (czyli osoby, od urodzenia mające intensywny kontakt z mediami cyfrowymi i obchodzące się z nimi w sposób naturalny), Gaming, QR-Code, E-Book-Reader, a także Social Media. Słodkie zdrobnienie komputera Compi również znalazło się w szeregu oficjalnych nowości.
Ale nowe słowa to nie tylko anglicyzmy, wśród których jest wiele pojęć z dziedziny technologii, które siłą rzeczy funkcjonują w języku z braku rodzimych odpowiedników. Okazuje się, że niemczyzna jest niezwykle kreatywna, jeśli chodzi o nazywanie akualnych zjawisk, pojęć i czynności. Kilka lat temu nie było słowa Enkeltrick, ponieważ nikt nie oszukiwał naiwnych seniorów sposobem "na wnuczka". Słowo Liebesschloss to nie pałac miłości, ale kłódka, zaczepiana na barierce mostu dla uwiecznienia uczucia. Kaltreserve to nie zawartość lodówki, chomikowana na czarną godzinę, ale elektrownia atomowa, wyłączona z eksploatacji, ale nie zlikwidowana. Jasminrevolution to nie nowe pojęcie z dziedziny hodowli rośli, tylko słowo określające wydarzenia polityczne w Tunezji. Z nowych czasowników kłują w oczy wellnessen (tłumaczyć nie trzeba) i hartzen (przebywanie na zasiłku dla bezrobotnych).
Zabawne są wysiłki naszych sąsiadów, zmierzające do pogodzenia politycznej poprawności, równości płci i językowych uzusów. Nie sposób nie uśmiechnąć się na widok słów Vorständin (członkini zarządu), Rabaukin (łobuziara) czy Vollpfosten (to nie określenie wzięte z marketu budowlanego, tylko kołek - w znaczeniu kompletny idiota). W tym ostatnim przypadku zastanawia fakt, że nie ma dla kołka rodzaju żeńskiego...
Osoby, które lubią starocie, od dziś mogą rzewnym okiem spoglądać na takie słowa jak: Adrema, Autocoat, Buschklepper, Dragonade, Füsillade, Mistigkeit, Mohammedanismus, Moskowitertum, Stickhusten, Telekrat, vetterlich. Tych słów w niemczyźnie, oficjalnie przynajmniej, już nie ma. Nie ma ich, ale nadal można sprawdzić ich znaczenie w Internecie. Buschklepper - złodziej, zaczajony w krzakach... Czyżby w czasach internetowych przekrętów nikt już nie czaił się w krzakach, żeby okraść bliźniego?...
To Compi jest naprawdę urocze <3
OdpowiedzUsuńNieźle, nieźle a u nas ciągle Doroszewski i ewentualnie Szymczak, choć i tak dobrze, że nie Linde :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze jest Kurpisz, ale też daleko mu aktualności porównywalnej z Dudenem.
UsuńNie wiem czy to prawdziwe niemieckie słówko, czy wymysł mojego profesora, ale opowiadał nam kiedyś jak po pewnej reformie za Odrą jedna instytucja prawna zaczęła się nazywać inaczej, ale wciąż to było to samo. Określił to wtedy jako (uwaga, zapis fonetyczny) "Etikietenszwindel". Strasznie mi się to spodobało.
OdpowiedzUsuńZ kolei pewna vlogerka amerykańska, z pochodzenia Niemka, gdy coś jest naprawdę fajne, określa to jako "über-awesome". Jak widać, niemiecki ma potencjał :D
A tak "Etikettenschwindel" to fajne słówko. Często je można stosować;-)
UsuńCzyli istnieje? To wspaniale! Bo go ostatnio nadużywam :D
UsuńMało kreatywni ci Niemcy. Shitstorm to nawet w języku polskim się odpowiednika doczekał.;) Ogólnie mam wrażenie, że u nas anglicyzmy są raczej branżowe - utrzymują się albo w słownictwie fachowym, albo w konkretnych środowiskach, np. internecie. Te, które wychodzą do szerszej publiczności szybko się spolszczają.
OdpowiedzUsuńChyba zaraz się zbłaźnię, ale zapytam i tak: jaki jest ten polski odpowiednik?...
UsuńTam, gdzie zaglądam używa się polskiej formy "gównoburza".;) Podejrzewam, że spolszczyła się tak dobrze dlatego, że angielski oryginał trudniej wymówić.
UsuńPodoba mi się:-) Dosłownie i dosadnie...
UsuńJak to mówią :Ordnung muss sein - ale to dobrze! Z Dudena często korzystam przy opracowywaniu słówek (szczególnie w czasie poszukiwania synonimów) więc sobie cenię - zwłaszcza to, że sporo jest dostępne on-line.
OdpowiedzUsuńPierwsze (oryginalne) Liebesschloss chyba też były na jakimś moście w Paryżu ;) Ale i u nas się już takie miejsca pojawiają.
W krzakach nadal się czają - wystarczy obejrzeć nowe wydanie 997 ;)
Bardzo fajny wpis :D
Kłódek w Polsce też już pełno. Nawet nie wiem, czy mają jakąś nazwę? Kłódki miłości?...
UsuńTakie porządki są przydatne, chociaż nie wiem czy wyrzucanie słów ma sens. Rozczulił mnie "compi" :)
OdpowiedzUsuńGdzieś czytałam, że redakcja Dudena przeczesuje ogromne ilości tekstów, potocznych, fachowcych, Internet, publikacje i posiłkuje się statystykami występowania przy opracowywaniu nowych wydań słownika. Widać niektóre słowa naprawdę wymierają...
Usuństop kłotniom!
OdpowiedzUsuń