Wydawca: Świat Książki
Data premiery: 07.11.2011
Liczba stron: 440
Cena: 39,90 zł
O "Drwalu" napisano już chyba wszystko, i to przez dużo mądrzejsze głowy i sprawniejsze pióra od moich. Taki tam z tej książki kryminał, jak z koziego odwłoka trąba, ale to tylko informacja dla tych, którzy a) jeszcze tej powieści nie skonsumowali i b) wpadli na blog kryminalny celem zapoznania się z rzetelną (no ba!) opinią o kolejnej powieści detektywistycznej. "Drwal" kryminałem nie jest, jest natomiast jedną wielką kpiną. Kpiną z konwencji, kpiną z lansu, kpiną z tandety i poskiej biednej pstrokacizny, jest wreszcie autokpiną. Czy to znaczy, że nie należy brać tej książki na poważnie? Ależ owszem! Jak najbardziej. "Drwal" jest jedną z najśmieszniejszych i najsmutniejszych zarazem powieści, jakie przeczytałam, a sprzeczne emocje, jakie we mnie wywołała, najlepiej dowodzą mistrzostwa, z jakim Witkowski wodzi za nosy.
Pierwsza zmyłka to oczywiście przywdzianie kryminalnych piórek - biada temu, kto w to uwierzy i na poważnie będzie śledził intrygę, podążając pereelowskim przaśnym tropem, wypisz wymaluj jak z niebieskich zeszytów z serii "Ewa wzywa 07". Trzydziestosześcioletni, lekko prominentny literat o homoseksualnych skłonnościach (no dobra, starzejąca się celebrycka ciota, która zasłynęła jakimiś tam dokonaniami literackimi) udaje się nad morze w porze (zauważyliście? Rymsnęło się!), w której w nadmorskich kurortach straszy skrzecząca rzeczywistość, celem napisania kryminału (prozę gromadzi skrzętnie na zawieszonym na szyi niczym talizman USB). Zaczyna grzebać w rzeczach i przeszłości "faceta z małym domkiem", u którego się zamelinował, i faktycznie natrafia na piwniczne trupy, a przynajmniej na trop wydarzeń, które można by określić kryminalnymi i owianymi tajemnicą. Grzebie dalej, wkrótce już nie sam, tylko w towarzystwie luja, którego osacza stopniowo, snując rozmaite romantyczne fantazje o tym, jak "lujowi gotuje i jak mu nakupuje", odwiedza moherową babę (to jedna z najlepszych scen tej książki, zabijająca zjadliwością i tnąca ostrym jak laser językiem, tak dobra, że chyba się jej nauczę na pamięć), wpada w tarapaty i się z nich o własnych siłach wygrzebuje. W przerwach zaś dokonuje bezlitosnej sekcji tego, co widzi.
I nad tym warto się pochylić. Nasz protagonista żałuje w którymś momencie, że już nie ma w malarstwie ekspresjonistów, którzy namalowaliby to wszystko, co on skanuje swym laserowym spojrzeniem. A ja mówię, a po kiego grzyba ci ekspresjoniści, Michale. Takiej ekspresji, wywalanej bezlitośnie w rytmie staccato, często w szkieletowych, odartych z ozdobników zdaniach, ba, równoważnikach zdań, nieczęsto się doświadcza. Jak ja się pławiłam w tych obnażających, fotograficznych, rentgenowskich wręcz obserwacjach! Co zdanie, to banan na twarzy, co puenta, to ukłucie bolesne, szpila jadem zaprawiona, ale jakże prawdziwa!
Witkowski obsesyjnie, z uporem maniaka znajduje i wywleka na wierzch brzydotę, prymitywizm, plastikową tandetę i chałę, nawet tam, gdzie nikt poza nim jej nie dostrzega, bo tak bardzo wtopiła się w zwykły obraz, w normalność. Jest kolekcjonerem takich smaczków, tak jak jego książkowy Michał kolekcjonuje zapachy, będące na wymarciu, odchodzące wraz z generującym je światem. Jest gadżeciarzem, zbiera wycinki rzeczywistości, jest kronikarzem szczegółów, tych ulotnych i walących po oczach, bawi się wyrażeniami i impresjami, odtwarza to, co zasłyszane z precyzją i klarownością audiofilskiego playera za dziesięć tysi (ojro, oczywiście). I nie tylko językowe smaczki tak zbiera. Takich postaci, jakie zaludniają "Drwala" się nie wymyśla, one gdzieś tam są naprawdę, żyją sobie w Polsce B, kurwa Jadzia Parszywa, Roklekotany, Doktorowa, Goguś - tylko w realu mogły powstać takie charaktery, żadna chora wyobraźnia nie dałaby rady wymyślić takich okazów.
Czym zatem jest, a czym nie jest "Drwal"? Turpistyczną kroniką? Nasączoną jadem krytyką? Prześmiewczą, do bólu szczerą spowiedzią? Gorzką analizą? A może po prostu zwykłą, trochę szaloną komedią? Wybierzcie sobie, co chcecie. Ale nie dajcie się zwieść.
Genialna, rewelacyjna recenzja!! Taki bije z niej entuzjazm, taki zachwyt, że mam ochotę przyodziać płaszcz przeciwdeszczowy, zawinąć kiecę i do księgarni lecieć. Bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńAaaa, czyli u was też pada?... Oj tam, kiecę będziesz zawijać, od czego jest internet?;-)
UsuńNo pacz sie, mam książkę, a jakże i co z tego. Od miesięcy obiecuję sobie tego "Drwala"... od miesięcy:).
OdpowiedzUsuńU mnie też odleżakowała swoje. Okazało się nawet poniewczasie, że ja jeszcze i inne książki Witkowskiego mam w posiadaniu, nieczytanym zresztą;-)
UsuńTo u mnie prawie rok leżakuje, na wyprzedaży kupiłam tylko dlatego, że tania była. Odstawiłam w kat i kurzy się. Muszę ją odkurzyć i zabrać się do czytania. W życiu Warszawy bym nie pomyślała, ze to taka fajna pozycja.
UsuńOdkurz, koniecznie!
UsuńKpina ale jaka cudna, humor zrobi każdemu, kto kpić lubi i chce się jeszcze poduczyć.
OdpowiedzUsuńTo coś zdecydowanie dla mnie. Mam dystans do rzeczywistości i lubię różne literackie eksperymenty, więc myślę, że na ,,Drwalu się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba!
UsuńWielbię talent pisarski Witkowskiego i z niecierpliwością czekam na kolejną jego powieść. Zgadzam się z przedmówczynią, recenzja jest po prostu znakomita! :)
OdpowiedzUsuńNo i ja też dołączyłam do czekających, choć mam jeszcze do nadrobienia parę książek - "Drwal" był pierwszy.
UsuńRecenzji w takim stylu jeszcze nie czytałam, widać że książka Cię zainspirowała :)Co do samej książki to nie wiem czy się w niej odnajdę, ale może spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPolecam! Przy odrobinie dystansu do świata i wyczulenia na ukryte smaczki powinno się spodobać.
UsuńCzytałam tylko jedną książkę Witkowskiego, niestety nie tę, ale na pewno to nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To też moja pierwsza, ale na pewno nie ostatnia!
UsuńPatrząc na tytuł Twojej recenzji, pomyślałam sobie, że będzie ona bardzo krytyczna (zmyliło mnie słowo 'kpina' ;)), a tu okazuje się, że książka jak najbardziej warta uwagi. Mam wielką chęć na tę smutno - śmieszną powieść :)
OdpowiedzUsuńZmyłka była w pełni zamierzona, i, jak widzę, sporo osób dało się zwieść. "Drwala" szczerze polecam!
UsuńBrawo za tytuł posta - na pewno ściągnął masę osób rządnych bezlitosnej recenzji ;-) A tu taka niespodzianka :-) Książki jeszcze nie czytałam, za to wiele czytałam na jej temat, ale tak całkiem szczerze, chyba dopiero po lekturze Twojej recenzji w pewnym sesnie pojęłam o czym ona w ogóle jest ;-)
OdpowiedzUsuńHa! Udała mi się zmyłka;-) Książkę polecam z całego serca, to kawał świetnej literatury!
UsuńRaczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńChciałam powiedzieć, że bardzo podoba mi pomysł z temperaturą. ;)
Po przeczytaniu tytułu pomyślałam, że jedziesz po tej książce z góry na dół i nieco się zdziwiłam, bo zazwyczaj opinie o książkach nam się zbiegają... A tu niespodzianka :)
OdpowiedzUsuń...albo i nie niespodzianka - zgoda, jak zwykle ;)
Parę osób udało mi się zmylić;-)
UsuńPiekna i bardzo trafna recenzja :-).
OdpowiedzUsuńW pelni rozumiem, dlaczego piszesz, ze jest zarazem najsmutniejsza - mnie jednak nie smucila, wszystkie postacie wydaja sie byc w "Drwalu" tak bardzo soba w swoim zyciu, ze ja przyjelam je takimi, jakimi sa, bez przygnebiania sie ich losem.
I jeszcze (choc nie wiem, czy zabrzmi to jasno ;-) ) - doskonale sobie wyobrazam, jak Witkowski za pomoca tego rentgenowskiego piora przedstawia przygnebiajaca wizje losu kazdego z nas - co z jednej strony by bylo prawda, z drugiej... sa dobre strony kazdego losu, ktore niekoniecznie w tym rentgenowskim przeswietleniu sie ujawnia.
Widac, o co mi chodzi czy brzmie metnie? ;-)))
Rozumiem, o co Ci chodzi - masz rację, często jest tak, że pochylamy się nad czyimś losem, przekonani, że to nędza nędz, a tymczasem nędznik ów bynajmniej nie jest nieszczęśliwy... Jednak tutaj tym, co mnie dobijało (choć jednocześnie z drugiej strony niekiedy bawiło - dość to pokrętne, wiem), to ta wszechobecna tandeta, brzydota i beznadzieja. No, polski kurort po sezonie po prostu, żal za d... ściska. Witkowski lubuje się w wyszukiwaniu takich klimatów i ja je dostrzegam, za każdym razem, kiedy jestem w Polsce, na początku mam takie wyostrzone widzenie pewnych zjawisk, a on to doskonale opisuje. Dziwne, ale po paru dniach to wrażenie znika, najwyraźniej percepcja się stępia.
UsuńAgnieszka, ja sie wychowalam w Szczecinie, wiec mialam bliziutko do morza i setki razy bywalam w tych wszystkich kurortach po sezonie - i chyba dlatego mnie nie raza, lubie ten melancholijny klimat "posezonowy", zatapiam sie w nim w luboscia i nic mnie nie razi, raczej sklania do refleksji rozmaitych i ogolnozyciowych... ale rozumiem, ze to moze uderzac brzydota i beznadzieja :-).
UsuńW kazdym razie i dla mnie Witkowski oddal ten klimat po prostu genialnie ;-)))).
Luj i gej (czy raczej pedał) - aż zatęskniłam do "Lubiewa". Tam też jest wesoło i smutno bardzo blisko siebie. W ogóle wydaje mi się, że poziomem są te książki do siebie zbliżone, tzn. jedynie "wydaje", bo "Drwal" dopiero przede mną. A słyszałaś o tym, że Witkowski ma pociągnąć ten niby kryminał do trylogii?
OdpowiedzUsuńI tak, mnie też zwiodłaś tą tytułową kpiną, ale tylko troszeczkę, bo pomyślałam, że jak to, nie podobał Ci się Witkowski? No nie może być. ;)
Ja z kolei nie czytałam jeszcze "Lubiewa", ale po tej lekturze (zresztą w "Drwalu" Lubiewo jest wielokrotnie wymieniane) na pewno sięgnę. A trylogii nie słyszałam, ale zakończenie pozwalało nawet przypuszczać, że tak się to wszystko nie może skończyć. Jeśli tak naprawdę będzie, to będę pierwsza w kolejce!
UsuńDziękuję za rzetelną i szczerą analizę:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJestem fanką Jadwigi Parszywej :) Nie spodziewałam się,że zostanę fanka Witkowskiego. Teraz biorę się za Lubiewo.
OdpowiedzUsuńDawno do Ciebie nie zaglądałam, bo zarobiona jestem, ale patrzę teraz i widzę, że kpina, i myślę, że to idealne dla mnie:)
OdpowiedzUsuńA tak serio 1 (bo będzie i serio 2:P), to lubię Witkowskiego. Margot była znakomita, z Barbarą Radziwiłłówną nieco gorzej, w felietonach jednak radzi sobie nieźle. "Drwala" przeczytam na pewno, a Ty spróbuj z "Margot", ciekawa jestem jak Ci się spodoba.
A serio 2 to tylko tyle, że dziś rozmawiałam z koleżanką, która nie ma pojęcia o mojej blogowej działalności. Rozmawiałyśmy o tym, że obie skorzystałyśmy z promocji w jednej z internetowych księgarń i zamówiłyśmy sporo książek. Okazało się, że jeśli chodzi o książki "dla dorosłych" ona tym razem wybierała z "Krimifantamanią" w ręku:)) Czujesz się dumna, że jesteś opiniotwórcza?:P
Rany boskie! Już czuję, jak ciężar odpowiedzialności ciągnie mnie w dół... Ciekawe, co Twoja koleżanka w końcu wybrała;-)
UsuńA Witkowskiego mam zamiar kontynuować, "Lubiewo" już czeka, a i "Barbarę Radziwiłłównę" znalazłam na półce, ku memu zdumieniu (bo nie pamiętam, kiedy ją kupiłam...).
Ja ostatnio w taki sposób znalazłam u siebie dwie książki Atwood i potraktowałam to jako sygnał, że jest ze mną jeszcze gorzej niż myślałam:(
UsuńKoleżanka na pewno kupiła Hagena, coś Dębskiego i coś jeszcze, jednak nie pamiętam co. Nie rozumiem jednak czemu w dół? W górę powinno, w górę, z dumą i zadowoleniem z dobrze wykonanej pracy!:))
wszystko fajnie,hahaha i hihihi i chyba tyle,bo nic z tej książki nie ocaleje ,za 20 lat będzie już nieczytelna.pojawiają się czasem porównania do Gombrowicza.owszem są podobieństwa w budowie zdania,w stylu..zabrakło jednak spraw kosmicznych i ważnych,brakuje w tym drwalu człowieka prawdziwego,prawdziwych emocji.jest tylko chwilowa radocha i zabawa i dlatego książka ta jest książką nieważną i przepadnie.myślę,że Witkowski próbował napisać kryminał i nagle zrozumiał,że nie potrafi i zaczął się mizdrzyć postmodernistycznie :)
OdpowiedzUsuńdrewno na zime
OdpowiedzUsuń