Do południa powstało kolejnych dziesięć stron przekładu o Dühnforcie. Walczyłam z mobilnym internetem, który nie chce pomykac jak wicher i wypluwać mi wszystkiego, o co poproszę, tylko spaceruje nadobnie po anińskich Poprzecznych. zatrzymując się tam, gdzie chce.
Potem Złote Tarasy. Świątynia konsumpcji i komercji. Próba odnalezienia się w kolorowym, globalnym i sieciowym śmietniku. Szukam indywidualności, jedynejwswoimrodzajności, a napotykam tylko marki, takie same na całym świecie. Gdzie jestem?
"Prometeusz" nie zmiótł mnie tak, jak się spodziewałam. Trochę rozczarował, trochę zniesmaczył, trochę zasmucił. Jedynie kilka sekwencji sprawiło, że odżyłam. Nie, nie końcowych.
Na zakończenie dnia "Mam gulasz" Gesslerowej. Przynajmniej tu nic globalnego, nic taśmowego, nic sztucznego. Posiłek - zwykły, prosty, smaczny i zasługujący na to miano.
Niedługo będę mogła napisać typologię warszawskich taksówkarzy. Są tacy, którzy przechwalają się, ile punktów już zdobyli i ile im "zapomniano". Są tacy, którzy znają się na wszystkim i na każdy temat mają coś do powiedzenia, nawet jeśli w gruncie rzeczy nie mają do powiedzenia nic, i to na żaden temat. Są tez tacy, którzy sa mistrzmi świata w budowaniu zdań złożonych ze słowa qoorva i pochodnych, po raz kolejny udowadniając cud fleksyjnego języka. I są tacy, którzy milczą. Tych lubię najbardziej. Niektórzy jeszcze nigdy nie byli w Aninie.
Wiedzieliście, że mieszkało tu wielu poetów? Między innymi Julian Tuwim, w willi, zajmowanej później przez rodzinę Jaroszewiczów. A to zaledwie parę domów stąd. Cień tamtej zbrodni przybladł już, ale wciąż czai się wśród drzew.
Internet wypluł mi dzisiaj coś takiego:
Anińskie noce
Korale twoje przestań nizać,
wiatrowi bardziej jestem rad,
bo jak muzyka Albeniza
przewraca nas na łóżko wiatr.
Księżyc diamentem szyby tnie,
na zachód pędza ptaki,
pająk nad łóżkiem zwiesza się -
szkoda, że nie baldachim.
Upiorny nonsens polskich dni
kończy się nam o zmroku.
Teraz jak wielki saksofon brzmi
noc taka srebrna naokół.
I wielkim, bezkresnym wachlarzen
wachluje nas chłopiec nieduży,
szmaragdy w uszach ma,
on jest Murzyn,
a my nazywamy go Nocą.
Konstanty Ildefons Gałczyński
1937
Żegnam się na dzisiaj i zanurzam w anińską noc.
Pracowicie spędzasz ten czas w kraju :) O anińskich poetach trochę słyszałam, choć nigdy nie zdarzyło mi się zawędrować do tej dzielnicy (aczkolwiek mieszkam całkiem niedaleko:)))
OdpowiedzUsuńWiersz jest piękny. Miło mieć taką wizytówkę.
Dobrej nocy! :)
Ano pracowicie, terminz gonią...
UsuńAnin jest piękny, ale zmienia się w zastraszającym tempie, jak cała Warszawa. Nie wszystkie te zmiany są na lepsze, mam wrażenie, że znika niepowtarzalna atmosfera tej dzielnicy...
co prawda mieszkam w bliskich okolicach Warszawy, ale w Aninie jeszcze nie byłam. Złotych Tarasów nie lubię, za tłoczno.
OdpowiedzUsuńNadrób to koniecznie, Anin jest piękny. Kiedyś w Gazecie Wyborczej w Spacerowniku Warszawskim były opisane najciekawsze miejsca. Warto. A Złote Tarasy to już tylko jak przypili...
Usuńprzypili... ??
Usuńale o co chodzi? bo nie kumam
nie marnujesz żadnej wolnej chwili z tego co czytam :)
OdpowiedzUsuńi nie, nie wiedziałam, że tam mieszkał Tuwim :)
W tym roku mam wyjątkowo pracowite wakacje, to fakt.
UsuńTypologia warszawskich taksówkarzy wprost prosi o jakąś dłuższą formę literacką. Pomyśl nad tym koniecznie i wypoczywaj! ;)
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do tego apelu :)
UsuńNa razie zgłębiam jeszcze badania na obiektach żywych:-)
Usuń:):):)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mnie ucieszyłaś informacją, że pracujesz nad kolejnym Dühnfortem. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńKaisu, jest ciekawiej nawet niż w pierwszym tomie:-)
UsuńA gdzie jakiś wypoczynek? Czy to już to kino było? I wracaj szybko. ;)
OdpowiedzUsuńWypoczynek... jakoś tego lata słowo to znalazło się w zakładce "obce"...
UsuńU nas w okolicy jest budynek socjalny. Kiedyś mama podsłuchała, jak babka mówiąc do chłopa używa tych samych trzech słów w:
OdpowiedzUsuń1. Złości
2. Podziwie
I jak tu się nie zachwycać możliwościami języka jako formy komunikacji międzyludzkiej?...
UsuńA w tle domu Tuwima...morze...pięknie się to ułożyło :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nawet nie zauważyłam:-)
UsuńZe Złotych Tarasów, jeżeli już to tylko Blue City:)).
OdpowiedzUsuńCzytam, że pracujesz, a kiedy reset i wypoczynek?
No własnie nie wiem... Brakuje mi tego resetu, ale przecież musze przetłumaczyć Dühnforta;-)
UsuńByle czasu starczyło na jakieś czytanie.. :) A mi się "Prometeusz" podobał, ale nie miałam żadnych oczekiwań :P A że naukowcy głupi? Obejrzałam ostatnio wszystkie Obce i tam to oni dopiero byli głupi :P
OdpowiedzUsuńnie, po prostu byli mądrzy... tylko, że na swoje czasy
UsuńNa czytanie czas znajdę zawsze, choć nie zawsze jest to jedna książka dziennie:-)
UsuńZ Prometeuszem miałaś zpaewne właściwesze nastawienie ode mnie, ale i ja miałam parę momentów, kiedy chciało mi się zakrzyknąć głośno ŁAŁ!
Wreszcie wracam do blogowej rzeczywistości. ;)
OdpowiedzUsuńW Aninie nie byłam, a na Prometeuszu tak. Nie przepadam za SF i nawet 3D nie pomogło, żeby mi się spodobało. Taka skaza genetyczna ;p
Witaj z powrotem:-)
UsuńJa tam SF lubię, nawet bardzo, a Prometeusz po małych przeróbkach mógłby się stać filmem jeśli nie wybitnym, to zupełnie przywoitym. Czasem mniej znaczy więcej:-)
Mój pierwszy pobyt w Warszawie, kiedy po kilku godzinach w pociągu ruszyłam na kawę do Złotych Tarasów, wyglądał tak, że stałam i patrzyłam jak pewna bardzo zawzięta kobieta próbuje zejść po schodach. Schody ruchome. Jadące w górę. :D Zastanawiałam się, czy iść na Prometeusza, ale po siódmej z rzędu takiej samej recenzji stwierdziłam, że nie ma po co, ja i tak nie jestem jakąś wielką fanką filmów.
OdpowiedzUsuńPoważnie? (z ta zawziętą niewiastą?) Ja sądziłam, że takie rzeczy to tylko na filmach... Inna rzecz, że te schody w ZT są wredne - z boku wygląda,jakby szły do góry, a w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie:-) Ale ta kobieta to nie ja, bez obaw:-)
UsuńO Prometeuszu powiem tak: są lepsze, a jeśli nie jesteś fanką, to chyba lepiej wybrac się na coś innego.
Pracująca tłumaczka pozdrawia pracującą tłumaczkę. :) I podziwiam te 10 stron przekładu do południa, musiałabym chyba wstawać o szóstej, żeby się wyrobić z tyloma... :D
OdpowiedzUsuńTo ja również pozdrawiam:-))) A te dziesięć stron jakoś tak lekko poszło, czasem potrafię na jedną dłużej posiedzieć:-) Ale pewnie to znasz...
UsuńZ pierwszego słowa Twojej wypowiedzi wnoszę, że z pracą się udało?... Jeśli się nie mylę, to gratuluję i trzymam kciuki, żeby okazała się tą wymarzoną:-)
Masz rację, udało się, dostałam swoją pierwszą książkę. :))
UsuńDziękuję, i też trzymam, żeby ani mnie, ani im się szybko nie odwidziało. :)
Niestety, wszechogarniające centra handlowe z takimi samymi markami i metkami w tych samych 10 walutach powodują, że czasem faktycznie nie wiadomo, gdzie się jest. Nie mówię, kupuję, ale czasami to faktycznie wkurza, szczególnie, jeśli jest się na wakacjach. No ale cóż - albo wygoda i pewność, i nijakość, albo oryginalność i kilkugodzinne szukanie dobrej kawy i białych skarpet. :)
OdpowiedzUsuńSF jest bardzo powszechne, ale je nie lubię zbyt, strasznie mnie nudzi
OdpowiedzUsuń