Wersja stojaka unowocześniona (na kółkach) |
Tak sobie wdycham gorące powietrze Basilicaty, gdzie nie zapuszczają się tabuny obsesyjnie miłujących porządek Teutonów, przyglądam się w cichości nieskażonym germańską stopą terytoriom i rozmyślam...
Impresja pierwsza plażowa
Szum fal, zagłuszany makaroniarskim gęganiem. Z nieba leje się żar, powietrze drga nad połacią bezkresnej niebieskości. Przymrużonym okiem wpatruję się w majaczący w oddali horyzont, zawieszona pomiędzy realem a półsnem. W przyciemniony słonecznymi okularami wycinek rzeczywistości wkracza monstrualny stojak na ubrania i kołysząc się niczym dromader na Saharze przesuwa przed moimi oczami. Niepewna, co mi dolali rano do kawy, ostrożnie rozglądam się na boki. Czy ten stojak jest wytworem mojej psychodelicznej wyobraźni, efektem wybuchowej mieszanki niewyspania, przepracowania i słońca, czy może... Nie, to nie może być prawda. A jednak. Stojak zatrzymuje się na wprost mnie. Barwne szmaty powiewają targane porywistym wiatrem niczym flagi boga tanich tekstyliów. Zza stojaka wynurza się czarniawy, egzotycznie ubrany facet. Ze wszystkich krańców plaży kurcgalopkiem zlatuja się wyposzczone Włoszki i zaczynają grzebać w fatałaszkach, gdacząc, przebierając, dyskutując zawzięcie i zbijając cenę, jakby były na zakupowym głodzie. Nie mija pół godziny i każda zadowolona oddala się na swoje miejsce ze zdobycznym łachem. Stojak kołysze się i wędruje dalej...
Impresja druga plażowa
Budzimy sensację. Po pierwsze, pływamy. Pokonujemy żabką wielkie odległości od jednego wielkiego skupiska parasoli do następnego, łowiąc po drodze zadziwione i pełne namysłu spojrzenia dryfujących jak boje Włochów. Włoch bowiem nie pływa. Włoch wchodzi do wody jak do wanny, by zakotwiczyć w bezpiecznej odległości od brzegu i w otoczeniu innych zakotwiczonych Włochów bujać się i kołysać jak puste beczki na powierzchni, godzinami moczyć odwłoki i rozprawiać o Bogu i świecie, śledząc wzrokiem pływajacych cudaków z północy.
Budzimy sensację. Budujemy zamek z piasku, otoczony fosą i obwarowany solidnym murem z kamieni. Już po wbiciu w pach pierwszej łopaty otacza nas grupka zaciekawionych Włochów, którzy z fascynacją i pewnym niezrozumieniem wpatrują się bladawych budowniczych z egzotycznego zimnego kraju na północy Europy. Przysyłają nawet emisariusza, który nas bierze na spytki i przekazuje wieści tubylcom. Skąd przybywamy, w jakim celu i jak długo mamy zamiar zabawić. I czy się nam Italia podoba. Zaspokoiwszy ciekawość, na wszelki wypadek obserwują jeszcze z daleka, jak pierwsze większe fale niszczą naszą nietrwałą budowlę. Potem wracają do swojej pierwotnej czynności, czyli zbiorowego moczenia odwłoków.
Płoną lasy... |
jak ja zazdroszczę...
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńCudne są te Twoje impresje. Niecierpliwie czekam na kolejne. :)
OdpowiedzUsuńPostaram się coś jeszcze skrobnąć:-)
UsuńEhhh. Cudownie:) Zachciało mi się!!! Udanego wypoczynku:)
OdpowiedzUsuńDzięki:-)
UsuńUsmialam sie z tego stojaka ;-)))))))))))))))))))))))).
OdpowiedzUsuńSurrealistyczne przeżycie, naprawdę...
UsuńOch, te rozkosze pobytu na włoskiej plaży w szczycie sezonu :-) bezcenne :-)
OdpowiedzUsuńOwszem, przy pewnej dozie dystansu do rzeczywistości...
UsuńŚwietne. Proszę Cię napisz książkę o impresjach plażowych:)
OdpowiedzUsuńOj tak, czasami to naprawdę mogłabym ksiązki pisać o tym, co obserwuję...
UsuńTam mnie nie było, a kocham wszystkie morskie plaże, a także czytanie o nich :)
OdpowiedzUsuńDawno nie wylegiwalismy się na żadnych plażach, ostatnio tylko Mazury, więc w sumie niezła odmiana:-)
UsuńWiesz, po tych wszystkich wakacyjnych przygodach naprawdę zamarzyło nam się parę dni wylegiwania na słońcu i pływania... Szczerze zazdroszczę i podziwiam, że tak pięknie reprezentujecie nasz kraj ;-)
OdpowiedzUsuńJa jestem tchórz, dlatego o przygodach i wielkich wyprawach wolę poczytać, niż przeżywać... Plażowe wakacje mogą być;-)
UsuńNo cóż...takie są Włochy, szczególnie na dalekim południu. Oni na nas patrza jak na dziwolągi, a my na nich.
OdpowiedzUsuńJak na tak odległe regiony i tak zadziwiająco dużo Włochów szprecha po niemiecku:-)
UsuńAż się chce powiedzieć, że co kraj to obyczaj :) Tym włoskim niepływaniem mnie zaskoczyłaś bardzo.
OdpowiedzUsuńZwracam honor, jeden "sportowiec" dopłynął dziś krawlem do białej boi...
UsuńAha a największe chyba zdziwienie, wręcz niesmak wzbudzicie, jak będziecie autem jeżdzić zgodnie z przepisami, przepuszczać pieszych i sami będziecie na pasach na zielonym świetle przechodzi:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Tego z przejściem na pieszych jeszcze nie testowaliśmy, ale i tak stwierdzamy, że na autostradach to już nie to samo co dziesięć lat temu... Utemeperowali się...
UsuńZrobiło się trochę magicznie...
OdpowiedzUsuńNa magię czeka się do wieczora... Wtedy znika cała brzydota, a pojawia się tajemnica i piękno...
UsuńJak mawiają starożytni, co kraj to obyczaj. Z kolei na naszych plażach, bród, raczenie się piwem i zasmradzanie dymem papierosowych wszystkich i wszystkiego, oraz zostawianie po sobie śmietnika. Sprzedaż obwoźna też kwitnie, lody, latawce, kukurydza i innego dobra od metra:).
OdpowiedzUsuńAle tak czy siak, dobrego wypoczynku życzę. A w ramach relaksu, zajrzyj do mnie i poczytaj o plagiacie:/.
Ostatnim razem na polskiem plaży wylegiwaliśmy się już dobre parę lat temu i przyznaję Ci rację: piwo, wszechobecne pety i inne nieapetyczne rzeczy wykopywane przez dzieci z piasku, hałas i warunki jak puszce sardynek...
UsuńPrzeczytałam o plagiatach... Świetnie piszesz, więc się nie dziwię, że kopiują akurat Ciebie, choć przecież z drugiej strony Twoje teksty są dość charaktrystyczne, nietuzinkowe, więc jakim trzeba być głąbem, by sądzić, że nikt się nie zorientuje...
Piękne:) Smakowity kawałek plażowy.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, nie powinnaś się koncentrować tylko na tłumaczeniach. Warto chyba przymierzyć się do twórczości własnej (naprawdę).
Rumienię się... A tak na serio: akurat w blogosferze znam parę osób, które napisałyby taką impresję po stokroć lepiej, nie wytykając palcami, Tobie też niczego nie brakuje:-)
Usuń"Szum fal, zagłuszany makaroniarskim gęganiem" :))) Za to zdanie subskrybuję i będę podczytywać :) Uwielbiam takie impresje wycieczkowe, musieliście budzić niezłą sensację wysilając się, tzn. pływając...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i zapraszam częściej:-)
UsuńW międzyczasie nawet nasze pływanie znalazło naśladowców, choć nie jestem pewna, czy to nie któryś z garstki Niemców, również goszczących w hotelu...