skip to main |
skip to sidebar
Hjalmar Söderberg "Zabłąkania" - fin de siècle impresjonistycznym piórem
Wydawnictwo KOJRO
Tytuł oryginału: Förvillelser
Przekład z języka szwedzkiego Paweł Pollak
Data wydania 18.08.2010
Liczba stron: 156
Cena: 28,50
Były co najmniej dwa powody, dla których sięgnęłam po tę niepozorną książkę, którą łatwo przeoczyć, bowiem nie krzyczy "weź mnie"z półek księgarni i nie przechwala się w reklamach "jestem super". Pierwszy to taki, że przetłumaczył ją Paweł Pollak, ceniony przeze mnie tłumacz i pisarz, którego niezły kryminał "Gdzie mól i rdza" przeczytałam jakiś czas temu, piszący znakomitego bloga (niestety ostatnio zarządził wakacyjną przerwę, a mnie bez jego cotygodniowych postów jakoś smętnie). Drugi to taki, że wreszcie postanowiłam wziąć udział w wyznaniu Sardegny "trójka pik", a że jednym z zaordynowanym tematów miała być literatura skandynawska, więc uznałam, że lepszej okazji nie będzie. W dodatku dziś nadarzyło się wolne, letnie popołudnie nad wodą, a książeczka, choć się mieni powieścią, miała kompaktowe gabaryty i objętość, urągającą dzisiejszym standardom, ale jakże przyjemną, by schrupać naraz...
A zatem od razu do rzeczy. Sztokholm. Gdzieś pod koniec dziewiętnastego stulecia. Tomas Weber, bonwiwant, by nie powiedzieć truteń, dwudziestolatek, profesorski synek z dobrej i zamożnej rodziny, który ledwie wszedł w dorosłe życie, od razu, zaliczywszy egzamin na medycynę, spoczął na laurach, by oddawać się przyjemnościom życia - smakować je pełną piersią, odkrywać miłość i namiętność. Zakochany w Märcie, początkowo zadowala się żarliwymi spojrzeniami i ukradkowymi pocałunkami, jednocześnie wszczynając namiętną miłostkę z Ellen, prostą dziewczyną, ekspedientką. Używający życia na koszt ojca student podoba się kobietom, więc początkowe zadurzenie w Märcie przeradza się w namiętny związek. Obie trzepoczą wokół niego niczym ćmy wokół nocnej latarni, nieświadome, w co się pakują. Tomas bowiem, oprócz miłosnych schadzek, niewiele im może zaoferować, bez środków do życia, z rosnącymi długami, uwikłany w namiętności, sam przypomina ćmę, bezwolnie i nieuchronnie zmierzającą do przypalenia sobie skrzydeł. Dnie spędza na bezczynnym snuciu się po mieście, oddawaniu się marzeniom, pożyczaniu pieniędzy tu i tam, by wreszcie wpaść w sidła lichwiarza.
To jest szkielet powieści, nieskomplikowany, można powiedzieć, banalny, ot, miłosna historia tragicznego trójkąta. Wokół tej miłosnej opowiastki Söderberg, dla którego "Zabłąkania" były literackim debiutem, namalował obraz szwedzkiego społeczeństwa, trochę prowincjonalnego, drobnomieszczańskiego, ale obraz żywy, psychologicznie dopracowany, wnikliwy. Każda scena zdaje się przemawiać i każda ma znaczenie. Nawet kolacja u konsula, może początkowo wydająca się niepotrzebna i nużąca, będzie miała swoje znaczenie w finale, wyjaśni bowiem relacje pomiędzy kluczowymi postaciami. Skreślone precyzyjną, ostrą kreską postacie nie są papierowe, lecz autentyczne, żywe, wyraziste. To w detalach widoczne jest mistrzostwo autora.
Ale to nie bohaterowie ujęli mnie w tym niewielkim dziełku najbardziej, ale malarskie tworzenie atmosfery, impresjonistyczne rzucanie kolorów, świateł i cieni na stronice powieści. Kiedy rozpoczyna się ta historia, pod koniec kwietnia, zapach budzącego się życia aż bije z każdej linijki, lipiec przygniata nas skwarem i odurza zielonością natury, listopad sprowadza na samo dno melancholii i upadku, spowijając szarością i zdejmując chłodem. Kiedy towarzyszymy Tomasowi w jego bezcelowych wędrówkach po Sztokholmie, śledzimy jego błądzenie po życiowych manowcach, oddychamy beznadzieją, stajemy się takimi jak on, zabłąkanymi, widmowymi i bezwolnymi postaciami. To bardzo intensywne doznania, świadczące o kunszcie autora - nie każdemu w tak skondensowanej formie udaje się nasączyć czytelnika atmosferą powieści - w tym wypadku dekadencką i z lekka mroczną atmosferą końca wieku.
To co, nie zestarzała się? Można dziś czytać taką literaturę? Podobna historia mogła rozegrać się tu i teraz, mimo rozluźnienia obyczajów (to, co szokowało wtedy, dziś wszyscy przyjmują wzruszeniem ramion). Niebieskich ptaków pokroju Tomasa nigdy nie będzie brakować. Autor jednak nie grozi moralizatorsko palcem, nie dokonuje osądów. On opowiada tylko pewną historię. I opowiada ją dobrze.
"Zabłąkania" to dramat, ale mimo oszczędnego języka dramat niezwykle plastyczny, dziś powiedzielibyśmy filmowy. Nie jest to epickie dzieło, zwalające z nóg rozmachem, ale kameralna historia, urzekająca językiem i malarskością. Bardzo dobrze mi się dziś wpisało w to leniwe niedzielne popołudnie - słońce przypiekało dziś z nieba i z kart powieści, a burza, która parę minut temu przewaliła się nad nami, znakomicie zgrała się z zakończeniem.
Daję czwórkę, taką mocną, soczystą (4/5).
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Trójka pik".
I takie właśnie miałam odczucia, czytając Twój wpis, niebieskich ptaków ci u nas dostatek, miłostek po pachy w różnych konfiguracjach. Sztuką jest tylko dobrze opowiedzieć, tak zdawałoby się banalną historię. Na takie upały, gabaryty idealne, mnie przygniotło prawie 800 stron i się zastanawiam, po co mi to w taki upał.
OdpowiedzUsuńMasz rację, ja też czasem się dziwię prostotą doskonale opowiedzianych historii. Okazuje się, że niepotrzebne 800 stron:-)
UsuńWysmakowana recenzja, jak lubię:) Z pewnością poszukam tej książki:)
OdpowiedzUsuńO dobrej książce to aż fajnie pisać;-)
UsuńZapowiada się interesująco, dopisuję do listy zapowiedzi sierpniowych :) swoją przygodę Trójką e- pik też zaczęłam od literatury skandynawskiej.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co wybrałaś:-)
UsuńMimo pozytywnej recenzji jakoś nie mam ochoty na tę książkę. Nie lubię takich kompaktowych, cieniutkich powieści, jakoś do mnie przemawiają bardziej opasłe pozycje :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też tak miałam, im opaślej, tym lepiej. Teraz wolę cieniej:-) (w sensie objętości, oczywiście).
UsuńLiteratura skandynawska nie poznania i kusząca wciąż szokuje grono czytelników już nie mogę doczekać się by przeczytać tą powieść. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńJa przynajmniej znam tylko niewielki fragmencik literatury skandynawskiej, a szkoda.
UsuńCzytałam już wcześniej ksiązki tego wydawnictwa i były fajne :) Może i po "Zbłąkania" jeszcze sięgnę :)
OdpowiedzUsuńA dla mnie to była nowość, ale zerknę na stronę wydawnictwa, może znajdę coś jeszcze ciekawego:-)
Usuńhmmm całkiem obiecująco się zapowiada, Twoja recenzja skłania mnie do tego, aby bliżej przyjrzeć się tej książce
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Cieszę się, że dołączyłaś do wyzwania :) Zobaczysz, jeszcze będzie zabawa :D A za książeczką się przy okazji rozglądnę (gorzej, jeśli ją znajdę, bo już nie mam gdzie wcisnąć biletu a co dopiero...).
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, już się cieszę, bo przeczytałam książkę, która pewnie z rok by leżała i się kurzyła, zanim bym po nią sięgnęła.
UsuńPiekna recenzja, zaczarowalam sie, na pewno przeczytam :-).
OdpowiedzUsuńA, i ze zdziwieniem zobaczylam na biblionetce, ze czytalam juz dwie ksiazki tego autora - "Doktora Glas" i "Nieblahe igraszki" (obie ocenilam na 4, nie byly wybitne, ale czytalo sie je naprawde przyjemnie).
A tak, o "Doktorze Glasie" już coś słyszałam. Może się kiedyś skuszę:-)
UsuńTo właśnie dzięki blogom recenzenckim takie książki nie umykają:):)
OdpowiedzUsuńA dzięki wyzwaniom więcej czyta się książek, po które inaczej by się nie sięgnęło:-)
UsuńHm, żadnego rozlewu krwi, makabry, mniej lub bardziej rozgarniętych morderców tudzież policjantów/detektywów... Od czasu do czasu przyjemnie jest skoczyć w bok od zwykle czytanych gatunków :)
OdpowiedzUsuńDziwnie, nie?... Ale masz rację, to była miła odskocznia...
UsuńZnakomicie zachęciłaś do sięgnięcia po tę książeczkę.)
OdpowiedzUsuńKompaktowe gabaryty kryją w sobie jak widać całkiem ciekawą historię. Czuję się skuszona i chętnie przeczytam "Zbłąkania". ;)
OdpowiedzUsuń