Wydawnictwo: WAB
Mroczna Seria
Premiera: listopad 2012
Ilość stron: 472
Cena: 39,90 zł
Kim jest Wiktor Hagen?... To pytanie zadawali sobie liczni admiratorzy polskiego kryminału, kiedy ukazał się pierwszy tom z komisarzem Nemhauserem. Nikt nie miał wątpliwości, że to pseudonim autora, który niczym efemeryda wychynął znikąd, namącił w kałuży "Granatowej krwi", zdobył parę serc i nominację do nagrody Wielkiego Kalibru, by niedługi czas później pojawił się znowu w "Długi weekend". I znowu spekulacje, zgadywanki, znowu nominacja.
Tożsamość autora dla żadnego znawcy polskiej sceny kryminalnej nie powinna już stanowić żadnej tajemnicy. Tymczasem Nemhauser pojawił po raz trzeci, w "Dniu zwycięstwa". Czy naprawdę zwycięży tym razem?...
Warszawski policjant, którego polubiliśmy w "Granatowej krwi", wstrzyknął w truchło polskiego kryminału witalne serum. Historyk z wykształcenia, który poszedł do policji z wiary i głębokiego przekonania, że coś w ten sposób zmieni, mąż dragona w spódnicy o słodkim imieniu Paula i ojciec bliźniaków z piekła rodem o wymyślnych imionach Cyryl i Metody (tu autor pojechał po bandzie, chyba NIKT w realu nie uczyniłby tego owocom własnych lędźwi), miotający się między łapaniem zbrodniarzy za dnia, a gotowaniem w ciekawej knajpce wieczorami... I mimo wszystko, wbrew pozornej fajtłapowatości i braku asertywności wzbudzający sympatię, a ostatecznie i respekt swym gończym instynktem, pryncypiami i umiejętnością kojarzenia faktów.
W niedawno wydanej trzeciej części przygód Nemhausera biedny komisarz nieco mniej miota się po Warszawie między przedszkolem, domem i dwiema pracami, a bardziej poświęca się temu, do czego został stworzony, czyli tropieniu morderców. I faktycznie ma ręce pełne roboty, bowiem trup jest, i to niejeden. Na początek ginie od kuli w głowie kombatant, emerytowany pułkownik, powszechnie poważany uczestnik bitwy o Anglię i w ogóle postać świetlana i kryształowa. To, co początkowo wygląda na samobójstwo, po chwili okazuje się morderstwem, a uroczystości cudu nad Wisłą w podwarszawskim Jazdowie zostają poważnie zakłócone. W jego ślady podąża niedługi czas potem niejaki Wiesław Kielonek (i wbrew pozorom nie jest to żul z Ząbkowskiej, spędzający dnie nad alpagą, tylko wyjątkowo obrzydliwy typ korporacyjny), zaś jego zejście nosi pewne znamiona mordu rytualnego. Komisarz z nieodłącznym Mariem, którego występy podczas przesłuchań świadków i podejrzanych z regularnością szwajcarskiego zegarka przyprawiały mnie o złośliwy uśmieszek ("Może jak mu przypierdolę, to coś powie", "No i nie przypierdoliłem mu - skwitował ze smutkiem" - cytaty z pamięci), rozkręca się powoli, węsząc w hermetycznym światku polskiej arystokracji (a tak, mamy taką), z niesmakiem wywlekając na świat dzienny obrzydliwości polityki, układów, układzików, interesów i nacisków. Polskie piekiełko ma się nieźle i wszystko wskazuje na to, że tak pozostanie. Dostaje się elitom politycznym i kościelnym dołom. Utkana tu intryga jest lekko zagmatwana, z paroma krótkimi wycieczkami w przeszłość, co chwilę zaś wypływają nowe aspekty, ukazujące całość w zupełnie odmiennym świetle. Ze względu na nieco zamkniętą przestrzeń miejsca zbrodni (plebania w prowincjonalnym miasteczku, gdzie niepodzielnie rządzi ksiądz) gęsta atmosfera śledztwa przypomina nieco klasyczne kryminały w stylu closed room, zwłaszcza że przewija się tu cała galeria podejrzanych, łącznie z tradycyjnym ogrodnikiem.
Jest bardzo współcześnie, co powinno zadowolić osoby kręcące nosem na wszechobecne retro, są liczne aluzje i dygresje do aktualnych wydarzeń z pierwszych i dalszych stron gazet, topograficznie i faktograficznie wszystko gra. Z rozrzewnieniem i wielkim ukontentowaniem podążałam Nemhauserem po znanych warszawskich zaułkach, a nawet przez koszmarne skrzyżowanie Marsa z Płowiecką, gdzie Mario z Nemhauserem mieli bliższe spotkanie trzeciego stopnia z antypatycznym kierowcą czarnego hummera. Nasycenie autentycznymi detalami było jak trzeba, bez irytującego klepania nazw marek, produktów i ulic, ale wystarczająco naturalne, by zagłębić się w książkową rzeczywistość bez poczucia, że ktoś (autor) nas robi w balona.
Jest to kryminał bardzo polski także z tego względu, że nie ma tu typowego dla wielu pozycji anglosaskich, skandynawskich czy nawet niemieckich betonowego przywiązania do litery prawa. Tu mataczy, kręci i tuszuje dosłownie każdy, od policyjnego pionka po najwyższe piętra, zaś sprawiedliwości staje się zadość (albo i nie) nie na skutek przykładnego ujęcia sprawcy przez sprawny aparat władzy i posadzenie go za kratkami. Tu sprawiedliwość rozgrywa się w kuluarach, za zamkniętymi drzwiami, pokątnie. Prawo to prawo?...
Co tu dużo gadać, to jest dobry kryminał. Po słabszym "Długim weekendzie" tajemniczy Hagen wraca do formy i przywraca mi wiarę w polskich kryminalistów.
Moja ocena: czwóra z plusem (4+/5).
Co tu dużo mówić. Podoba mi się :) Sama wybrałabym się na zwiedzanie tych warszawskich zaułków :)
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością przeczytałąm pierwszą i drugą część. Po ta też musze sięgnąć.
OdpowiedzUsuńForma jak najbardziej wysoka :)
OdpowiedzUsuńTożsamość Hagena to już chyba tajemnica poliszynela ;) "Granatowa krew" bardzo mi się podobała, muszę koniecznie nadrobić "Długi weekend".
OdpowiedzUsuń"Długi weekend" trochę mniej mi się podobał, za to "Dzień zwycięstwa" - bardzo:-)
UsuńKolejny z listy autorów, których odkładam sobie na później, ale brzmi to dobrze. W ogóle Warszawa w kryminale mi tak nie zgrzyta, jak Warszawa w oryginale ;)
OdpowiedzUsuńWierzę, że Krakusowi może zgrzytać:-) Odwrócę kota ogonem i zapytam przy okazji: znasz kryminały z akcją w Krakowie?...
UsuńDobrze ci znany Rychter, oczywiście :) Poza tym Małopolska, jak się już przeżyje początkowe zgrzyty, to później gładko idzie i nawet fajne. Poza tym dwie powieści państwa Kuźmińskich "Sekret Kroke" i "Klątwa Konstantyna" - z kategorii retro. Seria o Kacprze Ryxie też jest poniekąd kryminalna, z kategorii kryminał historyczny. Z tego co pamiętam to książki Świetlickiego, ale czy to takie kryminały klasyczne są, to raczej nie przypuszczam. "Dziewczyna z aniołem" to kryminał z czasów PRL. Więcej grzechów nie pamiętam, ale kołacze mi się po łbie, że coś jeszcze jest.
UsuńFakt, Rychter!... Kuźmińskich "Klątwę Konstantyna" nawet mam, a Kacper Ryx czeka na odebranie... podobnie "Dziewczyna z aniołem". Oj, coś mi się zdaje, że najbliższe tygodnie mogą się okazać bardzo krakowskie;-)
UsuńNie miałam okazji czytać ani "Granatowej kwi", ani "Długiego weekendu". Nie ma więc chyba sensu sięganie po trzeci tom. Będę mieć jednak cykl na uwadze, bo zaostrzyłaś mi apetyt :)
OdpowiedzUsuńW sumie można to czytać i bez znajomości poprzednich tomów, ale wiele smaczków wtedy ulatuje... Polecam, naprawdę!
UsuńBardzo zachęcająca opinia! Ponieważ przeczytałam obie wcześniejsze części z przyjemnością przeczytam "Długi weekend" tym bardziej, że miotania się Nemhausera po mieście jest mniej ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się określenie "dragon w spódnicy" :) Czyżby Hagen postanowił nieco odbrązowić idealną Paulę? :)
Idealna Paula... wyjątkowo nie lubię tej postaci, jest jakaś taka... dominująca. W tym tomie głównie zajmuje się robieniem kariery:-)
UsuńAch, to już trzecia część wyszła na rynek, a ja jeszcze nie znam dwóch poprzednich. Wkrótce kupię i przeczytam, nie mogę oprzeć się dobremu, polskiemu kryminałowi. Nawet jeśli główny bohater czasami jest bardziej rozlazłym tatuśkiem niż twardym detektywem.
OdpowiedzUsuńPolecam szczerze, bo to jedno z lepszych zjawisk w polskim światku kryminalnym;-)
UsuńZapewne grudzień zastanie mnie przy lekturze najnowszego Hagena, ale pocieszam się, że jak mówisz, książka jest dobra. A jak tam Mario, wybitnie mnie denerwuje, dostał rolę przychlasta i robi co może, by sprostać zadaniu:).
OdpowiedzUsuńMario w tym tomie naprawdę mnie rozśmieszył, ten jego ptasi móżdżek jest tak przerysowany, że nie da się inaczej, jak zaakceptować, ze wszystkimi przyległościami;-)
UsuńJa właśnie jestem w trakcie Weekendu. Miłośniczką kryminału nie jestem, ale Hagen do mnie trfaił :)
OdpowiedzUsuńW takim razie powinien Ci się spodobać również "Dzień zwycięstwa"...
Usuńna Slowianinie wykupili, a chcialam zamowic, bo lubie Hagena (swoja droga, ciekawe, skad autor wzial ten pseudonim :DDD). W najgorszym wypadku poczekam az do Swiat, bo wtedy jedziemy do Polski...
OdpowiedzUsuńM.
Wykupili?!... No proszę, jaki hicior:-) Ja będę sprzedawać niedługo na ebayu;-)
Usuńto zajrze :D zreszta tez sama musze regaly przewietrzyc ;)
Usuńnie mogę się już doczekać lektury :-) Recenzja jak zwykle smakowita i podsyca apetyt!
OdpowiedzUsuńA dzięki, dzięki:-)))
UsuńMnie zachęcać wcale nie trzeba, niech no tylko będzie okazja, żeby ją kupić. Wierzę w tę serię, przeczytałam dwie pierwsze, na pewno postaram się jak najszybciej przeczytać i tę. Nie uważam, zeby druga była strasznie gorsza, trochę leniwa, jak to długi weekend, klimat oddany był świetnie. W każdym razie ja Nemhausera i s-kę kupuję
OdpowiedzUsuńNie strasznie gorsza nie była ta druga część, ale mnie zmęczyło jeżdżenie Nemhausera z jednego kąta Warszawy w drugi... Swoją drogą, w realu też męczy:-)
Usuńmnie Warszawa męczy już po pół godzinie, ale ja ze wsi jestem, pewnie dlatego. Mieszkałam tam kilka lat i wtedy była dla mnie mała i przytulna
Usuń"granatowa krew" była dobra. "Długi weekend" porzuciłem po 50 stronach stwierdziwszy, że Hagen to pisarz jednej książki. A tu taka niespodzianka - oceniasz trzecią część dość wysoko. Może rzeczywiście autor wraca do formy... /tommy/
OdpowiedzUsuń"Długi weekend" mnie również ciężko szedł, ale "Dzień zwycięstwa" szczerze polecam:-)
UsuńFaktycznie, do Nemhausera nie pasują takie imiona dzieci. Ale znam wielu takich, którzy chętnie podchwycą pomysł. Daleko nie szukając: mam współpracowników, którzy nadali bliźniakom wdzięczne imiona: Józef i Maria. Dla rozjaśnienia dodam, że starszy syn to Jan Paweł. Dla następnej pary bliźniąt Cyryl i Metody jak znalazł!
OdpowiedzUsuńŁo matko, Józef i Maria... Z kolei w książce "W białej ciszy" bliźniaki nazywały się Noel i Leon...:-)
UsuńSkoro wiara przywrócona, to super:) U takiej miłośniczki kryminałów, jak ty to wiele znaczy:D
OdpowiedzUsuńNo, podobno nadzieja umiera ostatnia... ale tu rzeczywiście jest nieźle:-)
UsuńCieszę się, że mogę u Ciebie odkryć nowe i nieznane mi wcześniej przykłady dobrego kryminału. Hagena wcześniej nie kojarzyłam, choć mam wrażenie, że okładka tej książki jest mi znajoma. Tak czy inaczej lubię polskich autorów i nawet bardziej interesuje mnie kryminał rodzimy niż np. skandynawski.
OdpowiedzUsuńW takim razie Hagen pewnie cię nie rozczaruje, bo jest baaaardzo polski:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA dzięki:-)) Warto sprawdzać nie tylko w kryminałach, nawiasem mówiąc... A nazwisko mam po mężu i chyba nas ze wspomnianym twórcą nic nie łączy, bo Hofmannów (albo Hoffmannów) tu jak psów:-)))
UsuńSwego czasu tak bardzo spodobał mi się Miłoszewski z tym Sandomierzem w "Ziarnach prawdy", że uznałam to za wręcz ideał kryminału. Bardzo się ciesze, że mogę rozglądnąc się za tą "rodzimą serią"...chociaż ja tu jestem chyba jedyna, kto nie wie kim jest Hagen...KIM JEST DO DIABŁA HAGEN???? pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńPo wielu spekulacjach, domysłach i dementi kryminaliści ustalili, że za pseudonimem Wiktor Hagen kryje się Leszek Talko:-)
Usuń