Wydawnictwo: Page & Turner
Data premiery: 25.07.2011
Ilość stron: 383
Cena: 14,99 euro
Niewiele jest książek, których nie jestem w stanie przeczytać ze względu na opisaną brutalność i bestialstwo, flaki, bebechy, sceny obrzydliwe i przejmujące wstrętem. Z reguły jest nawet tak, że im bardziej autor się stara, by zaszokować, przytłoczyć i unurzać czytelnika w tego rodzaju smakowitościach, tym bardziej okazuje się, że efekt jest wręcz przeciwny - całość zaczyna przypominać kiepską komedię, a okrucieństwo, miast straszyć, śmieszy. A ponieważ sporo pisarzy czerpało już z tej studzienki, to i niewiele nowego można w tym względzie wymyśleć. Temat seryjnego mordercy, mordującego w wyrafinowany i okrutny sposób jest już dość wyeksploatowany. Z tym większą nieufnością podeszłam do debiutanckiej powieści niemieckiego autora Maxa Bentowa pod znaczącym tytułem "Der Federmann" (w wolnym przekładzie "Człowiek w piórach").
Już niesamowita okładka zwiastuje pójście w pewnym określonym kierunku. I faktycznie, mój instynkt się nie pomylił. Jest seryjny morderca, jest okrutna zbrodnia, zapowiedziana wizytą małego, wystraszonego ptaszka, wpuszczonego do sypialni ofiary przez mordercę. Zapowiedziana zbrodnia wydarza się i tak - kobieta ginie, jej ciało zostaje zmasakrowane, a piękne blond włosy obcięte i zabrane jako trofeum. Oczywiście, schemat się powtarza, ginie kolejna blondynka, jednak tym razem morderstwo przypadkiem obserwuje córka ofiary, której w ostatniej chwili udaje się umknąć.
Zatrzymajmy się jednak na moment przy słowie "schemat". Ktoś, kto przeczytał pewne pensum podobnej literatury, niechybnie rozpozna w tej powieści parę z nich. Nie mówię już nawet o brutalnych okaleczeniach i wymyślnej ptasiej okrasie zbrodni (czyż podobnych wątków nie wykorzystała już w genialny sposób Mo Hayder?), ale o postaci berlińskiego detektywa Nilsa Trojana. Schematyczna jest jego poharatana dusza (czyżby nie było już policjantów bez nerwowych lęków, paranoi, problemu alkoholowego i tym podobnych?), schematyczna jest potajemna psychoterapia, schematyczne jest zadurzenie się przez detektywa w pięknej pani psycholog, schematyczne jest wpadnięcie pięknej pani psycholog w łapska zbrodniarza. Tu i ówdzie pachnie zapożyczeniami z innych dzieł, na szczęście z tych lepszych, bo to nie wstyd uczyć się od Harrisa, na przykład, który stworzył jedną z najlepszych postaci psychopatycznego mordercy w ogóle.
Autor odrobił lekcje i przeczytał właściwe pozycje z nurtu "jak pisać bestsellery". Trzeba przyznać, że nie rozmienia się na drobne i po kolei odhacza wszystkie najważniejsze punkty. Pozostaje przy tym wierny gatunkowi, poruszając się raczej w płytkich wodach. Na głębokie kreacje postaci, filozoficzne dywagacje czy psychologizowanie nie ma tu ani miejsca, ani czasu. Bowiem jedno Max Bentow opanował do perfekcji: operowanie tempem i dynamiką. Jeszcze nigdy chyba nazwa wydawnictwa tak dobrze nie oddała charakteru wydanej pozycji: to jest prawdziwy, rasowy page turner, napisany, by trzymać w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, by zaszokować, raz czy dwa zaskoczyć, a w ogóle to zdjąć z czytelnika ciężar myślenia.
Czuje się wyraźnie, iż autor maczał palce w branży teatralnej, bowiem mocną stroną książki są dynamiczne dialogi, zaś niektóre sceny zostały napisane jakby prosto na deski. Mało opisów, sporo dialogów, błyskawiczna akcja, jeden znakomity moment zaskoczenia, od czasu do czasu można się potknąć o małą nielogiczność lub płycizna - tak w skrócie można streścić najważniejsze cechy tej książki. No i jest Berlin - miłośnicy tego miasta wyjdą na swoje, choć momentami miało się wrażenie, że autor opisuje trasę, którą wytyczył mu przedtem GPS - skręcił w Hermannstrasse, doszedł do Freisinger Strasse i tak dalej.
Stanowczo odradzam poszukującym ambitnej lektury, szczerze zaś polecam łaknącym szybkiego odmóżdżacza. Wszak nie samym noblistą człowiek żyje, a w repertuarze każdego mola zapewne znajduje się czasem dziełko nieco trywialniejsze. Takim dziełkiem jest "Człowiek w piórach" - przeczytane bez większych refleksji, za to wchłonięte w dwa popołudnia z mokrymi plamami pod pachami i zapewne szybko zapomniane. I nie szkodzi, bo Max Bentow napisał już drugą powieść, po którą w potrzebie chętnie sięgnę.
Moja ocena: czwórasek, taki niepełny trochę, ale zawsze (4-/5).
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania trójka pik w kategorii pisarz z kraju sąsiadującego.
Za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego serdecznie dziękuję wydawnictwu. Więcej o programie znajdziecie na stronie: www.goldmann-verlag.de oraz na facebooku (www.facebook.com/goldmannverlag).
Przydałby mi się teraz taki odmóżdżacz, bo miotam się pomiędzy czteroma pozaczynanymi książkami :/ Czasem dobrze coś takiego przeczytać, kiedy ambitniejsze książki "nie wchodzą". Wyjątkowo podoba mi się okładka. Ciekawe czy jakieś wydawnictwo zdecyduje się wydać?
OdpowiedzUsuńOkładka, owszem, cudowna. To dzięki niej zwróciłam uwagę na tę książkę:-)
UsuńDobry odmóżdżacz czasami także się przydaje, ale nei za często.
OdpowiedzUsuńNa okrągło nie mogłabym czytać takich książek, ale od czasu do czasu, zamiast sauny, owszem:-)
Usuń:) pewnie, że na okrąglo się nie da.
UsuńTakie książki też się przydają ;)
OdpowiedzUsuńA ja lubię takie odmóżdżacze:)Na tego przyjdzie mi trochę poczekać zapewne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Świetnie oddana dynamika książki słowa tak łaknące i sycące, iż satysfakcją po Twojej opinii mnie usatysfakcjonowała;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKocham dobre odmozdzacze :-))).
OdpowiedzUsuńA kiedy w PL?? ;-))
To jest pytanie!:-)
UsuńDobry odmóżdżacz nie jest zły :) Tak szczerze, to współczuję trochę debiutującym pisarzom, bo aby naprawdę błysnąć, muszą stworzyć coś, czego jeszcze nie było, a to naprawdę trudne zadanie. Stąd tak wielu idzie po sprawdzonych, utartych ścieżkach, bo wielu ludzi wtedy i tak to kupi. Pal licho oryginalność...
OdpowiedzUsuńTak, powieści debiutantów często są niedorobione. Tutaj, mimo całej schematyczności, autor naprawdę nieźle się sprawił. Może trochę mniej utarte wątki i następnym razem będzie świetnie:-)
UsuńDotarło do mnie dzisiaj i oto jestem u Ciebie. Byłam pewna, że musiałaś to czytać i, proszę - znalazłam :) Za pamięci - co Mo Hayder polecasz?
OdpowiedzUsuńOdmóżdżacz zawsze w cenie, ja tam lubię. I - odnosząc się do postu "Przyfrunęło" z 22.06. - piękny gest ze strony wydawnictwa :) Ciekawe jak ja ocenię to czytadło - do rana siedziałam wczoraj i do południa dzisiaj nad I tomem trylogii Larssona i tu dopiero można zobaczyć rasowy page turner! Tak w ogóle pierwszy raz takie określenie słyszę i już go sobie zanotowałam w pamięci - czasem tak trudno to wyrazić, że gotowe określenie zdecydowanie ułatwi robotę w przyszłości :) Pozdrawiam!
Za pamięci odpowiadam: "Ptasznik" hardcore, mówię Ci. Jest też "Treatment", też świetne, ale chyba nikt tego nie wydał w Polsce. Poza tym dobre było "Tokio" i "Pig Island" (też niewydane).
UsuńSwoją drogą, trudno porównywać Larssona do Bentowa, w tym pierwszym zdecydowanie jest jakieś przesłanie, w drugim chyba tylko perwersja i przewracanie stron. Ale do odmóżdżenia dobre:-)
Na czytniku mam "Skórę". Czytałaś? Bo nie wiem, czy się brać :) Ale rozejrzę się za Ptasznikiem. I nie, nie porównywałam, raczej konfrontowałam :) Książkę już łyknęłam i rzeczywiście, odmóżdżacz, sporo hollywoodzkiej akcji na końcu, trochę takie niewiarygodne :) Ale przyjemność spora.
Usuń"Skóra" znakomita, takie afrykańskie, odrealnione klimaty, voodoo i tak dalej. Ale wielu osobom się nie podobało, musisz sama przetestować. "Tokio" też było znakomite, dużo brutalności, niesamowity klimat, ale Mo Hayder w tym w ogóle celuje.
UsuńPtaszydło-straszydło, ot, bardzo bardzo szybki fast food, taki smaczny, że nawet nie wiesz, kiedy połkniesz - książkę przeczytałam dzisiaj w całości. Moim zdaniem mordercę można było szybko wytypować, dużym elementem zaskoczenia dla mnie było odkrycie samych motywów i historii, która do tego doprowadziła, poza tym - postacie słabiutkie, drażniła mnie przezroczystość ich i przestrzeni. Dynamika nie zawsze jest ok. Jako odmóżdżacz - jak najbardziej.
OdpowiedzUsuń