skip to main |
skip to sidebar
Cid Jonas Gutenrath "110 - ein Bulle hört zu" - czyli jak tu nie kochać policjantów
Wydawnictwo: Ullstein extra
Język: niemiecki
Data wydania: 09.03.2012
Ilość stron: 381
Cena: 14,99 euro
Wydawałoby się, że to idealna książka dla mnie. Ja, wiecznie głodna kryminalnych treści, niczym pies tropiący z nosem przy ziemi, wiecznie w poszukiwaniu oryginalnej zbrodni i idealnego policjanta. A tu bach: zwierzenia prawdziwego gliny, autentycznego twardziela z krwi i kości, nie żadnego tam pięknoducha, tylko takiego, który wyrodził się z przestępczego getta Berlina. Nie żadna tam beletrystyka, bajki wyssane z palca, stworzone przez chorą wyobraźnię gorliwych pisarzy, tylko HISTORIE PRAWDZIWE, takie, które wydarzyły się naprawdę, spisane i uwiecznione dla potomności. Tak, tak, książka "110 - a gliniarz słucha" to protokół z dziesięciu lat pracy w centrali alarmowej berlińskiej policji, pierwszej instancji, do której zwracają się o pomoc potrzebujący, poszkodowani, ale także pieniacze, wykolejeńcy i sami zbrodniarze.
Kupiłam. Z wypiekami na twarzy wciągnęłam nawet pierwsze sto stron. Rozpłakałam się już na dziesiątej, podczas lektury rozmowy z kilkuletnim chłopcem, bezbrzeżnie smutnym i umierającym z tęsknoty za niedawno zmarłą mamą. I wiecie, co mu poradził nasz dużyrny glina? Powiedział, żeby poszedł z tatą do wesołego miasteczka, tam, gdzie można kupić balony napełniane helem. Żeby przywiązał do niego napisany wcześniej list do mamy i puścił go prosto do nieba... A wiecie, co odpowiedział smarkacz? "Nie jesteś skurwysynem"...
Takich historii jest tu więcej. Dzwoni na przykład facet, obawiający się, że sąsiad (któremu przeszkadza cień drzewa) zetnie mu w nocy rosnącego na ogrodzonej posesji kasztanowca (którego dzwoniący darzy wielkim sentymentem). Złośliwy sąsiad już krąży wokół z mechaniczną piłą. I wisi mu, że będzie musiał zapłacić grzywnę - kasztanowiec i tak przestanie mu cieniować, a następny będzie potrzebował parę lat, by urosnąć. Nasz glina radzi mu kupić dwa psy: jadowitego szczekacza, najlepiej z domieszką szpica (jako alarm) i wielkiego killera (jako ochroniarza), mając nadzieję, że nie dowie się z nagłówków: "Sąsiad zagryziony przez krwiożerczą bestię"...
Jest też kobieta ze złamanym sercem, siedząca na parapecie okna i zamierzająca rzucić się z trzeciego piętra. Nie będę cytować tej dramatycznej rozmowy, w której Gutenrath próbuje wszystkiego, ale to naprawdę wszystkiego, by nie dopuścić do tragedii, łącznie z wywlekaniem osobistych szczegółów z własnego życia, spuszczeniem gaci i obnażeniem się przed obcą babą. Nie udało mu się...
Są tu historie zabawne, absurdalne, błahe i nieprawdopodobne. Są rozmowy poważne, filozoficzne wręcz, pasujące bardziej do telefonu zaufania niż do 110, są rozmowy niepotrzebne, irytujące i chamskie. Dzwonią bezdomni, akademicy, dzieci, staruszkowie z demencją, cudzoziemcy i mordercy. Kobiety bite i bijące.
I wszystko byłoby świetnie, a książkę okrzyknęłabym chyba pozycją roku, gdyby po około stu stronach coś nie zaczęłoby mi przeszkadzać. Telefonicznych relacji robi się coraz mniej, za to co raz więcej osobistych wtrętów Pana Policjanta, z których dowiadujemy się, jakim wspaniałym jest ojcem, mężem i panem psa. Jego gawędy coraz bardziej skręcają w kierunku pełnych samouwielbienia hymnów, a ze znakomitych anegdot z życia wziętych robi się kadzenie. Kadzenie Znakomitemu Autorowi. Szkoda, bo facet naprawdę potrafi pisać, a jego styl jest barwny i pełen dowcipnych puent. Szkoda, bo jeśli tylko jedna dziesiąta z tego, co opisał Gutenrath, to prawda, to jest on takim gliną, na jakiego chcielibyście trafić, gdyby palił Wam się grunt pod nogami: facet z empatią, z wyczuciem, nie srający po gaciach przed przełożonymi i gwiżdżący na wszelkie uprzedzenia etniczne, wyposażony w niesamowitą intuicję i poczucie humoru. Wystarczyło trochę przystopować, a wyszłaby z tego znakomita literatura faktu.
Daję trzy gwiazdki, za okruchy prawdziwych ludzkich dramatów i przebłyski genialnej ironii, odejmuję dwie za koloryzowanie (chyba) i niewłaściwie rozmieszczenie ciężarków. Mniej samouwielbienia, więcej prawdziwych historii!
Moja ocena: 3/5
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania trójka pik u Sardegny (literatura faktu).
Czyli dobrze szło, ale zdechło po drodze:). Też kiedyś któraś z książek tak mnie "załatwiła". Im dalej było w las tym gorzej.
OdpowiedzUsuńNo. Nie chciałam pisać, że to wywalone pieniądze, ale trochę się czuję oszukana...
UsuńHmm gdzieś coś czytałam na temat tej pozycji...czyżby u ciebie na blogu bała jakaś wzmianka? Jestem zainteresowana, ale szkoda, że autor zzdecydował się pójść "tą drogą". Jeśli będzie w Polsce chętnie przeczytam
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, ale chyba pisałam kiedyś taki artykuł na ZwB o nowościach niemieckiego rynku kryminalnego, i tam coś było o fali policyjnej literatury faktu (bo Gutenrath nie jest jedyny w tej chwili).
UsuńHmm być może, że to na ZwB :)
UsuńCzytałaś tę książkę po niemiecku, a zrecenzowałaś po polsku? :)
OdpowiedzUsuńA owszem:-)
UsuńCzytam teraz coś podobnego autorstwa policjantki z Chicago - na razie zaczęłam, więc trudno się wypowiadać, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Lubię jakie książki.
OdpowiedzUsuńBo to świetny temat, tylko cała sztuka, żeby go nie sknocić. Ja na pierwszych stu stronach była naprawdę w zachwycie...
UsuńNo, nie wiem, jakos nie jestem przekonana... rozmowy, hm?
OdpowiedzUsuńObiecane rozmowy to zaledwie drobna część książki, niestety. Większość to przechwałki supergliny.
OdpowiedzUsuńRozmowy plus przechwalki, brr - chyba jednak spasuje ;-)).
Usuń"1...2...Polizei"...Jeżeli Ty czujesz się zawiedziona i oszukana, to i ja nie znalazłabym w niej nic dla siebie...
OdpowiedzUsuńTeż (W nawiązaniu do komentarza Agaty) już gdzieś czytałam o tej książce, wydawało mi się, że u Ciebie w zapowiedziach, ale może i było to ZwB ;)
OdpowiedzUsuńCo do książki, przeczytałabym ją chętnie dla tych pierwszych 100 stron, ale raczej nie wyrzuciłabym na nią pieniędzy, no nadmierny narcyzm nieco mnie razi...
Nie dziwię się, ze irytowało Cię to policyjne samouwielbienie. Za to o ludzkich dramatach sama chętnie bym poczytała. ;)
OdpowiedzUsuńmialem taka w domu ale oddałem
OdpowiedzUsuń