Ads 468x60px

czwartek, 27 października 2016

Mamut jesienny



Mamut jesienny upolowany. Pora na gromadzenie zimowego tłuszczyku, toteż i zwierz tłuściejszy, nóżki ma krótsze, za to samarkę pokaźną. Jak zwykle pokazuję tylko mamuta namacalnego, bowiem te wirtualne to normalnie już co drugi dzień mi wlatują do domu, takie lekkuchne są, frywolne, rozbrykane. Ale co wam tam będę wirtualne mamuty pokazywać. Mamut ma być wielki, ciężki, ma mieć swoją woń i teksturę.

No to przystąpmy do rozbierania tuszki.


Na pierwszy ogień niech pójdzie sadło i łapy. Tak się jakoś złożyło, że to sami polscy kryminaliści, i same jesienne nowości: i nowy Czubaj, i kupiona zupełnie w ciemno "Aorta" (brzuszna!), jest kolejna Szczupaczyńska, wyczekana nowa Fryczkowska i równie wyczekany Chmielarz. A wszystko to w barwach rzeźniczych, purpura z bielą, wymieszana z szarościami. Pozytywnie zaznaczyć należy brak romantycznych okładkowych dziewoi, no, chyba że panią Szczupaczyńską wliczymy do wspomnianego nurtu i przymkniemy oko na nóżki pomykające po schodach osiedla marzeń. Sama nie wiem, na którą z tych lektur cieszę się najbardziej. Gdyby nie niebezpieczeństwo, że z kretesem poplączę wątki, bohaterów i trupy, do bym czytała w koło macieju, po pół godzinki każdej.


Nie samym sadłem człowiek żyje, trzeba też coś zrobić dla intelektu. Tym razem grzbiet, ogonek i łepetynka wyszły bardzo światowo, a ja po części rzuciłam się na nowości (Ostatnie słowo i Sympatyk), po części zaś uzupełniłam braki, dorzucając książki, które zawsze chciałam przeczytać, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Przy czym Ulicka jest częścią planowanego przeze mnie projektu, o którym wkrótce napiszę trochę więcej, i który powoli zaczyna się konkretyzować, a nawet stawać się ciałem. Zwróćcie uwagę na japoński ogonek. Jakoś mnie tak wzięło na japońszczyznę i zamierzam co nieco zgłębić współczesną japońską literaturę.


I na koniec serduszko, czyli coś, na co cieszę się najbardziej. Zbiór wywiadów Adama Pluszki z tłumaczami zatytułowany finezyjnie "Wte i wewte". Jest Świerkocki, jest Cholewa, jest Łukasiewicz i Braiter, właściwie niemal cały współczesny tłumacki panteon. Niektóre z wywiadów już czytałam na łamach dwutygodnika.com, ale tu jest ich więcej, tu można do nich wracać - i chłonąć. Polecam nie tylko tłumaczom. A właściwie wszystkim, którzy czytają. I to nie tylko przekłady.

Tak, wiem, ten mamut to zapchajdziura. Ale pomyślałam sobie, że zapcham tę ziejącą już dziurę w blogu, prowizorycznie chociaż, byle do końca miesiąca. Bo po dedlajnie będzie... kolejny dedlajn, ale to dopiero pod koniec grudnia. A w międzyczasie, zanim koniec grudnia zacznie się zbliżać wielkimi krokami, wprawiając mnie w postępującą panikę, zamierzam uraczyć was paroma recenzjami (nie wszystkie będą pozytywne, o nie!), a także wspomnianym już projektem, w którym upraszać się będzie o wasze wielkie wsparcie. Ale szczegóły to już po dedlajnie. A teraz idę pieścić. Mój przekład, oczywiście, a wy co sobie myśleliście?...