Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 7 października 2015
Liczba stron: 320
Cena: 36,90 zł
Jakżeż pięknie mi się ułożyła końcówka tego roku!... Oto wygasa stary rok, dogorywa mocny, rozdygotany i poruszający, tak jak powieść, która wprowadziła mnie w nowy, jeszcze dziewiczy rok. Pewnie gdybym chciała zaplanować taki finisz, nigdy by się nie udał, a tak, trochę niechcący, z zaskoczenia, Jakub Małecki sprawił, że... ten ostatni dzień roku zapłonął i ogrzał czytelniczego ducha.
Gdyby dać wiarę okładkowym zachętom (nie należy tego robić, nigdy!), to należałoby się spodziewać banalnej sagopodobnej historii z szarym peerelem w tle. "Dygot" zaś nie jest ani sagopodobny, ani banalny. Najwyżej ten szary peerel w tle jeszcze by uszedł od biedy, choć nie o dziejowe zawirowania tutaj chodzi.
Śledzimy tutaj losy dwóch rodzin, które za zrządzeniem przypadku i do wtóru chichotu przeznaczenia splatają się ze sobą i łączą nie tylko rodziny, ale przede wszystkim dwójkę głównych bohaterów: Emilię i Wiktora. Oboje dorastający z fizycznym handicapem, oboje zmagający się z piętnem inności, wrażliwsi od innych, i choć powierzchownie brzydsi, to jednak piękniejsi. On - albinos, odmieniec, dziwoląg i wcielony szatan, ona - ze skórą przypominającą stopiony ser, usianą bliznami po poparzeniach. Skazani na odtrącenie, odnaleźli się w swej wyjątkowości. Nie na długo. Ich miłość zostaje ucięta gwałtownie i nieodwracalnie, w otoczce tajemnicy, która na długie lata położy się cieniem na dalsze losy rodziny.
Brzmi zwyczajnie i pospolicie, a nie jest. Bowiem Małecki nie tylko fantastycznie snuje tę opowieść, Małecki ma błogosławiony dar puentowania. Sceny, z których układa te ludzkie egzystencje, niektóre kluczowe, inne nieważne, jeszcze inne o ukrytym znaczeniu, są tak niezwykłe, pełne takich absurdów, że musiało napisać je życie. Małecki roztacza je bez wodolejstwa, w konkretnych, mocnych zdaniach, ale ze szczyptą magii, tu i ówdzie otoczone poetycką mgiełką, ukrytą czasem w jednym, bezbłędnym sformułowaniu. I trach, jednym zdaniem, jednym szczegółem niekiedy kończy scenę, a ty, czytelniku, zostajesz z otwartą ze zdumienia gębą, mętlikiem w głowie i zachwytem w sercu.
Niewiele jest powieści, które tak trafnie ujmują tematykę obcości, odmienności. Znakomita jest kreacja Wiktora - kruchego jak szczeniak, dręczonego osobliwymi wizjami, a jednocześnie tak bardzo ciekawego świata, poszukującego, otwartego. W zetknięciu z prymitywną tłuszczą, karmiącą się zabobonami i zagrzewaną nienawistnymi tyradami wiejskiego klechy jest skazany na porażkę. I radzi sobie, biały, rozdygotany motyl w ciemności.
Jest tej w tej powieści jakiś wielki, egzystecjalny smutek. Przypatrujemy się tym przegranym życiom, dogasającym powoli i w samotności, w cierpieniu, towarzyszymy im od narodzin po ostateczny kres, wraz z nimi szukamy dopełnienia i jakiegoś sensu w tych bytach, bezradni wobec wielkiej niewiadomej, która przesądza o ich losach. Czy sami wybierają? A może poddają się woli prządki, splatającej nitki ich życia w zgrzebną tkaninę? A może jest w tym inna siła sprawcza, mściwie obracająca kołem przeznaczenia? Odpowiedź jest rozmyta...
Ależ to dobra powieść!...
Czytajcie. A korzystając z okazji, życzę Wam wszystkim w Nowym Roku wielu dygotów (tych dobrych, konstruktywnych) i zachwytów, i w ogóle czytelniczego spełnienia. Niech się darzy!