Ads 468x60px

niedziela, 18 maja 2014

Chimamanda Ngozi Adichie "Americanah" (Amerykaana) czyli przygody Nigeryjki w kraju bez rasizmu




Wydawnictwo: S. FISCHER
Tytuł oryginału: Americanah
Data wydania: 15.04.2014
Liczba stron: 600
Cena: 24,99 euro
Mieszkam w kraju, w którym się nie urodziłam i nie dorosłam. Mówię językiem, który nie był językiem moich rodziców. Bez akcentu, co znacznie ułatwia życie. Mam jasne włosy i skórę. Wtapiam się. Nikt, kto mnie zobaczy na ulicy czy usłyszy podczas przygodnej rozmowy, nie domyśla się nawet, że nie jestem stąd. Dopiero kiedy przedstawiam się z imienia, następuje króciutki moment konsternacji, zanim rozmówca parę razy skaleczy je w desperackiej próbie jego zapamiętania, albo pominie milczeniem, by później starannie unikać zwracania się nim do mnie.

Każdy jest cudzoziemcem. Każdy, kto choć raz wysunie nos poza granice własnego kraju, staje się cudzoziemcem, biorąc na siebie bagaż wszystkiego, co z tym związane. Doświadcza tego i Ifemelu, która dopiero wyjeżdżając z Nigerii do Stanów Zjednoczonych dowiedziała się, że jest czarna. I co to naprawdę oznacza. Bo w odróżnieniu ode mnie, po Ifemelu od razu widać (i słychać, mimo odebranej starannej edukacji, która jednak odbyła się w większości w Nigerii) obcość i inność. Toteż młoda Nigeryjka początkowo z wielkim zapałem uczy się obcych jej kodów i niezrozumiałych zachowań, naśladując amerykański akcent i starając się wtopić. Później, kiedy dociera do niej cała prawda i absurdalność segregacji rasowej, której oficjalnie w Ameryce nie ma (a już na pewno nie za rządów Baracka Obamy), z premedytacją i przekorą powraca do nigeryjskiego akcentu, automatycznie spadając o parę szczebli w skomplikowanej hierarchii etnicznej wartościowości. Ifemelu właściwie "się udało". Ma białego chłopaka - wykładowcę Yale, ma stypendium elitarnej uczelni. W świecie, którego reguły ustalają biali, pisze blog i publikuje swoje spostrzeżenia z życia w kraju bez rasizmu, pisze o tym, co ją spotyka, o ludziach, z którymi rozmawia i o tym, co widzi i czego doświadcza. Pisze trochę naiwnie, czasem złośliwie, bardzo szczerze, demaskatorsko i prowokatorsko. Pisze również o swym przesycie polityczną poprawnością i wszechobecnymi głosami przeciwko dyskryminacji, postulując, by pozwolić jej samej ocenić, czy niewymawialne słowo na "n" jest dla niej obraźliwe czy też nie.

"Amerykaana" jest eposem uchodźczym, choć opisani tu ludzie, szturmując zamożną twierdzę bogatych białych, nie uciekają przed głodem, wojną czy prześladowaniami. Ifemelu i Obinze to "Afropolitans", złote dzieci swego kraju, wychowane w wykształconych, anglofilskich rodzinach. To również powieść o zawieszeniu między dwiema kulturami, bezpowrotnym i ostatecznym. To także panorama życia we współczesnej Nigerii. Niebagatelną część tej powieści zajmuje również dyskurs o włosach. Serio. Adichie z humorem i zadziornością pisze o afrykańskich włosach. O ich właściwościach i konsekwencjach. A także o tym, dlaczego na głowie First Lady nigdy nie zobaczymy warkoczyków ani dredów.

I choć znajdziemy tu mnóstwo treści politycznych, to jednak nie jest to ciąg politycznych manifestów ani karykaturalnych scenek. Klamrą, spinającą całość, jest historia miłości Ifemelu i Obinze. Przepiękna historia wielkiego uczucia, opisana bez łzawości i taniego sentymentalizmu. To ważna książka. Może nie obrazoburcza, nie rewolucyjna, ale ważna. Adichie przemawia głosem nowego pokolenia pisarzy, którzy doświadczają daru (lub klątwy) podwójnej perspektywy. Przerywając hermetyczność literackich światków widzą rzeczy, niedostrzegane przez zasiedziałych i pozbawionych świeżego spojrzenia literatów. Po raz kolejny sprawdza się, że najciekawsze zjawiska we współczesnej literaturze pojawiają się na styku kultur i języków. Czytajcie Adichie, jest wspaniała.


Pierwsze zdanie: "Princeton latem nie pachniało niczym, a chociaż Ifemelu lubiła spokojną zieleń licznych drzew, czyste ulice i okazałe domy, nieco przesadnie drogie sklepy i harmonijną, niezmienną atmosferę zasłużonej elegancji, to właśnie ów brak woni podobał jej się najbardziej, może dlatego że wszystkie inne amerykańskie miasta miały swoje niepowtarzalne zapachy.*" 
Gdzie i kiedy: Nigeria, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, lata dziewięćdziesiąte i współcześnie
W dwóch słowach: epicka i obnażająca
Dla kogo: dla lubiących być na bieżąco w światowej współczesnej literaturze, niebanalne historie miłosne i Afrykę
Ciepło / zimno: 95°
* tłumaczenie własne na podstawie przekładu niemieckiego
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Blackout" w kategorii "napisana przez kobietę".

sobota, 10 maja 2014

Z lampką wina i cygarem o psychopatach...


Veit Etzold, autor powieści "Cięcie" (c) Misbehaviour

Dziś zapraszam Was nie na recenzję, a na wywiad (klik) z Veitem Etzoldem, którego powieść "Cięcie" niedawno omówiłam na portalu Zbrodnia w Bibliotece. Wywiad tamże. Pan Etzold okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem (niech Was nie zmyli to ponure zdjęcie, nawet jeśli żona autora pracuje jako medyk sądowy), zaś z rozmowy wyłania się obraz perfekcjonisty i profesjonalisty, który niczego w tym, co robi, nie pozostawia przypadkowi. Poczytajcie o krwawych thrillerach, a potem delektujcie się weekendem, w końcu to piękny maj!