Wydawca: BlanvaletIlość stron: 656Data premiery: 03.12.2011Cena: 9,99 euro
Może należałoby zacząć od próby zaszufladkowania tej książki, choć zazwyczaj sprzeciwiam się manii segregowania i opatrywania wszystkiego etykietami - wszak w literaturze najlepsze specjały powstają na skutek mieszania ingrediencji i przełamywania kanonów, co nierzadko uniemożliwia jakąkolwiek kategoryzację. Gdybyśmy zatem z góry ustalili, że w przypadku powieści Charlotte Link "Obserwator" mamy do czynienia z melodramatem obyczajowym z wątkiem kryminalnym, to recenzja tej książki zapewne nie przysporzyłaby nam większych trudności - pochwalilibyśmy to i owo, zadowolilibyśmy się taką a nie inną linią narracyjną, spodobałyby nam się kreacje bohaterów i rzesze miłośników autorki byłyby usatysfkacjonowane.
A jednak "Obserwator" pretenduje do miana powieści kryminalnej, oceńmy ją zatem tak, jakby nią była. Krótko o treści (choć w zasadzie długo o treści rozwodzić się nie sposób, bowiem, choć książka liczy ponad sześćset stron, wiele powiedzieć się nie da). A zatem: giną dwie starsze, samotne kobiety. Na podstawie podobnego modus operandi policja domniemywa, że zbrodnie popełnił ten sam sprawca. Ofiar pozornie nie łączy nic poza samotnym, odizolowanym trybem życia. Wiadomo jednak, że obie przed śmiercią się zagrożone. Autorka już od początku prezentuje paru podejrzanych: oto Samson Segal, bezrobotny i samotny mężczyzna, mieszkający z bratem i jego żoną, którego jedynym hobby i zajęciem jest łazikowanie po okolicy i podglądanie życia innych, by choć w ten sposób zaspokoić ludzką potrzebę bliskości. Czy to on jest mordercą? Już po trzydziestu stronach, mimo usilnego rzucania podejrzeń na biednego dziwaka, wiadomo, że to dusza człowiek. Ale oto drugi podejrzany: John Burton, były policjant, oskarżony w przeszłości o molestowanie seksualne podwładnej. Śledztwo wówczas umorzono, ale Burton odszedł z pracy, zachowując resztki dumy i honoru. Więc to na pewno on. Zwłaszcza że jedna z protagonistek, zamężna, rozczarowana życiem i małżeństwem Gilian nieopatrznie i wbrew wszelkiemu rozsądkowi pakuje się w związek z Johnem, który dorabiając trenuje jej córkę w szczypiorniaku. Choć piękny i atrakcyjny, na pewno w głębi duszy jest bardzo złym człowiekiem i ma niecne zamiary. W dodatku w jego mieszkaniu nie ma prawie żadnych mebli...
I tak przez długie stronice, na takim właśnie poziomie, autorka na przemian przerzuca cień podejrzenia z jednego na drugiego, by gdzieś w połowie przetasować karty i zaprezentować nową konstelację, bezlitośnie mordując męża Gilian. Niestety, wyłożone karty to nie asy i króle, a zwykłe betki, którymi nie sposób wygrać partii, a nowy podejrzany wyłania się znienacka jak z rękawa prestidigatora. Czego się czepiam? Nie czepiam się intrygi, bo ta, choć nie wyróżnia się niczym oryginalnym, jest do przyjęcia. W innym, nieco ambitniejszym ujęciu ukazana problematyka (postępujące osamotnienie jednostek we współczesnym społeczeństwie, rozluźnienie więzi międzyludzkich, przemoc w rodzinie, wykorzystanie seksualne dzieci) mogłaby zasługiwać na uwagę. Ale nie mogę zaakceptować żenującej pracy policji (para detektywów-dyletantów, beztrosko i nader gorliwie gawędzących z każdym napotkanym osobnikiem, w tym jednym z głównych podejrzanych, bez mrugnięcia okiem zdradzających istostne dla śledztwa szczegóły osobom postronnym). Nie mogę zaakceptować braku jakiejkolwiek logiki w prowadzeniu narracji czy opieraniu podstawowych wątków nie na faktach, a na intuicji i przeczuciach (tu bez przerwy a to kogoś coś tknie, a ktoś inny zauważa, jak zmienia się czyjeś spojrzenie). Nie mogę zaakceptować melodramatycznego taniego psychologizowania, nurzania się w emocjach i chwytających za serce wyznaniach. Nie mogę zaakceptować nieustannego powtarzania całych pasaży, naświetlania ich z pięciu różnych perspektyw, wykładania kawy na ławę, traktowania czytelnika jak niedorozwiniętego i niezdolnego do wnioskowania kretyna, który, jeśli nie powtórzy się wszystkiego w oczywisty sposób pięć razy, na pewno nie zrozumie, w czym rzecz. I wreszcie, nie mam najmniejszej ochoty na płaskie, sztampowe kreacje bohaterów, przewidywalne i stereotypowe do bólu.
Rozczarowujące jest osadzenie fabuły w realiach angielskich, co akurat w przypadku tej autorki nie jest niczym nowym. Rozczarowujące, bowiem niewiele z tych realiów przenika do czytelnika. Poza paroma angielskimi nazwami własnymi nie ma tu nic, żadnych lokalnych kolorytów, żadnych angielskich smaczków, charakterystycznych szczegółów, które w wielu przypadkach stanowią o jakości prozy. Tutaj akcja równie dobrze mogłaby się rozgrywać w Niemczech, Polsce, czy cholera wie gdzie. Nie zauważylibyśmy najmniejszej różnicy.
Jedyne, co mogłoby uratować tę książkę, to napięcie. Czasami jesteśmy wybaczyć autorowi płycizny fabularne czy nieporadne portrety psychologiczne, jeśli mimo wszystko zdoła nas usidlić i wciągnąć w pasjonującą, pełną zwrotów akcję. Być może udałoby się to, gdyby nie rozwleczone do granic możliwości ramy tej książki. Setki ston tej książki wypełniają miałkie i pozbawione jakiegokolwiek znaczenia dywagacje i wewnętrzne monologi, rozstrząsanie przeszłości i gdybanie o przyszłości. Na domiar złego na dobre sto stron przed końcem wiadomo, kto i dlaczego. Zero niespodzianki, zero napięcia. Ziew...
Wiem, że się pewnie narażę zatwardziałym fanom tej autorki, ale przy najlepszych chęciach nie jestem w stanie dać więcej niż dwie gwiazdki (za naprawdę sprawne posługiwanie się językiem i piękny styl). Moja ocena: 2/5.
Zaufam Twojej recenzji i nie będę zwracała więcej uwagi na tę książkę, jeśli jeszcze o niej gdzieś dane mi będzie usłyszeć.
OdpowiedzUsuńByła na mojej liście "być może do kupienia" i po tej recenzji musi z niej wylecieć. Lubie książki Link, ale nie jestem fanatyczną fanką, wydaje mi się, że jej najlepszą książką pozostaje "Dom sióstr". Podoba mi sie sugestia, że źli ludzie mają mało mebli ;] :P Czyżby pomysł autorki?
OdpowiedzUsuńFanką autorki jestem, ale spokojnie, nie będę linczować :) Pozostaje mi tylko ubolewać, że to chyba najsłabsza powieść Link. Mam dwie do nadrobienia, więc póki co na nowości rzucać się nie będę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że pod tym postem częściowo odpowiem na komentarz z poprzedniego, bo wiążą się ze sobą.
OdpowiedzUsuńSłucham właśnie "Dom sióstr", ale kiedy skończę, nie wiem, bo leci i leci, a końca coś nie widać... Jestem nieco zawiedziona o tyle, że spodziewałam się thrillera, a dostałam powieść rodzinno-obyczajową... Może zmieni się to w kolejnych rozdziałach, ale póki co się nie zapowiada. A biorąc pod uwagę Twoją recenzję "Obserwatora" zgaduję, że fanką pani Link nie zostanę.
A co to "Reckless" - już się nie mogę doczekać polskiego wydania :D Chyba założę sobie oddzielną półkę na książki z Twoim tłumaczeniem. jedna już jest, a teraz szykuje się kolejna :)
Miłośniczka Książek: Nie namawiam specjalnie, ani nie zniechęcam - różne są czytelnicze gusta i moje nie znawsze pokrywają się ze smakiem innych:-)
OdpowiedzUsuńAgata P.: Ta wzmianka o złych ludziach bez mebli wynikła z pewnego fałszywego tropu położonego przez autorkę:-) Po prostu tak ewidentnie poszła w schematy, że aż trudno się nie uśmiechnąć. A swoją drogą wiem, że ta książka i tak zbierze entuzjastyczne opinie, więc mój jeden krytyczny głosik w sumie niewiele tu znaczy:-)
OdpowiedzUsuńDosiak: To chyba dobry pomysł, żeby poczytać sobie starsze książki Link... Choć ja nieopatrznie kupiłam sobie jej najnowszą, która dopiero co ukazała się w Niemczech i aż się boję, co w niej znajdę...
OdpowiedzUsuńKasia J.: Są opinie, że "Dom sióstr" jest najlepszą książką Link, ja jej nie znam, więc trudno mi wyrokować. Wydaje mi się jednak, że powoli zaczynają jej się wyczerpywać pomysły, bo opisy z okładek wielu książek jej autorstwa po prostu się od siebie nie różnią. I masz rację, thrillera w nich coraz mniej, niestety... A z tą półką to bez przesady, aż tyle tych książek nie ma;-)
OdpowiedzUsuń"Dom sióstr" nie jest zły jako książka, bo obiektywnie rzecz ujmując, jest dosyć wciągający, ale z pewnością nie jest to thriller, a z takim nastawieniem po niego sięgałam. No nic, cały czas żyję nadzieją, że coś się tam jeszcze będzie działo :)
OdpowiedzUsuńW Polsce dopiero ma byc premiera tej ksiazki, ale juz wiem, ze na pewno po nia siegne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja jeszcze wogóle nie znam Link, więc już wiem, że nie od tej...Twoja krytyka, jak zwykle mniam...do schrupania:)
OdpowiedzUsuńBuahahahhha, usmialam sie jak norka z recenzji ;-))))).
OdpowiedzUsuńLink jeszcze nie znam, choc zamierzam poznac i cos tam nawet mam w zamowieniach bibliotecznych z jej starszych ksiazek.
Byw. jestem zdecydowanie dobrym czlowiekiem, mebli mam tyle, ze zajeta ich odkurzaniem z pewnoscia nie znalazlabym czasu na mordowanie ;PP.
Nooo,czyli dobrze, ze nie pokusiłam sie o jej lekturę w oryginale. Link bardzo dobry miała tylko Dom sióstr. Póżniej na zasadzie im dalej w las tym gorzej...a szkoda.
OdpowiedzUsuńKasia J.: Jeśli się nie pomylę, to pewnie coś się będzie działo, ale i tak z góry będziesz wiedzieć, kto i co. Najwyżej pytanie o "dlaczego" może cię jeszcze zaskoczy;-)
OdpowiedzUsuńOla: Link mimo wszystko wielu osobom się podoba, więc może nie rezygnuj całkiem z tej autorki. Nigdy nie wiadomo, co kogo zachwyci;-)
OdpowiedzUsuńCzas-odnaleziony: Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii o Link, więc może nie wywalaj jej książek z zamówień;-)
OdpowiedzUsuńA a propos mebli i rzeczonej postaci: autorka wyposażyła go w arsenał przymiotów i chyba na koniec stwierdziła, że to za dużo. Więc przynajmniej odjęła mu meble, żeby nie był taki idealny;-)
Anetapzn: Akurat "Domu sióstr" nie znam, czytałam jakieś inne wczesne powieści, ale ni cholery nie mogę przypomnieć sobie tytułów. Czytam te opisy z okładek i wszystko wydaje mi się jakieś znajome, ale wiem na pewno, że przeczytałam najwyżej ze trzy jej książki. Mam jeszcze jej najnowszą książkę, którą kupiłam pod wpływem opinii Inge Löhnig i naprawdę jestem ciekawa, czy będzie inaczej;-)
OdpowiedzUsuńNa początku zapowiadało się ciekawie, ale ostatecznie chyba nie jestem aż tak bardzo ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że to gruby i drogi gniot będzie, do zapomnienia. Dzięki za rzetelną recenzję:).
OdpowiedzUsuńDo tej pory czytałam dwie książki Link i bardzo mi się podobały. Na półce czekają teraz kolejne 3. Na "Obserwatora" czekałam w napięciu a teraz uleciało powietrze i moje oczekiwane wygląda jak sflaczały balon....
OdpowiedzUsuńBarwinka: Szczerze? Są lepsze...
OdpowiedzUsuńjane doe: Niestety, nie pomyliłaś się. A ja trochę się zżymam, że kupiłam też najnowszą Link, której w Polsce nie ma jeszcze w zapowiedziach. Była dwa razy droższa, a jeśli okaże się, że tak samo słaba, to... wrrrr.
OdpowiedzUsuńja za Link nie przepadam i nieodmiennie dziwi mnie, ze za kazdym razem trafia na liste bestsellerow...
OdpowiedzUsuńa moze ja sie nie znam? ;)
Monika
Aleksnandra: Link ma swoich fanów, ja sama początkowo byłam w euforii po jej dwóch książkach. Potem jakoś już mniej...
OdpowiedzUsuńAle nie chciałam robić za szpilkę i przekłuwać niczyich balonów;-)
Monika: To już jesteśmy dwie, co się nie znają:-)
OdpowiedzUsuńWłasnie przyszłam Cie odwiedzić w poszukiwaniu recenzji Der Beobachten a tu proszę, niespodzianka juz na pierwszej stronie :) To dopiero jest odpowiedź na zapotrzebowanie :))
OdpowiedzUsuńA swoja drogą szkoda, że Link coraz gorzej pisze, poprzednia jej książka też była przeciętna.
W takim razie gratuluję sobie przezorności i niekupienia jej w dzisiejszym zamówieniu. Pozycja ląduje na: wypożyczenie
Dzięki :)
opty2
Czytałam jedną książkę tej autorki i miałam dokładnie takie same odczucia. Pomijam jej średnio zaskakujący wątek kryminalny, ale kwadratowe problemy bohaterów zniechęcały mnie i denerwowały. Nie rozumiem fenomenu Charlotte Link.
OdpowiedzUsuńOpty2: Widzisz, czytam w myślach:-)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy ona pisze coraz gorzej, czy cały czas tę samą książkę w różnych wariantach... Sprawdzę jeszcze tę jej najnowszą, która właśnie się ukazała w Niemczech, a jeśli będzie słaba, to sobie całkiem panią Link odpuszczę.
Mamalgosia: Trochę mnie pocieszyłaś, bo już się zaczęłam obawiać, że znowu coś ze mną nie tak:-)
OdpowiedzUsuń