Ads 468x60px

środa, 28 listopada 2012

Karin Fossum "Schwarze Sekunden" (Czarne sekundy) - o jakości lapidarności


Audiobook 4 CD
Dhv der Hörverlag
Data premiery: 2004
Tytuł oryginału: Svarte sekunder
Przekład na niemiecki: Gabriele Haefs
Lektor: Nina Petri
Wersja autorska skrócona, 309 minut
Cena: 28 euro

Czy można się przesycić skandynawskimi kryminałami? Można. Jeśli ze wszystkich stron napierają rzekome bestsellery z etykietą "skandynawskie", a człowiek obawia się, że otworzywszy lodówkę, zostanie napadnięty przez "piątego Larssona", albo "książkę, która podobała się Läckberg", to trudno reagować inaczej, niż lekkim odruchem wymiotnym, zwłaszcza iż jakość zachwalanych dzieł nie idzie w parze z pracującą na najwyższych obrotach machiną promocyjną. 

Właśnie ukazała się "nowa" Fossum. "Nowa" w cudzysłowiu, bowiem "Czarne sekundy" właściwie żadną nowością nie są, wszak napisane zostały już dziesięć lat temu. Karin Fosum jest dobrą, solidną marką, więc czytelnik powinien się cieszyć z uzupełnienia luk. Z drugiej strony, jeśli to prawda, iż polski przekład wykonano nie z norweskiego, a z angielskiego (doszły mnie takie słuchy), to aż się chce zawyć i przewrotnie, celem eksperymentu, przetłumaczyć to-to z powrotem na norweski i przedłożyć autorce do wglądu...

Nie mnie jednak oceniać jakość polskiego przekładu, bowiem powieść poznałam w wersji niemieckojęzycznej, znakomicie przetłumaczonej, kogenialnie przeczytanej przez aktorkę Ninę Petri. Możnaby się po raz kolejny zastanowić, na ile lektor może przyczynić się wzbogacenia (lub zeszpecenia) dzieła - w tym wypadku nie mam najmniejszych wątpliwości, że interpretacja Niny Petri fenomenalnie stopiła się z atmosferą powieści, nadała jej dodatkowy wymiar, uwydatniła rysy postaci.

Ale do rzeczy. "Czarne sekundy" to kolejny tom z komisarzem Konradem Sejerem, jednak nieznajomość poprzednich części nie stanowi uszczerbku dla lektury. Intryga zasadza się na pomyśle nienowym, ale najwyraźniej atrakcyjnym dla wielu autorów - ginie dziecko. Dziesięcioletnia Ida Joner wyrusza na nowym, żółtym rowerze do kiosku i nigdy nie wraca; koszmar dla samotnie wychowującej ją matki, sensacyjny temat dla tabloidów, zagadka i wyzwanie dla miejscowej policji. Autorka nie trzyma się kurczowo jednego narratora - początkowo skupia się na dramacie matki, trzymanej w kleszczach stuporu i nadziei, później przenosi perspektywę na inne postacie, przyjmując rolę wszechobecnego obserwatora. Dzięki temu chwytowi czytelnik ma wrażenie, że doskonale zna każdą z postaci. Jak się można spodziewać, dziewczynka nie odnajduje się cała i zdrowa, a jej zaginiecie to jedynie początek tragedii. Wraz ze znalezieniem ciała dziecka dość prędko krystalizuje się, kto mógł mieć związek z jej śmiercią. Policja tego nie wie, ale czytelnik owszem: początkowo oscyluje między prowadzącym podwójne życie nastolatkiem, a miejscowym dziwakiem, którego niegdyś nazwanoby wsiowym głupkiem, dziś zaś przylepiono etykietkę osoby autystycznej i niepełnosprawnej umysłowo. 

Wydanie polskie, Papierowy Księżyc
Łatwość, z jaką domyślamy się, jak rozegrał się dramat, nie umniejsza jednak przyjemności lektury. Fakt, wielkich niespodzianek tutaj nie przeżyjemy, jakość tej prozy nie zasadza się jedna na dynamice akcji i jej dramatycznych zwrotach, ale na kameralnym, niespiesznym, acz wnikliwym szkicowaniu dramatis personae. Lapidarny język, unikający szkatułkowych zdań i barokowych figur retorycznych, precyzyjny i poetycki zarazem, sprawia, że mimo linearności i przewidywalności fabuły czytelnik nie ma wrażenia nudy czy poczucia straconego czasu. 

Zachwyca empatia autorki, z jaką kreśli hermetyczny świat Emila Johannesa, i choć komisarz Sejer nie wyróżnia się niczym szczególnym, to może właśnie jego spokojny sposób prowadzenia śledztwa i wrażliwość, z jaką przesłuchuje podejrzanych, stanowią o jego mistrzostwie i ostatecznie o sukcesie śledztwa. A także o mistrzostwie Fossum, która z banalnej historii, pozbawionej spektakularnych momentów, zdołała stworzyć nietuzinkowy obraz, który wchłania doszczętnie od pierwszej do ostatniej sceny, nie pogrążając jednocześnie w typowym, posępnym klimacie północnej beznadziei. 

A zatem, jak ocenić ten kryminał, w którym już po 80 stronach domyślamy się osoby mordercy? Wbrew pozorom, bardzo dobrze, choć być może moją zdolność oceny przyćmiła rewelacyjna interpretacja tłumaczki i lektorki. Dlatego dając tej pozycji mocną czwórkę, podkreślam, że na tapecie miałam wersję do ucha, w języku niemieckim.

Moja ocena: 4/5.


43 komentarzy:

  1. Jak ja lubię czytać u Ciebie o tych wszystkich kryminałach, których nie czytam :)Mam zgromadzone w postaci ebooków te które chwalisz, a czytam w kółko fantastykę :)Ale mam taką miłą świadomość że zapasy są i kiedyś sięgnę i będę się nimi delektować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że mogę przekonać osobę, niezaliczającą się do grona fanów kryminału...

      Usuń
  2. W przypadku "Białej ciszy" też można było się niemal od początku domyśleć, kto jest mordercą, a książka jest zdecydowanie dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle z przyjemnością oddałam się lekturze Twojego posta.Ja akurat niewiele kryminałów czytam ,a skandynawskie dopiero zaczęłam poznawać za sprawą Asy Lantz i jej "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce", którą to "książkę" słucham w świetnej interpretacji Andrzeja Mastalerza więc mogę powiedzieć tylko tyle,że jestem pod wrażeniem intrygującej fabuły i słucham z ogromnym zainteresowaniem .)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam tego audiobooka i dobrze wiedzieć, że wciągający:-)

      Usuń
  4. Bardzo lubię książki pani Fossum.Świetna kreacja bohaterów i niezastąpiony klimat jej powieści rekompensuje brak akcji i zaskoczenia. Ciekawe,że w wielu jej książkach występują osoby upośledzone umysłowo.Tej jeszcze nie czytałam ale na pewno to zrobię.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam jeszcze parę "fossumek" do uzupełnienia, bo wiem, że to raczej pierwsza liga...

      Usuń
  5. Fabuła brzmi dziwnie znajomo :/ Tyle teraz tych skandynawskich kryminałów, kiedy ja bym przeczytała coś francuskiego, niemieckiego lub angielskiego...Fossum lubię, ale na jej książki jakoś specjalnie nie czekam (i co to za pomysł żeby z angielskiego tłumaczyć??).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasem mam przesyt "Skandynawami", ale jakoś ostatnio znowu mi się zebrało na nordyckie smędzenie...

      Usuń
  6. Można się przejeść skandynawskimi kryminałami. Ja po Millennium zakochałam się i czytałam nałogowo do czasu... Lackberg, Marklund, Edwardson jak najbardziej. Indridason i Sigurdardottir świetnie piszą, ale już np. Anne Holt mi się nie podoba. Nesbo zależy od książki, a ostatnio wydawani przez Czarną Owcę nowi autorzy typu Sarenbrant, że o Ceder nie wspomnę to już z książki na książkę gorzej. Nie wiem czy to moja wina, czy też na fali popularności wychodzą tytuły, które są słabe, a ich jedynym atutem jest miejsce akcji Skandynawia. Fossum nie czytałam jeszcze nic, bo w Polsce niestety ciężko dostać jej książki. Teraz właśnie poluję na "Czarne sekundy", bo to powinnam dostać bez problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tym nowym nazwiskom też nie bardzo ufam, ale Fossum to stara, dobra liga. Masz rację, że wiele wydawnictw sięga po trzecią ligę, licząc, że sprzeda się jak mistrzowie...

      Usuń
  7. Uważam, że każdy przekład, to jakby pisanie książki na nowo, tyle, że jest gotowy scenariusz, którego trzeba się trzymać.
    Audiobook to z kolei pole do popisu dla lektora. Kiepski lektor może położyć nawet świetną powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego generalnie nie robi się przekładu z przekładu, to jakiś horror. Naprawdę ciekawa byłabym rezultatów takiego eksperymentu, gdyby ten polski przekład z angielskiego przetłumaczyć z powrotem na norweski. Głuchy telefon normalnie...

      I zgadzam się, że kiepski lektor kładzie książkę, podobnie jak znakomity potrafi wydobyć z powieści to, co najlepsze.

      Usuń
  8. Moja jedyna styczność ze skandynawskimi kryminałami to właśnie trylogia "Millenium" Stiega Larssona. Zachwycona powinnam biec do księgarni po więcej, ale tak się nie stało, nie każdemu autorowi potrafię na tyle zaufać.

    Ciekawe jak rzeczywiście wypadł ten polski przekład. Moim zdaniem to absurdalne tłumaczyć książkę przełożoną wcześniej z jej oryginalnego języka na angielski. Toż to musi być prawdziwe nieporozumienie.

    Jeżeli z kolei chodzi o lektorów audiobooków, dla mnie ich głos i interpretacja są kluczowym elementem przy wyborze danej książki. Czytający, który mi nie odpowiada, potrafi zepsuć lekturę nawet najlepszego dzieła z danego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi skandynawskimi kryminałami to tak jak z ligą piłkarską. Jest Liga Mistrzów, i do niej na pewno zalicza się Larsson, Mankell, Nesbo, Theorin, może jeszcze paru innych. Sporo nowych nazwisk to niestety klony, jadące na fali popularności.

      Usuń
  9. Wszystko pięknie ale niepokoi mnie napis Wersja autorska skrócona w opisie Twojego audiobooka. Prawdę mówiąc zwykle unikam książek czy audiobooków, gdzie widzę taki napis bo mam wrażenie że ktoś z premedytacją próbuje pozbawić mnie czegoś, co pewnie jest w książce najlepsze. Wolałabym zapłacić dychę więcej i dostać pełną wersje niż skróconą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, trafiłaś w sedno. Większość wydawanych w Niemczech audiobooków to niestety okrojone wersje (często, ale nie zawsze, kroi autor). Nie ukrywam, że uważam tę praktykę za haniebną, bo skoro autor napisał 300 stron, to widać miał w tym jakiś zamysł, a wykreślanie potem co drugiego zdanie (no bo jak to rozumieć?) to jakiś żart. Wyjątkiem, chlubnym zresztą, jest amazonowski audible, który sam nagrywa wersje audiobookowe, bez żadnych okrojeń, zwykle też ma niezłych lektorów. A i cena w prenumeracie to nie 24 euro, jak w przypadku większości audiobooków, tylko 9,99.

      Usuń
    2. I jak tu nie kochać Amazona :-) Uzależni nas do reszty :-)

      Usuń
    3. Właśnie:-) Ja wiem, i oni wiedzą, że za tym wszystkim kryje się perfekcyjna marketingowa machina...

      Usuń
  10. Masz rację, skanydnwskie kryminały stały się bardzo popularne i swoją droga nie lubię takich porównań typu 'kolejny Larsson', 'w stylu Läckberg", 'niemal jak ktoś tam'. Żerowanie na pupulrności autorów, którzy zdołali się wybić, a okazuje się, że rzeczona książka nie dorasta im do pięt. Jednak kryminały uwielbiam i każdemu pisarzowi daję szansę. Co do audiobooków, to nie jestem przekonana, ale co do niemieckojęzycznej wersji - to może i by mi się przydało, żeby prypomnieć i utrwalić sobie język ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam, bo jakość językowa i audiofoniczna tej pozycji jest wybitna:-)

      Usuń
  11. To mnie przekonuje, zeby jednak isc dalej w Fossum, mimo, ze pierwsza czesc z Sejerem, "Oko Ewy", podobala mi sie srednio... ale, ale, a propos skandynawskich kryminalow, to czytam teraz "Smille w labiryntach sniegu" dunskiego pisarza Petera Hoega - staroc, ale REWELACYJNA. Czytalas?? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Oka Ewy" nie znam, za to Smillę - owszem. I podzielam opinię, że jest rewelacyjna! Czytałam wprawdzie już dość dawno temu, ale pamiętam, że mnie zmiotła z kretesem. Jedna z lepszych książek w ogóle:-)

      Usuń
  12. "Czarne sekundy" już mam, więc w grudniu wyląduję w Norwegii. Nie chce mi się już tokować o popularności tych czy innych kryminałów, z tego czy innego regionu Europy i świata. Jeśli ktoś jest fanem tego gatunku lit., to wie, że od lat na naszym rynku funkcjonuje kryminał np. skandynawski i to żaden njus. Martwi mnie tylko dowolność wydawania serii, ale o tym też już było:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dowolność poczynań wydawnictw to temat-rzeka...

      Usuń
  13. No cóż, wypada zabrać głos w tej dyskusji, jak już sie zadeklarowało :)
    Otóż ten przekład trochę okroił książkę z całej otoczki "skandynawistyki", ze sie tak wyrażę. I nie ja pierwsza to zauważyłam, lecz Cynamoon w swojej recenzji. Ja tylko się z nią zgodziłam. Każdy język ma swoje niepowtarzalne brzmienie/wyrażenia itp. więc tłumacz musi się sporo wysilić, żeby przekład był wierny w odbiorze. Tutaj tego nie było i fanom "Fossumki" trudno się z tym pogodzić :( A najtrudniej z tym, że tłumaczem serii nie była pani Iwona Zimnicka - pierwsza dama norweskich przekładów.
    Ale ponieważ tak długo przyszło nam czekać na "nową" ksiązkę KF, więc musimy sie cieszyć z tego co dostaliśmy.
    Odnośnie oceny scandi crime to generalnie masz rację przyrówując ją do Ligii Mistrzów :) Pewne nazwiska się w niej mieszczą, inni już nie. Do czytelników należy rozróżnienie, kto gdzie należy. Fossum na pewno tak, choć ta książka jest tylko dobra (4,5/6) ale wczesniejsze były lepsze. Do Twojej listy dodałabym też Hakana Nessera, Asę Larsson, Islandczyków (już wymienionych przez kogoś) i Duńczyków (Jussi-Adler Olsen, Hoeg) i jeszcze paru :)
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, moja lista Mistrzów była niepełna, o Duńczykach w ogóle nie pomysłałam, ponurakach z Islandii też nie:-) I miło, że ostatnio słychać znowu o Hoegu - trochę zapomnianym już trochę.

      O tym posunięciu wydawnictwa, by tłumaczyć z angielskiego, w ogóle nie ma co dyskutować, to jest na pewno znaczne odejście od oryginału. Każdy tłumacz zostawia na przekładzie swój osobisty stempel, nie mówiąc o swoistym rytmie języka, indywidualnym stylu autora, który po każdym przekładzie może (nie musi) ulec zatarciu, rozmydleniu. Coś takiego niemal zawsze odbywa się ze szkodą dla tekstu. Co do powodów takiego kroku można tylko spekulować, ale jak zwykle w takich wypadkach chęć oszczędności okazuje się strzałem w stopę, niestety.

      Usuń
  14. Uwielbiam czytać Twoje recenzje :) Książką mnie zaintrygowałaś tak skutecznie, że koniecznie muszę zaopatrzyć się we własny egzemplarz :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam "Za poszeptem diabła" tej autorki i byłam zachwycona. "Czarne sekundy" też pochłonę. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Polska okładka jest przepiękna:) Cóż, nie zawsze zagadka musi stanowić gwóźdź programu, już się o tym przekonałam;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Właśnie czytam, i rzeczywiście jest to przekład z angielskiego tłumaczenia wykonany przez niejakiego pana Marcina Kiszelę. Podejrzewam, że jest to tańsze, niż tłumaczenie z oryginalnego języka. Ponadto, pan tłumacz do najlepszych zdecydowanie nie należy, i my - polscy czytelnicy- nie doświadczamy do końca stylu pani Fossum z poprzednich książek. /tommy/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda wielka dla polskiego czytelnika:-( Nie robi się takich rzeczy...

      Usuń
  18. Wiesz, od jakiegos czasu boje sie tej krzyczacej reklamy "skandynawski", no bo ile jeszcze cudow mozna na tamtejszym rynku jeszcze znalezc. Szukam czegos nowego, krwistego i pelnego pasji.
    Ksiazke postaram sie zdobyc w jezyku lenglidz, pewnie bedzie blizsza oryginalowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuda się zdarzają, ale ta Fossum to jedynie odkopany relikt, a nie żadna nowość...

      Usuń
  19. Aż się boję polskiego przekładu, skoro wspominasz, że wpierw z norweskiego na angielski, a dopiero potem polski... Oby to faktycznie były jedynie plotki. Książkę bym przeczytała. Odsłuchać? Raczej nie. Audiobooki nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak, tak, Smilla jest genialna nie tylko jako kryminal. Wlasnie przed chwila ja skonczylam - i nie wiem, jak ja napisze z niej recenzje, ta ksiazka mnie przerasta.

    OdpowiedzUsuń