Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: Burnt Paper Sky
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Data premiery: 02.03.2016
Liczba stron: 516
Cena: 36,90 zł
Motyw uprowadzenia dziecka w literaturze kryminalnej jest zgrany do granic możliwości. Był już wałkowany w milionach wariantów, od przodu, od tyłu, na łzawo, na hardkorowo, mistycznie, psychologicznie, patetycznie - może tylko komediowo nie sprawdza się zbyt dobrze, wszak tematyka poważna i nie nastraja do śmiechu. Wydawałoby się zatem, że nic nowego w tej materii wymyślić się nie da.
I słusznie. Debiutancka powieść Gilly Macmillan nie jest odkrywcza. Nie wnosi żadnego novum, ani nie zadziwia innowacyjnością. Tylko kto powiedział, że musi?... Wszystko to już było - odpowiecie. Po co czytać coś, co już setki autorów przeżuło na swój sposób? Szczerze? Nie wiem. Tak jak nie potrafię odpowiedzieć, po co czytamy w ogóle. Bo na to pytanie każdy odpowie inaczej, i nawet ta sama osoba, zapytana dziś, jutro i za dziesięć lat, za każdym razem odpowie inaczej. Bo czasem czytamy, żeby przeżyć coś nowego, czasem zaś, by wciąż na nowo doznawać tych samych emocji. Czasem, by wczuć się w sytuację innych, a czasem, by skonfronotować własne przeżycia z fikcją. By nauczyć się czegoś nowego, ale i spojrzeć na własną prawdę innymi oczami.
Powieść "Dziewięć dni" niewątpliwie wstrząśnie każdą matką, opowiada wszak historię zaginięcia ośmioletniego Benedicta Fincha i jest tym samym dopełnieniem ich najgorszych koszmarów. Matka Bena, Rachel, wychowująca go samotnie po niedawnym rozwodzie z ojcem chłopca, Johnem, spuściła go z oka tylko na chwilę, pozwoliła wybiec naprzód podczas spaceru w lesie, popuszczając tym samym niewidzialną linę, na której każda matka prowadzi swoją latorośl, dając jej mniej lub więcej swobód. I Ben zniknął. I nie wrócił ani tego wieczora, ani w nocy, ani na następny dzień. Oczywiście uruchomiona zostaje cała typowa w takich wypadkach machina policyjno-medialna, przeszukanie lasu, śledztwo, przesłuchania, apele do ludności.
I choć jest to powieść kryminalna, to jednak autorka nie przekuwa jej w typowy procedural. Owszem, jest dochodzenie, ale Macmillan skupia się na przeżyciach matki, a także, co równie interesujące, na doznaniach głównego śledczego Jima. I tak naprzemiennie zanurzamy się w dwóch różnych koszmarach: tym matczynym, rozpaczliwie-emocjonalnym, i tym mniej oczywistym, policyjnym, desperacko-empatycznym. Wątki te śledzimy dodatkowo z dwóch perspektyw czasowych, co pozwala na wielość domysłów i hipotez, frapujące zawieszenia akcji i niebanalne doświetlenie sytuacji. Autorka nie ogranicza się przy tym do sportretowania targanej skrajnymi emocjami matki, wszystkich etapów jej konfrontacji z tragedią, od poczucia winy, poprzez furię, smutek, aż po bezsilność i pustkę. Jej bohaterowie noszą w sobie coś więcej, mają drugą twarz, niepokojącą, obcą i nieznaną bliskim.
I choć jest to powieść kryminalna, to jednak autorka nie przekuwa jej w typowy procedural. Owszem, jest dochodzenie, ale Macmillan skupia się na przeżyciach matki, a także, co równie interesujące, na doznaniach głównego śledczego Jima. I tak naprzemiennie zanurzamy się w dwóch różnych koszmarach: tym matczynym, rozpaczliwie-emocjonalnym, i tym mniej oczywistym, policyjnym, desperacko-empatycznym. Wątki te śledzimy dodatkowo z dwóch perspektyw czasowych, co pozwala na wielość domysłów i hipotez, frapujące zawieszenia akcji i niebanalne doświetlenie sytuacji. Autorka nie ogranicza się przy tym do sportretowania targanej skrajnymi emocjami matki, wszystkich etapów jej konfrontacji z tragedią, od poczucia winy, poprzez furię, smutek, aż po bezsilność i pustkę. Jej bohaterowie noszą w sobie coś więcej, mają drugą twarz, niepokojącą, obcą i nieznaną bliskim.
Byłam wdzięczna autorce, że nie uległa pokusie nadmiernego zapętlenia wątków, że zachowała umiar w zwrotach akcji, w finale nie wywróciła wszystkiego na siłę, byle zaskoczyć, byle zaszokować. Tu gra się piano. Emocjonalnie, poruszająco, ale realistycznie. Tak wiele można było tu zepsuć. A z takim wyczuciem, elegancko i taktownie wybrnięto z bagniska ludzkich dramatów.
Gdzie i kiedy: Bristol, listopad 2013
W dwóch słowach: emocjonalna i emocjonująca
Dla kogo: dla matek, tych aktualnych i potencjalnych, dla szukających skrajnych emocji i cichych tonów, dla czujących głęboko
Ciepło / zimno: 78°
Czyli jesteśmy zgodne. Dobra książka, autorka jak na aptekarskiej wadze, dobrała odpowiednie składniki i niczego nie przedawkowała :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest :-) To jej wyczucie i umiar spodobały mi się najbardziej.
UsuńA wiesz, że leży ta książka na mojej półce od paru ładnych tygodni.. Po Twojej recenzji czuję się zmobilizowany sięgnąć po nią szybciej :)
OdpowiedzUsuńtommy z samotni
Tommy, zwykle jest odwrotnie, tzn. ty piszesz o jakiejś książce, która leżakuje u mnie od ładnych paru tygodni... Wreszcie mogę ci się odwdzięczyć ;-)
UsuńŚwietna okładka! Taka klimatyczna ;) Chociaż ja jestem zwolenniczką innowacyjnych rozwiązań.
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Fakt, okładka udana. A z tą innowacyjnością to jest tak, jest fajna, jak nie na siłę i nie za wszelką cenę. I wtedy ją lubię.
UsuńFakt, temat wałkowany na setki sposobów, ale chyba zawsze będzie poruszał. Chętni przeczytam.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Tematy dziecięce są jak kotki na fejsie, zawsze chwytają za serce :-)
UsuńUważam, że jak na debiut, to całkiem dobrze udała jej się ta książka. Mimo ogranego tematu autorka potrafiła zainteresować czytelnika a to nieczęsto się zdarza,więc warto ją obserwować.
OdpowiedzUsuńopty2
Też tak myślę :-)
UsuńCiekawy blog, zachęca do dalszego śledzenia, zostanę tu na dłużej ;)
OdpowiedzUsuń