Ads 468x60px

wtorek, 2 sierpnia 2016

Gilly Macmillan "Dziewięć dni" - stary koszmar, nowa odsłona






Wydawnictwo: Świat Książki
Tytuł oryginału: Burnt Paper Sky
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Data premiery: 02.03.2016
Liczba stron: 516
Cena: 36,90 zł

Motyw uprowadzenia dziecka w literaturze kryminalnej jest zgrany do granic możliwości. Był już wałkowany w milionach wariantów, od przodu, od tyłu, na łzawo, na hardkorowo, mistycznie, psychologicznie, patetycznie - może tylko komediowo nie sprawdza się zbyt dobrze, wszak tematyka poważna i nie nastraja do śmiechu. Wydawałoby się zatem, że nic nowego w tej materii wymyślić się nie da. 

I słusznie. Debiutancka powieść Gilly Macmillan nie jest odkrywcza. Nie wnosi żadnego novum, ani nie zadziwia innowacyjnością. Tylko kto powiedział, że musi?... Wszystko to już było - odpowiecie. Po co czytać coś, co już setki autorów przeżuło na swój sposób? Szczerze? Nie wiem. Tak jak nie potrafię odpowiedzieć, po co czytamy w ogóle. Bo na to pytanie każdy odpowie inaczej, i nawet ta sama osoba, zapytana dziś, jutro i za dziesięć lat, za każdym razem odpowie inaczej. Bo czasem czytamy, żeby przeżyć coś nowego, czasem zaś, by wciąż na nowo doznawać tych samych emocji. Czasem, by wczuć się w sytuację innych, a czasem, by skonfronotować własne przeżycia z fikcją. By nauczyć się czegoś nowego, ale i spojrzeć na własną prawdę innymi oczami. 

Powieść "Dziewięć dni" niewątpliwie wstrząśnie każdą matką, opowiada wszak historię zaginięcia ośmioletniego Benedicta Fincha i jest tym samym dopełnieniem ich najgorszych koszmarów. Matka Bena, Rachel, wychowująca go samotnie po niedawnym rozwodzie z ojcem chłopca, Johnem, spuściła go z oka tylko na chwilę, pozwoliła wybiec naprzód podczas spaceru w lesie, popuszczając tym samym niewidzialną linę, na której każda matka prowadzi swoją latorośl, dając jej mniej lub więcej swobód. I Ben zniknął. I nie wrócił ani tego wieczora, ani w nocy, ani na następny dzień. Oczywiście uruchomiona zostaje cała typowa w takich wypadkach machina policyjno-medialna, przeszukanie lasu, śledztwo, przesłuchania, apele do ludności.

I choć jest to powieść kryminalna, to jednak autorka nie przekuwa jej w typowy procedural. Owszem, jest dochodzenie, ale Macmillan skupia się na przeżyciach matki, a także, co równie interesujące, na doznaniach głównego śledczego Jima. I tak naprzemiennie zanurzamy się w dwóch różnych koszmarach: tym matczynym, rozpaczliwie-emocjonalnym, i tym mniej oczywistym, policyjnym, desperacko-empatycznym. Wątki te śledzimy dodatkowo z dwóch perspektyw czasowych, co pozwala na wielość domysłów i hipotez, frapujące zawieszenia akcji i niebanalne doświetlenie sytuacji. Autorka nie ogranicza się przy tym do sportretowania targanej skrajnymi emocjami matki, wszystkich etapów jej konfrontacji z tragedią, od poczucia winy, poprzez furię, smutek, aż po bezsilność i pustkę. Jej bohaterowie noszą w sobie coś więcej, mają drugą twarz, niepokojącą, obcą i nieznaną bliskim. 

Byłam wdzięczna autorce, że nie uległa pokusie nadmiernego zapętlenia wątków, że zachowała umiar w zwrotach akcji, w finale nie wywróciła wszystkiego na siłę, byle zaskoczyć, byle zaszokować. Tu gra się piano. Emocjonalnie, poruszająco, ale realistycznie. Tak wiele można było tu zepsuć. A z takim wyczuciem, elegancko i taktownie wybrnięto z bagniska ludzkich dramatów. 


Pierwsze zdanie: "W oczach innych często nie jesteśmy tym, za kogo się uważamy."
Gdzie i kiedy: Bristol, listopad 2013
W dwóch słowach: emocjonalna i emocjonująca
Dla kogo: dla matek, tych aktualnych i potencjalnych, dla szukających skrajnych emocji i cichych tonów, dla czujących głęboko
Ciepło / zimno: 78° 

11 komentarzy:

  1. Czyli jesteśmy zgodne. Dobra książka, autorka jak na aptekarskiej wadze, dobrała odpowiednie składniki i niczego nie przedawkowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest :-) To jej wyczucie i umiar spodobały mi się najbardziej.

      Usuń
  2. A wiesz, że leży ta książka na mojej półce od paru ładnych tygodni.. Po Twojej recenzji czuję się zmobilizowany sięgnąć po nią szybciej :)
    tommy z samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tommy, zwykle jest odwrotnie, tzn. ty piszesz o jakiejś książce, która leżakuje u mnie od ładnych paru tygodni... Wreszcie mogę ci się odwdzięczyć ;-)

      Usuń
  3. Świetna okładka! Taka klimatyczna ;) Chociaż ja jestem zwolenniczką innowacyjnych rozwiązań.

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, okładka udana. A z tą innowacyjnością to jest tak, jest fajna, jak nie na siłę i nie za wszelką cenę. I wtedy ją lubię.

      Usuń
  4. Fakt, temat wałkowany na setki sposobów, ale chyba zawsze będzie poruszał. Chętni przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Tematy dziecięce są jak kotki na fejsie, zawsze chwytają za serce :-)

      Usuń
  5. Uważam, że jak na debiut, to całkiem dobrze udała jej się ta książka. Mimo ogranego tematu autorka potrafiła zainteresować czytelnika a to nieczęsto się zdarza,więc warto ją obserwować.
    opty2

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy blog, zachęca do dalszego śledzenia, zostanę tu na dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń