Ads 468x60px

wtorek, 30 października 2012

Globalny gigant czy lokalna księgarenka?

Żródło: ProfDEH 

Nachodzą mnie ostatnimi czasy refleksje różne, różniste, krążące wszystkie wokół jednego, niezmiernie istotnego, egzestencjalnego wręcz pytania, z którym mierzy się każdy admirator książek: skąd je brać? Wiadomo, większość zapewne korzysta z wszelkiego rodzaju księgarń. Są jednak księgarnie i są KSIĘGARNIE, a nawet księgarnie. Pominę milczeniem moją specyficzną sytuację, skazującą mnie na kupowanie polskich książek nie spontanicznie, pod wpływem impulsu, w małym antykwariacie na rogu, a w internetowych przedsiębiorstwach, mniej lub bardziej sprawnie realizujących usługę dostawy produktu, bo nic to nie wnosi do zasadniczego dylematu.

Większość czytelniczej strawy kupuję bowiem w miejscu terytorialnie zgodnym z miejcem zamieszkania. Jaki mam wybór? Jest wszechobecny gigant, perfekcyjnie funkcjonująca machina marketingowo-logistyczna, kusząca zakupami zawsze i wszędzie, magicznym wciśnięciem wirtualnego klawisza zaspokajająca każdą, najbardziej wygórowaną książkową żądzę. Gigant dostarcza książki punktualnie jak w zegarku już następnego dnia, nie bierze za dostawę nawet cencika, zapamiętuje czytelnicze gusta i podsuwa wrednie kolejne zachęty i podniety.

Aż mi czasem cierpnie skóra, gdy pomyślę o tym potworze nierealnym, znającym moje najskrytsze książkowe marzenia i nicującym mnie na wskrość swym wszechwiedzącym internetowem ślepiem. Potwór działa bez żadnych, najmniejszych nawet wpadek, a nawet bez szemrania przyjmuje zwroty - książki niechciane, kupione przez pomyłkę, zdublowane. I bezlitośnie niszczy konkurencję.

Z góry uprzedzam, że wszelka dyskusja o niszczeniu rywali ceną jest bezzasadna - niemiecki ustawodawca zadbał o to, by jednakowe szanse miał wielkomiejski czy internetowy potentat i wsiowa sklepina z dziesięcioma książkami na krzyż: cena książki ma być jednakowa wszędzie i zgodna z wydrukowaną na okładce. I już.

A mimo to lokalne księgarenki na rogu upadają.

Dziś, na fali wspaniałomyślności i może też odrobiny litości dla miejscowej sklepiny, wpadłam do jedynej księgarni w podmonachijskim Karlsfeldzie. Bez konkretnego zamysłu, ot tak, pooglądać, powdychać zapach książek, może w przypływie chętki kupić coś ciekawego. Długo mi to rozglądanie się nie zajęło - sklep ten jest wyjątkowo nędznie zaopatrzony, oferuje w zasadzie wyłącznie parę nowości belestrystycznych, kryminalnych, coś dla dzieci, ze dwie książki kucharskie i kalendarze. O fantastyce nikt tu nie słyszał, podobnie jak o większości pozycji kryminalnych spoza listy bestsellerów. Ale chętne do pomocy panie zapewniają, że wszystko można zamówić i odebrać następnego dnia, co mnie średnio rajcuje - wszak ten sam serwis oferuje internetowy gigant, i to za naciśnięciem magicznego guzika, za darmo. Po chwili wahania postanawiam jednak wesprzeć lokalnego przedsiębiorcę i stawić czoła globalizacji. Wybieram najnowszy hicior Fitzka, napisany wspólnie z medykiem sądowym Tsokosem. Cena trochę nieprzyjemna, bo 19,99. Euro, rzecz jasna. Wręczam rozpływającej się w uśmiechach (w końcu trzeba zabiegać o klienta, prawda?) banknot pięćdziesiąt euro i dostaję po chwili resztę - jednego centa... Chrząkam nerwowo i informuję, że dałam pięć dych. Uśmiech rzednie i rozpływa się w nirwanie. Krótka konsternacja, wahanie, wymiana spojrzeń z drugą panią, układającą książki na półkach. Upieram się przy swoim. Widzę, jak w szarych zwojach ekspedientki walczą ze sobą dwie opcje. Wygrywa opcja przyjaźni dla klienta. Dostaję moje trzydzieści euro, odprowadzana lodowatą ciszą. Czuję się jak złodziejka.

Nie muszę dodawać, że globalny gigant nie pomylił się jeszcze ani razu. Nie chciał mnie nigdy oszukać, ani nie odprowadził lodowatym milczeniem do drzwi.

A Wy? Gdzie kupilibyście swój czytelniczy chleb następnym razem?...

65 komentarzy:

  1. Uwielbiam księgarnie ;) Ale bardziej allegra i tego typu, gdzie tańsze nieco są książeczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja fazowo również korzystam z aukcji, ale ma to też swoje wady - jak ktoś lubi nowe książki, to ta opcja jest mało satysfakcjonująca.

      Usuń
    2. Kiedyś też kupowałam tylko nowe, taki nawet rzekłabym wymóg to był. Obecnie jak widzę na allegro tekst typu "raz czytana", a obok cenę 10 zł to kupuję bez wahania.

      Usuń
    3. Żeby nie było, że mam jakąś fobię - zdarza mi się kupować książki z drugiej ręki. Niektóre są naprawdę jak nowe. Ostatnio nawet kupiłam na ebayu raz czytanego Sandersona, który nowy ma zaporową cenę 24 euro... No i są książki, których nakład się wyczerpał, wtedy nie ma rady, trzeba sięgać do staroci.

      Usuń
  2. Kiedyś kupowałem dużo w księgarniach 'tradycyjnych', zawsze było miło i - na szczęście - nie spotkała mnie podobna sytuacja, do tej przez Ciebie opisanej. Kupowałbym nadal, bowiem wolę 'pomacać' książkę i wybrać samemu egzemplarz (niektóre mają małe braki), ale skoro i cena w sklepie internetowym jest mniejsza, i pod sam nos mi książki będą dostarczone, to niestety, ale nie pamiętam, kiedy ostatnim razem wszedłem do księgarni, aby faktycznie coś kupić, a nie tylko pooglądać... A tej opisanej, to bym nie odwiedził, o!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam "macać" i organoleptycznie niemal doprowadzać się do euforii, ale małe księgarnie mają to do siebie, że wybór jest lichy. Czasem buszuję przez pół dnia w Hudendublu (księgarnia-gigant w Monachium), po to, by namierzone pozycje zamówić jednak... w sieci. Z dostawą do domu, oczywiście. Wygodnictwo...

      Usuń
  3. Ostatnio przeszłam na odwyk i staram się nie kupować książek wcale - już półtora miesiąca mi się udaje (nie bez znaczenia jest fakt przebywania na, wybaczcie mój klathiański, zadupiu). Ale...

    ...ale kiedy już kupuję, to raczej nie w empiku (matrasu w obu bliskich dużych miastach i tak nie ma). No bo empik drogi - do salonu mam obecnie ok. 60km, czyli i tak muszę zamawiać z dostawą do domu, czyli płacić za przesyłkę. A wtedy wolę kupić gdzie indziej, bo mają książki taniej (uwielbiam Dedalusa^^).;) Za to jak już jakimś cudem jestem w wielkim mieście, to i tak wolę kupić gdzie indziej (w sieci lokalnych księgarenek, takich co mają kilka sklepów w jednym, jedynym mieście), bo - znowu - taniej. A tak w ogóle to wolę biblioteki.;) I chyba w Polsce w takich małych księgarenkach obsługa jest lepsza, bo mi się historia podobna do Twojej nigdy nie trafiła (choć panie sprzedające czasem wyglądają, jakby za karę za ladą siedziały).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ taki odwyk to koszmar! Nie masz przypadkiem objawów odstawieniowych?...
      Na Dedalusa natknęłam się latem w Warszawie - istny raj! Takich przybytków w Niemczech nie mają, ze względu na wspomnianą ustawę...
      W Dachau też jest taka księgarnia, w której za karę siedzą... I co pięć minut się pytają, czy mogą w czymś pomóc:-)

      Usuń
  4. Do tej księgarni bym już nigdy nie wróciła. Swoją drogą byłam kiedyś w identycznej sytuacji, tyle że w jakiejś knajpce bodajże w Zakopanem. Tyle że tam facet wydał mi reszty nie ze 100zł, które dostał, a z 50zł. Dobrze, że w końcu też zwyciężyła racja klienta, bo reszta była kasą na bilet powrotny, ale niesmak pozostał i czułam się, jak naciągaczka :/

    A co do zakupów książkowych, kiedyś szalałam na allegro i wyłapywałam różne okazje, teraz ograniczone fundusze już mi pozwalają, ale od czasu do czasu popełniam szaleństwo w Biedronce, jak "rzucą' książki ;) Nie przepadam za małymi księgarniami, przynajmniej u mnie w mieście, bo raz, że wybór mają niewielki, a dwa, nie mogę swobodnie poprzeglądać książek. A głupio mi prosić panią za ladą, by podawała mi kolejne egzemplarze, jak nie mam pewności, czy cokolwiek wezmę. Z tego powodu wolę salony Empika. Więcej opcji u mnie niestety nie ma... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To fakt, człowiek czuje się jak zeszmacony... Mimo oczywistej racji.
    Ale zastanowiło mnie jedno - naprawdę są jeszcze gdzieś księgarnie, gdzie trzeba mówić zza lady, co się chce?... Toż to absurd totalny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są, w przypadku mojego miasta nawet dwie... Alternatywą jest jedynie Empik, więc pewnie się Cię nie zdziwi fakt, że jeśli już idę do księgarni, to właśnie tam ;)

      Usuń
    2. Nie dziwi ani trochę:-) Pamiętam sprzed trzydziestu lat taki pobliski sklepik z odzieżą, w którym też była pani+lada i mówiło się poproszę sweter na metr sześćdziesiąt cztery. I pani kładła trzy swetry do wyboru na ladę, wybierało się jeden i po zakupach...

      Usuń
    3. W mojej mieścinie sa dwie księgarnie.Do jednej nie chodzę bo tak jak u Kasi, obsługuje ją pani za ladą, a w drugiej mają mały wybór, ale wszystko mogą ściągnąć i mają przemiłą obsługę.Ale i tak najczęściej kupuję w Empiku w Szczecinie do którego regularnie jeżdżę :)

      Usuń
    4. Agnieszko, aż poplułam monitor parskając, gdy wyobraziłam sobie te zakupy :) Tylko to było 30 lat temu, a u mnie w księgarni jest tak cały czas, eh...
      W zeszłym roku moje miasteczko dochrapało się "galeryi", gdzie wprawdzie jest z siedem sklepów na krzyż, ale na szczęście jednym z nich jest Empik :) Żałuję, że nie ma u nas żadnego antykwariatu, w czasie studiów uwielbiałam buszować zwłaszcza w jednym na Piotrkowskiej w Łodzi, gdzie można było znaleźć prawdziwe perełki :)

      Usuń
  6. Nie mów jednak, że to się spotyka na co dzień. W mojej sytuacji, mieszkając niby w miasteczku, ale prawie jak na wsi, gdzie ostatnio prowadzona księgarnia dawno zniknęła pozostaje mi internet, a wirtualny sprzedawca jak na razie tylko jeden mnie chciał naciągnąć ale się opamiętał i kaska mi wróciła. Chętnie bym pomyszkowała po antykwariacie w realu ale takich jak były za mojej młodości w moich okolicach brak. Pozostają mi więc prawie, że darmo sprzedające książki w doskonałym stanie, tyle że nie bieżące hiciory, antykwariaty na allu. Czasem jakaś nowość w księgarni internetowej i wyprzedaże.
    Chyba jednak dobrze, pieniędzy na książki dużo przeznaczyć nie mogę bo to nałóg, który puściłby mnie z przysłowiowymi torbami.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zdarzyło mi się to pierwszy raz. Ale niesmak jest i pewnie już tam więcej nie zajrzę. Mnie bardzo brakuje warszawskich antykwariatów. Czasem aż mnie skręca, kiedy ktoś recenzuje na blogu cudowną książkę, a ja przez internet nie mam kompletnie do niej dostępu...

      Usuń
  7. Faktycznie nieprzyjemna sytuacja Ci się przydarzyła. Takiej księgarni już bym na pewno nie odwiedziła.
    A jeśli chodzi o mnie, nie licząc kilku podręczników akademickich, nie zdarzyło mi się jeszcze wejść do zwykłej księgarni i wyjść z książką w ręku. Czasem odwiedzam empik aby sobie pooglądać, pochodzić między regałami ;) Natomiast książki kupuję w różnych księgarniach internetowych (do tej pory wypróbowałam już chyba z 10), w zależności od tego czy w jakiejś akurat trwa promocja. Kupuję książki przeważnie za taką kwotę by mieć darmową przesyłkę. A jeśli potrzebuję pojedynczego egzemplarza zamawiam go na empik.com i odbieram w salonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Niemczech książki niemal wszystkie księgarnie internetowe przesyłają za darmo - odkąd wszedł amazon nie ma innej możliwości przetrwania dla konkurencji. A w Polsce zamawiam czasem z dostawą do Niemiec (horrendalne opłaty - pisałam o tym niedawno) albo zbieram, by było za darmo i każę podesłać do Taty. Odbieram przy okazji bytności w Polsce, co nie za często się zdarza, niestety.

      Usuń
  8. Ciekawy wpis. Powiem tak: klimatyczne księgarenki to marzenie każdego mola książkowego. Ale z drugiej strony, kiedy chcę wybrać książkę, lubię móc ją przeglądać bez końca, nie obserwowana przez właściciela, który ciągle się dopytuje, co podać... Więc duże księgarnie mają tą przewagę: anonimowość, duży wybór, a często i miejsce do siedzenia, a nawet wypicia kawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. Ja też z jednej strony cieszę się, jak kurier w trymiga dostarcza mi do domu paczkę, z drugiej uwielbiam posiedzieć przy kawie ze stertą książek "do pomacania"...

      Usuń
  9. Pracowałem kilkanaście lat w księgarni i takie wydarzenie to coś dziwnego. Były takie sytuacje, ale człowiek wyrabia sobie "oko" na naciągaczy a jeśli ma wątpliwości "robi" kasę i nie ma bata superata wyjdzie na światło dzienne. Nie trzeba klientowi demonstrować niechęci, wiadomo, że tak potraktowany nie wróci a i innych zniechęci.
    pozdrawiam
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kobieta była po prostu roztargniona, nie chcę posądzać jej o złe zamiary. Jednak fakt, że przez moment zostałam posądzona o oszustwo, nawet jeśli nikt tego nie powiedział na głos, jest przykry. I na pewno będzie rzutował na moją chęć (a raczej niechęć) powrotu do tego miejsca.

      Usuń
  10. W dzisiejszych czasami niestety cena odgrywa najwieksza role podczas wyboru, a sieciowe ksiegarnie maja z reguly lepsze ceny z wiadomych wzgledow...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla wielu na pewno cena rozstrzyga o miejscu zakupu, a jest też coś jeszcze: serwis, poczucie, że jest się potraktowanym z szacunkiem, zaufanie (choć to już rzadko występujące zjawisko w handlu)...

      Usuń
  11. Ja chwilowo też na odwyku, nie kupowałam od... sierpnia? Zgroza! Jak o tym myślę, to aż smutnieć zaczynam.
    Kupuję głównie w internecie - jedna ulubiona księgarnia ma stałe okładkowe ceny niższe ok. 27% i dostawę do paczkomatu, do tego dochodzą okazyjne aukcje na Allegro. Prócz tego mam też w Warszawie stacjonarną księgarnię taniej książki, gdzie bardzo lubię zaglądać i zawsze wyjdę z czymś nowiuteńkim za śmieszne pieniądze (ostatnio był np. Moers przeceniony z 50 na 15 zł). Z rzadka zdarza mi się też kupować bezpośrednio od jakiegoś wydawcy, kiedy trwa dobra promocja (jak obniżki -50% w Solarisie albo Znaku). Tak więc dobrych źródeł mam dużo - przydałoby się jeszcze napaść na bank...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem bardzo podatna na różne zanęty promocyjne, a potem sterty walają się po domu... Czasem myślę, że taki odwyk nie jest zły, ale chyba bym nie zdzierżyła:-)

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonałe porównanie, z tym filmem - dokładnie to zjawisko daje się zaobserwować i u nas... Choć akurat te lokalne księgarnie, które znam, nijak się mają do tej filmowej, ani w nich atmosfery, ani wyboru, ani porady... Jedyna z małych, lokalnych, których upadek naprawdę by mnie zabolał, to specjalistyczna w Monachium, tylko z literaturą kryminalną. Czego tam nie ma! I bardzo fachowe panie tam siedzą, które naprawdę CZYTAJĄ to, co sprzedają (a to też coraz rzadsze).
      No i zazdroszczę tego kosza w bibliotece... W naszej funkcjonuje coś podobnego, tyle że takie "koszowe" pozycje można kupić po 1 euro...

      Usuń
  13. Do tej księgarni na pewno już bym nie wróciła, zresztą do żadnego sklepu czy restaruacji, w której tak by mnie potraktowano. Lubię małe księgarnie, ale najczęściej niestety mają one raczej marny wybór. Jeśli już kupuję książki (raczej wypożyczam z biblioteki) to uważnie sprawdzam ceny i czatuję na promocje, nigdy nie kupuję za cenę okładkową. Nie lubię płacić za przesyłkę, wiec wybieram te ksiegarnie które oferują odbiór osobisty. Takim skąpcem jestem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem skąpcem fazowym, z reguły jak coś MUSZĘ mieć, to cena jest mi obojętna... ale z niektórych pozycji o zawyżonej cenie rezygnuję celowo i też szukam w bibliotece.

      Usuń
  14. To ja nieromantyczna jakaś jestem. Zupełnie nie kręcą mnie małe księgarenki, tak jak nie lubię malutkich sklepiczków. Ciasno, duszno i już dwie osoby robią tłok. W dodatku wszechobecne "w czym mogę pomóc" nie nastraja mnie dobrze do tych regalików. Tyle, że ja z reguły wiem co chcę kupić, wchodzę do dużych sieciówek z rozpiską w garści i robię to, po co tam przyszłam, potem łażę przy regałach, pogapię się, przekartkuję jakieś dzieła i jestem zadowolona, że nikt mnie nie zaczepia. Dużo kupuję w Merlinie (z tego wszystkiego mam już za darmo dostawę) i na allegro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak naprawdę mam jedną, w której dobrze się czuję - nieduża powierzchniowo, ale gigantyczna asortymentowo monachijska księgarnia Glatteis: same kryminały! Babki znają się na rzeczy, organizują też spotkania z autorami - tam poznałam m. in. panią Inge Löhnig:-))).
      Do innych "maluchów" wpadam raczej rzadko i tylko wtedy, gdy ruszy mnie sumienie, że wspieram finansowo giganta...

      Usuń
  15. Sama zaopatruję się różnie w książki. Odwiedzam księgarnię w moim miejscu (tak, mam tylko jedną...). Najczęściej dokonuję zakupów poprzez Allegro, albo bezpośrednio na stronach wydawnictw z zakładek z promocjami/wyprzedażami itp itd. Ostatnimi czasy wydawnictwa, które postanowiły dać mi szansę w wykazaniu się pisaniem dla nich recenzji, trochę reperują moje zasoby książkowe, podsyłając mi tytuły, na które bym nie mogła sobie pozwolić - ograniczony miesięczny budżet. Różnie to zatem wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te egzemplarze recenzyjne to z jednej strony dobrodziejstwo, z drugiej przekleństwo...

      Usuń
  16. Okropna sytuacja, w takim przypadku wygrywa zdecydowanie globalny gigant.. Najczęśniej kupuję w księgarniach internetowych na promocjach, ale większą przyjemność sprawia mi kupowanie osobiście. Jestem częstym gościem Empiku, ale lubię tradycyjne księgarnie, w których mozna pochodzić, powybierać i gdzie nie jest tak nowocześnie. Chociaż ceny są wyższe, tak mi się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Niemczech temat porównywania cen książek (nowych) niestety (albo stety) nie istnieje - są ustawowo równe. Więc księgarnie mogą konkurować jedynie serwisem. I różnie to wypada, szczerze mówiąc... Wygrywa internetowy gigant.

      Usuń
  17. Podczas mojego ostatniego pobytu w Poslsce zajrzałam do starej dobrej księgarni - takiej nie powiązanej z siecią ale jak daleko pamięcią sięgam, z półkmi uginającymi się od książek. Wchodzę, patrzę a połowa księgarni została przejęta przez sprzedawcę ... używanych telefonów komórkowych... A w drugiej na półkach pustki... Długo musiałam się nachodzić by wreszcie coś kupić, skończyło się na książkach do nauki języków, bo nic innego nie było... Gdybym nadal mieszkała w tym mieście pewnie drugi raz bym tam już nie zajrzała... W sumie dobrze mi z naszym niemieckim amazonem. Niby zna mnie na wskroś ale nie mam mu tego za złe. Nawet polubiłam sytuacje w których podrzuca mi tytuły, które moga mnie zainteresować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz ulubiony gigant nieraz już mnie skusił swymi podsuwanymi propozycyjami... Nawet jeśli jestem w Polsce, odwiedzam przeważni ępik, bo jest wszędzie, blisko i ma największą ofertę. Często też zamawiam wtedy coś przez internet z dostawą na adres Taty, wychodzi dużo taniej niż stacjonarnie.

      Usuń
  18. Smutne jest to, że w takich właśnie małych księgarenkach sprzedawczynie często bywają nieuczciwe - w wielkich masowych księgarniach, co by o nich nie mówić, takie rzeczy się nie zdarzają - klient ma czuć się dobrze i wrócić, dlatego pracownicy są pilnowani pod kątem ewentualnych przekrętów.

    Ja raczej rzadko posilam się w wolno stojących księgarniach - te które znam mają bardzo niesympatyczna obsługę, czuję wzrok tych pań na moich plecach, niechęć, kiedy macam książkę, i widzę kątem oka to nerwowe poprawianie nierówno odłożonego tomu w sekundę po tym, jak odejdę. Generalnie mam poczucie, że jestem tam intruzem, zagrożeniem, które należy przeczekać. Z kolei ignorancja pracowników Empiku trochę mnie drażni - taki gigant powinien organizować jednodniowe kursy dla nowych pracowników, po których ci będą wiedzieli, że "Wampir - biografia symboliczna" to żadna nowość, a książki z Czarnej Serii Czarnej Owcy TAK! są kryminałami.

    Zwykle kupuję w Matrasie na Rynku - pracownicy już mnie tam kojarzą - dziwna, ale nieszkodliwa, i nie zadają głupich pytań w stylu "w czym mogę pomóc?" ;)

    Jednak najczęściej kupuję książki przez internet, z opcją odbioru własnego, bo wtedy wychodzi najtaniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIENAWIDZĘ takich sklepów, gdzie sprzedawca chodzi za mną i poprawia książki. Jestem na tyle złośliwa, że celowo przekrzywiam wszystkie kupki i robię bałagan na półkach:-)

      Usuń
    2. To ja ostatnio zaczęłam sprzątać w empiku. Robię to zupełnie bezrefleksyjnie - odkładam na miejsce, wyrównuję rządki, układam cykle po kolei... Takie nowe zboczenie ;)

      Usuń
  19. Podobnie jak Moreni staram się nic nie kupować, ale jak już to korzystam z promocji. Ostatnio w sklepie gildia.pl kupiłam dwie książki warte 90 zł za 25 zł. I jak tu nie skorzystać? A później konto cierpi i płacze...

    Moja postawa wobec empiku jest niestety niezbyt pozytywna, ale nie będę tu "pluć na nich jadem" :D Po prostu ich unikam i wolałabym wspierać mniejsze księgarnie. Może nie takie, jak te u Ciebie... Swoją drogą, jakie to było ohydne i bezczelne, jak tak można? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to właśnie chodzi: ja też chciałabym wspierać mniejsze i niezależne księgarnie, ale często naprawdę się nie da:-)
      A w gildii też kupuję, bo to jedyna księgarnia, króra mnie nie goli na kosztach przesyłki do Niemiec.

      Usuń
  20. Ja takich nowości zupełnych to w sumie nie kupuję, więc moje potrzeby w tym zakresie książkowych zakupów zaspokaja allero i ulubiony antykwariat (mają tu książki krótko po dacie premiery, sporo fantastyki i niskie ceny). Ale jak kupować w księgarni, to dużej, sieciowej. Duży wybór, mogę dotknąć, obejrzeć, podczytać, i nikt nie wisi mi nad głową. I ceny są niższe chyba. Choć przyznam, że ostatnio kupuję, w sieci a w księgarni tylko odbieram - bo taniej, a mam blisko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, u mnie też wygrywa wygoda nad jakimiś altruistycznymi pobudkami...

      Usuń
  21. Przyznaje się bez bicia, że regularnie zasilam kiesę globalnych gigantów, bo nowe książki kupuję wyłącznie przez internet. Klik, klik i po sprawie, bez ruszania się z domu. Ktoś stwierdzi, że to takie bezduszne zakupy bez spacerowania między półkami i wymieniania uprzejmości ze sprzedawcą. No cóż, może tak jest, ale dla mnie to najlepsza forma nabywania książkowej strawy. A co do Twojej przygody to jestem w szoku. Dałaś pani banknot o większym nominale a ona postanowiła tego nie zauważyć i nie chciała wydać reszty? Szok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zasilam kiesę... Wolałabym zasilać kiesę malucha, ale musiałabym się przestawić na kalendarze chyba:-)

      Usuń
  22. Ponieważ mam duużo książek, to postanowiłam w listopadzie nic nie kupować. Ja zawsze chodzę do księgarni stacjonarnych, do Empiku nigdy, du Matrasa (panie już mnie znają i śmieją się z ilości kupowanych książek) lub księgarni Klimczok (tam to właścicielka jest dobrą znajomą i nieraz podsunie jakieś książki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prawdzie to ja mogłabym bez kupowania książek przeżyć dobre parę miesięcy, jeśli nie lat, takie mam zapasy, ale jak tu się oprzeć pokusie? Jak Wy tak możecie wytrzymać w tej abstynencji?!

      Usuń
  23. Z podobną sytuacją się nie spotkałem. Jednak najczęściej kupuje książki z drugiej ręki. Postępuje według zasady, że książki im więcej razy czytane tym "dłużej żyją". Poza tym książka używana ma specyficzny zapach użytkownika i swoje "przeszła" zarazem powieść w księgarni kupiłem parę lat temu. Lubię miejsca, gdzie wybór książek jest ograniczony np. małe punkty w supermarketach. Są to pozycje na każdą kieszeń i do tego tytuły, które znikały na uginających się regałach w Empiku. Osobiście uważam, że w tym ostatnim jest za drogo i wolę np. allegro. Jednak najczęściej wymieniam się książkami na portalu internetowych. Mogę liczyć na to, że książki będę jak nowe, a jak nie to dowiem się o tym poza tym praktykowane jest wysyłanie do książki drobnych słodyczy. Takie plusy i do tego jest to niesamowite uczucie, gdy tak rozkoszujesz się miłą atmosferą w domowym zaciszu. Nie marzniesz, nie przeziębisz się, a książki dostarczone są pocztą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się takie nastawienie:-) Przyznam, że sama lubię rozdziewiczać książki, ale regularnie pozbywam się na ebayu tych przeczytanych, do których niekoniecznie chce mi się wracać.

      Usuń
  24. Jestem w tej dobrej sytuacji, że wszystkie sieciówki i moc ksiegarni jest w moim mieście.
    I co z tego? Kiedy nie mam czasu chodzić po nich.
    Wygoda i brak czasu przymuszaja do kupna w sieci, czy to w ksiegarniach netowych, sieciowych, czy na allegro. Poza tym po mału przekonuję się, że w bibliotekach też są nowości, które niekoniecznie chcę kupić.
    Bardzo powoli (ale jednak) rozważam kupno czytnika, to tylko kwestia czasu i oferty dostępnej na niego. Aż sama się sobie dziwię, jak człowiek zmienia swoje przyzwyczajenia (i ubolewa nad tym he he).
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze będąc w Warszawie spędzam wiele godzin w księgarniach, narażając się na niecierpliwe wzdychania rodziny, ale to już jest wkalkulowane w każdy pobyt. Ale w Niemczech kupuję niemal wyłącznie przez internet, dla wygody właśnie.
      A mnie też chodzi po głowie czytnik... I też się nie mogę sobie nadziwić:-)

      Usuń
  25. przyznam sie, ze w Niemczech kupuje glownie przez internet - wiadomo gdzie :D - no i w Slowianinie, chyba ze w Thalii wystawia te kuszace skrzynie z okazjami, wtedy nie moge sie oprzec. W Polsce zagladam glownie do lokalnego Matrasu, ale tam najwiecej jest podrecznikow i nowosci, trudno dostac cos odrobine starszego. Ale na ogol panie sa pomocne i proponuja, ze zamowia w hurtowni. Kiedys kupilam tam cztery ksiazki i pani lekko zszokowana pytala, czy ma fakture wystawic :DDD

    W Geisenfeld jest sklep "trzy w jednym", czyli poczta, papierniczy i ksiegarnia, ale wybor niewielki. Moze w nastepnym miesiacu zajrze, czy maja tam nowa Nele Neuhaus (w miescie widzialam, pol wystawy zajela :D), sprzedaja dwie sympatyczne starsze panie, pamietam, jak we wrzesniu jedna skompletowala mi cala wyprawke szkolna dla Starszego.

    A czytnik to dobre rozwiazanie, gdy czyta sie cegly, od ktorych pasek torby sie obrywa :) choc takowego nie posiadam...

    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytnik za mną chodzi od jakiegoś czasu... Nie chce mi się zawsze taszczyć wielkich cegieł ze sobą, a do torebki by się zmieścił, i ile w nim książek można zawrzeć:-)

      Usuń
  26. W Niemczech korzystam z giganta, bez skrupulow, zwyczajnie nie mam czasu na wizyty w ksiegarniach. W Polsce wspieram ksiegarnie w moim miescie rodzinnym i zawsze tam kupuje lub zamawiam ksiazki.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja często korzystam z allegro, z konieczności. Nie zawsze finansowej, ale często. Może dlatego, że mnie takie księgarnie nie rozpieszczają, żadne ukryte oko nie podsuwa mi na witryny tych tytułów, które szukam... Nowe książki - mają magię, to przyznaję, ale używane też są ok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też korzystam z ebaya (niemiecki ma naprawdę gigantyczną ofertę) w przypadku książek, na które nie chcę wydawać majątku. Chociaż ostatnio coraz częściej korzystam też z opcji zakupu książek z drugiej ręki przez amazon - wygoda, raz jeszcze:-)

      Usuń
  28. Ja, niemieckie książki kupuję raczej też przez internet u giganta ;-)ekspresowa, darmowa dostawa, zawsze jakiś reklamowy upominek do tego,stale przychodzą drogą majlową i przez pocztę "newstlery" o zniżkach, rabatach itp.Dawniej gdy miałam więcej czasu lubiłam łazić po antywariatach, w moim mieście było ich sporo, z czasem umarły śmiercią naturalną.Ale też rzadko tam coś kupowałam, ceny "wyczytanych" książek nie wiele się różniły od tych z księgarni.Jeden był wyjątkowo ekscentryczny ;-) było to małe pomieszczenie z regałami zawalonymi książkami różnej maści, byle jak, zakurzone, na podłodze pod ścianami na środku i gdzie tylko było jakieś wolne miejsce piętrzyły się książki, każda pozycja kosztowała 50 centów, czasem 1 Euro gdy był to "biały kruk";-))))Właściciela czy sprzedawcy nigdy tam nie było, miał inny sklep obok i tam mu się właśnie płaciło.Klika razy kupiłam tam książki, oszczędzając sporo kasy,ale potem zrezygnowałam, w pomieszczeniu było zawsze pioruńsko zimno,szukając czegoś odpowiedniego w tym chaosie traciło się sporo czasu i na końcu wychodziło zakurzonym, brudnym i pewnie z pchłami ;-)))))Czasem kupuję książki na ebay,w tej chwili z powodu konkurencji sprzedwacy obniżyli sporo ceny , nawet nowych pozycji a dodatkowo można przesłać swoją propozycję ceny na którą się zazwyczaj zgadzają, byle tylko sprzedać.
    Polską literaturę sprowadzam poprzez księgarnię internetową(polską),mającą siedzibę w Kolonii, tam też mają księgarnię "na żywo" i zdaję się wypożyczalnię.Ceny są dość wyśrubowane i za przesyłkę też trzeba ekstra płacić, ale korzystam często z ich usług od lat,kontakt jest bardzo sympatyczny,firma bardzo rzetelna, wybór spory i na dodatek gdy nie ma jakiejś pozycji w ich katalogu, starają się spełnić życzenie.Też mają akcje rabatowe i można coś fajnego okazyjnie kupić.Raz, jeden jedyny skusiłam się na kupienie książek polskich na Allegro, właśnie z jakiegoś antykwariatu w Polsce.Raz i nigdy więcej! Chyba miałam pecha.Wreszcie znalazłam pozycje już dawno nie wznawiane,które bardzo, bardzo pragnęłam mieć, ucieszyłam się okropnie i od razu zamówiłam, cena 3 książek nie była wysoka.Cena przesyłki pocztą polską była powalająca ;-))))) książki kosztowały 35 zł, przesyłka 138zł.Ale nic to, zamówiłam, zapłaciłam.Czekam, czekam na dostawę,i nic! mijają dni, tygodnie i nic!Nieśmiało przypominam się. Za jakiś czas przychodzi przesyłka. Otwieram ją i co widzę?!Tylko 1 książka jest tą którą zamówiłam, dwie pozostałe to jakieś niechodliwe cegły.Podręcznik szkolny z lat 60 i poradnik o domowych sposobach naprawy odkurzacza ;-)))))))) Zdenerwowałam się okropnie, pchnęłam majla do antykwariusza, nic nie odpisał, więc dzwonię do nich. Odebrała jakaś niemrawa panienka, po wygłoszeniu mojego zażalenia, pomyślała chwilę i zaproponowała. JA!!!! mam na swój koszt odesłać im mylnie przesłane książki, opłacić jeszcze raz przesyłkę zakupionych książek, to wtedy postarają się prawidłowo zrealizować mój zakup.Zatkało mnie!..... z wrażenia! Pytam panienkę czy ona tak aby na serio?czy to ma być żart? Całkiem na serio!no przecież ich firma nie może ponosić strat i płacić takich wysokich opłat za klienta?!Podziękowałam serdecznie za wszystko i odłożyłam słuchawkę, bo koszt rozmowy zagranicznej też na moje konto poszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta księgarnia w Kolonii to pewnie Słowianin? Ostatnio zamówiłam sobie coś w Słowianinie i jestem ciekawa serwisu. Po trzech dniach od zamówienia dostałam info, że paczka została wysłana, co już jest niezłym wynikiem, bo jak zamawiam w Polsce, to szanowni państwo czasem z tydzień nie mogą się zebrać, żeby wysłać przesyłkę (jak zadzwonisz, to się okazuje, że... czekają na dosłanie jakiejś książki, choć na stronie jest jakb byk - dostępna od razu. Nie mówię już o tym, że nikomu nie wpadnie do głowy poinformować mnie mailem o opóźnieniu... też mi się zachciewa...). Cena za przesyłkę jak za paczkę w Hermesie, co jest super w porównaniu z 50 złotymi za dostawę z Polski.
      Podoba mi się "zapchlony" antykwariat. A Twoja przygoda z Allegro zakrawa na kpinę. W Niemczech możnaby ich za to ścigać sądowo;-)

      Usuń
  29. Tak, to Słowianin! Od lat u nich kupuję i jestem bardzo zadowolona.
    Panienka z Allegro-antykwariatu nie mogła lub nie chciała zrozumieć że to oni jako sprzedawcy popełnili błąd i do nich należy naprawa tego. tłumaczyłam jak krowie na rowie, nie mam pretensji że pomyłka się przytrafiła, bywa, ale za własne błędy płaci się samemu. ;-)Nie docierało do niej, mam ponownie zapłacić za przesyłkę i już! Mówię, tłumaczę jak komu dobremu, że ja już zapłaciłam , ja się wywiązałam ze zobowiązań aoni nie. Nie trafiało do niej.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń