|
Monachium, Marienplatz i ratusz |
No więc żyję. Jeszcze. Nawet jeśli wieczorami, mimo składanych sobie solennych obietnic, nie jestem w stanie popełnić najmniejszego nawet wpisu na blogu, skręcana ostrą awersją do klawiatury i monitora, wyjałowiona po obligatoryjnych siedmiu stronach tłumaczenia, które to pensum narzuciłam sobie, żeby zdążyć i dotrzymać szalonego terminu (dlaczego ja to robię?!), to jednak ciągle żyję. A nawet znajduję energię i skrupulatnie wyskrobuję resztki czasu na dekadenckie spacery po Monachium.
Miasto dławi się od turystów. Nawet jeśli osierocona Theresienwiese przeczy tym słowom i straszy trochę (lub koi, to zależy od punktu widzenia) ogromną, pustą przestrzenią. Już za miesiąc zaczną się tu uwijać budowniczowie piwnych hal, w których pod koniec września poleje się płynny chleb z pianką, wprawiając jeszcze większe rzesze turystów i miejscowych w chmielowy rausz. Do tego czasu Wies´n przypominają kamienną pustynię, po której hula wiatr i tylko czasem przemknie jakiś rowerzysta.
|
Theresienwiese, 31.05.2014 |
Zupełnie inaczej jest w ścisłym centrum. Tam każdy spłacheć zieleni wykorzystuje się do leniuchowania i wypoczywania - czilowania, jak się dziś mówi.
|
Monachium, Marienhof |
Jedni leżą, inni siedzą i gwarzą, wciągając złote płyny i smakowite wurszty. Każdemu według potrzeb.
|
Monachium, Viktualienmarkt |
Viktualienmarkt przyciąga jak zawsze bachusową rozwiązłością, orgią kolorów, zapachów i smaków. Uwielbiam to miejsce. Cieszę oko, bo na więcej nie pozwala wrodzone lenistwo i niechęć taszczenia lukullicznych wyrobów przez pół miasta.
|
Viktualienmarkt, stragan z serami |
Choć jak tak patrzę na te sery, to żałuję, że nie wzięłam paru śmierdziuchów. Byłoby jak znalazł po męczącym dniu, do kieliszka dobrego spätburgundera.
|
Viktualienmarkt, smakołyki na ostro |
Do tego odrobinę antipasti i coś ostrego na ząb...
|
Viktualienmarkt, stragan z ziemniakami |
... a żeby nie było, że tu same luksusy - wiktuałem może być również żywność przyziemna (a właściwie podziemna), siermiężna, słowem - kartoflana.
|
Monachijski oryginał |
Ach, z jaką łatwością to miasto oszałamia i zachwyca przyjezdnych! Z jaką bezwstydną oczywistością czaruje i wprawia w zdumienie!... I ma czym. Na każdym rogu jakiś miejscowy dziwoląg, wszędzie miejscowy folklor, manifestowany naturalnie i z wrodzonym wdziękiem.
|
Monachium, Odeonsplatz |
Wdzięku nie brak zresztą i przyjezdnym, jak choćby amerykańskim turystom, wędrującym po mieście z własnym saturatorem oraz wyposażeni w odpowiednią odzież.
|
Odsapa w cieniu ogrodów królewskich |
Po odsapie w chłodzie ogródów królewskich nastąpił odwrót - czekały jeszcze dwie z siedmiu upierdliwych stron.
Jeszcze dobry tydzień i powrócę - mam nadzieję - w glorii i chwale, gotowa nękać Was kolejnymi notkami o książkach, o tłumaczeniu, a także o tym, jak tu się w ogóle żyje (taki sobie nowy cykl zaplanowałam). A teraz wybaczcie, jestem w trakcie trzeciej stony (z siedmiu)...
Marienplatz przepiękny.
OdpowiedzUsuńArchitektura katedr niemieckich bardzo mi się podoba. Są takie bardziej finezyjne niż nasze.
Z przyjemnością powędrowałam za Tobą po Monachium.
Na architekturze średnio się znam, ale w Niemczech rzeczywiście jest sporo fajnych katedr. Tylko to, co widać na pierwszym zdjęciu, katedrą nie jest - to Nowy Ratusz, zbudowany w stylu neogotyckim. Moja znajoma przewodniczka Ania z Monachium pewnie mogłaby Ci opowiedzieć więcej;-)
UsuńA zupełnie przypomina katedrę. No przecież pod zdjęciem jest napis. Ale zj jestem gapa.
UsuńE, tam, zaraz gapa... Można przecież przeoczyć ;-)
UsuńŁadne tempo sobie narzuciłaś... Powodzenia! Na marginesie, skończyłam wczoraj "Między teraz a wiecznością" - gratuluję kolejnego świetnego przekładu :)
OdpowiedzUsuńTempo jest spore, a ja już zmęczona, bo poprzednie dwie książki też tłumaczyłam znacznie szybciej niż zwykle. No, ale może teraz uda mi się odpocząć, zebrać siły, przetasować priorytety i w ogóle...
UsuńI dziękuję za miłe słowa:-)
Tylko ty potrafisz nie pisać tak długo, a potem tak po prostu walnąć tytułem... :D Piękny wpis, który mi przy okazji uświadomił, że mój o Wiedniu cz. II się nie ukazał :/. Czekam na Twój kom bak z jakimś wielkim odkryciem książkowym dostępnym u nas po polsku :D
OdpowiedzUsuńA ja czekam na relację o Wiedniu :-)
UsuńTytuł przyszedł mi do głowy, kiedy tylko zobaczyłam tego gigantycznego penisa... Chyba tylko Amerykanie są zdolni do czegoś takiego ;-)
Dziękuję za urokliwy spacer po Monachium. :) Życzę, aby ciężka praca, którą obecnie wykonujesz, przyniosła satysfakcję i zadowolenie!
OdpowiedzUsuńP.S. Wydaje mi się, że dzięki tytułowi będzie to rekordowy pod względem odwiedzin wpis. ;)
Dzięki za miłe słowa i życzenia - satysfakcja jest, szczególnie jak już się weźmie wydrukowaną książkę do ręki... Na to trzeba będzie jeszcze poczekać, ale już się cieszę :-)
UsuńZ tytułem to nie wiem, czy nie strzeliłam sobie w stopę, bo potem pojawia się zawsze mnóstwo obrzydliwego spamu. Zobaczymy :-)
:-)
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że się wybrałaś do Japonii na festiwal penisa.:D
OdpowiedzUsuńEee tam, po takie prozaiczne rzeczy do Japonii?...
UsuńPo takim spacerze Monachium kusi, pewnie nie tylko mnie :)
OdpowiedzUsuńA nowy cykl Twoich postów z miłą chęcią przeczytam. Nie ma nic ciekawszego od informacji o ludziach i ich zwyczajach w różnych zakątkach świata :) No chyba, że info o książkach he he. Poproszę o nowości z listy bestsellerów wydanych w Niemczech :)
opty2
Dźgasz moje sumienie... Noszę się z wpisem o nowościach i bestsellerach niemieckich od paru tygodni już. Pocieszam się, że za tydzień powrócę do świata żywych i wtedy ponadrabiam wszystkie zaległości :-)
UsuńEch... wróciłbym sobie z wielką chęcią do Monachium:) Bardzo podobało mi się mieszkanie tam i życie. A byłem zimą. Jakież cudne to miasto musi być latem:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTeż chcę do Monachium.
OdpowiedzUsuńJuż zapomniałam jak tam jest ;)
Monachium jest piękne o tej porze!
OdpowiedzUsuńOczekiwałam więcej penisów :P
OdpowiedzUsuń