Wydawnictwo: G+J Gruner&Jahr
Tytuł oryginału: Gone Girl
Data premiery: 06.03.2013
Liczba stron: 650
Cena: 39,90 zł
Nie kupiłabym tej książki. Nie z tą plakatywną, dosłowną okładką, nie z tym tytułem, przywodzącym na myśl tanie sensacyjno-miłosne powieścidła. Ale jeśli jeden, drugi, trzeci czytelnik koneser mówi mi, że to dobre, to nie wolno mi pozostawać głuchą na ich głosy. Przymykam oko na beznadziejną okładkę i kiczowaty tytuł, przełykam uprzedzenia, otwieram umysł i serce, przeganiam ostatnie cienie nieufności i...
Ha. Nick i Amy, trzydziestoparolatkowie, ona rodowita mieszkanka Nowego Jorku, rozpieszczona przez los dziewczyna z zamożnego domu, córka pisarskiej pary, która dorobiła się sporego majątku i sławy tworząc bestsellerową serię edukacyjnych (moralizatorskich) książeczek dla dzieci o... cukierkowej Niezwykłej Amy, on wzięty (początkowo, później bezrobotny) dziennikarz, pochodzący z Missouri. Małżeństwo. Jacy są? Jacy są naprawdę? Flynn tworzy obraz tej pary niespiesznie, szczegółowo, ustami Nicka. Nieco przydługi wstęp, wymagający pewnej dozy cierpliwości od czytelnika, który nie lubuje się w detalicznych opisach codzienności Nowojorczyków, posłuży za bazę, za podglebie, za rudyment, z którego zacznie formować się ostateczny obraz. Już w tej początkowej fazie nawet średnio bystry czytelnik zorientuje się, że wizja małżeństwa, serwowana przez Nicka, nie może być tą ostateczną, toteż następujący po niej dziennik Amy nie stanowi zbytniego zaskoczenia. Wersja Amy odziera warstwę po warstwie z płótna, namalowanego przez Nicka. Jednak to, co zostaje po zeskrobaniu wszystkich warstw werniksu, nie jest wersją ostateczną.
Thrillery psychologiczne, skupiające się na delikatnych relacjach małżeńskich, nie są niczym nowym. Lubuje się w nich Sophie Hannah i parę innych autorek, toteż po przeczytaniu paru z nich łatwo rozpoznać schemat, na którym się opierają. Są tu manipulacje, są odmienne wersje tych samych wydarzeń, jest perfidna gra, podjazdowa walka z największym wrogiem: małżonkiem (małżonką). Nie jest łatwo przelicytować innych oryginalnością intrygi, wybić się poza zgrane i powtarzalne wątki, ostrzej i ciekawiej nakreślić portrety bohaterów. I faktycznie, w pewnej fazie tej powieści czytelnikowi może wydawać się, że ma do czynienia z kolejną wersją pewnego rodzaju rozpsychologizowanego thrillera i nic nowego tu nie doświadczy. A gucio. Flynn idzie tutaj dalej, nie o krok, ona postępuje o pięć kroków naprzód i tworzy kompletnie nową jakość psychologicznej powieści z dreszczykiem, ukazuje "chorą, kurewsko toksyczną wstęgę Mobiusa". I kiedy wydaje nam się, że wiemy już wszystko, kiedy pojawiło się zrozumienie, kiedy w duchu westchnęliśmy finalnie "acha!", wówczas autorka wymierza ostateczny celny cios, burzący wszystko, co tak ładnie sobie poukładaliśmy. Cios ten sprawi, że zachwieje się całokształt naszej wiedzy o funkcjonowaniu ludzkiej psychiki.
Znakomity jest język tej powieści, dosadny, nieowijający w bawełnę, pełen trafnych, ostrych wyrażeń, niekiedy z pogranicza idiolektów, czasem trącący barokiem w nieschematyczności porównań, ale zawsze adekwatny, wnikliwy, autentyczny.
Dobre?... Tak. Ale jednocześnie muszę ostrzec tych, którzy mają pewne oczekiwania do powieści oetykietkowanej pojęciem "thriller". Mamy tu do czynienia z opowieścią raczej kameralną, pozbawioną spektakularnych wydarzeń, gonitw, wymachiwania pistoletami i innych znamion gatunku. Fabuła dostarczy wrażeń, owszem, ale na płaszczyźnie psychologicznej, wysublimowanej. Tu liczy się niuans i gra pozorów, a nie akcja czy działania policyjne, które odgrywają tu marginalną rolę. Warto o tym pamiętać, by nie czekać przez czterysta stron, aż coś się zacznie dziać. Przy odpowiednim nastawieniu macie szansę na prawdziwą, zaskakującą "wstęgę Mobiusa".
Gdzie i kiedy: miasteczko w Missouri, 2011-2012
W dwóch słowach: wysublimowana i niespieszna
Dla kogo: dla rozkochanych w opowieściach o damsko-męskich relacjach i ceniących rozbudowany aspekt psychologiczny
Ciepło / zimno: 91°
Dla kogo? - dla mnie, gdyż lubię opowieści o damsko-męskich relacjach z rozbudowanym aspektem psychologicznym.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba:-)
UsuńPo tylu pozytywnych recenzjach nie przeszkadza mi nawet kiczowata okładka i tytuł :) "Zaginiona dziewczyna" już czeka na półce aż znajdę trochę czasu dla tego tomiszcza. Twoje 91 stopni znacznie ten moment przyspieszyło :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, pal sześć tytuł, najważniejsze, że środek dobry:-)
UsuńNie czytam, nie czytam, postanowilam nie czytac zadnych recenzji tej ksiazki, az jej sama nie przeczytam!! ;-))
OdpowiedzUsuńBtw. mam teraz z biblioteki jej pierwsza ksiazke, "Ostre przedmioty", podobno tez dobra :-).
Słusznie, nie podglądaj:-) A ja chętnie zajrzę do Ciebie, żeby zobaczyć, jak ją rozkładasz na czynniki pierwsze...
UsuńAle ze 91... bylo juz cos tak wysoko?? (ide obadac archiwum ;-))) )
UsuńA przeczytałaś "Ostre przedmioty" ? Ja wypożyczyłem je z biblioteki jakiś czas temu i pamiętam aurę mroku, toksyczne relacje rodzinne, mocny język. Jednym słowem - warto. Po "Zaginioną dziewczynę" muszę sięgnąć ! /tommy/
OdpowiedzUsuńJeszcze nie, ale już mam:-) I jestem jej bardzo ciekawa, bo wiele osób chwaliło, ale Jane się podobało nieco mniej...
UsuńChcę :))) Bardzo ciekawie zachęcasz :)
OdpowiedzUsuńPolecam:-))))
UsuńNie dziwię się Twojej ocenie, bo ta książka dobra jest:)
OdpowiedzUsuń"Ostre przedmioty" mniej mi się podobały, ale to tylko kwestia gustu.
Sprawdzę i "Ostre przedmioty":-) Ale trochę zaczekam, żeby mi się nie przejadło...
UsuńPodobała mi się ta książka i podoba mi się okładka. Może mam kiczowaty gust, ale co tam :)
OdpowiedzUsuńOj tam, zaraz kiczowaty... Różnie ludzie reagują na niektóre bodźce, ja tam wolę okładki graficzne, mniej dosłowne.
UsuńCoś zdecydowanie dla mnie, od czasu do czasu uwielbiam zanurzyć się w taki świat gierek i małych wojen podjazdowych.
OdpowiedzUsuńNie zawiedziesz się:-)
UsuńNo patrz, jak można skrzywdzić książkę marną okładką! Nie sądzę, żebym w ogóle poświęciła jej chwilę uwagi, gdybym zobaczyła ją w księgarni, a okazuje się, że wiele bym straciła.
OdpowiedzUsuńA widzisz, jednak niektórym okładka się podoba (vide Małgosia)... Czyli de gustibus...
UsuńA widzisz, nie szata zdobi książkę :)
OdpowiedzUsuńWarto czasem przełamać swoją niechęć i dać się ponieść entuzjazmowi innych :))
opty2
Czyli jednak nie bez powodu uznano tę książkę thrillerem roku 2012 :) Z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu nie podoba Wam się ta okładka. Dla mnie jest nijaka. Nie jest paskudna, nie jest oryginalna. Widziałam wręcz odstraszające :D
OdpowiedzUsuńNa hasło rozbudowany aspekt psychologiczny mam ochotę od razu chwycić tę książkę.
Mam już tę książkę na swojej liście lektur zaplanowanych (i to dość wysoko), ale... wiadomo - chęć czytania wielka, a zasoby czasu wprost przeciwnie ;)
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji w/w chęć jeszcze większa... Może na zasoby czasu też coś poradzisz? ;)
Czytałam tę książkę krótko przed premierą w Polsce. Bardzo mi się podobała, dlatego też nie opuściła mojej półeczki i dziś dumnie stoi między innymi przedstawicielkami swojego gatunku :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się ta książka prezentuje, muszę ją chyba dodać do listy planowanych książek i być może przeczytać :)
OdpowiedzUsuńA w między czasie zapraszam na mojego nowego bloga także o książkach,proszę zostawić ślad po sobie
- http://www.pozytywniezaczytany.blogspot.com/
Pozdrawiam Damian.
pierwsze zdanie generalnie mówi wszystko.
OdpowiedzUsuń