Ads 468x60px

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Arno Strobel "Das Wesen" ("Istota") - arcymistrzowska gra pozorów

Wydawnictwo: Fischer
Język: niemiecki
Data premiery: 11 listopada 2010
Ilość stron: 368
Cena: 8,95 euro


Znowu muszę polecić Wam książkę, której na polskim rynku (jeszcze) nie ma, ale autor i owszem, zaistniał efemerydowo wydanym przez Replikę thrillerem "Magus". (Ten jednak nie jest zbytnio reprezentatywny dla tego, co pisarz tworzy obecnie). Powieść "Das Wesen" ("Istota") pochłonęła mnie bez reszty, wciągnęła niczym trąba powietrzna i nie puściła aż do ostatniej sceny. Rzadko mi się ostatnio zdarzają takie książki, więc postanowiłam, z czystej złośliwości oczywiście, narobić Wam smaku, a może i skusić któregoś z wydawców...

Co takiego ma w sobie ta niepozorna książka, że nie da się jej odłożyć, dopóki nie pozna się odpowiedzi na zasiane przez autora pytania? Otóż ma ona napięcie, finezyjną, inteligentną grę pozorów i konstrukcję typu matrioszka, w której do końca nie wiadomo, czy to już ostateczna odsłona, czy też autor ma jeszcze w zanadrzu jednego asa.

Fabuła toczy się dwutorowo: w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to znalezione zostają zwłoki dziewczynki i współcześnie. Wówczas śledztwo prowadził  komisarz Menkoff, wspierany przez asystenta Seiferta, sprawcę schwytano i w poszlakowym procesie skazano na długoletnie więzienie. A był nim znany psychiatra, doktor Lichner, do samego końca upierający się przy swej niewinności. Drugi strumień akcji płynie trzynaście lat później, w 2009 roku, po wyjściu Lichnera na wolność. W wątku współczesnym policja otrzymuje anonimowy telefon, informujący o porwaniu dwuletniej dziewczynki. Rozmówca podaje tylko adres i rozłącza się. Na miejscu komisarz Menkoff i Seifert nie posiadają się ze zdumienia, kiedy drzwi otwiera im... Lichner, podobnie jak oni skonsternowany powtórnym spotkaniem. Lichner o żadnym porwanym dziecku nic nie wie. Sąsiadka potwierdza jednak, że w mieszkaniu obok, w koszmarnej i zapuszczonej ruderze, gdzie jedynym pomieszczeniem, do którego da się wejść bez wstrętu, jest odnowiony pokój dziecka, widywała czasem małą dziewczynkę, a pod danym adresem faktycznie zameldowana jest dziewczynka, będąca rzekomo córką Lichnera. Psychiatra zaprzecza kategorycznie, jakoby kiedykolwiek miał dzieci. Śledztwo ujawnia jednak, że rzeczone dziecko jednak przyszło na świat dwa lata temu, jednak już wkrótce okazuje się, że wpis szpitalny został sfingowany. Sąsiadka przyznaje również, że została przekupiona, by powiedzieć policjantom o dziecku. Kto i co próbuje zataić? Kto wrabia Lichnera i dlaczego? Kto pociąga za sznurki w tej piekielnej grze pozorów?

Krok po kroku okazuje się, że Lichnera łączyło z komisarzem więcej. Przed skazaniem psychiatra miał przyjaciółkę, Nicole Klement. To ona przyczyniła się w dużej mierze do skazania, podając obciążające Lichnera zeznania i dostarczając decydującej poszlaki. Menkoff jakiś czas później sam związał się z piękną Nicole, związek ten jednak nie przetrwał próby czasu -  Nicole była niełatwą partnerką. Okazuje się jednak, że po wyjściu z więzienia doktor Lichner znowu jest z Nicole... Menkoff gubi się w domysłach i przypuszczeniach, natomiast Seifert coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że Lichner być może naprawdę siedział za nic, a osobą, która mogła się do tego przyczynić, był jego zwierzchnik. Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Nicole? Czy Lichner faktycznie zamordował trzynaście lat temu dziecko? A może został skazany niesłusznie, a morderca nadal jest na wolności? Kto jest autorem tej wyrafinowanej psychologicznej gry?... Autor bawi się z czytelnikiem, wodzi go za nos, nie pozwala uwierzyć w żaden wariant, podważa prawdy i półprawdy, a to, co wydawało się pewnikiem, za moment staje się stertą gruzów, spod której wyłania się prawda... Czyżby?...

Sposób, w jaki autor buduje tę skomplikowaną konstrukcję, jest genialny, wysublimowany, finezyjny. Niepozorna książka okazała się jednym z lepszych psychologicznych thrillerów, jakie czytałam, i nie ma w tym ani słowa przesady. Znakomicie wykreowana została postać Menkoffa, który ściga Lichnera ze wściekłą zajadłością niczym najgorszego wroga, ślepy na logiczne argumenty i niezdolny do rozsądnych działań, zwłaszcza, gdy w kulminacyjnej części tej historii zostaje uprowadzona jego własna córeczka. Doktor Lichner zaś to typ obrzydliwie arogancki i zadufany w sobie, nieprzeciętnie inteligentny i spoglądający na wszystkich z wyższością. Cudowny, zażarty pojedynek dwóch gladiatorów śledzi i relacjonuje Seifert - to z jego ust dowiadujemy się zarówno o wydarzeniach sprzed parunastu lat, jak i o aktualnych, coraz bardziej dramatycznych i poplątanych okolicznościach sprawy. A skołowany czytelnik chłonie to wszystko, zadając sobie pytanie: to jak naprawdę było? Po lekturze uświadamia zaś sobie relatywizm prawdy, ze wstydem przyznając, że dał się zmanipulować...

Jeśli zaakceptujemy również zakończenie (no... powiedzmy, że tak faktycznie mogło być...) to okaże się, że to świetna pozycja. Strobl przekonał mnie do siebie, bez dwóch zdań, i zamierzam już wkrótce rzucić się w jego objęcia po raz drugi. I trzeci... I czwarty też, bo autor szykuje na jesień kolejny kryminał...

Moja ocena: piąteczka (pal sześć zakończenie, ważne było trzysta pięćdziesiąt stron wypełnionych dreszczem emocji!): 5/5.

Swoją drogą, ostatnio trafiają mi się znakomite książki... Dawno żadnej trójeczki nie wystawiłam, nie mówiąc o pałach...


28 komentarzy:

  1. Mam nadzieje że jakiś wydawca się skusi ... mhm ... narobiłaś smaku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomogę się słownikiem, poszukam książki i przekonam się na własnej skórze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu to robisz... Aż mi się smutno robi na myśl, że pewnie jeszcze długo poczekam na tę książkę zanim ukaże się na rynku polskim...
    Ja się pytam, jak tak można torturować ludzi zapowiedzią świetnej lektury, gdy nie mają do niej dostępu? :>
    A na poważnie, brzmi naprawdę zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano znowu... Ale wiesz, po co to robię, prawda?

      Usuń
    2. Wiem, wiem i tak naprawdę to bardzo się z tego powodu cieszę :)

      Usuń
  4. Heh, jak ja lubię, kiedy są same świetne oceny z rzędu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po niemiecku i taka niska cena? Muszę się rozejrzeć. ^^ W sumie nie lubię czytać aż tak bardzo w tym języku, ale dla dobrej powieści mogę się przemęczyć. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena zacna, bo wydanie miękkookładkowe... Ale w tym wypadku warto się pomęczyć:-)

      Usuń
    2. Niektóre książki też miękkie okładki mają, ale po 20 euro, to już wtedy nie jest tak wesoło. :)

      Usuń
  6. no to żeś mi narobiła smaku... no wiesz? jak tak można!! skoro wiesz, że nie ma jej póki co na polskim rynku :(
    ale ja poczekam... cierpliwa jestem :P
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez Ciebie chyba zacznę uczyć się niemieckiego :P Chociaż zanim opanuję ten język w stopniu, umożliwiającym czytanie w oryginale, to pewnie u nas wydadzą już wszystkie książki Strobela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo zacne postanowienie:-)

      Usuń
    2. Postanowienie tak, ale zdolności w kierunku niemieckiego raczej nie posiadam. Uczyłam się go w gimnazjum, ale nic a nic nie pamiętam. Znacznie bardziej przemawiają do mnie angielski i hiszpański :)

      Usuń
    3. Swoją drogą, ciekawe, jak wiele osób uczy się niemieckiego w szkole, a potem kompletnie wszystko zapomina:-) Znam naprawdę sporo takich... Z rosyjskim jest zresztą podobnie. Niby języki sąsiadów, a nieużywane, to i ich znajomość zanika...

      Usuń
    4. No cóż, w gronie tych zapominających rosyjski również się znajduje, uczyłam się w LO, ale ledwo potrafię dni tygodnia wymienić. Chociaż w tym przypadku usprawiedliwiam się, bo te lekcje to jakaś farsa była, a nie nauka języka. Najlepiej władam tymi językami, których uczyłam i uczę się z przyjemnością, czyli wspomniany angielski i hiszpański :)

      Usuń
    5. Zawsze powtarzam, że w nauce języków najważniejsza jest motywacja... albo jej brak. W tym drugim przypadku to już sam święty Boże nie pomoże;-)

      Usuń
  8. po takiej recenzji, i tylu słowach pochwały, zaczynam niecierpliwie przebierać nogami. mam nadzieję, że jak najszybciej książka doczeka się polskiego przekładu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo, ciekawe kiedy do nas dojdzie ta pozycja... A smaka narobiłaś niezłego... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. no prosze, mialam poszukac w bibliotece, a dzisiaj wpadla mi w rece w Thalii (oferta po 3,50 ojro; jesli kupilo sie trzy ksiazki, jedna byla po 2,50... poprzestalam na szesciu, miejsca na regalach brak ;)

    pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żartujesz?!... U mnie nie ma Thalii w okolicach, niestety, a może i stety, bo z miejscem u mnie też już krucho. Niedługo będę sobie ścieżki na podłodze układać...

      Usuń
    2. Akurat dzisiaj mialam szczescie, bo wystawiono dwa wielkie stoly (najwiecej chyba z Diogenesa), do tego w Müllerze byly filmy po 5,55, wiec sie troche splukalam...

      Usuń
    3. Też chciałabym, aby się moje półki uginały pod ciężarem książek. ;D Aaah, marzenia. :)

      Usuń
  11. Przeczytam na 100% , lubię Arno S. ;-)"Der Trakt" i "Das Skript" są też świetne.Piszesz, że zakończenie jest .....? no właśnie! Podobnie jest w innych jego kryminałach,te zakończenia i rozwiązania zagadki kryminalnej są tak zaskakujące, że aż nieprawdopodobne.I trzeba się z tym pogodzić, bo cała akcja i fabuła jest po mistrzowsku konstruowana.Zastanawiam się, skąd te nieprawdopodobne zakończenia?!Widać , że autor zanim napisze powieść,dba o wszystkie szczegóły by i całość była wiarygodna, nie ma nieścisłości, perfekcjonizm! A zakończenie jest niczym z powieści fantastycznej. "Das Skript" jest tego szczególnym przykładem.Nie chcę zdradzać kto, co i dlaczego tam popełnił ;-) ale na zdrowy rozum, to nie możliwe by ta właśnie osoba, dokonała, tego czego dokonała ;-) gdyby była supermanem lub kimś takim o nadzwyczajnych siłach mentalnych i przedewszytkim fizycznych, to zgoda. Ale nie była.Wygląda na to że "Das Wesen" też ma takiego super bohatera z nieludzkimi właściwościami?;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Alicjo! Dawno Cię nie było... Już po przeprowadzce?

      Pozostałych dzieł Arno jeszcze nie czytałam, ale nadrobię to, na mur beton. Z tym zakończeniami to mnie trochę zmartwiłaś, bo ja wychodzę z założenia, co za dużo, to niezdrowo. Tutaj raczej superbohatera nie mamy, ale w pewną okoliczność dookoła zbrodni albo się uwierzy bez zastrzeżeń, albo nie. No i właśnie ja mam swoje zastrzeżenia. Ale reszta - perfekcja!

      Usuń
  12. :-)Jeszcze nie całkiem, wszystko w trakcie, definitywnie 14.07.Cieszę się łokropnie ;-)Kocham Lubekę miłością gorącą i nieustanną ;-).
    Co do Arno, no właśnie! co za dużo to nie zdrowo.Jak zdobędę się na więcej odwagi, to aż zapytam go, jak on wpada na te rozwiązania.:-))Czy to czysta fikcja jego produkcji czy może opiera się na jakichś faktach, zdarzeniach, które miały miejsce i przerabia je na użytek własnej powieści.Z tego co wiem, on przed napisaniem powieści,robi bardzo dokładną analizę, dociera do wszelkich możliwych źródeł, by to co napisze było właśnie perfekcyjne.
    Wiesz co bym sobie życzyła przeczytać? ;-) nie wiesz! ;-) chciałabym, by ktoś w formie kryminału napisał o o tych ostatnich zdarzeniach z "neonazi" sceny, o tych morderstwach popełnionych na cudzoniemcach, przez w sumie 3 młodych ludzi.Kilka dni temu widziałam reportaż na ten temat. Nie do uwierzenia że takie coś jest możliwe gdy wszystkie organa władzy i sprawiedliwości od lat już wiedzą o tej "działalności", mają na oku sprawców, ba! nawet wśród nich mają swoich szpicli i nic nie robią, by zapobiec kolejnym zbrodnią.Przedstawiciele LKA, BKA i Verfassungsschutz z rozbrajającą szczerością opowiadają o popełnionych błędach, ślepych uliczkach w śledztwie itp. gdyby ktoś pokusił się o opisanie tego, powstałby rewelacyjny "politkrimi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie trzymam kciuki, żeby przeprowadzka przebiegła sprawnie do końca (koszmar...).
      Swoją drogą bardzo cenię pisarzy, którzy dobrze przygotowują teren pod swe historie, a dobrze przeprowadzone rozeznanie to połowa sukcesu.
      A o tych kebabowych morderstwach oglądałam na ZDFie reportaż o tej całej historii, dobry był, bez ogródek pokazujący całą serię wpadek w tym śledztwie. Skandal na skalę światową. Na pewno będą publikacje na ten temat, choć pewnie raczej niebeletrystyczne.

      Usuń
  13. Kompletnie nie znam tego autora i tylko szkoda, że nie mogę się zapoznać z tą książką, którą tak ciekawie opisałać. Generalnie mam odczucie, że w niemieckiej literaturze kryminalnej dobrze się dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń