Wydawnictwo: Droemer Verlag
Data premiery: 02.09.2013
Liczba stron: 400
Cena: 19,90 euro
Dwa lata przygotowań i wyszukiwania informacji, rok pisania. Tak pracuje Wolfram Fleischhauer, taki system sprawdził się w przypadku sześciu powieści. I oto mam przed sobą najnowszą, podobnie jak i poprzednie, niedającą się zamknąć w obrębie jednego gatunku. "A las stoi i milczy" bowiem tylko pozornie jest kryminałem. To również książka o lesie, o wyciszeniu, jakie daje, o sposobach jego czytania. To książka o konformiźmie. To wnikliwa charakterystyka wiejskiej, zamkniętej społeczności. Wreszcie to powieść obnażająca, zdzierająca płatami pocztówkową tapetę z bawarskiej - nie, z niemieckiej - sielanki z etykietką "co było, minęło".
Anja Grimm, studentka leśnictwa, przyjeżdża do niewielkiej wioski na bawarskiej prowincji. W ramach praktyki ma dokonać kartografowania leśnych połaci. Kiedy razem z towarzyszącym jej innym praktykantem pobiera próbki z podłoża, zostaje niespodziewanie zaatakowana przez zdziczałego, wykrzykującego niezrozumiałe, bezładne inwektywy tubylca. Jak się okazało, właściciela tego kawałka lasu. Wymachujący dubeltówką chłop odstępuje jednak od gróźb, kiedy dziewczyna otwiera usta i przedstawia mu się: "Jestem Anja Grimm, pamiętasz mnie?". Tak, Anja nieprzypadkowo znalazła się w tej głuszy. To tutaj, przed wielu laty, kiedy jako mała dziewczynka przyjeżdżała z rodzicami na wakacje, zaginął bez śladu jej ojciec. Przybycie do wioski "tej małej Grimm" nie pozostaje niezauważone przez jej mieszkańców. Nie w smak im, że studentka kopie w ziemi, że węszy, że odgrzebuje stare sprawy. Jeszcze mniej podoba im się sposób, w jaki dziewczyna "odczytuje" las, niemal magiczny, jakby łączyła ją z nim jakaś niesamowita, czarodziejska nić, jakby Anja rozumiała, co szepczą do niej szumiące drzewa. Wkrótce potem Xaver ponownie ją napastuje, przykładając strzelbę do głowy. Parę godzin później chłop wiesza się w lesie, a jego niedołężna, schorowana matka zostaje znaleziona z głową roztrzaskaną szpadlem w stodole. Co wiedział Xaver?... I dlaczego poczynania policji nie wskazują na chęć wyjaśnienia obu spraw - tej aktualnej, i tej zadawnionej?
Fakt, dość prędko można się domyśleć, że kluczem do zagadkowej śmierci Xavera i jego matki będzie przeszłość. Ale to, co naprawdę porosło milczeniem, jest o wiele bardziej wstrząsające, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, sięgając po książkę z nieco mylną etykietką "kryminał". Fleischhauer zapuścił się w bardzo niewygodne rewiry, uwierające, pomijane i przemilczane. A co więcej, jak najbardziej aktualne i bynajmniej nie fikcyjne. Bezkompromisowo burzy bukoliczny wizerunek, jaki kojarzy się z Bawarią, wypruwa spod zielonych, soczystych łąk flaki przeszłości, rujnuje białe kapliczki z cebulastymi kopułami i stawia ogrodzenia z drutu kolczastego, zatruwa słodycz widoczków jadem zaszłości. Niemcy nie lubią, jak im się psuje sielankowe widoczki. Wolą rechotać z przaśnych dowcipów sypanych dialektem w kryminałkach prowincjonalnych pisanych przez żony policjantów. Gdzie krówka malowniczo odcina się od zieleni pastwisk, a góry obowiązkowo wypełniają swe zadania: wyglądać pięknie i milczeć. W przeciwieństwie do zalewu miałkich i komediowych kryminałów, bijących rekordy sprzedaży, powieść Fleischhauera bestsellerem raczej nie zostanie. Ale może zostanie zauważona przez nielicznych, którzy poszukują, zadają pytania i boją się odpowiedzi. Bo tacy też są.
Abstrahując od przesłania, to także znakomicie napisana książka. Autor dba o szczegóły, zachwyca autentyzmem, potwierdzając, że dwa lata researchu to nie w kij dmuchał. Dobrze skrojone postacie, wiarygodnie poprowadzone wątki i niezłe tempo dopełniają całości. Fleischhauer jest dla mnie odkryciem roku, nawet jeśli nie okupuje list bestsellerów.
Do tej pory słyszałam tylko o "Purpurowej linii" tego autora. Mam nadzieję, że więcej jego książek ukaże się na polskim rynku wydawniczym. ;)
OdpowiedzUsuńTak, nawet się dziwiłam, że wydano "Purpurową linię". To chyba była jego pierwsza książka. Nie czytałam jeszcze, ale kupiłam sobie niedawno, zafrapowała mnie akcja, która podobno osnuta jest wokół pewnego tajemniczego, choć rzeczywiście istniejącego obrazu średniowiecznego, tego, na którym jedna kobieta trzyma inną za sutek...
OdpowiedzUsuńAleż przemówiły do mojej wyobraźni te flaki przeszłości wypruwane spod zielonych, soczystych łąk...!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wydano tego po polsku - po Twojej recenzji poszłoby jak świeże bułeczki ;)
Fakt, czasem wychodzi ze mnie grafoman... :-)))
UsuńSugerujesz, że mam zły gust? że podoba mi się akurat grafomania? ;)))
UsuńŁadnie napisana recenzja :)
OdpowiedzUsuńZnowu sie zakochalam w Twojej recenzji i skreca mnie, ze nie moge tego przeczytac... nic to, biegne szukac chociaz tej "Purpurowej linii" :-).
OdpowiedzUsuńJa na pewno przeczytam tę "Linię", już sam fakt osnucia historii wokół takiego tajemniczego i - przyznajmy - trochę odlotowego obrazu jest frapujący.
UsuńCiekawie napisana recenzja. Wolfram Fleischhauer jest chyba u nas w polsce mało znanym autorem.
OdpowiedzUsuńI znowu mi to robisz... Książka zapowiada się bosko, ale z moim niemieckim to sobie mogę co najwyżej nazwisko autora przeczytać :(
OdpowiedzUsuńJako leśnik powinnam stanąć na wysokości zadania. Więc staję: poczekam na polski przekład ;)
OdpowiedzUsuń"A las stoi i milczy"? Ciekawy tytuł kryminału, który sam w sobie zapowiada się ciekawie. No, ale bariera językowa w tym wypadku jest dla mnie nie do pokonania.
OdpowiedzUsuńinteligentny wpis
OdpowiedzUsuń