1920-2013
Nazywano go papieżem literatury. Bano się jego wyroków, ferowanych z charakterystycznym, warczącym "rrr" i mających niezwykłą moc: jedno jego słowo sprawiało, że książka stawała się bestsellerem lub wręcz przeciwnie, nigdy nim nie miała szansy nim zostać. Nikt inny nigdy nie zdołał przykuć do telewizorów tylu widzów - w programie, poświęconym literaturze, trzeba dodać. Kojarzony wyłącznie z jego osobą "Kwartet literacki", emitowany przez wiele lat w publicznej telewizji ZDF, bawił, budził kontrowersje, polaryzował, rozpalał emocje - i miał wielką oglądalność.
I to właśnie w tym programie po raz pierwszy usłyszałam jego jedyny w swoim rodzaju polski akcent, emfazę, niezłomność i nieodwracalność jego literackich opinii (to bezwartościowa proza - tymi słowy zmiażdżył powieść Güntera Grassa "Ein weites Feld", dodając: "podziwiam pana, panie Grass. Ale muszę powiedzieć coś, czego ukryć nie mogę: uważam pana książkę za całkowicie nieudaną"). A potem wyczekiwałam kolejnych, z napięciem, jakiego nie był w stanie wywołać najlepszy serial. Marcel Reich Ranicki zmarł wczoraj w wieku 93 lat.
Jego biografia to dzieje tyleż burzliwe, co dramatyczne, ale i kontrowersyjne. Los przerzucał go z Berlina do Warszawy, gdzie w czasie wojny udało mu się uciec z getta. Potem był Londyn i znowu Niemcy - kraj, w którym się urodził, kraj, który zgotował mu barbarzyński los, wreszcie kraj, w którym mógł rozwinąć skrzydła jako literat, krytyk i ogromny miłośnik literatury. Bo nim był przede wszystkim - nie Żydem, Polakiem czy Niemcem, nie agentem bezpieki, ale człowiekiem, który ponad wszystko ukochał literaturę. Nazywał ją swoją "przenośną ojczyzną". I znał się na niej jak mało kto. Czytał dużo, ale zanim wypowiedział się o jakimś dziele, dogłębnie je przestudiował. Nie cackał się. Gnioty były gniotami ("ganz und gar missraten"), arcydzieła arcydziełami ("grossartig"). W jego recenzjach nie było miejsca na letniość i wyważenie. Wypowiadał się namiętnie, odważnie, bezkompromisowo. Stworzył kanon niemieckiej powojennej literatury. Jeśli kogoś cenił, to bez końca, jeśli pogardzał, to w sposób ostateczny. To on sprawił, że powieść Szczypiorskiego "Piękna pani Seidenmann" została w Niemczech bestsellerem, to on wyniósł na wyżyny "Na południe od granicy, na zachód od słońca" Murakamiego, swymi brutalnymi słownymi atakami sprawiając jednocześnie, że "Kwartet literacki" opuściła jedna ze współrowadzących program Sigrid Löffler.
Nie zapomnę jego poruszającej mowy, jaką wygłosił w styczniu zeszłego roku w Bundestagu. Mówił po raz ostatni o warszawskim getcie, a także o tym, jaką siłę, moc i wolę przeżycia dał mu jego największy skarb - język.
Nikt go nie zastąpi.
Może to nie jest właściwe miejsce, ale może właściwy moment: imię Marcel nieprzypadkowo pojawiło się w naszej rodzinie. Może to przypadek, może geny, może nasze osobiste priorytety, a może cichy patron: nasz najmłodszy syn przejawia wielką namiętność do literatury.
Bardzo zazdroszczę Niemcom, że to właśnie u nich Reich-Ranicki prowadził swój program. Niestety, miałam okazję oglądać go tylko kilka razy, ale za każdym razem byłam pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNie załamuj rąk nad kondycją czytelniczą ludzi, tylko zabieraj się do roboty i wykorzystaj cały talent, jaki dostałeś - Reich-Ranicki swój wykorzystał chyba do cna.
A czytałaś może "Moje życie"?
To był jeden z lepszych programów o kulturze, jaki kiedykolwiek powstał... Ktoś gdzieś napisał teraz, po śmierci Ranickiego, że więcej zrobił dla kultury niemieckiej i kultury w ogóle niż jakikolwiek minister. Niesamowita charyzma...
Usuń"Moje życie" czytałam, a jakże! Swoją drogą, wyobrażasz sobie, żeby w Polsce autobiografia jakiegoś krytyka literackiego sprzedała się w ponad 1 mln egzemplarzy?... :-)
Nie wyobrażam sobie, niestety. To najbardziej dobitnie pokazuje, jak ważna to była postać.
Usuń"Moje życie" w Polsce przeszło chyba zupełnie bez echa, a zdaje się, że byłoby o czym dyskutować i u nas.
Na pewno byłoby o czym, bo w Polsce Ranickiemu sporo zarzucano, między innymi wypromowanie w Niemczech tytułu, dzięki któremu Niemcy mogli zrzucić z siebie część winy (Szczypiorski właśnie)... Niezbyt pochlebnie wypowiadał się też o polskiej prozie współczesnej, zjechał Tokarczuk, Stasiuka. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, że "Moje życie" wydano w Polsce. Faktycznie przeszło bez echa...
UsuńCzytalam kiedys o nim, niesamowicie barwna i charyzmatyczna postac, obowiazkowo musze przeczytac "Moje życie". Zaluje tylko, ze programu nigdy nie ogladalam.
OdpowiedzUsuńCo do imienia Marcel... wzruszylam sie i po cichu trzymam za Marcela kciuki :-)).
Był jeszcze inny Marcel, też literat, który też trochę patronuje naszemu młodemu Smokowi... :-)
UsuńStare nagrania z "Kwartetu" może gdzieś kursują jeszczer po youtubie, tylko niemiecki trzeba znać. Ale nawet bez znajomości języka warto popatrzeć na jego gestykulację, mowę ciała, ekspresję...
Kocham takich pasjonatow, a jesli jeszcze sa pasjonatami w dziedzinie literatury... to WIESZ ;-))))).
UsuńBrakuje u nas krytyka literackiego, który żyłby literaturą nie oglądając się na koterie towarzyskie, sympatie polityczne. Znani nie zawsze piszą dobrą literaturę, gnioty też im się zdarzają. Tymczasem krytyka zaginęła - bo po co sobie robić wrogów. Reich-Ranicki był człowiekiem odważnym i nieprzekupnym, zawsze bronił swej wizji dobrej literatury. Niestety, jego zdanie dotyczące polskiej prozy jest wciąż aktualne. Ciekawa jestem, czy interesował się ostatnimi powieściami Myśliwskiego.
OdpowiedzUsuńFakt, Ranicki nie przejmował się układami i jak lew bronił swego zdania. Ostatnio w niemieckiej telewizji sporo było dokumentów i nim, przypominano stare nagrania "Kwartetu"... Niesamowita charyzma, wiedza... Też bym chciała wiedzieć, czy widział w Polsce jakieś interesujące nazwiska.
UsuńBardzo ciekawa postać, o której - wstyd przyznać - niewiele wiem.
OdpowiedzUsuńW Niemczech był rozpoznawalny nawet wśród tureckich taksówkarzy... w Polsce zaś rzeczywiście mało znany.
UsuńZ przyjemnością chociaż późno, bo dopiero z Twojego posta poznałam tego Pana.
OdpowiedzUsuńTo była osobowość nietuzinkowa, a takich nie ma zbyt wiele.
Warto byłoby go poznać bliżej.
Zwykle śmierć wielkiej osobowości jest okazją do przypomnienia dorobku, postaci... może jakieś wydawnictwo się skusi?
UsuńZaopatrzyłam się jakiś czas temu w dwie książki o Reichu-Ranickim. Tak mnie naszło, a tu wiadomość o śmierci.
OdpowiedzUsuń