Wydawnictwo literackieNorweska literatura to nie tylko Ibsen i Hamsun albo Nesbø i Fossum. Jednym ze szlagierów eksportowych tego nordyckiego kraju jest od niedawna Lars Saabye Christensen. Pytanie, czy "towarowi" temu bliżej do Hamsuna czy któregoś z lżejszych kalibrów i czy w ogóle jest się czym chwalić.
Oryginalny tytuł: Sluk
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Data wydania: styczeń 2015
Liczba stron: 464
Cena: 44,90 zł
Okładka wydania niemieckiego i modny piętrowy tytuł (Lato, kiedy moja matka chciała polecieć na Księżyc) |
Christensen rozpoczyna swoją opowieść w pamiętnym roku 1969, roku lądowania pierwszego człowieka na Księżycu i nie jest to data przypadkowa. Dorastający chłopak nazywany przez matkę Chrisem, przez innych Blackiem lub Chaplinem, przez siebie samego zaś Funderem, jak co roku spędza lato w zatoce Oslofjorden. Tym razem jednak wakacje okażą się inne od poprzednich - Funder bowiem przestaje być dzieckiem. I podczas gdy cały świat spogląda w niebo, ku Księżycowi, Funder zakochuje się po raz pierwszy w życiu. Próbuje też napisać wiersz o Księżycu - ma już nawet tytuł - wszak po to przywiózł ze sobą Remingtona. Wiersz powstaje z wielkim bólem, a właściwie wcale nie powstaje. Autsajder Funder, rozdwojony między samotnością z wyboru a pragnieniem przynależności do grupy, wpatruje się godzinami w białą kartkę, rozmyślając o sobie i świecie. Jest inny. Chce być inny, a zarazem nie chce. Nie chce osobliwej przyjaźni z dziwakiem Iverem Maltem, a jednocześnie nie potrafi się przed nią obronić. Wie, że jest pisarzem, ale nie jest w stanie napisać nawet jednej linijki. Współczuje Księżycowi, który od momentu, gdy wyląduje na nim człowiek, nigdy nie będzie już taki jak przedtem. I staje się dorosły. To wyjątkowe lato kończy się zdradą i odarciem z iluzji, ale zasiane ziarno kiełkuje.
Radykalne fabularne cięcie, które następuje w tym miejscu, może budzić konsternację, jest jednak częścią misternie przemyślanej konstrukcji. Christensen przenosi czytelnika w czasie czterdzieści lat później, do umierającej powoli amerykańskiej mieściny Karmack. Zapadła dziura, w której nie zatrzymują się już pociągi, miejsce bez perspektyw, zamieszkiwane przez ludzi bez przyszłości. Między innymi przez Franka Fratelliego, "Pośrednika", zatrudnionego po to, by przekazywać ludziom wiadomość o śmierci kogoś bliskiego. Z serii tragikomicznych epizodów z życia małego miasteczka wyłania się obraz cywilizacyjnego upadku, a kładzione tu i ówdzie tropy pozwalają domyślać się, jak ta historia ma się do pierwszej części powieści.
A to nie koniec wolt. Trzecia, ostatnia, przywraca na scenę bohaterów aktu pierwszego, ale w świetle późniejszych wydarzeń zajmują oni w tej przedziwnej konstelacji zupełnie odmienne pozycje. Christensen łączy równym szwem to, co porozcinał, dopina to, co się rozlazło, wywróciwszy uprzednio materię na drugą stronę. Dowodzi w tym wielkiego kompozycyjnego kunsztu. Sposób, w jaki przetasowuje elementy układanki, graniczy z zuchwałością. I to nie tylko na płaszczyźnie konstrukcyjnej. Nie sposób nie zachwycić się warstwą językową: śmiałą, żywą, ale niepozbawioną osobliwego, poetyckiego piękna. Christensen ma dar opowiadania i wykorzystuje go brawurowo. Wie, kiedy uderzyć w humor (znakomity wątek ciotek!), kiedy wzruszyć, kiedy sobie melancholijnie pofilozofować, a kiedy przyprawić całość odrobiną szaleństwa.
Powieść o dziwnym tytule "Odpływ" kryje w sobie niespodziankę, ale jest także frapującą opowieścią o poszukiwaniu tożsamości. Jest też próbą nakreślenia granic między prawdą a własnym wyobrażeniem o sobie, uchwycenia tego, jak przeżycia i osobowość pisarza wpływają na kreację fikcyjnego świata i odwrotnie.
Cudze chwalicie?... W tym wypadku słusznie.
Pierwsze zdanie: "Ojciec często powtarzał: >>Musisz umieć zbudować dom, zanim będziesz mógł go zaprojektować<<".
Gdzie i kiedy: Mała osada w Oslofjorden, Karmack w USA, okolice Baltimore, rok 1969 i współcześnie
W dwóch słowach: fikcja a rzeczywistośćDla kogo: dla miłośników literackich odkryć, powieści z szaradą i nieszablonowego języka
Ciepło / zimno: 91°
Ja mam za sobą dwa utwory tego pisarza. „Herman” to poruszająca historia o dziecku, które z nieznanych powodów zaczęło łysieć, a „Jubel” to książka z elementami czarnego humoru, o pianiście. Tą pierwszą się zachwyciłam, druga nie za bardzo przypadła mi do gustu. Kolejne książki tego autora w planach. A piętrowe tytuły nie podobają mi się, wolę te niemodne, krótkie :-)
OdpowiedzUsuńOn całkiem sporo napisał, w Polsce niezbyt wiele tytułów się ukazało, w Niemczech sporo więcej. Siłą rzeczy nie wszystkie będą się zatem jednakowo podobać. "Odpływ" jest moją pierwszą książką tego autora, ale pewnie sięgnę po więcej. Przyznam, że tytuł mnie zmylił - sądziłam, że będzie chodziło raczej o odpływ w morskim znaczeniu, a tu gucio :-) Te długie tytuły wydają mi się dość irytujące, w jakiś sposób spłaszczają, trywializują. Sądząc po tym niemieckim, spodziewałabym się raczej czegoś w stylu "Stulatka, który...", a to skojarzenie na pewno krzywdządze dla Norwega.
UsuńTak tak, Norwegowie mają się kim chwalić. A "Odpływ" bardzo mi się podobał, co prawda jeszcze nie czytałam "Półbrata", ale przecież liczy się, że mam :)
OdpowiedzUsuńDługie tytuły książek są nudne i sprawiają wrażenie braku sensownego pomysłu, więc najlepiej przepisać pół gotowej strony i włala :)
Mieć to i ja mam jeszcze jedną jego książkę :-) (nie "Półbrata")... "Odpływ" podobał mi się jednak tak bardzo, że na pewno poczytam więcej.
UsuńTaaa... a z tymi tytułami, to mam wrażenie, że niektórzy pisarze (wydawcy) biorą udział w konkursie na najgłupszy (najbardziej irracjonalny) i najdłuższy tytuł. Ze szkodą dla siebie, niestety.
Uśmiałam się z tego: "liczy się, że mam" - bo mam. I "Półbrata" i "Odpływ" i - okazuje się - "Jubel", aczkolwiek do czasu przeczytania komentarzy powyżej nie wiedziałam, że to tego samego autora (;
UsuńW moim przypadku to, że mam liczy się... w latach odkładania przeczytania "na zaś" (;
Wspaniała powieść. Pełna emocji. Zaskakująca fabularnie.
OdpowiedzUsuńJest też dla mnie szczególna, bo to mój pierwszy ebook :)
tommy z Samotni
No właśnie u Ciebie między innymi widziałam fajną opinię - w najlepszych powieściach roku :-)
UsuńPółbrata polecam:) Rewelacja, podobny jeżeli chodzi o styl pisania. Zbieram teraz inne tytuły tego autora wydane po niemiecku. Bo, jak będę czekać na polskie tłumaczenia, to osiwieję ze starości:)
OdpowiedzUsuńNo to masz co zbierać, bo trochę tego wyszło :-) W Polsce rzeczywiście się nie kwapią z wydawaniem.
UsuńChristensen jest znany w Polsce przynajmniej od 1999 roku, kiedy wydano jego książkę "Jubel". Potem był "Herman", "Półbrat" i teraz "Odpływ". Liczę,że najlepsza tłumaczka książek norweskich p. Zimnicka jeszcze coś dla nas przetłumaczy :)
OdpowiedzUsuńJeśli podobał Ci się "Odpływ", to i "Półbrat" nie rozczaruje :)
opty2
Masz rację, teraz został "odkryty" na nowo przez Wydawnictwo Literackie. Muszę przyznać, że językowo ta książka mnie zachwyciła. Przekład świetny, redakcja chyba też swoje zrobiła. "Półbrata" mam na oku, i jeszcze jedną, wydaną na razie tylko po niemiecku. Też mam nadzieję, że to będzie więcej tego autora po polsku :-)
Usuń