W zasadzie już sama okładka tej książki powinna być ostrzeżeniem.
Ekspresyjna, naturalistyczna, straszna – i znakomicie oddająca to, co
czeka osobę, który odważy się po nią sięgnąć. Bo to nie jest książka dla
wrażliwców i eterycznych mimoz. To, co debiutująca powieścią
Wściekła skóra Agnieszka Miklis serwuje czytelnikom, to materiał nietuzinkowy, drastyczny i odpychający.
Na portalu Zbrodnia w Bibliotece można przeczytać moją
recenzję tej powieści. Zapraszam!
Biegnę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńOkładka makabryczna. Ale jak będę mieć okazję to chętnie przeczytam, może mnie nie odrzuci:)
OdpowiedzUsuńwłaśnie ta okładka jest straszna... ja czekam na ten tytuł, niedługo powinien przyjść, ciekawe czy dam radę go przeczytać :)
OdpowiedzUsuńEj, no co Ty tak z tymi mimozami - człowiek jest zwyczajnie wrażliwy... ;-))
OdpowiedzUsuńOkładka naprawdę mocna, brrr! :-)
Mam straszną ochotę na tę książkę. A Twoja recenzja tylko mnie zachęca. Okładka miażdży!
OdpowiedzUsuńCzuję,że to coś dla mnie:)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych okładek, których nie chciałabym mieć na swojej półce. Bałabym się, że którejś nocy przyśni mi się toto, bo lubię przed snem powpatrywać się w swoje książeczki. Nic nie poradzę, że taka strachliwa jestem :)Ale recenzję chętnie przeczytam, bo jestem strachliwa, ale ciągnie mnie do strasznego straszliwie. Nawet czytam teraz jeden kryminał, bo jak juz mam coś takiego w domu to się nie mogę oprzeć. Gdybym tę książkę miała też bym ją przeczytała, a potem przez tydzień dostawałabym palpitacji serca po zgaszeniu światła.
OdpowiedzUsuńJesli książka jest faktycznie taka jak okładka to ja tym razem dziękuję :-) Ale recenzję przeczytałam i jest oczywiście na najwyższym poziomie :-)
OdpowiedzUsuńJa chcę tę książkę! Muszę, po prostu muszę ją mieć. To chyba duża zasługa mrocznej, porażającej okładki, która aż woła weź mnie i poznaj ciemną stronę mojej historii.
OdpowiedzUsuńChyba bym się jednak nie skusiła, jeżeli to prawda co piszesz.)
OdpowiedzUsuńKsiążkę chętnie bym przeczytała, bo narobiłaś mi na nią smaka (znowu!), natomiast okładka mi się nie podoba i tylko na jej podstawie na pewno bym po powieść nie sięgnęła.
OdpowiedzUsuńAaaa, jaka rewelacyjna recenzja. Wiem, ze ksiazka moze byc z tych, ktore porzucam, ale recenzja mnie tak zauroczyla, ze postaram sie doczytac do konca (chocby dla finalnych scen z Edwinem i jego matka ;-))) ).
OdpowiedzUsuńCzeka na swoją kolej ;)
OdpowiedzUsuńhmmm...a mnie zniechęciły zdziebko te klisze i wątki budzące odrazę. :/
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo dobra, ale książka jakoś niekoniecznie mnie interesuje. Chyba tym razem odpuszczę. Mam jeszcze takie pytanie innej natury, dlaczego nie opublikowałaś całej recenzji na blogu? U Ciebie znacznie lepiej się czyta, tam wielkość czcionki jest naprawdę dobijająca.
OdpowiedzUsuńBardzo na czasie dla mnie lektura, odkąd przestałam nakładać maseczki, moja skóra też się wścieka...
OdpowiedzUsuńNo to idem się przelinkować i czytać ;)